Читать книгу Śmiertelne kłamstwa - Denzil Sarah A. - Страница 5

Оглавление

ROZDZIAŁ DRUGI

Rosie

Wtedy

Można powiedzieć, że to wszystko moja wina, bo to ja wywołałam serię niefortunnych wydarzeń. Wszystko dlatego, że chciałam jechać szybciej. Poruszałyśmy się zbyt wolno. Zacisnęłam łydki na bokach Mroka i przesunęłam ramiona w górę jego szyi, żeby mógł swobodnie galopować, z czego radośnie skorzystał. Zaczął przeć do przodu, aż wreszcie pofrunęliśmy wzdłuż trawiastego pobocza. Żałowałam, że założyłam kask, bo galopowanie z rozwianymi od pędu włosami jest dużo fajniejsze, ale za każdym razem, gdy to robiłam, mama dostawała palpitacji. Zawsze jej się wydawało, że spadnę, chociaż nigdy do tego nie doszło. To Heather zwykle lądowała na ziemi, bo ciągle się czegoś bała.

Szczerze mówiąc, to nie była do końca jej wina. To ja zmuszałam nas do szybkiej jazdy wzdłuż szosy okrążającej las Buckbell. Droga nie była ruchliwa, przez Buckthorpe przewijało się niewielu przejezdnych, ale tak czy owak, ściganie się po niej na lękliwych zwierzętach nie było najbezpieczniejszym pomysłem.

Trawiaste pobocze się urywało, więc ściągnęłam Mroka z powrotem do powolnego truchtu. Na początku próbował przyspieszać, ale w końcu się zorientował, że miękka trawa się skończyła i jesteśmy z powrotem na twardej powierzchni drogi. Z niezadowolonym parsknięciem zwolnił do marszu, sapiąc z wysiłku.

Nazywam się Rose i od dzieciństwa nienawidzę tego imienia. Róże są zbyt ułożone. Poza tym to typowe kwiaty na walentynki. Często rozmawiałyśmy z Heather o tym, że mama nadała nam imiona odwrotnie, bo ja jestem bardziej jak wrzos, a ona – jak róża, ale niestety, stało się. Przynajmniej tata odpowiednio wybrał nasze kuce. Mrok, charakterny szary wałach wysoki na czternaście dłoni[2], od początku miał należeć do mnie. Dama, dereszka w czerwone cętki, brązowooka i leniwa, była wręcz stworzona dla Heather. To nie moja siostra, tylko ja zawsze pragnęłam galopować z całych sił, gdy tylko kopyta kuca dotykały trawy.

– To było idiotyczne. – Czerwona na twarzy Heather spojrzała na mnie gniewnie, ganiąco, jak to miała w zwyczaju. Nadal ma takie krytyczne spojrzenie. Nikt by nie pomyślał, że z nas dwóch to ona jest młodsza. Nawet w dzieciństwie zachowywała się jak dorosła osoba. Beształa mnie częściej niż mama.

– Przecież nic się nie stało. – Przewróciłam oczami, kiedy zrównała się ze mną, podprowadzając Damę z prawej strony.

– A gdyby jechał tędy jakiś samochód albo traktor? Mrok zaraz by spanikował.

Chciałam jej powiedzieć, żeby przestała być taką straszną marudą, ale nagle zauważyłam, że głos jej drży, a jej oczy wypełniły się łzami.

– Nigdy nie jechałam na Damie tak szybko. – Heather gwałtownie otarła wilgotne oczy. – Nie mogłam jej zatrzymać.

– Przepraszam – powiedziałam na poły szczerze, a na poły sarkastycznie. Chyba nie chciałam, żeby dostrzegła moje zawstydzenie. Przyznanie się do jakichkolwiek emocji, kiedy człowiek ma trzynaście lat, jest wręcz niewykonalne.

– Nie masz za co przepraszać – wycofała się szybko Heather, odwracając głowę.

Rozpięłam górne guziki bluzki, żeby się nieco ochłodzić. Był już drugi tydzień letnich wakacji i trzeci dzień niespodziewanej fali upałów, przez którą wszyscy chodzili w szortach, wachlując się dłońmi. Mrok sapał i dyszał pode mną, zmęczony, ale jednocześnie podniecony niedawnym biegiem, prychając i żując wędzidło.

Kiedy dotarłyśmy do zakrętu, przy którym rosło drzewo o dziwacznym kształcie, mój kuc zdołał już wyrównać oddech, ale teraz to ja zaczęłam odczuwać znużenie. Drzewo pozwalało schować się przed słońcem – wielka powyginana gałąź wisiała w poprzek nad drogą. Gdy tylko Heather dostrzegła drzewo, wyprostowała się w siodle jak struna i ściągnęła wodze. Dama była bardzo spokojnym kucykiem, ale z jakiegoś powodu nienawidziła tego miejsca.

– Wyluzuj – powiedziałam. – Ona czuje twoje zdenerwowanie.

– Jestem wyluzowana – warknęła Heather, nadal sztywna jak deska.

Pamiętam, że przewróciłam oczami na te słowa. Dziadek, który uczył nas jazdy konnej na polach za domem, setki razy jej powtarzał, żeby się rozluźniła, ale ona nie potrafiła, zwłaszcza kiedy widziała to głupie drzewo. Biedna stara Dama zawsze się przy nim płoszyła, bo Heather nie potrafiła powstrzymać stresu. Teraz dereszka zarzuciła głową i zaczęła poruszać się w bok, jak krab, odsuwając się od pnia. Kiwała głową, wyraźnie zdenerwowana, oddychając szybko, płytko i chrapliwie. Heather nachyliła się do przodu.

Gdybym nie puściła się galopem na Mroku, Dama by się tak nie zmęczyła. Nagle poczułam się naprawdę podle.

– Możemy zsiąść, jeśli chcesz – zasugerowałam. – Przeprowadzimy kuce obok drzewa, a potem znów ich dosiądziemy. Mogę przejąć od ciebie Damę.

Ale Heather potrząsnęła głową. Chwyciła się mocno siodła, kiedy Dama zaczęła tańczyć, wypuszczając gorące powietrze z chrapów i wysoko unosząc kolana. Zastanawiałam się nawet, czy nie chwycić lejców Heather, na wypadek gdyby jej kucyk zdecydował się na ucieczkę, ale już prawie udało nam się minąć stare drzewo, więc miałam nadzieję, że wkrótce będzie po wszystkim. Biedna Heather była blada i spięta. Trzymała wodze napięte jak struny skrzypiec.

– Oddychaj głęboko, Hev – powiedziałam.

Pokiwała głową i powoli zaczęła rozluźniać ramiona. Widziałam jednak, że Dama nie idzie jej śladem. W jednej chwili zrozumiałam, że za chwilę jej odbije. Sięgnęłam w bok, usiłując złapać wodze, ale Dama odskoczyła. Heather opadła gwałtownie na szyję kuca, wydając z siebie cichy jęk, kiedy jej ciało nabiło się na siodło, a twarz uderzyła w muskularny kark Damy. Wypuściła wodze. Dama spanikowała i kłusem oddaliła się od drzewa. Jej kopyta klekotały o twardy asfalt. Szybko zareagowałam, ściągając lejce i ściskając nogami boki Mroka. Puściłam się w pogoń za moją biedną siostrą.

– Trzymaj się siodła, Hev – krzyknęłam.

Dama wymknęła się spod kontroli. Galopowała środkiem szosy, a moja siostra kurczowo trzymała się kucyka. Zauważyłam, że jedna noga wypadła jej ze strzemienia i Heather na poły wisi nad kłębem Damy, ale nie byłam w stanie ocenić, czy moja siostra nadal trzyma się siodła, czy nie. Serce waliło mi w piersi jak młot. Jeżeli Heather cokolwiek by się stało… To ja byłam starszą siostrą i to ja powinnam się nią opiekować, chociaż nigdy tak naprawdę tego nie robiłam, prawda? Wypuszczałam się na moje własne przygody i oczekiwałam, że Heather będzie mi dotrzymywała kroku, chociaż zdawałam sobie sprawę, że nie była w stanie za mną nadążyć.

Wszystkie złe słowa, których mama zabroniła mi wypowiadać, przeleciały mi przez głowę. „Proszę, niech Heather nic się nie stanie”, pomyślałam. Nic nie wskazywało na to, że Dama zamierza zwolnić, a na dodatek właśnie przejeżdżałyśmy obok farmy Murrayów. Boże! Nawet w najlepsze dni było tu wystarczająco głośno, żeby spłoszyć nasze kuce. W głowie pojawiły mi się przeróżne tragiczne scenariusze. Co, jeśli z podwórka nagle wyjedzie traktor? To będzie koniec. Dama całkiem oszaleje. Heather przynajmniej nie krzyczała. W jakiś sposób udało jej się zachować milczenie, gdy rozpaczliwie starała się utrzymać na grzbiecie Damy. Nie jestem pewna, czy byłabym równie spokojna, gdybym to ja znalazła się w takiej sytuacji.

Łomotanie kopyt Damy musiało narobić sporo hałasu, bo nagle z podwórka na drogę wybiegł Colin Murray ze swoim synem Samuelem. Stanął na środku szosy z kubełkiem w dłoniach i zaczął lekko potrząsać jego zawartością. Sprowadziłam Mroka do łagodnego cwału. Usłyszałam grzechotanie karmy w kubełku i zrozumiałam, że pan Murphy zgadł, iż na drodze pojawił się przerażony koń.

Dama, nawet pogrążona w panice, nigdy nie zrezygnowałaby z przekąski. Dostrzegłam, że uszy kucyka zareagowały na odgłos i wyprężyły się w kierunku kubełka. Dereszka zwolniła do truchtu, a potem zatrzymała się tuż przed panem Murrayem i wsadziła nos do kubła. Heather nie marnowała czasu. Przerzuciła nogę nad grzbietem kucyka i zeskoczyła na asfalt. Przez chwilę stała obok niego, łapiąc oddech, z rozwartymi szeroko ze strachu oczami i przerażeniem wypisanym na twarzy. Potem wręczyła lejce panu Murrayowi i odeszła na bok, w stronę Samuela, którego obie znałyśmy ze szkoły. Był o rok młodszy ode mnie, uczył się z Heather oraz innymi dwunastolatkami. Byłam w starszej klasie, więc raczej nie zadawałam się z tymi samymi osobami co oni. Nie żeby Samuel miał jakichś przyjaciół. W szkole absolutnie nikt nie chciał być widziany w jego towarzystwie. Uważałam wtedy, że Samuel jest dziwakiem. Niestety, jako trzynastolatka nie byłam zbyt miłą osobą.

Sprowadziłam Mroka do truchtu, potem do marszu, aż wreszcie go zatrzymałam i zeskoczyłam z jego grzbietu.

– Wszystko w porządku? – spytał łagodnie Samuel moją siostrę, lekko się nad nią nachylając. Już wtedy był bardzo wysoki.

– Hev?

– Wszystko w porządku – odparła drżącym głosem. Widziałam, że z całych sił powstrzymuje łzy. Byłam jednak pewna, że się nie rozpłacze, nie w obecności obcych.

– Spokojnie, spokojnie. – Pan Murray delikatnie gładził spoconą szyję Damy. Tam, gdzie wodze ocierały się o sierść zwierzęcia, pojawiły się smugi piany. – Jest bardzo pobudzona i musi ochłonąć. Mamy na farmie kilka pustych zagród w stajniach. Możemy ją postawić w jednej z nich i pozwolić jej odpocząć. Zadzwonię do waszych rodziców i powiem im, że tu jesteście.

– Dobrze – zgodziłam się.

Pamiętam, że pan Murray był wyższy i chudszy od taty. Miał też mniej włosów. Nosił jeden z tych granatowych kombinezonów, w których gustowali chyba wszyscy farmerzy. Często się zastanawiałam, czy robią zakupy w tym samym sklepie. Podejrzewam, że często na siebie wpadali.

– Pewnie trochę zejdzie, zanim wasze kuce ochłoną – powiedział pan Murray. – Samuel może was oprowadzić po gospodarstwie. Wiem, że chodzicie do tej samej szkoły.

Chciałam zasugerować, żebyśmy weszli do domu, ale Samuel zaczął mówić pierwszy.

– Pokażę wam moje gady, jeśli chcecie – rzucił z zapałem. – Mam kilka węży i jaszczurek. Wcale nie są straszne.

– Nie jestem pewna, czy Heather poczuje się dzięki temu lepiej – odparłam, prowadząc Mroka na podwórze.

– Dlaczego nie? Węże są super! – nalegał Samuel, co tylko mi przypomniało, dlaczego nikt w szkole nie chciał się z nim kumplować.

– Chcę zobaczyć węże. – W głosie Heather pojawił się znów cień radości. Przerażenie powoli znikało z jej twarzy, a na policzki powrócił rumieniec.

– Pod warunkiem, że nie powiesz nikomu w szkole – odparłam, zła, że Heather wydaje się tak zaintrygowana. Pomyślałam wtedy – dobrze to pamiętam – że jedynie udaje zainteresowanie, aby odwrócić uwagę od tej wstydliwej historii z Damą. – Nie chcę, żeby ludzie się dowiedzieli, że oglądałyśmy twoje głupie węże.

– One wcale nie są głupie – obruszył się Samuel. Skrzywił się, jakby zaraz miał wybuchnąć płaczem.

Stojący obok nas pan Murray potrząsnął głową.

– Dziewczyny, rany Boga!

Zaprowadziłyśmy kucyki do stajni, ściągnęłyśmy im siodła i wędzidła, a potem dałyśmy trochę wody. Dama rzuciła się na nią łapczywie, nadal zestresowana i zmęczona po napadzie paniki. Pan Murray musiał powstrzymać ją od zbyt szybkiego picia. Na chwilę odwrócił jej głowę od koryta, zanim znów pozwolił się jej nad nim pochylić.

– No już, uspokój się, mała – powiedział łagodnie.

– Jak się nazywają? – Samuel stał oparty o framugę stajennych drzwi. Miał na sobie sztruksy wsunięte w kalosze i kraciastą koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci. Heather stała tuż obok niego, z dala od kuców.

– Dama – odpowiedziała. – I zazwyczaj zachowuje się jak dama. Ale nie dzisiaj.

– Damy biegają – skomentowałam, wkurzona zwyczajową pruderią mojej siostry. – Jest wiele kobiet sprinterek.

– Zamknij się, Rosie. Wiesz, o co mi chodzi – warknęła.

Pan Murray skierował się do wyjścia.

– Kiedy skończycie, możecie przyjść do domu na herbatę i ciasto. Zaraz zadzwonię do waszej mamy. Pewnie się martwi.

Heather wzruszyła ramionami.

– Wątpię. – Ale powiedziała to szeptem i nie sądzę, żeby pan Murray, który już wychodził na dwór, ją usłyszał. Za to Samuel – owszem.

– Dlaczego wasza mama miałaby się o was nie martwić? – zwrócił się do Heather.

– Jest zbyt zajęta rozpaczaniem – odparła. – Zawsze „na chwilkę się kładzie”, chyba że musi iść do pracy.

Pokiwałam głową niemal nieświadomie.

– Rzeczywiście, mama często się tak kładzie, ale nie przez cały czas. Po prostu masz zły humor.

Heather spojrzała na mnie gniewnie, a potem chwyciła jedno ze zgrzebeł, żeby wyczyścić sierść Damy. Teraz, kiedy ochłonęła, pienisty pot zaczął się już zestalać.

– To wszystko twoja wina, Rosie – powiedziała Heather. Jej klacz skubała siano. – Gdybyś nie zmusiła nas do galopu wzdłuż brzegu łąki, Dama by się tak nie zdenerwowała.

– Nie. To ty powinnaś ją oswoić z tym drzewem – odparłam. – Zamiast tego za każdym razem się spinasz i Damie oczywiście odbija. Powinnaś się nauczyć, jak jej pomóc.

Samuel spoglądał na nas z zakłopotaną miną.

– Czy wy ciągle się tak kłócicie?

Jednocześnie wzruszyłyśmy ramionami.

– Jak już skończycie, mogę was oprowadzić po farmie, jeśli chcecie – zaproponował.

– Ale pokażesz nam też swoje węże, co? – spytała Heather.

– Co ty się tak uparłaś na te węże? – warknęłam.

– Przestań być takim cykorem, Rosie.

Szczęka mi opadła. Co za bezczelność. Miałam ochotę ją za to popchnąć, ale się rozmyśliłam, bo nie chciałam znów przestraszyć Damy.

– Jak się nazywa twój kucyk? – Samuel spojrzał na mnie.

Wyciągnęłam rękę i pogładziłam jedwabisty pysk Mroka, dumna z mojego chłopca.

– Mrok.

– Ale przecież on jest biały – zdziwił się Samuel.

– Nie biały, tylko szary. Widzisz? Jego pysk jest ciemny. A nazywa się Mrok, bo najlepiej widać go w nocy, w pełni księżyca. Sierść lśni mu wtedy jak srebro.

Samuel zmarszczył czoło, najwyraźniej nie nadążając za moją logiką.

– Chodźmy obejrzeć twoją farmę – zasugerowała Heather i zrównała krok z chłopakiem.

Nie miałam pojęcia, co w nią wstąpiło. A może po prostu byłam trochę zazdrosna przez ten jej nowy tajemniczy uśmieszek na ustach. Nagle cała ta przerażająca historia z Damą przestała się liczyć – zupełnie jakby nigdy się nie wydarzyła. Byłam przyzwyczajona do tego, że Heather wszędzie za mną chodziła, usiłując wtrącać się w moje rozmowy z przyjaciółmi. Teraz to ja czułam się jak piąte koło u wozu, próbując za nimi nadążyć, chociaż Samuel starał się od czasu do czasu zwracać bezpośrednio do mnie, żebym nie poczuła się wyobcowana.

Obeszliśmy dojarnię, gdzie Samuel pokazał nam dziwaczne urządzenia, które przyczepiało się do wymion. Potem odwiedziliśmy owce, a chłopak opowiedział nam o sezonie na kocenie i o swoim owczarku collie, który pilnował stada. Z tego, co pamiętam, myślałam wtedy, że poza szkołą Samuel jest dużo fajniejszy – nie żebym w budzie specjalnie zwracała na niego uwagę. Zauważyłam jedynie, że często niezbyt delikatnie bawił się z młodszymi dzieciakami, zwłaszcza z dziewczynkami. W zasadzie to byłam pewna, że kiedyś został po lekcjach za karę, bo zrobił krzywdę jakiejś uczennicy. Poza tym zdarzyło się, że wezwali jego ojca, by zabrał go ze szkoły. Zawsze zakładałam, że to dlatego Samuel nie przyjaźnił się z żadnymi swoimi rówieśnikami. Jeśli nie przebywał w towarzystwie młodszych dzieci, zawsze był samotny.

– Tutaj jesteście – powiedział pan Murray, podchodząc do kurnika, gdzie przyglądaliśmy się kurczakom. – Rozmawiałem z waszą mamą. Przyjedzie po was z przyczepą na kucyki i zabierze was do domu. Nie martw się. – Spojrzał na Heather. – Nie będziecie musiały wracać na ich do domu. Powiedziała, że będzie tu za mniej więcej godzinę. Może chcecie się czegoś napić? Poza tym moja żona wczoraj upiekła tartę Bakewell.

Obie entuzjastycznie pokiwaliśmy głowami. W tej samej chwili podszedł do nas mały, dziewięcio- lub dziesięcioletni chłopczyk, szurając kaloszami po trawie.

– Kim jesteście? – spytał nieuprzejmie.

Jego również pamiętałam ze szkoły. Peter Murray, zawsze niechlujny, z jasnobrązowymi włosami opadającymi na oczy i z naburmuszoną miną.

– Idź sobie, Peter – warknął Samuel.

– Hej! – Ostra nuta w głosie pana Murraya sprawiła, że wszyscy stanęliśmy prawie na baczność. W jego tonie nie było nawet cienia żartobliwości. – Mówiłem ci, żebyś nie krzyczał na brata.

Samuel spuścił wzrok.

– Przepraszam.

– No dobrze, chodźmy do domu. Zaczekamy tam na waszą mamę.

Myśl o cieście sprawiła, że zapomniałyśmy o tym małym spięciu. Heather ruszyła pierwsza, a ja się do niej przyłączyłam.

– Powinnyście spędzić u nas trochę czasu w lecie, oczywiście jeśli chcecie – powiedział pan Murray. – Dam wam trochę zarobić za pomoc.

Heather pokiwała głową z takim entuzjazmem, że prawie się przy tym przewróciła.

– Oczywiście, musimy najpierw uzgodnić to z waszymi rodzicami – dodał pan Murray.

Ciąg dalszy w wersji pełnej

[2] Jednostka stosowana do pomiaru wysokości koni. Jedna dłoń to cztery cale, czyli około dziesięciu centymetrów.

Śmiertelne kłamstwa

Подняться наверх