Читать книгу Tajemnice Inferno - Dan Burstein - Страница 10

Moja wiosna z Dantem Dan Burstein, twórca, autor i współredaktor serii

Оглавление

„Akcja powieści będzie się rozgrywać w Europie, najbardziej fascynującym miejscu, jakie odwiedziłem” – wyznał Dan Brown.

Stwierdzenie to padło w maju 2010 roku. Autor mówił wówczas, choć nie wprost, o powieści Inferno. W tym czasie był w połowie pracy nad nią. Dla nas, będących w branży „brownologicznej”, było jasne, że zanosi się na trudną grę. Jakie miasto autor miał na myśli? Współobserwatorzy poczynań Browna zaczęli dyskutować i dzielić się sugestiami na Twitterze. Według mnie chodziło o Stambuł. Po pierwsze takie przemycenie elementu edukacyjnego bardzo pasowało do stylu Dana Browna. Mówił „Europa”, a tak naprawdę miał na myśli Turcję, a znaczna część Amerykanów nie postrzega tego w większości muzułmańskiego kraju jako państwa europejskiego. W rzeczywistości Stambuł ma takie samo prawo do miana miasta europejskiego, jak wszystkie inne na tym kontynencie (a może nawet i większe). Przez wiele stuleci po upadku Rzymu tu znajdowała się stolica Cesarstwa Wschodniorzymskiego, co czyniło zeń najbogatsze i najpiękniejsze miasto w Europie. Po drugie wystarczyło zerknąć kilka razy na strony internetowe, by dowiedzieć się, że w grudniu 2009 roku Dan Brown odwiedził Stambuł i na zaproszenie Konsulatu Amerykańskiego wygłosił tam odczyt na temat związków między nauką i religią. Po trzecie Stambuł naprawdę jest fascynującym miastem.

Okazało się, że jednak nie miałem racji. Głównym miejscem akcji powieści jest Florencja. I mogę ostatecznie zgodzić się ze stwierdzeniem Browna, że jest to najbardziej fascynujące miejsce w Europie. Być może należy mi się nagroda pocieszenia, gdyż Stambuł, z jego niesamowitym kościołem, meczetem i muzeum Hagia Sophia, z jego bogatą wielokulturową tradycją wynikającą z położenia u skrzyżowania cywilizacji, w istocie okazuje się trzecim i ostatnim miejscem, do którego – po Florencji i Wenecji – udaje się Robert Langdon podczas swojej misji.

Gdy Dan Brown wraz z wydawcą na początku 2013 roku oficjalnie zakomunikowali, że następna przygoda Roberta Langdona zaprowadzi go do Florencji i będzie się rozgrywała wokół Dantego i jego Boskiej komedii, poczułem, jakby mnie wystrzelono wprost do Raju dla intelektualistów.

Od zawsze podziwiam i uwielbiam Dantego, a Florencja to jedno z moich ulubionych miejsc. Jednak nie czytałem Boskiej komedii od ponad czterdziestu lat.

Snując różne refleksje przy okazji zbliżających się moich 60. urodzin, odkryłem, że coraz bardziej pociąga mnie powrót do młodzieńczej pasji pisania poezji. Przede wszystkim zacząłem zastanawiać się, czy nie spróbować swych sił w niektórych nowych gatunkach poetyckich i wówczas uświadomiłem sobie, że Dante – jako mistrz innowacji formy poetyckiej i samego języka włoskiego – mógłby mnie zainspirować. Z lubością oddałem się ponownej lekturze Boskiej komedii i zanurzyłem się – nawet jeśli tylko przelotnie – w świecie Dantego. Wiedziałem, że lektura klasyki może mi wiele dać, zwłaszcza w perspektywie realizacji nowych planów życiowych. I wiedziałem też, że pomoże w przygotowaniach do napisania czegoś sensownego o nowej książce Dana Browna.

***

Tak właśnie rozpoczął się okres, który nazwałem moją wiosną z Dantem. Czytałem na nowo Boską komedię w przekładach na angielski Mandelbauma i Ciardiego, a także fragmenty wersji Henry’ego Wadswortha Longfellowa, potem zaś przekład Clive’a Jamesa, który ukazał się w kwietniu, miesiąc przed premierą Inferno. Przebrnąłem przez ponad sto pozycji literaturoznawczych dotyczących Dantego, począwszy od doniosłego modernistycznego dzieła Ericha Auerbacha z początku XX wieku Dante: Poet of the Secular World (Dante jako poeta świata ziemskiego), skończywszy na opublikowanej w 2004 roku nowatorskiej książce Harriet Rubin Dante in Love (Zakochany Dante). Odkryłem też, choć nie ma w tym nic dziwnego, nieprawdopodobną obfitość prac naukowych o Dantem publikowanych w internecie. Prawie codziennie odwiedzałem strony „Digital Dante” Uniwersytetu Columbia i „Danteworlds” pod auspicjami Uniwersytetu Teksańskiego w Austin (UT Austin).

Po zaznajomieniu się z głównymi trendami we współczesnych badaniach nad Dantem, wyszukałem nazwiska najciekawszych autorów i zaprosiłem ich do współpracy nad niniejszą książką. Czytelnik w rezultacie znajdzie tu wiele tekstów napisanych przez wiodących specjalistów w dziedzinie badań nad Dantem, takich jak: Teodolina Barolini, Steven Botterill, William Cook, Alison Cornish, Giuseppe Mazzotta i inni.

Wraz z rodziną odwiedziłem Florencję (co też relacjonuję w czwartej części niniejszej książki) oraz inne miejsca istotne dla życia Dantego. Ujrzałem tam samego Dantego tak, jak prawdopodobnie przedstawił go jego przyjaciel Giotto, największy malarz XIV wieku. Wizerunek ten stanowi część większego fresku na ścianach w Muzeum Narodowym w Palazzo del Bargello we Florencji. Detal przedstawiający portret Dantego znajdował się również na plakacie z okazji 700. rocznicy urodzin artysty, który pojawił się w życiu mojej rodziny, gdy byłem dzieckiem. Wciąż mam ten plakat. Stanowi on swoisty totem potwierdzający, jak istotną rolę nieustannie w mym życiu odgrywa ten twórca.

Któregoś cudownego kwietniowego popołudnia w Bolonii przeżyłem doniosłą chwilę. Otóż podczas odwiedzin w mieszkaniu przyjaciela okazało się, że jego taras wychodzi dokładnie na słynne dwie wieże miasta, które przed wiekami zainspirowały Dantego do napisania pierwszego wiersza. Pozostaje niejasne, czy Dante rzeczywiście uczęszczał na Uniwersytet Boloński, który już w czasach jego młodości był instytucją o dwustuletniej tradycji i stanowił jeden z nielicznych ośrodków nauczania akademickiego średniowiecznej Europy. Historycy zgadzają się co do tego, że Dante odwiedził miejsce zwane dziś Santo Stefano, skupiające obecnie kompleks siedmiu kościołów i budynków przykościelnych, w których skład wchodzą również tysiącletnie lub nawet starsze krużganki z kolumnami zwieńczonymi kapitelami z gargulcami. Na kapitelach można zobaczyć postaci odbywające pokutę, uginające się pod ciężarem ogromnych głazów. Z mojej niedawnej lektury Boskiej komedii przypomniałem sobie, że Dante przedstawia dokładnie taką scenę podczas opisu swej wizyty w Purgatorio (Czyśćcu).

Podróżując w interesach oraz podczas weekendowych wyjazdów rekreacyjnych wysłuchałem (dwukrotnie) cyklu dwudziestu czterech wykładów na temat Boskiej komedii wygłoszonych przed dziesięcioma laty przez członków The Teaching Company – profesora Williama Cooka (który zgodził się napisać jeden z rozdziałów niniejszej książki) i profesora Ronalda Herzmana.

***

Odświeżyłem sobie również dzieła niektórych artystów i pisarzy, którzy w moim życiu odgrywali szczególną rolę, pragnąc dowiedzieć się więcej o ich zainteresowaniu Dantem i odnaleźć związki między ich twórczością a dziełem mistrza. W szczególności powróciłem więc do Jamesa Joyce’a, Samuela Becketta, Thomasa Stearnsa Eliota, Williama Blake’a i Auguste’a Rodina.

Znalazłem informację o tym, że Samuel Beckett, pisarz i dramaturg należący do przedstawicieli egzystencjalizmu, podobno umarł z egzemplarzem Boskiej komedii przy łóżku. Wydaje się, że w swych dziełach uznał postać gnuśnego Belacqua z Purgatorio Dantego za swe alter ego. Według jednego z krytyków zainteresowanie Becketta czekaniem jako fundamentalnym czynnikiem ludzkiej egzystencji – tak błyskotliwie przedstawionym w Czekając na Godota – odzwierciedla wątek poboczny początkowych części Purgatorio, w których pojawia się Belacqua.

Mam w domu dwie podpórki do książek, które są kopią słynnej pracy Auguste’a Rodina zatytułowanej Myśliciel. Dostałem je od mego ojca, a ten z kolei otrzymał je od swego ojca w 1928 roku jako prezent z okazji bar micwy. Znajdują się więc w posiadaniu mej rodziny od osiemdziesięciu pięciu lat. Lecz nie wiedziałem wcześniej, a nie sądzę, by wiedział o tym mój ojciec, że postać ta, będąca apoteozą humanizmu i potęgi ludzkiego intelektu, w zamierzeniu Rodina (a zgadza się z tym większość historyków sztuki) zainspirowana została wizerunkiem Dantego.

Rodin, którego Commedia fascynowała niesłychanie, poświęcił ponad dwadzieścia lat pracy twórczej na przygotowanie plastycznej wizji scen z poematu. Kilka z jego najsłynniejszych rzeźb odnosi się do epizodów z dzieła Dantego. Są to między innymi Pocałunek i Bramy Piekieł. Gdy to odkryłem, całkowicie przez przypadek natrafiłem na film dokumentalny przedstawiający wysiłki B. Geralda Cantora (założyciela firmy finansowej Cantor Fitzgerald) i jego żony Iris prowadzące do tego, by odlać Bramy Piekieł w brązie, jako że wcześniej dzieło istniało jedynie w formie odlewu gipsowego. Film pokazywał wielką pasję Cantora, który postawił sobie za cel życia przywrócenie zainteresowania dziełem Rodina. Ukazywał także pasję rzeźbiarza, z jaką ten starał się odtworzyć świat Dantego w trzech wymiarach.

16 czerwca – podczas Bloomsday, kiedy w Irlandii co roku odbywają się obchody dnia Ulissesa Jamesa Joyce’a – przeczytałem ponownie niektóre fragmenty tej wspaniałej modernistycznej powieści. Ulisses w oczywisty, a przy tym bardzo szczegółowy sposób odzwierciedla Homerowską Odyseję. Tym razem śledzimy krok w krok wędrówkę i wydarzenia z życia głównego bohatera, Leopolda Blooma, rozgrywające się podczas jednego jedynego dnia w Dublinie w 1904 roku. Jak się przekonamy, Dan Brown wykorzystuje podobną technikę, tworząc punkty osi fabularnej Inferno tak, by odpowiadały epizodom i zdarzeniom z Piekła Dantego.

Rozmyślałem o tym, na ile Joyce, dobrowolny wygnaniec ze swej ukochanej ojczyzny, Irlandii, czerpał z doświadczeń Dantego, który również musiał uchodzić z umiłowanej Florencji. Dante pisał o tym, że „sztuka” życia na uchodźstwie to nic więcej jak jeszcze jedna forma sztuki, i odwoływał się do licznych historycznych przykładów wygnania, przede wszystkim zaś do biblijnego exodusu Żydów. Joyce, który nazywał dzieło Dantego swym duchowym pokarmem, twierdził, że uwielbia je prawie tak samo jak Biblię.

Podczas ponownej lektury Ulissesa w święto miłośników Joyce’a (Bloomsday), po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że niektóre pasaże odzwierciedlają nie tylko Odyseję, ale również Boską komedię. Epizod z Eolem w Ulissesie zainspirowany był odwiedzinami Odyseusza u Eola, władcy wiatrów. Jeden z towarzyszy Odyseusza narusza wydany zakaz i otwiera wór z wiatrem, który wcześniej podarował im Eol. W konsekwencji niekorzystne wiatry zwiewają statki bohatera z właściwego kursu. Podobny epizod z Eolem w Ulissesie rozgrywa się w redakcji „Freemana”, gazety codziennej. Tu motyw wiatru reprezentuje szumna i górnolotna retoryka spotykana w mediach, a w przytoczonym przykładzie – podczas dyskusji pracowników redakcji. Czytając ten epizod, odkryłem liczne odniesienia, a nawet bezpośrednie cytaty z fragmentu Piekła, gdy Dante spotyka Paola i Francescę, parę cudzołożnych kochanków skazanych na wieczne zamknięcie w uścisku namiętności, której nie mogą skonsumować, podczas gdy gwałtowne wichry Piekieł bezustannie nimi targają. W ten sposób wiatr staje się wspólnym motywem wiążącym z opowieścią Joyce’a nie tylko Homera, ale i Dantego.

Podczas moich rozmyślań nad dziełem Joysa uświadomiłem sobie, co uszło mej uwagi, gdy wcześniej wielokrotnie czytałem Boską komedię. Chodzi o fakt, iż Dante utożsamia się z postacią Odyseusza. Dante sam zdaje się winien wszystkich „grzechów”, za które potępiono Odyseusza, a zwłaszcza tego, że śmiał ruszyć tam, dokąd nikt inny wcześniej nie ważył się udać, tego, że przekraczał granice narzucone ludziom przez konwenanse i zasady społeczne, i wreszcie tego, że miał czelność badać nieznane i zdobywać nową, czasem wręcz zakazaną wiedzę. Następnie zabrałem się za lekturę książki doskonale wpisującej się w klimat Bloomsday, The Western Canon Harolda Blooma z 1994 roku, w której autor poświęca główny rozdział Dantemu. Wśród wielu innych głębokich przemyśleń znalazłem tam stwierdzenie, którym Bloom obnaża nadzwyczajną zuchwałość Dantego i jego zadziwiającą pomysłowość, które razem tworzą „najoryginalniejszą wersję Ulissesa, jaką znamy”. A – jak twierdzi Bloom – głos tego, który pragnie „zerwać wszelkie więzy, by mimo ryzyka udać się w nieznane”, brzmi niebezpiecznie podobnie do głosu Dantego.

***

Wiosną 2013 roku nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że istnieje jakiś boski plan, którego celem jest uświadomienie mi, jak aktualnie brzmi przekaz Boskiej komedii i jak wielką rolę odgrywa on w moim życiu. Gdy pod koniec lutego abdykował papież Benedykt XVI, znawcy historii papiestwa od razu rozpoczęli w mediach wielotygodniową dyskusję na temat implikacji tej decyzji. Pewnego ranka przy śniadaniu z „New York Timesa” dowiedziałem się, iż ostatnia dobrowolna abdykacja papieża miała miejsce siedemset lat wcześniej, gdy ustąpił papież Celestyn V. Było to dokładnie to wydarzenie – o czym wiedziałem z niedawnej lektury – które wzburzyło Dantego i dało asumpt do potępienia tych, którzy próbują zachować „neutralne” stanowisko w wielkich moralnych konfliktach swoich czasów. (W Piekle Dante zwraca się do Celestyna: „Pośród nich szła mara człowieka, Co z trwogi wielką skaził się odmową”; Pieśń III, 59–60)4.

Abdykacja Celestyna doprowadziła do wyboru na tron Piotrowy Bonifacego VIII, głównego wroga Dantego. Jego pontyfikat z kolei spowodował podział w Kościele i ustanowienie papiestwa w Awinionie. Dante gorzko wypowiadał się o Celestynie, krytykując go za to, że nie bronił papiestwa przed Bonifacym i przed jego wykroczeniami przeciwko duchowej istocie chrześcijaństwa. W Inferno Dan Brown wykorzystuje miażdżące oskarżenie Dantego wobec tych, którzy zachowują neutralną postawę jako swoiste motto przeciwko obojętności. Staje się ono osobliwą mantrą powtarzaną wielokrotnie przez Browna na kartach jego powieści.

Nawet w telewizji nagle zrobiło się głośno o Dantem, którego duch unosił się nad każdym kolejnym odcinkiem nowej serii Mad Men, poczynając od pierwszego nadanego w kwietniu 2013 roku. Zdaje się, że twórca serialu, Matthew Weiner, już wiele miesięcy wcześniej zdecydował, że Piekło Dantego będzie głównym motywem szóstego sezonu. Odcinek pierwszy otwiera sekwencja na Hawajach, gdzie wypoczywa główny bohater Mad Men, Don Draper, wraz ze swoją młodą żoną, Megan. Widzimy ich w 1968 roku relaksujących się w strojach kąpielowych i okularach przeciwsłonecznych na plaży. Megan popija egzotyczny koktajl, a Don czyta Piekło. Grający Dona Jon Hamm stentorowym głosem intonuje słowa, które mimo ciężaru swych siedmiuset lat, wciąż należą do najbardziej rozpoznawalnych wersów, jakie kiedykolwiek napisano:

W życia wędrówce, na połowie czasu,

Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi,

W głębi ciemnego znalazłem się lasu.

Tak jak Dante, Don także znalazł się pośrodku „ciemnego lasu”, czyli w obliczu moralnego kryzysu wieku średniego. W kolejnych odcinkach sezonu zachowanie Dona wskazuje, iż testuje on kolejne kręgi Piekieł Dantego, gdy popełnia wszelkiego rodzaju grzechy, upadając coraz niżej i niżej – co zresztą oddaje grafika czołówki – i coraz głębiej w ciemne czeluści Piekieł. Krytycy od „Wall Street Journal” po „Huffington Post” co tydzień starali się wyjaśnić aluzje do Dantego pojawiające się w kolejnych odcinkach. Matthew Weiner w programie Fresh Air Terry’ego Grossa nadawanego przez NPR wyjaśniał, skąd jego zainteresowanie Dantem. Wskazał powody, dla których wykorzystał Piekło jako aluzję do życia Dona Drapera w tym szczególnie „piekielnym” roku 1968. Końcówka sezonu pozostawia nas w poczuciu, że Don sięgnął dna i rozpoczyna swą drogę ku odkupieniu. Być może sezon 2014 zabierze Dona w drogę przez Czyściec i dalej.

Wiosną 2013 roku, którą spędziłem we Włoszech, okazało się, że rząd tego kraju znalazł się w totalnym impasie, z którego nie jest w stanie wyjść. W obliczu palących problemów ekonomicznych i wysokiego bezrobocia, kolejne tygodnie nie przynosiły rozwiązania co do kwestii stabilnego przywództwa. Była to sytuacja bez precedensu nawet w tym kraju, w którym często zdarzały się trudności z utworzeniem rządu koalicyjnego. Tym razem jednak podziały okazały się zbyt głębokie. Tymczasem w mych rodzinnych Stanach Zjednoczonych Izba Reprezentantów, w której większość mają republikanie, głosowała właśnie po raz trzydziesty siódmy, starając się podważyć projekt reformy służby zdrowia autorstwa prezydenta Obamy, mimo że został on już wcześniej przyjęty, uprawomocnił się, a decyzję tę podtrzymał Sąd Najwyższy.

Czytając te tak typowe dla naszych czasów doniesienia prasowe, pomyślałem o Dantem. Prowadził on swoją krucjatę przeciwko stronniczości i frakcyjności w polityce, o czym piszę w rozdziale zamieszczonym w dalszej części tej książki Od Dantego do Waszyngtona: impas, stronniczość i frakcyjność to grzechy śmiertelne, które zaprowadzą nas do Piekła. Dante krytykował stronniczość na bazie swych gorzkich doświadczeń wyniesionych z wojen domowych między gwelfami i gibelinami, a także między frakcjami tak zwanych gwelfów czarnych i białych. Ostro rozprawiał się z powszechną wówczas we Florencji praktyką wprowadzania jednej ustawy w październiku, tuż przed utratą władzy na rzecz drugiego ugrupowania, które natychmiast po przejęciu władzy, już w listopadzie, obalało poprzednio zainicjowane prawo. Opisujący tę praktykę fragment Boskiej komedii żywo przypominał politykę amerykańską i spory dotyczące wspomnianej wcześniej reformy służby zdrowia zwanej Obamacare.

***

W tygodniach poprzedzających premierę Inferno owej „dantejskiej” wiosny, w sieci rozgorzała zażarta dyskusja na temat tego, jak Dan Brown odniesie się do nauk ezoterycznych, których adeptem ponoć był i Dante. Chociaż sam nie przykładam wielkiej wagi do takich teorii, uznałem, że warto przejrzeć nieco materiałów. Zgłębiłem więc monografię Waltera Arensberga z 1921 roku na temat kryptografii u Dantego (Cryptography of Dante), w której autor, zamożny kolekcjoner sztuki i zagorzały wielbiciel Dantego, zajął się poszukiwaniem ukrytych złożonych szyfrów i kodów, wzorów numerologicznych, akrostychów i symboli w Boskiej komedii (Wprost wymarzone dla Dana Browna!, pomyślałem).

Ponadto znalazłem egzemplarz studium z 1925 roku autorstwa René Guénona Esoterism of Dante (Ezoteryzm Dantego). Guénon znajduje powiązania Dantego z niemal wszystkimi tajnymi towarzystwami i grupami mistycznymi, jakimi wcześniej interesował się Dan Brown – między innymi z templariuszami, różokrzyżowcami, katarami i masonami. (Wprost wymarzone dla Dana Browna!, pomyślałem ponownie). Przeczytałem historię związaną z publikacją Boskiej komedii, co miało miejsce już po śmierci autora. Otóż podobno przez wiele miesięcy nie można było znaleźć ostatnich kilku pieśni. Wreszcie jednemu z synów Dantego przyśnił się ojciec i wskazał miejsce, gdzie w ścianie domu ukrył zaginiony rękopis. (I znów pomyślałem: Wprost wymarzone dla Dana Browna!).

Oczywiście można się zgodzić z sugestią, że Dante wiele zawdzięcza francuskim trubadurom i ich tradycji romantycznej pieśni o miłości dworskiej, a jego przedstawienie historii Beatrycze idealnie wpisuje się w ten kontekst. Powiązania z francuskimi trubadurami mogły równie dobrze doprowadzić go do kontaktów z templariuszami. Ostro krytykował papieża i cesarza za wspólne knowania przeciwko templariuszom, które doprowadziły do ich schwytania, tortur i ostatecznej masakry we Francji w 1307 roku. Być może podczas swego wygnania Dante zawędrował w tym okresie do Paryża, gdzie mógł być naocznym świadkiem lub słyszeć z pierwszej ręki opowieści o pokazowych procesach i torturowaniu templariuszy. Wszystko to doskonale pasuje do ulubionej tematyki Dana Browna, choć i bez tego jest niesłychanie fascynujące i daje wiele do myślenia.

Ostatecznie Brown nie zdecydował się na wykorzystanie materiałów łączących Dantego z mistycznymi sektami lub tajnymi stowarzyszeniami. Być może dotkliwie odczuł krytykę, jaka spotkała go po wykorzystaniu fałszywki dotyczącej Zakonu mędrców Syjonu w Kodzie Leonarda da Vinci. Może też rozczarowało go to, że opowieść o rozlicznych powiązaniach Ojców Założycieli w Stanach Zjednoczonych z masonerią, przedstawiona w Zaginionym symbolu, nie okazała się tak nośna jak to miało miejsce w wypadku KLV (choć przecież także sprzedała się w milionach egzemplarzy). Być może po prostu zmęczyło go bycie autorem „od tajnych stowarzyszeń” i zbyt wiele pracy musiał włożyć w rozwinięcie wątków związanych z transhumanizmem i eksplozją demograficzną, by przejmować się ezoterycznymi aspektami twórczości Dantego. W każdym razie dla mnie zetknięcie z „alternatywnymi” teoriami na temat Dantego było cennym doświadczeniem, choć pomijam je w niniejszej książce zupełnie bez żalu.

***

Podstawowym celem, jaki przyświecał Dantemu podczas pisania Boskiej komedii, było odniesienie się do fundamentalnych pojęć religii, moralności, polityki i filozofii. Jednak jedną z prawdziwych przyjemności, które niosła ze sobą ponowna lektura Dantego na obecnym etapie mego życia, okazało się odkrycie, jaką wszechstronną wiedzą dysponował oraz potwierdzenie nowatorstwa jego myśli w czasach, które określamy mianem „ciemnych”. Któregoś dnia podczas pobytu we Florencji udaliśmy się do Uffizi, jednej z najwspanialszych galerii sztuki na świecie. W trakcie zwiedzania wedle układu zamierzonego przez jej organizatorów i podążania wzdłuż przypominających labirynt galerii, na samym początku trafia się do sali, w której zebrano różne wizerunki Madonny, między innymi autorstwa Cimabuego, Duccia i Giotta. Można zatem porównać różne techniki malarskie stosowane przez tych trzech wielkich malarzy żyjących mniej więcej w tym samym okresie, lecz operujących zaskakująco odmiennym stylem. Choć wszystkie trzy dzieła można określić mianem „skarbów”, to ewidentnie artystyczne podejście Giotta okazuje się najbardziej błyskotliwe i najbliższe temu, co dziś określamy stylem renesansowym. W Boskiej komedii Dantego Giotto jawi się niczym apostoł Nowego. Poeta wyraźnie wskazuje, iż woli Giotta od Cimabuego, który uznawany był wówczas za wielkiego mistrza minionej epoki, a i bez wątpienia wciąż cieszył się wielkim poważaniem we Florencji w okresie, gdy Dante tworzył swój poemat.

Dante nie bał się iść za głosem swej jakże wysublimowanej intuicji i odważnie określił zwycięzców oraz przegranych. Giotto jest zaledwie jednym przykładem z wielu. Dante cenił również Tomasza z Akwinu w okresie jeszcze przed jego kanonizacją, gdy jego dziedzictwo wciąż znajdowało się w ogniu krytyki niektórych stronnictw w Kościele. W Raju kluczową postacią okazuje się św. Bernard. I znów, zapewne nie byłoby zgody co do tego wyboru, gdyby o osobach dramatu decydować mieli wiodący luminarze Kościoła z czasów Dantego.

Bez względu na to, czy chodzi o pogańskich Rzymian, których Dante podziwia i tworzy dlań osobną przestrzeń w życiu pozagrobowym, czy o starożytnych mędrców żydowskich, których umieszcza w Niebie, czy wreszcie o arabskiego filozofa Awerroesa, który w średniowieczu promował poglądy uwielbianego przez poetę Arystotelesa – Dante śmiało wybiera te postaci, z których poglądami się identyfikuje, nawet jeśli w oczach innych uchodziliby oni za heretyków lub w najlepszym razie za wichrzycielskich innowierców. A wszystko to w czasach, gdy działa już Wielka Inkwizycja, a oskarżeń o herezję bynajmniej nie traktuje się z pobłażaniem.

***

Rozważając koncepcję, którą dziś nazwalibyśmy teorią różnorodności u Dantego, skontaktowałem się z profesor Teodoliną Barolini, badaczką Dantego na Uniwersytecie Columbia, gdyż pragnąłem zachęcić ją do udziału w naszym przedsięwzięciu. Jej badania zainteresowały mnie, ponieważ uważała Dantego za kogoś wyjątkowego jak na owe czasy, szczególnie w sposobie pisania i myślenia o kobietach, żydach, muzułmanach, homoseksualizmie i wielu innych zagadnieniach. Ponadto spodobało mi się też, jak w 2010 roku – po premierze gry komputerowej Dante’s Inferno – chętnie pojawiała się w mediach i rozprawiała o problematyce gry. Co więcej, robiła to, unikając akademickiej pretensjonalności. Jak sugerowała Barolini w magazynie „Entertainment Weekly”, we wspomnianej grze Beatrycze okazuje się prototypem damy w opałach. Cały zamysł Boskiej komedii opiera się na tym, że to właśnie Beatrycze ma uratować Dantego, tymczasem w grze komputerowej to on ratuje ją. Barolini protestowała również przeciwko temu, że w grze Dante występuje jako krzyżowiec, podczas gdy w rzeczywistości nie uczestniczył w żadnej z wypraw krzyżowych.

Miałem nadzieję, że skoro profesor Barolini bez oporów wkroczyła w królestwo kultury popularnej i zajęła się grą komputerową, to może będzie równie chętna, by skomentować inne zjawisko popkultury – powieść Inferno Dana Browna. Ostatecznie wyraziła zgodę, dzięki czemu rozdział Dan Brown i przypadek „niewłaściwego” Dantego pojawia się nieco dalej w tej części książki. Ale zanim uzyskaliśmy jej przychylność, odbyliśmy szeroką dyskusję na temat Dantego, różnorodności i tego, co Barolini nazywa średniowieczną wielokulturowością. Przysłała mi swój błyskotliwy tekst pod tytułem Dante’s sympathy for the Other (Sympatia Dantego wobec Innego), który okazał się najbardziej kontrowersyjnym i skłaniającym do myślenia materiałem, z jakim zapoznałem się podczas mej wiosny z Dantem. Pewnego dnia rozmawialiśmy przez telefon i na koniec wspomniała, że planuje napisać o Dantem i nauce.

***

Po tej rozmowie z profesor Barolini zacząłem się zastanawiać nad powiązaniem nauki z Dantem. Jak to się ma do siebie? Jak wszystko tej wiosny, tak i owa nowa sugestia zachęciła mnie do dalszych badań. Gdy nieco poszperałem, okazało się, że istnieje mnóstwo artykułów i całe rozdziały w książkach, które sugerują, że jeśli chodzi o znajomość zagadnień uchodzących za naukowe na początku XIV wieku, to Dante znacząco wyprzedzał sobie współczesnych.

W „Guardianie” z 2005 roku znalazłem artykuł informujący o pewnym naukowcu, który uważa, iż Dante posiadał wyjątkową wiedzę dotyczącą fizycznych aspektów lotu i latania, a także na temat zasad bezwładu i niezmienności. Ujawnił to, gdy w Pieśni XVII Piekła opisał zejście z siódmego do ósmego kręgu Piekieł na plecach skrzydlatego potwora Geriona, który przelatuje przez oddzielającą je otchłań. Znalazłem również artykuł opublikowany w 2011 roku w „Boston Globe” przedstawiający poglądy profesora z Mount Holyoke College na temat tego, czego Dante nie wiedział, i w jaki sposób Galileusz opracował niektóre ze swych kluczowych teorii matematycznych właśnie dzięki analizie i krytyce miar oraz proporcji, za których pomocą Dante opisał strukturę Piekieł w swym dziele.

Dante faktycznie dysponował głęboką wiedzą z zakresu nauk przyrodniczych, geometrii i astronomii. Wiedział, że Ziemia ma kształt kuli i dobrze rozumiał związki Ziemi i Słońca, czym są strefy czasowe, a także jakie mogą być, ogólnie rzecz biorąc, rozmiary wszechświata. Znajomość dzieł starożytnych Greków i Rzymian uodporniła go na nonsensowne poglądy średniowiecza. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że potrafił ogarnąć swą intuicją te aspekty w astronomii, które w ciągu następnych dwóch stuleci, wraz z dziełami Kopernika i Galileusza, spowodowały w tej nauce rewolucję. Niektórzy współcześni fizycy o inklinacjach poetyckich dostrzegają nawet w opisie doświadczeń Dantego podczas podróży przez Empireum pod koniec Raju zapowiedź teorii kwantowej.

Gdy ktoś – tak jak ja – dostrzega w dziele Dantego wielką mądrość i intelektualną głębię, z łatwością przychodzi mu uznanie twórcy za postać na wskroś nowoczesną. Rzecz jasna rozumiem, że bez względu na to, jak bardzo zdaje się wyprzedzać swoje czasy, wciąż pozostaje poetą z przełomu XIII i XIV wieku. Dlatego też nie jest w stanie uchronić się przed tendencyjnością, uprzedzeniami, lękami, ograniczeniami, przesądami i, ogólnie rzecz biorąc, zacofaniem typowym dla Europy zdominowanej przez wyprawy krzyżowe, Inkwizycję, wojny domowe i rozgrywki między papiestwem i cesarzami. Jednak gdy weźmiemy pod uwagę surową, dziką pasję jego ambicji przyświecającą mu podczas pisania Boskiej komedii, i gdy zrozumiemy, jak bardzo udało mu się spełnić tę ambicję, wówczas uznamy go za jedną z najwybitniejszych i najbardziej kreatywnych postaci w historii literatury.

Jego wielkie dzieło to wspaniały poemat o misternie skomponowanych rymach tworzących tak zwaną tercynę (terzia rima), czyli strofę otwartą złożoną z trzech wersów, zwykle jedenastozgłoskowych, powiązaną rymami ze strofą poprzednią i następną, która jest u Dantego tym, czym jambiczny pentametr u Szekspira. Można też zaryzykować stwierdzenie, że jest to pierwsza nowoczesna powieść. Badacze odróżniają Dantego-poetę, który jest autorem Boskiej komedii, od Dantego--pielgrzyma, który jest głównym bohaterem poematu. Jednak pozostaje faktem, że żaden autor ani wcześniej, ani później, nie odważył się stworzyć równie wielkiej epickiej opowieści, której narrator występowałby w pierwszej osobie. Homer ma swego Odyseusza, Wergiliusz Eneasza, lecz Dante jest jednocześnie autorem, narratorem i bohaterem akcji. I to jakiej akcji!

W czasach gdy nauki religijne podlegały stosunkowo wąskiej interpretacji, ten geniusz z Toskanii, uchodźca bez ojczyzny, bez żadnej pozycji w kręgach politycznych, arystokratycznych czy religijnych, śmie twierdzić, że odbył podróż w zaświaty i, ujrzawszy twarz Boga, stamtąd powrócił. Na dodatek sam osądza, kto powinien znaleźć się w Piekle, a kto wstąpić do Nieba. Inaczej niż Szekspir, który świadomie unikał odniesień do aktualnych postaci czy wydarzeń, Dante skazuje na męki piekielne niedawno żyjących papieży, cesarzy i wysokich urzędników, jednocześnie ratując i obdarzając zaszczytami rzesze pogan oraz innych nieortodoksyjnych bohaterów. Przedstawia najbardziej szczegółową i precyzyjną wizję architektury Piekła, Czyśćca i Raju w dziejach. A jednak, bez względu na wyszukany charakter owej metaforycznej topografii, wizja Dantego wywarła kolosalny wpływ na zbiorową wyobraźnię katolików w kolejnych stuleciach. Wypełnia ona bowiem główne luki w ówczesnej teologii na temat tego, jak funkcjonuje Otchłań (Limbo) i w jaki sposób odbywa się proces oczyszczenia. Dante tworzy całkowicie nową przestrzeń zaświatów dla „obojętnych”, o których nie wspomina Biblia ani inne teksty religijne. Publicznie przyznaje, że w kwestii zbawienia i odkupienia tych, którzy wyznają inne religie i nigdy nie słyszeli o chrześcijaństwie, nie sposób udzielić dobrej czy logicznej odpowiedzi.

Jednak, co najważniejsze, kobietę, którą najbardziej w świecie podziwiał, która była dlań osobistym poetyckim ucieleśnieniem piękna, łaski i miłości – żyjącą świecką osobę (!), osobistą znajomą (!) – tę właśnie poeta umieszcza w najwyższych regionach Niebios. Dante wygnaniec żył dostatecznie długo, by doczekać się pozytywnego odbioru swego dzieła i zrozumienia u wielu czytelników i by zyskać choć odrobinę radości ze swego sukcesu oraz poczucia, iż sprawiedliwości stało się zadość. Wydaje się doprawdy niebywałe, zważywszy na nowatorski, obrazoburczy i śmiały charakter Boskiej komedii, że tak szybko zyskała ona popularność we Włoszech i w całej Europie. Zaledwie pół wieku po jego śmierci, Dantego okrzyknięto wielkim poetą florenckim i tłumaczono jego poemat na inne języki, a za jego przykładem poszli inni wielcy twórcy piszący w językach narodowych, tacy jak Boccaccio czy Chaucer. A wszystko to działo się w „wiekach ciemnych”, przed wynalezieniem prasy drukarskiej i zanim rozkwitła renesansowa filozofia humanizmu.

William Cook, jeden z autorów tekstów zawartych w niniejszej książce, często mówi studentom, że po przeczytaniu Boskiej komedii są już gotowi do lektury... Boskiej komedii. Rzecz jasna chodzi mu o to, że dzieło Dantego skrywa niewiarygodnie bogatą historię, i by poznać jej rozliczne wymiary oraz docenić jej głębię, konieczna jest wielokrotna lektura.

Gdy moja wiosna z Dantem miała się ku końcowi, ze zdumieniem odkryłem, że na jego temat oraz o Boskiej komedii wiem znacznie więcej niż początkowo sądziłem, że się dowiem. Znacząco bogatszy o nowe informacje, czułem, że jestem o wiele lepiej przygotowany, by zrozumieć Inferno Dana Browna.

4 Wszędzie, o ile nie zaznaczono inaczej, wykorzystano polski przekład Boskiej komedii autorstwa Edwarda Porębowicza (Wrocław: Zakład Narodowy im. Ossolińskich 1986) (przyp. red.).

Tajemnice Inferno

Подняться наверх