Читать книгу Czyjaś córka - David Bell - Страница 7
ОглавлениеROZDZIAŁ 3
To niemożliwe…
Za jego plecami otworzyły się drzwi. Michael wciąż trzymał klamkę, kiedy się poruszyła, cofnął więc dłoń. Angela. Z rozchylonymi ustami przyglądała się scenie przed domem, usiłując znaleźć odpowiednie słowa, dokładnie tak samo jak Michael kilka chwil wcześniej.
– Coś się stało? – spytała w końcu.
Erica stała z rękami na biodrach i buńczucznie wysuniętą brodą, ciągle jednak miała łzy w oczach.
Michael spoglądał to na jedną, to na drugą, czując dziwny przypływ zażenowania. Kiedyś wpadli z Angelą na jego dziewczynę ze szkoły średniej, Kaylę McKee, z którą chodził przez całą ostatnią klasę; z zakłopotaniem dokonał niezręcznej prezentacji na środku sklepu spożywczego, a potem, w drodze do domu, żona śmiała się z tego, że Kayli towarzyszyła trójka dzieci i na dodatek czwarte było w drodze. „Płodna jak królica – powiedziała. – Miałbyś już z nią sporą trzódkę”.
To było, jeszcze zanim dotarło do nich, że mogą mieć poważniejsze kłopoty z poczęciem dziecka. Angela, w przeciwieństwie do niego, zawsze swobodnie mówiła o swoich byłych chłopakach i kochankach, wspominała o nich mimochodem, jak o ubraniu albo butach, które kiedyś nosiła.
Nie było jej jednak do śmiechu na werandzie, kiedy zobaczyła gościa.
– Angela – bąknął – to jest… Erica. Moja… Chyba się nie znacie.
– Cześć – rzuciła oschłym tonem Angela i skinęła jej głową. – Miło cię poznać. Myśleliśmy, że to jakieś dzieciaki chcą coś sprzedać.
– Przepraszam, ale muszę z nim porozmawiać – odparła Erica. – To ważne.
– Michael, wszystko w porządku? – Angela oparła dłonie na biodrach, bezwiednie naśladując pozę jego eksżony.
– Możesz nas na chwilę zostawić? – poprosił. – Wyjaśnię to i zaraz do ciebie przyjdę. Obiecuję.
– Robi się późno – odpowiedziała z naciskiem. Przeciągłym spojrzeniem obrzuciła od stóp do głów Ericę, a potem odwróciła się i zniknęła za drzwiami, które pozostawiła otwarte.
Michael wiedział, co miała na myśli. Chodziło o owulację. Znowu musieli spróbować. Tego wieczoru i prawdopodobnie nazajutrz rano. Mieli to zaplanowane.
– Wiem, że mnie nie lubisz – powiedziała Erica do Angeli. – Dałaś mi to jasno do zrozumienia.
Angela zamknęła za sobą drzwi.
Słowa Eriki zwróciły jego uwagę. Zabrzmiały tak, jakby nawiązywały do czegoś więcej niż tylko do tej chwili na werandzie, może jednak był to przejaw łatwej do przewidzenia nieufności między dwiema kobietami, które spotykały się z tym samym mężczyzną, a potem kolejno za niego wyszły. Michael zamierzał o to spytać, ale się powstrzymał. Miał ważniejszą sprawę do wyjaśnienia.
Przypomniał sobie, co powiedziała tuż przed pojawieniem się Angeli.
Jest twoja, Michael. Felicity to twoja córka.
– Erica – powiedział. – Nie wiem, o czym mówisz. Nie mamy ze sobą żadnych dzieci. Nie bardzo rozumiem, po co tu przychodzisz i próbujesz wywrócić moje życie do góry nogami.
Nie zmieniła wyzywającej pozy.
– Uprawialiśmy seks do końca. Dopóki mnie nie zostawiłeś. Nie zawsze uważaliśmy. Dobierałeś się do mnie w środku nocy. Chyba żadne z nas nie do końca zdawało sobie sprawę, co robimy.
– Ona ma dziesięć lat?
– Tak.
– I nigdy mi o niej nie powiedziałaś? Daj spokój, to jakiś obłęd.
– Nie jesteśmy małżeństwem, ale mimo to nie możesz się zachowywać, jakbym nadmiernie reagowała albo histeryzowała. Zawsze tak robiłeś i to nie było fair wobec mnie. – Znowu zaczęła grzebać w kieszeniach. Michael pomyślał, że sięga po następnego papierosa, ale wyjęła lśniącego iPhone’a. Szybkimi ruchami palca odnalazła to, co chciała, po czym odwróciła ekran i mu pokazała.
Zdjęcie dziewczynki. Była blondynką, jak prawie wszystkie kobiety w jego rodzinie. Miała różowe policzki i stała przed stajnią czy stodołą z popękanych desek, z których odpadały płaty czerwonej farby. Śliczne dziecko.
Ale czy to naprawdę jego córka?
– Nie widzisz? – zdziwiła się Erica. – Jaka podobna?
– Jest blondynką. Mnóstwo ludzi na świecie ma jasne włosy. Nie wszyscy są moimi dziećmi. Nie ma wśród nich ani jednego mojego dziecka.
– Przyjrzyj się lepiej. Powiększ.
– Słuchaj, nie mogę nawet… Próbujemy od dwóch lat i lekarz twierdzi, że być może nie będę mógł zostać ojcem. Jak więc ta dziewczynka…
– Popatrz.
Posłusznie przyjrzał się fotografii. Przypomniał sobie determinację byłej żony, jej żelazną wolę, gdy coś sobie wbiła do głowy. Kciukiem i palcem wskazującym powiększył dziecięcą twarz, która mimo zapadającego zmierzchu wciąż była wyraźna. Bardziej szczegółowy obraz nie ukazał jego oczom nic więcej. Wciąż widział ładną jasnowłosą dziewczynkę gdzieś na wsi, z policzkami zarumienionymi po długim biegu albo od zimnego wiatru.
– Nie rozumiem. To zdjęcie niczego nie dowodzi.
– Robyn – powiedziała Erica. – Czy ona nie przypomina ci Robyn?