Читать книгу Zwodniczy punkt - Дэн Браун - Страница 20
Rozdział 14
ОглавлениеBiały Dom jest jednym z najmniejszych pałaców prezydenckich na świecie: ma 50 metrów długości i 25 szerokości, a powierzchnia przyległych gruntów wynosi 18 akrów. Zgłoszony przez architekta Jamesa Hobana projekt pudełkowej kamiennej budowli z czterospadowym dachem, balustradą i kolumnadowym portykiem, choć mało oryginalny, został wybrany przez jurorów konkursu, którzy wychwalali jego „atrakcyjność, dostojeństwo i uniwersalność”.
Prezydent Zach Herney nawet po trzech i pół roku mieszkania w Białym Domu rzadko czuł się swobodnie wśród kandelabrów, antyków i uzbrojonych żołnierzy piechoty morskiej. W tej chwili jednak był ożywiony i dziwnie rozluźniony. Nogi niosły go same po puszystym dywanie do Zachodniego Skrzydła.
Kilku członków personelu na jego widok podniosło głowy. Herney machnął ręką i przywitał każdego z nich po imieniu. Ich odpowiedzi, choć uprzejme, były ciche i osłodzone wymuszonymi uśmiechami.
– Dzień dobry, panie prezydencie.
– Miło pana widzieć, panie prezydencie.
– Dobrego dnia, panie prezydencie.
W drodze do biura słyszał za sobą szepty. W rezydencji na Pennsylvania Avenue pod numerem 1600 zanosiło się na bunt. W ciągu kilku tygodni niezadowolenie narosło do tego stopnia, że Herney zaczął się czuć jak kapitan Bligh dowodzący okrętem, którego załoga przygotowuje się do wypowiedzenia mu posłuszeństwa.
Prezydent nie miał pretensji do swoich współpracowników. Ciężko pracowali przez długie godziny, żeby wspierać go w nadchodzących wyborach, a on nagle wypuścił piłkę.
Wkrótce zrozumieją, powiedział sobie w duchu. Niedługo znowu będę bohaterem.
Żałował, że tak długo trzymał swój personel w nieświadomości, ale zachowanie tajemnicy było absolutnie konieczne. A kiedy chodzi o sekrety, Biały Dom jest znany jako najbardziej przeciekający statek w Waszyngtonie.
Herney wszedł do poczekalni przed Gabinetem Owalnym i wesoło pomachał sekretarce.
– Ładnie wyglądasz, Dolores.
– Pan również, panie prezydencie – odparła, z jawną dezaprobatą patrząc na jego niedbały strój.
Herney konspiracyjnie ściszył głos.
– Chciałbym, żebyś zwołała zebranie.
– Jakie, panie prezydencie?
– Całego personelu Białego Domu.
Sekretarka spojrzała na niego pytająco.
– Całego personelu, panie prezydencie? Wszystkich stu czterdziestu pięciu?
– Co do jednego.
– Dobrze. Czy mam zebrać ich… w sali konferencyjnej? – spytała zaniepokojona.
Herney pokręcił głową.
– Nie. W moim gabinecie.
Zrobiła wielkie oczy.
– Chce pan spotkać się z całym personelem w Gabinecie Owalnym?
– Jak najbardziej.
– Ze wszystkimi naraz, panie prezydencie?
– Czemu nie? Umów ich na szesnastą.
Sekretarka pokiwała głową, jakby spełniała zachciankę chorego psychicznie pacjenta.
– Dobrze, panie prezydencie. A zebranie ma dotyczyć…
– Dziś wieczorem publicznie wygłoszę ważne oświadczenie. Chcę, żeby mój personel usłyszał je pierwszy.
Na twarzy sekretarki odmalowało się przygnębienie, jakby w głębi duszy bała się tej chwili. Zniżyła głos:
– Wycofuje się pan z wyścigu?
Hemey wybuchnął śmiechem.
– Ależ skąd, Dolores! Przygotowuję się do walki!
Zrobiła powątpiewającą minę. W mediach już mówiono, że prezydent Hemey rezygnuje z walki o fotel.
Mrugnął do niej krzepiąco.
– Dolores, przez cztery lata wykonywałaś dla mnie wspaniałą robotę i będziesz ją wykonywała przez kolejne cztery. Zostaniemy w Białym Domu. Obiecuję.
Sekretarka wyglądała tak, jakby chciała w to wierzyć.
– Dobrze, panie prezydencie. Powiadomię personel. Czwarta po południu.
Gdy Zach Herney wszedł do Gabinetu Owalnego, nie mógł powstrzymać się od uśmiechu na myśl o personelu stłoczonym w tym wbrew pozorom małym pomieszczeniu.
Choć z biegiem lat gabinet dorobił się wielu przydomków – „Kibel”, „Jama Dicka”, „Sypialnia Clintona” – Herneyowi podobała się „Pułapka na homary”. Ta nazwa wydawała się najbardziej odpowiednia. Każdego, kto pierwszy raz wszedł do Gabinetu Owalnego, ogarniała natychmiastowa dezorientacja. Symetria pokoju, łagodnie zakrzywione ściany, dyskretnie zamaskowane wejścia i wyjścia – wszystko to sprawiało, że goście czuli się, jakby zawiązano im oczy i okręcono dokoła. Często po zakończeniu spotkania dygnitarz wstawał, żegnał się i maszerował prosto do drzwi szafy. W zależności od przebiegu rozmowy Hemey albo zatrzymywał go w porę, albo z rozbawieniem obserwował zakłopotaną minę gościa.
Herney zawsze uważał, że najbardziej rzucającym się w oczy elementem wyposażenia Gabinetu Owalnego jest owalny dywan z kolorowym amerykańskim orłem. Lewy szpon orła zaciskał się na gałązce oliwnej, a prawy na pęku strzał. Niewielu ludzi z zewnątrz wiedziało, że w czasie pokoju orzeł patrzy w lewo – na gałązkę oliwną. W czasie wojny tajemniczym sposobem orzeł zwracał głowę w prawo – w kierunku strzał. Sekret tej salonowej sztuczki był przedmiotem cichych spekulacji pracowników Białego Domu, ponieważ tradycyjnie znał go tylko prezydent i szef personelu. Herney przekonał się, że mechanizm tajemniczych zmian jest banalnie prosty. W magazynie w piwnicy leżał drugi owalny dywan i administrator w nocy je zamieniał.
Patrząc na pokojowego, zwróconego w lewo orła, Herney uśmiechnął się na myśl o tym, że być może powinien zamienić dywany na cześć małej wojny, jaką zamierza wydać senatorowi Sedgewickowi Sextonowi.