Читать книгу Zwodniczy punkt - Dan Brown - Страница 27

Rozdział 21

Оглавление

Olbrzymia habisfera NASA wyglądałaby dziwnie w dowolnym miejscu na Ziemi, ale tutaj, na arktycznym lodowcu, szczególnie trudno było pogodzić się z faktem jej istnienia.

Patrząc w górę na futurystyczną kopułę zbudowaną z białych trójkątnych poduszek, Rachel czuła się jak w kolosalnej izolatce. Ściany schodziły do lodowej podłogi otoczonej rzędami jasnych lamp halogenowych, które wypełniały całą komorę efemerycznym blaskiem.

Po lodowej podłodze, wśród roboczych stanowisk naukowców, wiły się czarne piankowe chodniki. Aparaturę obsługiwało trzydziestu lub czterdziestu ubranych na biało pracowników NASA, rozmawiających między sobą z podnieceniem. Rachel natychmiast zorientowała się, co wisi w powietrzu.

Entuzjazm towarzyszący nowemu odkryciu.

Gdy wraz z administratorem okrążała główną komorę, zauważyła zaskoczone, nieprzyjazne spojrzenia tych, którzy ją rozpoznali. Ich szepty niosły się wyraźnie dzięki pogłosowi.

Czy to córka senatora Sextona?

Do licha, co ona tu robi?

Wierzyć się nie chce, że Ekstrom z nią rozmawia!

Rachel niemal spodziewała się, że zobaczy rozwieszone wszędzie lalki wudu wyobrażające jej ojca. Ale wrogość nie była jedyną emocją. Wyraźnie wyczuwała zadowolenie – jak gdyby pracownicy NASA dobrze wiedzieli, kto będzie śmiał się ostatni.

Administrator prowadził ją w kierunku stołu, przy którym siedział mężczyzna. W odróżnieniu od jednakowo ubranych pracowników NASA, miał na sobie czarny golf, grube sztruksy i ciężkie buty. Siedział plecami do wszystkich.

Ekstrom poprosił ją, żeby zaczekała, a sam poszedł, by porozmawiać z nieznajomym. Po chwili mężczyzna w golfie przyjaźnie pokiwał głową i wyłączył komputer. Administrator wrócił.

– Pan Tolland zajmie się panią. Jest jednym z rekrutów prezydenta, więc powinniście się dogadać. Dołączę do was później.

– Dziękuję.

– Przypuszczam, że słyszała pani o Michaelu Tollandzie?

Rachel wzruszyła ramionami, wciąż skupiona na rozglądaniu się po tym niewiarygodnym pomieszczeniu.

– Nazwisko nic mi nie mówi.

Mężczyzna w golfie podszedł do nich z uśmiechem.

– Nic nie mówi? – Głos miał dźwięczny i życzliwy. – To najlepsza wiadomość dnia. Chociaż raz będę miał okazję zrobić pierwsze wrażenie.

Rachel popatrzyła na niego i wrosła w ziemię. W jednaj chwili rozpoznała przystojną twarz. Znali ją wszyscy w Ameryce.

– O rany – jęknęła i zarumieniła się, podając mężczyźnie rękę. – Ten Michael Tolland.

Kiedy prezydent powiedział, że w celu zweryfikowania odkrycia NASA zwerbował pierwszorzędnych naukowców, Rachel wyobraziła sobie pomarszczonych jajogłowych wyposażonych w kalkulatory z monogramami. Michael Tolland stanowił antytezę tego wyobrażenia. Będąc jedną z największych „medialnych sław naukowych” w Ameryce, prowadził cotygodniowy program dokumentalny Niezwykły świat oceanów i przybliżał telewidzom wiedzę o groźnych zjawiskach oceanicznych, takich jak erupcje podwodnych wulkanów czy zabójcze fale tsunami. Opowiadał także o interesującej faunie, na przykład trzymetrowych pierścienicach. Media nazywały Tollanda skrzyżowaniem Jacques’a Cousteau z Carlem Saganem, wychwalając jego erudycję, bezpretensjonalny entuzjazm, żądzę przygód oraz formułę, która wyniosła Niezwykły świat na szczyty oglądalności. Oczywiście, przyznawała większość krytyków, surowa męska uroda i nienarzucająca się charyzma prawdopodobnie nie szkodziły odbiorowi jego osoby przez żeńską część widowni.

– Panie Tolland… – powiedziała Rachel, lekko się zacinając – jestem Rachel Sexton.

Tolland miał miły, asymetryczny uśmiech.

– Cześć, Rachel. Mów mi Mike.

Rachel, co było dość nietypowe, nie mogła wyksztusić słowa. Za dużo wrażeń… habisfera, meteoryt, tajemnice, niespodziewane spotkanie z gwiazdą telewizyjną.

– Jestem zaskoczona – przyznała, próbując odzyskać równowagę. – Kiedy prezydent powiedział mi, że zwerbował niezależnych naukowców do uwierzytelnienia odkrycia NASA, spodziewałam się chyba… – Zawahała się.

– Naukowców z prawdziwego zdarzenia? – Tolland uśmiechnął się szeroko.

Rachel oblała się rumieńcem.

– Nie to miałam na myśli.

– Nie przejmuj się. Ciągle to słyszę, odkąd tu jestem.

Administrator przeprosił i odszedł, obiecując spotkać się z nimi później. Tolland z zaciekawieniem popatrzył na Rachel.

– Administrator powiedział, że jesteś córką senatora Sextona.

Przytaknęła. Niestety.

– Jego szpiegiem za liniami wroga?

– Front nie zawsze przebiega tam, gdzie się wydaje.

Zapadło krępujące milczenie. Rachel szybko je przerwała:

– Powiedz mi, co oceanograf o światowej sławie robi na lodowcu z gromadą speców rakietowych NASA?

Tolland zaśmiał się.

– Szczerze mówiąc, pewien facet ogromnie podobny do prezydenta poprosił mnie o przysługę. Już otworzyłem usta, żeby posłać go do diabła, ale zamiast tego wyrwało mi się: „Tak jest, oczywiście”.

Rachel roześmiała się po raz pierwszy tego dnia.

– Witamy w klubie.

Choć większość znanych z telewizji sław w rzeczywistości była niższa niż na ekranie, Rachel pomyślała, że Michael Tolland wydaje się wyższy. Jego brązowe oczy były tak samo żywe i pełne pasji jak w telewizji, a w ciepłym głosie pobrzmiewał niekłamany entuzjazm. Ogorzały i wysportowany czterdziestopięciolatek, miał proste czarne włosy, które opadały niesforną grzywką na czoło. Jego zdecydowanie zarysowana szczęka i swobodne ruchy świadczyły o dużej pewności siebie. Kiedy wymieniali uścisk dłoni, szorstka, stwardniała ręka przypomniała Rachel, że Tolland nie jest typową „miękką” gwiazdą, lecz znakomitym żeglarzem i badaczem pracującym w terenie.

– Sądzę, że zostałem zwerbowany nie tyle z uwagi na wiedzę, ile na medialność – przyznał skromnie. – Prezydent poprosił, żebym nakręcił film dokumentalny.

– Film dokumentalny? O meteorycie? Przecież jesteś oceanografem.

– To samo mu powiedziałem! Odparł, że nie zna żadnych dokumentalistów meteorytowych, a mój udział pomoże uwiarygodnić odkrycie. Najwyraźniej zamierza pokazać dokument na dzisiejszej wielkiej konferencji prasowej.

Sławny rzecznik. Rachel rozgryzła sprytny polityczny manewr Zacha Herneya. NASA często była oskarżana o brak kontaktu ze społeczeństwem. Nie tym razem. Wciągnęli mistrza komunikatywności, zwerbowali osobę, którą Amerykanie znają i której ufają, gdy chodzi o naukę.

Tolland wskazał na drugą stronę kopuły, gdzie urządzono kącik telewizyjny z niebieskim dywanem, kamerami, światłami, długim stołem z kilkoma mikrofonami. W tle ktoś powiesił wielką amerykańską flagę.

– To na wieczór – wyjaśnił. – Administrator NASA i kilku czołowych naukowców połączy się przez satelitę z Białym Domem. W ten sposób będą mogli uczestniczyć w wieczornym wystąpieniu prezydenta.

I słusznie, pomyślała Rachel, zadowolona, że Zach Herney nie ma zamiaru pominąć NASA.

– W takim razie – powiedziała z westchnieniem – czy ktoś w końcu mnie oświeci, dlaczego ten meteoryt jest taki wyjątkowy?

Tolland uniósł brwi i uśmiechnął się tajemniczo.

– Prawdę mówiąc, lepiej zobaczyć to na własne oczy, niż słuchać wyjaśnień. – Poprowadził ją do sąsiedniego stanowiska roboczego. – Ten facet ma mnóstwo próbek, które może ci pokazać.

– Próbek? Naprawdę macie próbki?

– Jasne. Pobraliśmy ich całkiem sporo. To właśnie próbki rdzeniowe uświadomiły NASA znaczenie tego znaleziska.

Niepewna, czego się spodziewać, Rachel podeszła z Tollandem do stanowiska. Nikogo przy nim nie było. Na biurku zarzuconym próbkami skał, suwmiarkami i sprzętem diagnostycznym stał kubek kawy. Kawa parowała.

– Marlinson! – zawołał Tolland, rozglądając się. Bez odpowiedzi. Westchnął i odwrócił się do Rachel. – Pewnie zabłądził, szukając śmietanki do kawy. Studiowałem z nim w Princeton. Mówię ci, ten facet potrafił zgubić się we własnym akademiku. Teraz ma medal za pracę naukową w dziedzinie astrofizyki, wyobrażasz sobie?

Rachel się zastanowiła.

– Marlinson? Nie chodzi ci przypadkiem o tego sławnego Corky’ego Marlinsona?

Tolland się roześmiał.

– W rzeczy samej.

– Corky Marlinson jest tutaj? – Rachel nie posiadała się ze zdumienia. Jego koncepcje dotyczące pól grawitacyjnych stały się legendą wśród inżynierów satelitarnych NRO. – Marlinson jest jednym z cywilnych rekrutów prezydenta?

– Tak, naukowcem z prawdziwego zdarzenia.

Trafne określenie, pomyślała. Corky Marlinson jest błyskotliwy i szanowany jak mało kto.

– Niesamowity paradoks w jego przypadku polega na tym – mówił Tolland – że może podać ci w milimetrach odległość do Alfa Centauri, ale nie umie zawiązać sobie krawata.

– Noszę przypinane! – burknął ktoś nosowym, dobrodusznym głosem. – Sprawność jest ważniejsza niż styl, Mike. Wy, hollywoodzkie typy, tego nie rozumiecie.

Odwrócili się. Zza wielkiej sterty sprzętu elektronicznego wyłonił się niski, łysiejący grubasek o wyłupiastych oczach mopsa. Na widok Rachel stanął jak wryty.

– Jezu Chryste, Mike! Ty nawet na pieprzonym biegunie potrafisz przygruchać sobie wystrzałową babkę! Wiedziałem, że powinienem iść do telewizji.

Michael Tolland był wyraźnie zakłopotany.

– Pani Sexton, proszę wybaczyć doktorowi Marlinsonowi. Braki w wychowaniu nadrabia przypadkowymi strzępami absolutnie bezużytecznej wiedzy o wszechświecie.

Corky podszedł do nich.

– Miło panią poznać. Nie dosłyszałem nazwiska.

– Sexton. Rachel Sexton.

– Sexton? – Corky westchnął żartobliwie. – Mam nadzieję, że nie jest pani spokrewniona z tym krótkowzrocznym zdemoralizowanym politykierem?

Tolland się skrzywił.

– Corky, senator Sexton jest ojcem Rachel.

Corky przestał się śmiać i oklapł jak przekłuty balon.

– Wiesz, Mike, nic dziwnego, że nie mam powodzenia u kobiet.

Zwodniczy punkt

Подняться наверх