Читать книгу Czarownice z Arnes - Dawid MartiMartinez - Страница 6

2
Tradycja

Оглавление

MARÍA OBUDZIŁA SIĘ PÓŹNYM POPOŁUDNIEM, gdy poczuła zmoczony w zimnej wodzie ręcznik, który przykładano jej do czoła. Bardzo powoli otworzyła oczy i gdy rozpoznała za oknem znajomy krajobraz, zdziwił ją ferwor panujący w pokoju.

Teresa i Dolores, sąsiadki i przyjaciółki rodziny, nieustannie biegały w tę i z powrotem, krążąc między kuchnią a pokojem z zaskakującą jak na swój wiek zręcznością, obładowane czystymi ścierkami i garnkami wypełnionymi gorącą wodą. Z jadalni, a nawet z ulicy dochodziły liczne znajome głosy, które interesowały się stanem Maríi.

Gdy rozeszła się wiadomość, że María ma lada chwila urodzić, w miasteczku zapanowała prawdziwa euforia i wszyscy podchodzili do domu przy ulicy Mayor, aby zobaczyć, czy można w czymś pomóc. W końcu większość zrozumiała, że bardziej przeszkadza niż służy pomocą, wrócili więc do domów, obiecawszy, że przyjdą ponownie, by złożyć życzenia rodzicom, gdy tylko urodzi się mała istotka.

Proboszcz, bardziej wyniosły niż należało, siedział w kuchni w towarzystwie osób najbliższych rodzinie i kilkoma trzonowcami, jakie mu pozostały, przeżuwał porządny kawał kiełbasy, zagryzając go chlebem z pomidorem. Jednocześnie, korzystając z okazji, między kęsem jedzenia a łykiem wina prawił kazanie wszystkim zgromadzonym, którzy, szczerze mówiąc, nie zwracali na niego najmniejszej uwagi.

María była spokojna i przygotowana, by stawić czoło temu, co miało się zaraz wydarzyć, ale choć cieszyła się tym poczuciem błogości, szybko zatęskniła za obecnością męża.

– Matko, gdzie jest Martín?

– Później powiem José, żeby poszedł po niego do warsztatu. Nie martw się, maleńka, z pewnością zagapił się w pracy. Pewnie za chwilę przyjdzie – odpowiedziała mało przekonującym tonem, zła, jak mało przewidujący był jej zięć w tak wyjątkowej chwili. – Przespałaś całe popołudnie. Jesteś wyczerpana. Teraz musisz się zrelaksować na tyle, na ile potrafisz, i bardzo głęboko oddychać, zanim zaczniesz rodzić. Już odeszły ci wody i masz częste skurcze. Pomogę ci się podnieść na łóżku. Twoje dziecko za chwilę pojawi się na świecie!

Magdalena wśród wielu swoich umiejętności wyróżniała się jako doświadczona położna, a teraz była szczególnie poruszona tym, że dziecko, które się zaraz narodzi, będzie jej pierwszym wnukiem.

– Och, Lucino, bogini, która czuwasz nad porodami, proszę cię, by urodziło się bez bólu, zdrowe i żeby mogło cieszyć się długim życiem – wygłosiła z powagą, zapalając poświęcone świeczki i wkładając pod poduszkę torbę porodową, na której w tajemnym języku napisała niezwykle potężne słowa, mające chronić matkę i niemowlę.

Gdy Teresa i Dolores podtrzymywały Maríę za ramiona, Magdalena wysmarowała brzuch córki maścią, dzięki której narodziny dziecka miały być mniej bolesne, i poprosiła, aby rozłożyła nogi i zaczęła z całej siły przeć. Wszystko było gotowe.

– Oddychaj i przyj mocno, Marío! Już zaczyna wychodzić główka. No, dalej, jeszcze trochę. Robisz to bardzo dobrze, królewno.

Zaledwie chwilę później, gdy cudowne światło księżyca w pełni rozświetliło wszystkie zakamarki pokoju, łkanie małej dziewczynki podnoszonej do góry przez babcię, sprawdzającą, czy wnuczka jest cała i zdrowa, uciszyło wszystkie głosy, a później, po kilku sekundach, cisza ustąpiła miejsca głośnym życzeniom i oznakom radości dobiegającym z kuchni i z ulicy.

– Marío, to dziewczynka! – powiedziała wzruszona Magdalena. – Jest pełna życia! – dodała, obmywając małą i wykorzystując chwilę, by zawiesić jej na szyi talizman z małym kawałkiem czerwonego korala.

– Jesteś przepiękna, moja córeczko. Spójrzcie, jaki aniołek! – powiedziała María, przytulając córkę. Widząc, jak światło wpadające przez okno staje się coraz bardziej intensywne, nie zawahała się nawet przez sekundę. – Maleńka, nazwiemy cię Luna!

Siedząca u wezgłowia łóżka Magdalena wpatrywała się uważnie w księżyc w pełni i uśmiechając się od ucha do ucha, kontynuowała swoje modlitwy.

– Przodkinie naszej rodziny, proszę was, abyście pomogły tej dziewczynce stać się godną następczynią naszego rodu – szeptała, kładąc dłonie na głowie maleństwa. – W imię siły pięciu żywiołów: Ognia, Wody, Ziemi, Powietrza i Drewna – mówiła dalej, podnosząc nieco głos. – W imieniu Ojca Słońca i Matki Księżyca, w imieniu Świętych Elementów Natury, boginie przeszłości, proszę was pokornie, żeby ta dziewczynka stała się naszym światłem…

– Matko! – krzyknęła nagle María, patrząc w kierunku drzwi i przełykając ślinę – Matko, nie jesteśmy same!

Jedyną rzeczą, jaką Magdalena zdołała dostrzec, gdy otworzyła oczy i spojrzała w kierunku drzwi, była czarna sutanna proboszcza wypadającego z pokoju na złamanie karku. Wyraźnie zdezorientowany, ale z satysfakcją właściwą dla kogoś, kto zdemaskował wielki sekret, kipiąc z nienawiści i wściekłości cedził przez zęby:

– Czarownice! To czarownice!

Czarownice z Arnes

Подняться наверх