Читать книгу Passa - Daniel Passent - Страница 7

Оглавление

JAKUB PRAWIN

IDOL MOJEJ MŁODOŚCI


Jakub Prawin urodził się 18 kwietnia w 1901 r. w Tarnowie. Jego ojciec, Adolf, był zawiadowcą malutkiej stacji kolejowej Łowczówek – Pleśna koło Tarnowa. Prawin ukończył I Gimnazjum im. Kazimierza Brodzińskiego w Tarnowie, gdzie pod wpływem nauczyciela historii Włodzimierza Jarosza „zbliżył się do socjalizmu”. W 1920 r., „w czasie napadu Piłsudskiego w ZSRR” (jak pisał w swoim życiorysie) wyjechał nielegalnie na studia do Wiednia, gdzie ukończył wydział ekonomiczny tamtejszego uniwersytetu, zrobił doktorat, ukończył także Wyższą Szkołę Handlu Zagranicznego. Początkowo, ze względu na swoje uzdolnienia, zamierzał studiować w konserwatorium dyrygenturę, ale względy praktyczne i coraz większe zainteresowanie sprawami społecznymi zdecydowały, że ukończył ekonomię, studiował potem jeszcze antropologię, paleontologię i biologię. Znakomite wykształcenie Prawina robiło na mnie wrażenie. To za jego przykładem wybrałem studia ekonomiczne. Ba, tak się do tego rwałem, że już po ukończeniu szkoły podstawowej chciałem iść do technikum ekonomicznego, ale Prawinowie powiedzieli: „Najpierw matura, potem ekonomia”. Prawin spędził w Wiedniu osiem lat. Studiował, politykował i muzykował, tam zaprzyjaźnił się m.in. z Jerzym Gertem, który studiował dyrygenturę, po wojnie był twórcą Krakowskiej Orkiestry i Chóru Polskiego Radia.

W Wiedniu Prawin zaraził się komunizmem. W 1920 r. został członkiem Kommunisticher Jugend-Verband, był wykładowcą w Zrzeszeniu Studentów Marksistów oraz w Republikańskim Schutzbundzie. Po I wojnie, w Austrii, zwłaszcza w Wiedniu, uformowały się dwie paramilitarne formacje, chadecka i socjaldemokratyczna. Ta druga pod koniec lat dwudziestych liczyła około osiemdziesięciu tysięcy członków, została zdelegalizowana w 1933 r., niektórzy jej członkowie wyemigrowali do Czechosłowacji, inni wzięli udział w hiszpańskiej wojnie domowej, jeszcze inni schronili się w ZSRR, gdzie zostali zamordowani. Prawin brał udział w manifestacjach i w strajku 1927 r., rok później wrócił do Polski. Miał warunki, żeby zrobić karierę – ukończył dobry uniwersytet, znał niemiecki, interesował się kulturą. Otrzymał stosunkowo wysokie stanowisko prokurenta w oddziale warszawskim włoskiego towarzystwa ubezpieczeniowego Riunione Adriatica di Sicurta. Historyk Andrzej Krzysztof Kunert w „Polskim Słowniku Biograficznym” pisze: „Mimo zajmowania wysokiego stanowiska w maju 1931 stanął na czele zwycięskiego strajku powszechnego przeciwko rządowemu projektowi ustaw o scaleniu ubezpieczeń społecznych. (…) Zwolniony z pracy w Towarzystwie, od jesieni 1932 był kierownikiem działu w Towarzystwie Ubezpieczeń na Życie »Vitai Krakowskie«”.

W 1931 r. Prawin wstępuje do Komunistycznej Partii Polski, zostaje sekretarzem Komitetu Dzielnicowego Śródmieście i Wola, sekretarzem Wydziału Propagandy KW. Kiedy to mówię, zdaję sobie sprawę, że Jarosław Marek Rymkiewicz i Jarosław Kaczyński dostają jeszcze jeden dowód, iż komunizm i zaprzaństwo przechodzą z pokolenia na pokolenie. Aresztowany 27 marca 1933 r. w związku z likwidacją aktywu KD KPP Praga, 30 marca Prawin zostaje osadzony w więzieniu mokotowskim, gdzie przebywa kilka miesięcy bez procesu. Aresztowany ponownie w 1935 r. trafia do więzienia przy ul. Daniłowiczowskiej (za przekazanie na wolność informacji o prowokatorze, który następnie został zastrzelony). Potem zostaje wysłany do obozu w Berezie Kartuskiej. Znany poeta i działacz komunistyczny Aleksander Hawryluk napisał potem, że Prawin był w Berezie jego pierwszym nauczycielem. W latach 1936 – 1937 Prawin był kilkakrotnie zwalniany i aresztowany. Opowiadał mi, że ponieważ miał tytuł doktora, kiedyś śledczy go zapytał: „Czego jest doktorem?” „Doktorem chorób społecznych” – odpowiedział. W styczniu 1937 r. zwolniono go z więzienia i ponownie przewieziono do Berezy Kartuskiej (był to pierwszy taki przypadek). W sumie spędził w więzieniach około dwudziestu sześciu miesięcy bez procesu sądowego. Po zwolnieniu z Berezy w maju 1937 r. nie zaprzestał działalności, był prokurentem w firmie handlowej, członkiem partii pozostawał aż do rozwiązania KPP w 1938 r.

W więzieniu odwiedzała go moja ciotka Anna wraz z ich kilkuletnią córeczką, Dittą, dla której musiało to być traumatycznym przeżyciem. Nie mogła zrozumieć, dlaczego tatuś siedział w więzieniu, podobnie jak po latach nie mogły tego zrozumieć późniejsze ofiary komunizmu. Prawin był pierwszym recydywistą w Berezie Kartuskiej.

We wrześniu 1939 r. bierze udział w obronie Warszawy, a następnie, po wkroczeniu Armii Czerwonej – wraz z żoną i córką – ucieka do Lwowa, gdzie nawiązuje kontakt z władzami radzieckimi. Zostaje dyrektorem fabryki mydła, potem pracuje w drukarni, wreszcie (1941 r.) zostaje kierownikiem sekcji polskiej literatury marksistowsko-leninowskiej w Państwowym Wydawnictwie Mniejszości Narodowych USRR. W tymże roku jako jeden z pierwszych wstępuje do Armii Czerwonej, zakłada mundur sowiecki, zostaje przyjęty do WKP(b) z zaliczeniem stażu w KPP od 1931 r., co było dowodem wyjątkowego zaufania, bo nie wszystkim Polakom spośród tych, którzy wstępowali potem do armii Zygmunta Berlinga, dawano broń, niektórych kierowano do „strojbatalionow”. Wtedy, dla polskiego komunisty w ZSRR, któremu rozwiązano partię, była to jedyna droga powrotu do ruchu komunistycznego (III Międzynarodówki) i do Polski.

Prawin służy w korpusie oficerów politycznych, kolejno jako starszy politruk, komisarz batalionowy, a wreszcie major. Anna i Ditta Prawin zostają wywiezione na Wschód, wojnę spędzają w ciężkich warunkach w Samarkandzie, skąd przy pomocy Związku Patriotów Polskich zostają ściągnięte do Moskwy. Prawin bierze udział w bitwie pod Stalingradem. W czerwcu 1943 r. zostaje odkomenderowany do I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki, gdzie był kwatermistrzem dywizji, później zastępcą do spraw politycznych dowódcy dywizji gen. Berlinga; awansuje do stopnia pułkownika.

W październiku 1943 r. opracował tzw. Tezy nr 1, które zapoczątkowały ożywioną dyskusję ideologiczną wśród komunistów polskich w ZSRR na temat kształtu powojennej Polski. W swoich tezach mocno akcentował „zorganizowaną demokrację”, z istotną rolą wojska. Z Dywizją Kościuszkowską odbywa całą kampanię aż do Wisły, do której dotarł we wrześniu 1944 r. (wkrótce odbiera mnie z rąk pani Salonek, Tadeusza Płońskiego, osób, które mnie ukrywały na Pradze). Prawin był dwukrotnie ranny, raz pod Lenino, a drugi raz w wypadku samochodu wojskowego we wrześniu 1944 r. W wyniku odniesionej rany w szpitalu polowym przeszedł operację czaszki i do końca życia golił głowę z charakterystyczną blizną. Kiedy po kilku latach był na Zachodzie, lekarze pytali, kto mu tak świetnie zszył czaszkę, a on odpowiadał, że lekarz wojskowy w namiocie na froncie.

Po wyjściu ze szpitala i rekonwalescencji, w grudniu 1944 r. zostaje dyrektorem departamentu w Ministerstwie Skarbu, potem w Ministerstwie Komunikacji, w marcu 1945 r. jest pełnomocnikiem rządu lubelskiego przy Froncie Białoruskim na terenie Warmii i Mazur. Zostaje pierwszym po wojnie wojewodą olsztyńskim i członkiem KW Polskiej Partii Robotniczej. Pozostaje na tym stanowisku dziewięć miesięcy, a następnie (1946 – 1950) zostaje szefem Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie, najpierw jako pułkownik, a następnie generał brygady. Od lipca 1950 r. aż do tragicznej śmierci 7 lipca 1957 r. był wiceprezesem Narodowego Banku Polskiego. Wkrótce miał zostać ambasadorem w swoim ukochanym Wiedniu. Z dumą pokazywał mi zaproszenie do Opery Wiedeńskiej z okazji ponownego jej otwarcia po wojnie.

Grał na skrzypcach i na fortepianie, uprawiał taternictwo i wioślarstwo.

W niedzielę, 7 lipca 1957 r., wiosłował na swoim ulubionym skifie („jedynka”), który trzymał w przystani „bankowej” (NBP) przy Wale Miedzeszyńskim, obok przystani YMCA nad Wisłą. Po wiosłowaniu postanowił się wykąpać, świetnie pływał. Kąpiąc się w Wiśle, dostał ataku serca i utonął. Stało się to na oczach żony i córki. Była to dla naszej rodziny, tak ciężko doświadczonej przez wojnę, ogromna tragedia. Gdy wracałem tego dnia do domu na ul. Polną, w drzwiach stała gosposia i powiedziała: „Danielu, czy wiesz, co się stało?”. Odpowiedziałem mechanicznie: „Wujek utonął”, chociaż jeszcze tego nie wiedziałem, ale jakoś to nieszczęście przyszło mi na myśl. Sam pojechałem do gen. Wacława Komara, ówczesnego dowódcy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, żeby żołnierze pomogli odnaleźć ciało.

Niedawno pani Karina Kowalska, kustosz Muzeum Nurkowania w Warszawie, znalazła odpowiedni fragment we wspomnieniach nestora nurków polskich, Jerzego Edmunda Bulika, mieszkającego w Kanadzie. W wydanych tam wspomnieniach („Wkraczanie w życie”) czytamy:

„Tym nieszczęśliwym wypadkiem było utonięcie w Wiśle jednego z generałów Ludowego Wojska Polskiego, generała Prawina. Generał wybrał się z w gronie kilku osób w pogodną czerwcową, czy lipcową niedzielę na praski brzeg Wisły trochę powyżej Warszawy i w czasie kąpieli utonął. Ciała nie znaleziono. W poniedziałek z samego rana dostałem w pracy telefon od kogoś wysoko postawionego, kto zwrócił się do mnie z ,,propozycją nie do odrzucenia” (znowu), aby nasza grupa płetwonurków rozpoczęła poszukiwania zwłok generała. Główne trudności, które przedstawiłem: brak tlenu i brak ciężarówki zniknęły nieomal w mgnieniu oka. W krótkim czasie po tym telefonie siedziałem z jeszcze jednym czy z dwoma kolegami w otwartej skrzyni ciężarówki i gnaliśmy do Wytwórni Gazów Technicznych na Targówku. Tam oczywiście zostaliśmy przyjęci poza kolejką i w rekordowym czasie znaleźliśmy się z aparatami z tlenem i wszystkim co trzeba nad Wisłą, w miejscu tragicznego wypadku. Ledwo zdążyłem wejść do wody i raz zanurkować, kiedy zjawił się jakiś samochód z informacją, że akcja jest odwołana. Ciało generała zostało dostrzeżone przez wędkarzy, gdzieś w nadbrzeżnych szuwarach. Nawiasem mówiąc nie było szans, abyśmy mogli znaleźć zwłoki generała. Gdzieś wyżej prawdopodobnie spadły jakieś deszcze i woda w Wiśle była jak mleczna kawa, widoczność była żadna. Akcja została odwołana, ale cenny tlen nam pozostał. Generał Prawin byt dla mnie osobą nieznaną. Nie słyszałem o nim ani do chwili tego wypadku, ani później, po jego śmierci. Nie wiem, jakim był człowiekiem, ale mam nadzieję, że skoro już tak się sprawy potoczyły, że stracił życie, to nie tylko nie miał nic przeciwko temu, ale może nawet był zadowolony, że w wyniku następującego po jego tragicznej śmierci biegu wypadków grupa młodych ludzi zyskała tlen na obóz nurkowy. Życzyłbym Ci, generale, abyś po swoich szczęśliwie przeżytych frontach dożył sędziwej starości i zmarł w łóżku, ale skoro już tak się stało, dziękuję Ci za ten tlen”.

Pogrzeb Prawina na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach, gdzie spoczywa w Alei Zasłużonych, był wydarzeniem. Prof. Roman Jasiński zapewnił wóz Polskiego Radia, z którego przez głośniki nadano fragmenty „Pasji Świętego Mateusza”. Jego imieniem nazwany został park wokół zamku i ulica w Olsztynie, ale nazwy te zostały zmienione po 1989 r. na bardziej poprawne politycznie. To, co mówię, opieram na biogramie pióra Andrzeja Krzysztofa Kunerta („Polski Słownik Biograficzny”), na rozmaitych publikacjach (np. Tadeusz Baryła, „Okręg Mazurski w raportach Jakuba Prawina”) oraz na własnych źródłach.

Nie spotkałem nikogo, kto powiedziałby coś złego o Prawinie jako o człowieku. Oczywiście, jego wybór polityczny okazał się tragiczny – był ideowym komunistą, nie dożył fiaska swojej ideologii, ledwie zdążył przeżyć Październik i zginął. Los oszczędził mu wielkiego rozczarowania.

Z relacji i opracowań wynika, że na swoich stanowiskach gorliwie bronił polskich interesów. W 1945 r. w Olsztynie zajmowały go głównie: organizacja życia („śmiertelność wśród dzieci jest wielka” – pisał do swoich władz), wytyczanie granicy z ZSRR („wytyczenie granicy nastąpiło jednostronnie, tj. jedynie tylko ze strony władz wojskowych ZSRR, bez porozumienia ze mną, czyli postawiony byłem przed faktem dokonanym” – pisał do Ministerstwa Administracji Publicznej we wrześniu 1945 r.), przejmowanie władzy z rąk Armii Czerwonej, wysiedlenia ludności niemieckiej, przyjęcie setek tysięcy osadników polskich, aprowizacja, ochrona ludności i mienia polskiego przed wywózką i ekscesami ze strony żołnierzy radzieckich.

W sprawozdaniu za lipiec 1945 r. pisał do płk. Edwarda Ochaba, który był Pełnomocnikiem Rządu dla Ziem Odzyskanych: „[...] Nastrój ludności w stosunku do Armii Czerwonej, początkowo przyjazny i serdeczny, uległ wybitnej zmianie na gorsze. W związku z masowym przemarszem wojsk radzieckich na wschód maruderzy dopuszczali się rozbojów, grabieży, gwałtu nad kobietami, zabierano osadnikom plony, inwentarz żywy i martwy, ludności zmuszano do pracy na rzecz wojska. Zdarzały się wypadki pobicia, a nawet zabójstwa osadników. Postępowanie niektórych komendantów wojskowych tolerowało tę samowolę i czyniło interwencje organów administracyjnych i bezpieczeństwa bezskuteczną”.

Życie Prawina było niezwykle bogate, a fortuna losu – zmienna. Przed naszą rozmową zajrzałem do szuflady, w której trzymam pamiątki, jakie pozostały po wujku. Znalazłem m.in.: notatkę do Wydziału Propagandy, w której Prawin ustosunkowuje się do donosu, jaki nadszedł po jego odczycie w Bydgoszczy o XX Zjeździe KPZR (o zwyrodnieniu aparatu bezpieczeństwa, na którego czele stał „wróg rewolucji Beria”). Recenzję z artykułu do „Myśli Filozoficznej” o reformie zapisu nutowego (podział oktawy na dwanaście równych części, dwunastostopniowa skala chromatyczna, strój równomiernie temperowany itd.). Wspomnienie z bitwy stalingradzkiej „Z nami Stalin” („Przemówił Stalin. Rozkaz brzmiał: zatrzymać wroga u wrót Stalingradu. Nie ma takiej armii na świecie, która po dłuższym odwrocie zdolna byłaby do boju i do zatrzymania nacierającego wroga, »znawcy« sztuki wojennej twierdzą, że w takim wypadku jest tyko jedno wyjście: wycofać armię z frontu na tyły dla przegrupowania. Ale 62-ga armia stanęła do boju i zatrzymała najeźdźcę”). Wizytówkę z obiadu na Kremlu, 16 marca 1944 r. Zaświadczenie w języku rosyjskim z 13 kwietnia 1943 r., że mjr Prawin Jakub Adolfowicz jest starszym instruktorem w 7. oddziale Zarządu Politycznego Frontu Południowego i posiada pistolet TT nr IW 158. Ręcznie spisane, charakterystycznym fioletowym atramentem rosyjskim, wyniki strzelania z 31 marca 1943 r. z odległości piętnastu i dwudziestu pięciu kroków. Kartę mundurową z 1943 – 1944 r. (papacha pułkownika – jedna, szynel – jeden, kalesony – dwie pary, ręczniki – dwa, torba polowa – jedna, łącznie trzydzieści dziewięć pozycji). Ściśle tajną notatkę szefa Polskiej Misji Wojskowej w Strefie Brytyjskiej, ppłk. Zaleskiego, do gen. Prawina (szefa Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie), o poczynaniach władz brytyjskich – rozbudowa lotnisk, naprawy dróg, organizacja dowodzenia, ćwiczenia, łącznie z działaniami desantowymi, instalacja urządzeń nawigacyjnych przeznaczonych dla „samolotów o napędzie turbinowym”). Ściśle tajne. Przed doręczeniem nie otwierać! Pismo Prawina z Berlina do sekretarza generalnego MSZ, Stefana Wierbłowskiego i kierownika Wydziału Zagranicznego KC PZPR Ostapa Dłuskiego (w sprawie niecnych poczynań pełnomocnika MHZ). Ściśle tajne pismo Prawina z 4 marca 1947 r. do Jakuba Bermana, wówczas podsekretarza stanu w Prezydium Rady Ministrów („Nowo przybyły zastępca Prawina, ppłk Jarecki montuje organizację Polskiej Partii Socjalistycznej na terenie Misji, z dalszymi planami transmitowania jej na teren Polonii, kontaktuje się i wybiela SPD, co jest niezgodne z naszą linią”). List z Berlina (3 stycznia 1948 r.) do Wacława Komara, postaci niezwykłej w środowisku komunistów polskich, szefa wywiadu, Dąbrowszczaka, więźnia PRL, w czasach Października dowódcy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który stał na drodze wojsk radzieckich, wówczas, w 1948 r. dyrektora departamentu w MBP („Drogi Wacku [...] Jeskego należałoby wypuścić, gdyż jest niewinny, a jego aresztowanie wstrząsnęło kolegami, spadło jak grom z jasnego nieba”). Ściśle tajne pismo do Biura Personalnego MSZ z 2 stycznia 1948 r. („Prawin popiera wniosek mjr. Władysława Tykocińskiego z misji w Baden-Baden o przeniesienie na inne stanowisko. To obiecujący pracownik, zna języki, członek PPR, jest kandydatem na poważnego pracownika MSZ, szkoda pozostawiać go na stosunkowo mało ważnej placówce w Baden-Baden”). W tym przypadku intuicja Prawina zawiodła. Płk Władysław Tykociński, późniejszy szef Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie, w 1965 r. przeszedł na stronę CIA, został przerzucony do USA, gdzie dwa lata później zginął w tajemniczych okolicznościach. Ściśle tajne pismo do Sekretarza Generalnego MSZ, Stefana Wierbłowskiego, z wnioskiem o natychmiastowe i dyskretne odwołanie ppłk. M., o którym „dochodzą słuchy”, że załatwia wizy wjazdowe dla Żydów polskich do Ameryki przez miejscowego konsula amerykańskiego i ma z tego duże dochody; od żydowskiej delegacji, której załatwił wjazd do Polski otrzymał mercedesa, przy pomocy interwencji zwalnia z aresztów sowieckich Żydów-spekulantów, obywateli polskich, za co otrzymuje wysokie sumy; dopuścił się malwersacji itd. itp., na co brak dowodów, ale odwołać go trzeba. Pismo do Komisji Kontroli Partyjnej PPR, Warszawa, al. Marszałka Stalina 17 (Tow. Kaczmarek robi krecią robotę, rozsiewa niepomyślne wiadomości z kraju, „ulega również wpływowi swojej żony Marty, która jest osobą nieprzychylnie nastawioną do naszej rzeczywistości politycznej”). Notatkę Huberta Mellera (wtedy, jak pisał „Der Spiegel”, szara eminencja Misji), stryja prof. Stefana Mellera, z rozmowy z Ulbrichtem na temat stosunków polsko-niemieckich: jedynie połowa kadr SED akceptuje nową granicę z Polską.

List Prawina do Obywatela Prezydenta Bolesława Bieruta, 27 lutego 1948 r.: prośba o przyjęcie i wysłuchanie przez prezydenta RP PP pianistki Ewy Bandrowskiej-Turskiej i kompozytora Andrzeja Panufnika, którzy święcili triumfy w Berlinie, i chcieliby opowiedzieć prezydentowi „o trudnych warunkach, w jakich żyją nasi artyści”. Oboje „nie są w możności żyć i pracować normalnie”, trzeba coś zrobić „dla ulżenia doli naszych artystów”. List pożegnalny od korespondenta „New York Times” w Berlinie, Jacka Raymonda („mieliśmy wiele ciekawych rozmów w przeszłości”). Zaświadczenie Prawina, że mój wuj, Julian Kolin z Częstochowy, jest człowiekiem „uczciwym, zdolnym i energicznym, oddanym sprawie demokratycznej Polski. Polecam Obywatela Kolina do pracy odpowiadającej jego kwalifikacjom”.

Czy Prawin był stalinistą?

W sensie wiary w Stalina – na pewno. W sensie stosowania metod stalinowskich – nie. Był oddany sprawie, zagrzewał do boju z okrzykiem „Za Rodinu! Za Stalina!”. Po wojnie był członkiem Polskiej Partii Robotniczej i nie było mu po drodze z Polską Partią Socjalistyczną. Jeszcze po powrocie z Berlina do Polski, czyli w latach pięćdziesiątych, czytał ostatnią stronę „Prawdy”, a w niej repertuar Bolszowo Tieatra, marząc o tym, na co by poszedł. Był lektorem KC, zachowały się egzemplarze „Trybuny Ludu”, w których podkreślał decyzje kolejnego plenum. Ale był zbyt wykształcony i światowy, żeby być tępym aparatczykiem. Renata Gierzkowska z olsztyńskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, która od kilku lat przygotowuje większe opracowanie na temat Prawina, opowiadała mi o swoim wrażeniu, że po powrocie z Berlina był on odsunięty na boczny tor. Przez ostatnich siedem lat życia był wiceprezesem NBP, a czekała go ambasada w Wiedniu, czyli stanowiska drugorzędne dla towarzysza o takich zasługach. Może miał jakiegoś haka? „Bez kwerendy archiwów moskiewskich nie uda się tego wyjaśnić” – mówi Gierzkowska. Jej zdaniem, już nominacja Prawina na szefa Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie (w brytyjskim sektorze miasta) była wynikiem porozumienia radziecko-amerykańskiego.

A jaka była twoja ciotka Anna?

Nie była żadną intelektualistką ani ważną działaczką, ale była osobą inteligentną, zaradną, atrakcyjną i bardzo dzielną. Urodziła się w Warszawie, w rodzinie bezrobotnego pracownika bankowego, czyli mojego dziadka, Szymona. Jej matka, Cecylia, nie pracowała. Mieli sześcioro dzieci. Bieda aż piszczała. Po maturze (o której się nigdy nie mówiło, nie wiem, do jakiej chodziła szkoły), Prawinowa pracowała jako goniec, jako kalkulatorka w firmie „A. Szpinak”, w branży aptecznej, i jako akwizytorka w drukarni „A. Kelter”. Będąc żoną komunisty i więźnia politycznego, miała ciężki los. Jak już wspominaliśmy, w 1939 r. wraz z ośmioletnią córeczką Dittą przedostała się do ZSRR i trafiła do Uzbekistanu. Po wojnie wróciła do Polski i wstąpiła do PPR. Towarzyszyła Prawinowi w Berlinie, nauczyła się niemieckiego i francuskiego, była kobietą elegancką i z klasą. Po powrocie do Polski w 1950 r. pracowała w Centrali Wynajmu Filmów jako kierowniczka działu propagandy filmowej. To pod jej skrzydłami, w czasach galopującego socrealizmu, narodziła się słynna polska szkoła plakatu. To ona, jako żona Prawina, dzięki dobrym kontaktom, poszerzyła zakres wolności twórczej, jakim w latach pięćdziesiątych cieszyli się polscy plakaciści. Wśród jej przyjaciół i współpracowników byli Henryk Tomaszewski, Wojciech Fangor, Julian Pałka, Waldemar Świerzy i Stanisław Zamecznik, który zaprojektował nagrobek Jakuba Prawina w Alei Zasłużonych na Powązkach. Po śmierci męża została kierowniczką Ośrodka Kultury Polskiej w Berlinie. Po powrocie była dyrektorem COPII – firmy, która zajmowała się obsługą teatrów, zwłaszcza szyciem kostiumów, skąd została z hukiem wyrzucona w 1968 r. Pamiętam, jak wróciła z ostatniego zebrania, kiedy wyrzucono ją i z partii, i z pracy. Była kompletnie rozbita. Życie miała nie do pozazdroszczenia – więzienia męża, Uzbekistan, potem jaśniejsze momenty – Olsztyn i Berlin, a następnie tragiczna śmierć męża na jej oczach, trzydzieści lat wdowieństwa, nieuleczalna choroba jedynej córki, wreszcie wylew i śmierć. Ile człowiek musi wycierpieć na tym ziemskim padole!

Ich córka Ditta żyje?

Nie. Ona stanowi wielki wyrzut mojego sumienia. Pomiędzy dwudziestym a trzydziestym rokiem życia zapadła na schizofrenię, po śmierci Prawinów i nieudanym małżeństwie umarła w samotności. To była bardzo piękna i inteligentna osoba. Za mało jej pomagałem, a ona mnie unikała.

Passa

Подняться наверх