Читать книгу Czyjaś córka - David Bell - Страница 6
ОглавлениеROZDZIAŁ 2
O co chodzi? – zawołała z kuchni Angela. – Czekolada? Czasopisma?
– Zaraz – powiedział głuchym, ledwie słyszalnym głosem.
Wyszedł na werandę i zamknął za sobą drzwi. Erica cofnęła się, by zrobić mu miejsce. Sięgnęła do kieszeni obcisłych ciemnych dżinsów i wyjęła paczkę papierosów. Kiedy brała następnego i pstrykała zapalniczką, Michael przyjrzał się zmianom, jakie dziesięć lat odcisnęło na jego byłej żonie. Wokół oczu powstały drobne zmarszczki, pod brodą pojawiła się fałdka nieco obwisłej skóry, ale w długich do ramion włosach nie dostrzegł ani śladu siwizny, a fryzura wyglądała na modniejszą i bardziej fachowo ułożoną niż na studiach, kiedy nosiła niedbały kucyk. Zwrócił uwagę na szary apple watch na nadgarstku i wciśnięty do kieszeni smartfon.
Wyglądała dojrzale. Jak dorosła osoba. Różnica była uderzająca.
Głęboko zaciągnęła się papierosem i wydmuchała dym, by ominął twarz Michaela.
– Nigdy nie podobało ci się, że palę. Rzuciłam to, ale wróciłam do papierosów dwanaście godzin temu.
– Jak to, twoja córka? – spytał Michael. – Masz córkę? Ile ma lat?
Dłoń, w której Erica trzymała papierosa między wskazującym a środkowym palcem, wyraźnie drżała.
– Felicity. Tak ma na imię. Felicity.
– Twój ulubiony serial – przypomniał sobie. Po zajęciach Erica przychodziła do jego pokoju w akademiku, zrzucała buty, rozciągała się na łóżku i oglądała powtórki. Uwielbiała analizować wybór mężczyzn przez bohaterkę i dyskutować na ten temat, płakała z rozpaczy, kiedy emitowano odcinek, w którym Keri Russell wystąpiła z krótko obciętymi włosami.
Wszystko to do niego wróciło. Nocne rozmowy z przyjaciółmi z college’u. Alkohol i imprezy. Ich teatralne kłótnie, a potem seks na zgodę.
Dzień ich ślubu. I rok później – dzień, kiedy od niej odszedł.
Wszystko wydarzyło się tak dawno. Patrząc wstecz, doszedł do wniosku, że oboje zachowywali się jak dzieci.
– To nie ma sensu, Erica. Nie widziałem cię od dziesięciu lat. Jestem żonaty.
– Wiem.
– Wiesz? Nie możesz się ot tak pojawiać pod moimi drzwiami.
– Jest taki ktoś… – Znowu zaczęła chodzić tam i z powrotem, unosząc do ust papierosa, którego rozżarzony koniec miał tę samą barwę co niebo. – Nauczyciel muzyki w jej szkole. Dziwny człowiek. Chyba mu się podobała. W taki chorobliwy sposób – rozumiesz, co mam na myśli? Ten człowiek coś wie.
Mówiła coraz bardziej urywanym głosem, coraz gwałtowniej gestykulowała. Popiół z papierosa spadał na betonową podłogę werandy. Jeszcze w czasach, gdy wszystko między nimi układało się dobrze – na studiach i przez pierwsze miesiące małżeństwa – Erica miała skłonności do przesady. Nawet najmniejsze nieporozumienie – z nim albo z kimkolwiek innym – zawsze udawało jej się rozdąć do rozmiarów melodramatycznej awantury.
Michael wyciągnął rękę i położył jej dłoń na ramieniu.
– Przestań. Uspokój się i przestań.
Posłuchała. Spojrzała na dłoń, którą trzymał tuż przy zgięciu jej łokcia; dotykał jej skóry pierwszy raz od dziesięciu lat.
Cofnął rękę, ale powiedział:
– Powinnaś zawiadomić policję. Oni się tym zajmą. Ja jutro pracuję.
Przez chwilę milczała. Rzuciła niedopałek, przydepnęła i roztarła podeszwą nowego buta do biegania, zostawiając na betonie ciemną smugę popiołu. W szkole średniej uprawiała biegi przełajowe, w college’u codziennie pokonywała od pięciu do ośmiu kilometrów, nawet rano po nocnych imprezach. W każdą czynność – chodzenie, naukę, mówienie, seks – wkładała ogromną, niemal gorączkową energię. Spojrzała na Michaela, jakby nie zrozumiał czegoś oczywistego.
– Ależ policja jej szuka. Przez cały dzień. Wiesz, co się dzieje, kiedy nie znajdą kogoś od razu? Wiesz, co się dzieje z zaginioną osobą? Z dzieckiem?
– Erica…
– Bez przerwy rozmawiam z policjantami, odpowiadam na pytania o mnie, moje finanse, sprawy osobiste i o ludzi, których w życiu poznałam. Łącznie z tobą.
– Ze mną?
– Pytają o znajomych i rodzinę. O każdą rzecz w moim życiu. Kiedy zaginie dziecko, sprawdzają wszystko. Muszę odpowiadać na najbardziej krępujące pytania. Najbardziej osobiste.
Michael odsunął się od niej o krok. Sięgnął za siebie, próbując znaleźć po omacku klamkę. Baseball, pomyślał. Dobra książka. Tylko tego pragnął. Chciał wrócić do środka.
Zająć się swoim życiem, nie cudzym.
W rogu, w miejscu, gdzie słupek łączył się z dachem werandy, zobaczył gniazdo os. Miał je usunąć w miniony weekend, ale tego nie zrobił, mimo że jeden z owadów dostał się do domu i latał po kuchni, wpadając co chwila na szybę, dopóki Angela nie trzepnęła go gazetą. Gniazdo zdążyło się rozrosnąć. Coraz więcej os brzęczało w środku i unosiło się nad zbudowanym z masy celulozowej osiedlem. Wiatr zadął z innej strony, przynosząc silniejszą woń pieczonego mięsa. Kolor nieba zmieniał się z błękitu dnia w fiolet nocy.
– Powinnaś być z nimi w kontakcie – poradził. – Z policjantami. Wróć do nich. Słuchaj, co mają do powiedzenia. Mów, co chcą wiedzieć. Nigdy nie miałaś sekretów, więc powiedz o wszystkim, co może im pomóc. Ja jestem tylko facetem, którego kiedyś znałaś. Na nic się nie zdam.
Była żona utkwiła w nim wzrok. Jej oczy napełniły się łzami. Pochyliła głowę przesadnie nisko, jakby w modlitwie. Ten gest pamiętał z czasów studiów, kiedy się denerwowała albo kiedy się kłócili. Dzisiaj, tak samo jak wtedy, na jego widok obudziła się w nim empatia i niepokój. Erica wydawała się czasem bezbronna, sprawiała wrażenie, jak gdyby wszystko odczuwała głębiej niż inni. Kiedy pogrążała się w bólu albo rozpaczy, przykro było na nią patrzeć.
Po chwili uniosła wzrok i spojrzała na niego oczami lśniącymi od łez. Drżał jej podbródek.
– Musisz mi pomóc. Nie masz wyboru. – Ton jej głosu wyraźnie się zmienił. Zniknęła nuta szaleństwa i rozgorączkowania. Odezwał się paniczny lęk.
Po chwili dodała prawie szeptem:
– Jest twoja, Michael. Felicity to twoja córka i musisz mi pomóc ją odzyskać.