Читать книгу Niezwykły dar - Diana Palmer - Страница 5
ROZDZIAŁ TRZECI
Оглавление– Zasnęła – powiedział Tank, wychodząc od Merissy.
– To dobrze – ucieszyła się Clara. – Te migreny to koszmar. Wciąż się boję, czy nie mają jakiejś fizycznej przyczyny. – Westchnęła, zerkając na doktora, który wydawał się zaskoczony jej intuicją. – Ale nie ma guza – powiedziała po chwili z zamglonym wzrokiem.
– To zadziwiające – roześmiał się lekarz.
– Wizje przychodzą i odchodzą – mruknęła Clara półprzytomnie. – Nigdy nie wiem, kiedy coś się pojawi. Merissa ma mocniejszy dar. Kiedy na coś patrzy, może zobaczyć przyszłość. Ja tego nie potrafię.
– To rzadka umiejętność…
– …która czyni nas wyrzutkami. Prawie nie wychodzimy z domu, a ludzie się na nas gapią i szepczą za plecami. Nawet zakupy są problemem. Ostatnio jakaś kobieta spytała, czy trzymam chowańca.
– Rany boskie! – zachłysnął się Tank.
– Zdążyłyśmy przywyknąć – zaśmiała się niewesoło Clara. – Zresztą wiele osób prosi nas też o radę. Często muszę strzelać w ciemno, o czym uprzedzam, ale i tak przychodzą. Niekiedy widujemy coś, co może uratować czyjś związek, a czasem nawet życie. To poprawia nam nastrój i prawie rekompensuje złą sławę.
– Dobrze to znosisz – zauważył Tank.
– Dzięki.
– Merissa powiedziała mi, że miała już badania i była u neurologa na konsultacji. Dała mi też jego numer. Nie omieszkam do niego zadzwonić – oznajmił doktor Harrison. – Ale masz rację. Poza migrenami nie ma innych symptomów guza mózgu. Zadzwońcie, jeśli po przebudzeniu ból nie ustąpi. Nawet jeśli będzie to druga w nocy – dodał.
– Jestem ci bardzo wdzięczna za to, co już dla nas zrobiłeś – oznajmiła, wyciągając portfel. Lekarz próbował protestować, ale i tak wręczyła mu banknot o dużym nominale. – To pieniądze na benzynę. I nie przyjmę odmowy – ucięła.
– Wiesz, że jestem na emeryturze – odparł, kręcąc głową.
– To nie ma znaczenia. Przyjechałeś, kiedy potrzebowałyśmy pomocy. A emerytura rzadko wystarcza na wszystkie potrzeby.
– W takim razie dziękuję – ustąpił z uśmiechem.
Tank wolałby zostać. Nie mógł się rozstać z tajemniczą i piękną Merissą. Kiedy się nią zajmował, odczuł coś na kształt zaborczości. To było dziwne, nowe uczucie. Miewał przelotne romanse, ale nigdy żadnego z tych związków nie rozpatrywał w kategoriach przyszłości. Teraz było inaczej.
Przestał analizować uczucia i pomyślał o człowieku podszywającym się pod agenta, który wciągnął go w zasadzkę na granicy z Meksykiem. Z początku Tank nie dał wiary Merissie i jej wizjom, ale po rozmowie z szeryfem Carsonem z Teksasu musiał przyznać jej rację.
Niesłabnąca burza śnieżna nadal wszystkim mocno dokuczała, ale mimo to na ranczu wprowadzono pewne zmiany. Mężczyźni zaczęli chodzić z bronią, nawet jeśli zbytnio nie oddalali się od głównych budynków. Ilekroć Tank wychodził z domu, towarzyszyło mu przynajmniej dwóch ludzi.
Pracownik miejscowej firmy instalował system zabezpieczający. Uzbrojeni mężczyźni, kręcący się wokół Tanka, denerwowali montera.
– Coś ci grozi, stary? – zapytał Tanka. – Tylu tu zabijaków. Nawet przez sekundę nie jesteś sam.
– Moi bracia są nadopiekuńczy – wyjaśnił Tank, wzruszając ramionami. – Martwią się na zapas, że coś mi się stanie.
– Skąd takie podejrzenie? Ktoś ci groził?
– Wróżka przepowiedziała mi przyszłość – mruknął Tank.
– Poważnie? – zdziwił się monter, zaciągając na australijską modłę. – Nie wierz tym naciągaczom, stary. Gadają bzdury. Nikt nie zna przyszłości.
– Może masz rację, ale postanowiliśmy się zabezpieczyć.
– To twoja kasa – oznajmił monter, wracając do pracy. Kiedy skończył, znów zwrócił się do Tanka: – To powinno wystarczyć. Wybrałeś najdroższy sprzęt, stary. Ale bez obaw, odtąd nikt nie podkradnie się do was niezauważony – stwierdził z szerokim uśmiechem.
– Dzięki, choć teraz czuję się jak w więzieniu – westchnął Tank, popatrując na kamery na wysięgnikach.
– To cena bezpieczeństwa. Jeśli stawką ma być twoje życie, to chyba niezbyt wygórowana, co?
– Racja – przyznał Tank z uśmiechem.
Nie zastanowiło go, że monter wspomniał o zagrożeniu życia, choć sam mu przecież o tym nie opowiadał.
– W każdym razie skończyłem. A! I zamontowałem w twoim biurze ukrytą kamerę na wszelki wypadek. Gwarantuję, że nikt jej nie zauważy.
– Gdzie? – chciał wiedzieć Tank.
– Jeśli nie będziesz wiedział gdzie, to nikomu tego nie zdradzisz, prawda? – zapytał monter i z uśmiechem poklepał Tanka po ramieniu.
– Jasne – zaśmiał się Tank, który miał takie samo urządzenie w pickupie.
– I dobrze. Jeśli będziesz miał jakieś pytania czy obawy, dzwoń.
– Dziękuję.
– To moja praca – rozpromienił się monter.
Tank przez chwilę miał dziwne wrażenie, że facet jest zbyt radosny. Było coś sztucznego w jego ciągłym uśmiechu. Przyglądał się więc z namysłem, jak technik wsiada do swojego nowego samochodu i odjeżdża. Właściwie dlaczego nie jeździł firmowym autem? Postanowił od razu to sprawdzić, dzwoniąc do firmy, w której zamówił montaż zabezpieczeń.
– Och, taki jest nasz Ben – zaśmiała się sekretarka. – Dość ekscentryczny, ale lubi kobiety i uważa, że nie zaimponuje im w służbowym wozie.
– Ach tak.
– Bez obaw. Znam go od lat. Bywa też ciekawski, delikatnie mówiąc. Ale zna się na swojej robocie i naprawdę jest świetnym fachowcem – zapewniła.
– W takim razie przestaję się martwić.
– Dziękujemy za wybranie naszej firmy – dodała szczerze. – Ostatnio rynek nie był dla nas łaskawy.
– Wiem, o czym mówisz – przyznał Tank. – Szukamy nowych rynków zbytu dla naszego bydła. Gospodarka znacząco zwolniła.
– I jak? Udało się wam?
– Na szczęście sprzedaliśmy sporo sztuk przed zimą. Odkąd pogoda się zepsuła, tym, co zostały, musimy dowozić paszę na pastwiska.
– Rozumiem. Sama nie miałam jak się dostać dziś do pracy przez zamieć. Gdyby nie podwiózł mnie kolega, nie rozmawialibyśmy teraz.
– Wspaniale, że wasi pracownicy są w stanie wykonywać zlecenia przy tej pogodzie. Nie chciałem czekać na poprawę.
– Spodziewasz się kłopotów? – zapytała, ale zaraz się zmitygowała. – Nie chciałam być wścibska.
– Nie. Nie dzieje się nic niezwykłego. – Tank był zdziwiony jej bezpośredniością, więc mimowolnie się zaśmiał. – Ale ktoś groził naszemu najlepszemu bykowi, więc lepiej zachować ostrożność.
– Och, więc nie chodzi o bezpieczeństwo ludzi?
– Dlaczego coś miałoby nam grozić? – Tym razem śmiech Tanka był nieco wymuszony. – Wprawdzie w ubiegłym tygodniu przebiegłem jezdnię na czerwonym świetle, ale chyba szeryf mnie za to nie aresztuje.
– Tak mi się pomyślało. Nie wiedziałam, że hodujesz kosztowne bydło.
– Tak. A parę tygodni temu mój kumpel miał wizytę złodziei bydła. Uprowadzili mu najlepszego byka. U nas to się nie zdarzy.
– Nie z naszymi zabezpieczeniami – zapewniła. – Jeszcze raz dzięki za zlecenie. Poleć nas, gdyby ktoś potrzebował kamer czy alarmów.
– Tak zrobię – obiecał Tank, kończąc rozmowę.
Burza w końcu ucichła. Śnieg przestał sypać i słońce oświetliło wysokie zaspy. Tank zadzwonił do Clary, żeby zapytać o samopoczucie Merissy.
– Już wróciła do pracy. Może chcesz z nią porozmawiać? – zaproponowała.
– Chętnie. Dziękuję.
– Halo? – usłyszał po krótkiej chwili.
Miała piękny głos, spokojny i melodyjny. Tank mógłby jej słuchać bez końca.
– Chciałem zapytać, jak się czujesz – powiedział ciepło.
– O wiele lepiej. Dziękuję za pomoc. Doktor Harrison przekazał do apteki stałe zlecenie na lek, który ma zapobiegać migrenom – odparła i zaśmiała się cicho. – Kiepsko toleruję konwencjonalne środki. Właściwie rzadko na mnie działają. Chociaż duża część z nich to i tak dorobek mądrości ludowej, tyle że zapakowany w tabletki.
– Może to i racja – zgodził się Tank. – Czy kiedy śnieg stopnieje, miałabyś ochotę wybrać się ze mną do Catelow na kolację do tej nowej greckiej knajpki, o której wszyscy mówią?
– Chętnie – zgodziła się pospiesznie.
– Lubię śródziemnomorską kuchnię – zachichotał Tank. – Ale za retsiną nie przepadam.
– Co to takiego?
– Greckie wino aromatyzowane sosnową żywicą. Jest wytrawne i o bardzo wyrazistym smaku, więc ma niewielu amatorów.
– Chyba nie przypadnie mi do gustu.
– Ale jedzenie mają świetne.
– Uwielbiam sałatkę ze szpinakiem i z kozim serem.
– Ja też!
– Czyli coś nas łączy – zaśmiała się perliście.
– Sądzę, że znajdziemy więcej wspólnych punktów. Zadzwonię za dzień czy dwa i się umówimy.
– Dobrze.
– Dzwoń do mnie, gdybyście czegoś potrzebowały.
– W porządku, ale niczego nam nie brakuje.
– To do zobaczenia – powiedział bardzo z siebie zadowolony.
Po rozmowie ruszył do budynku, w którym trzymali bydło. Mallory i Cane już tam byli, ustalając zakwaterowanie nowego byka, którego kupili. Kiedy wszedł z szerokim uśmiechem, popatrzyli na niego z ciekawością.
– Trafiłeś szóstkę na loterii? – zgadywał Cane.
– Zabieram Merissę do knajpy – odparł i roześmiał się, widząc zszokowane miny braci. – Nie zamieni mnie w ropuchę, jeśli kolacja nie będzie jej smakować – oznajmił z przekąsem.
– Nie to nas martwi – mruknął Cane.
– Nie chodzi o to, że jej nie lubimy – powiedział Mallory, kładąc bratu dłoń na ramieniu. – Jednak niewiele wiemy o niej i jej rodzinie. A o jej ojcu krążą paskudne historie.
– Jakie? – zapytał Tank, marszcząc brwi.
Mallory zerknął na Cane’a, ale ten tylko wzruszył ramionami.
– Podobno niemal na śmierć pobił jednego ze swoich kowbojów – powiedział najstarszy brat z westchnieniem.
– Na szczęście od dawna już tu nie mieszka – oznajmił zaskoczony Tank.
– Wiem, ale…
– Myślisz, że Merissa odziedziczyła po nim charakter? – syknął przez zęby najmłodszy z braci.
– Źle się do tego zabrałem – jęknął Mallory, odsuwając się od Tanka.
– Nikt nie wie, gdzie on jest – wtrącił Cane. – Ścigają go za napad i pobicie.
– Jeśli się zaangażujesz, a on akurat wróci… – Mallory zawiesił głos.
Tank wreszcie zrozumiał, o co chodzi braciom, i się rozluźnił.
– Martwicie się o mnie – odetchnął, a bracia pokiwali głowami.
– Krążą o nim różne brzydkie plotki. Podobno był bardzo zaborczy w stosunku do córki. Miała ledwie dziesięć lat, ale on bywał agresywny, kiedy ktoś się do niej zbliżył.
– Ciekawe, dlaczego – zamyślił się Tank.
– Słyszałem też, co zrobił jej matce – dodał Mallory.
– Clarze? Przecież to kobieta! – oburzył się Tank.
– Takiej kreaturze jest wszystko jedno – oznajmił gorzko Cane. – Doktorek zdradził mi w zaufaniu, że leczył ją kiedyś z potencjalnie śmiertelnych obrażeń – dodał i z pytaniem w oczach spojrzał na Mallory’ego.
– Mów – polecił najstarszy z braci.
– Razem z Clarą do kliniki trafiła też wtedy Merissa. Miała wstrząśnienie mózgu i złamaną nogę. Lekarz wspomniał, że próbowała bronić matki.
– Wstrząs mózgu! – wykrzyknął Tank, opierając się o betonowy filar.
– To może być przyczyna jej niesamowitych zdolności. – Mallory myślał na głos. – Nie da się tego dowieść naukowo, ale niewiele wiemy o ludzkim mózgu.
– Uderzył dziesięciolatkę, łamiąc jej nogę? – Tank nie mógł wyjść z szoku.
– Tak. To źle, że nie wiadomo, gdzie teraz przebywa – mruknął Mallory.
– Minęło sporo czasu. – Tank się powoli otrząsał.
– Owszem, ale to rzecz warta rozważenia. Tak jak tożsamość człowieka, który posłał cię na OIOM.
– Nie chcę o tym mówić – zaprotestował Tank, unosząc ostrzegawczo dłoń i posyłając braciom znaczące spojrzenie.
– Niech ci będzie – burknął Cane.
– Chciałbym rzucić okiem na ten zepsuty traktor. – Tank nagle zmienił temat, wskazując braciom, żeby za nim poszli.
W drodze do maszyny przywitali się z Darbym Hanesem, który poczuł się lepiej i zdążył już wrócić do pracy. Tank zapalił silnik i zostawił traktor na jałowym biegu.
– Myślę, że żaden podsłuch nas teraz nie wyłapie i stoimy plecami do kamery, gdyby ktoś próbował czytać z ruchu warg – oznajmił Tank. – Nie chcę, żebyśmy rozmawiali o moich podejrzeniach publicznie, ale nie podoba mi się ta firma, którą najęliśmy do zainstalowania zabezpieczeń. Nie wiem, dlaczego.
– Merissa znów coś ci nagadała? – zażartował Cane.
– Nie rozmawialiśmy akurat o tym, ale mam złe przeczucia.
– Ja też. – Mallory był poważny. – A żadne ze mnie medium. Facet zajechał zwykłym, a nie firmowym wozem. Miał australijski akcent, ale moim zdaniem udawał. Mam kumpla z Adelajdy i słyszę różnicę.
– To mógł być ten fałszywy agent, ten kameleon!
– Całkiem możliwe – zgodził się Cane.
– Tak, ale w takim razie co z kamerami? Mógł też założyć nam podsłuch w telefonach – zdał sobie sprawę Tank. – Miał dostęp do całego domu! Trzeba było wynająć zagraniczną firmę!
– Skąd mogłeś wiedzieć? Nikt z nas się tego nie spodziewał – łagodził Mallory. – Postąpiłeś logicznie.
– Racja – przytaknął Cane.
– Moglibyśmy poprosić konkurencję, żeby jeszcze raz wszystko sprawdziła – doradził Mallory z błyskiem w oku.
– Niezła myśl – mruknął Tank. – Mam kumpla, który podłożyłby ci pluskwę do jedzenia tak, że na pewno byś się nie zorientował. Był wolnym strzelcem, kiedy służyłem na Środkowym Wschodzie. Zadzwonię do niego.
– Tylko lepiej nie ze swojej komórki.
– Kupimy jednorazówkę – podsunął Cane. – Zresztą kupmy kilka. Zaraz wyślę Darby’ego do miasta.
– To absurd – zżymał się Tank. – Wynajęliśmy ochronę przed zbirami, a może się okazać, że to oni we własnej osobie.
– Na naszą korzyść działa, że nie wiedzą, że ich przejrzeliśmy.
– Jasne. Albo wszyscy mamy paranoję – westchnął Mallory.
Cane i Tank spojrzeli na niego wymownie, a potem wszyscy trzej wybuchnęli śmiechem.
– Nie – zaprotestowali jednogłośnie.
– Powiedzcie żonom – poprosił Tank. – Tylko może nie w domu.
– Powiemy. Na szczęście w piątek wyjeżdżają na dwudniowe, świąteczne zakupy do Los Angeles – przypomniał Cane. – A Morie nawet zabiera Harrisona. Nie chce się z nim rozstać nawet na weekend, choć ma zaufanie do Mavie.
– Prawdziwa z niej mamuśka – skomentował Tank. – Słyszałem, że w przyszłym miesiącu umówiłeś się na polowanie z teściem w Montanie – dodał, patrząc na najstarszego brata.
– Tak słyszałeś? – Mallory parsknął śmiechem. – Przedziwnie złagodniał, odkąd został dziadkiem.
Tank nie zamierzał wypominać bratu, że sam zmiękł, zostając ojcem, dlatego tylko się uśmiechnął.
– Oddzwonię do Merissy i umówię się z nią na randkę w sobotę – zdecydował. – Knajpa przecież nie będzie na podsłuchu.
– Nie założyłbym się o to. Tym bardziej że wspominałeś przez telefon, dokąd macie się wybrać – zwrócił mu uwagę Mallory.
– O rany! – Zafrasował się Tank, ale uśmiech szybko powrócił na jego twarz. – Więc zamiast tego zabiorę ją do Powell, chińskiej knajpki. To będzie niespodzianka.
– Grunt to kreatywność – pochwalił Cane.
– Poproszę kumpla, żeby sprawdził przedtem mój wóz. Może nawet na trochę go zatrudnię. Nikt nie musi wiedzieć, po co tak naprawdę tu przyjeżdża.
– Tak zrób – zgodził się Mallory. – Lepiej dmuchać na zimne.
Tank wysłał Darby’ego po południu do miasta po jednorazowe komórki. Gdy tylko dostał swoją, zadzwonił do przyjaciela.
– Halo? – dobiegł go stłumiony, męski głos.
– Tu Tank. Co u ciebie?
– Niedobrze – usłyszał po chwili. – A jak ty się miewasz?
– Jakoś żyję – oznajmił i zamilkł. – Poświęciłbyś mi trochę czasu? Mam dla ciebie dobrze płatną robotę.
– Skąd wiedziałeś, że potrzebuję pracy? – żachnął się mężczyzna. – Właśnie skończyłem zlecenie i nie znalazłem nic innego. Rachunki się piętrzą, chałupa domaga się remontu… – Kłamał jak z nut, podtrzymując fikcję życia od wypłaty do wypłaty.
– To się dobrze składa – ucieszył się Tank. – Mam na myśli zatrudnienie.
– Ratujesz mi życie. Co miałbym zrobić?
– Dybie na mnie federalny odszczepieniec. Zatrudniłem nawet speców od systemów zabezpieczeń, ale obawiam się, że to właśnie ten fałszywy agent instalował mi kamery i na dokładkę podsłuch.
– Cholera! Ale masz pecha.
– Właśnie. Kiedy możesz przylecieć?
– Kiedy tylko prześlesz kasę na bilet. Nie zdążyłem się rozpakować po ostatniej robocie. To będzie dla mnie przyjemność.
– Nie pracujesz dla swojego… dawnego szefa? – dokończył z zająknięciem.
Tank prawie powiedział: ojca. Nie powinien tego robić, bo wtedy Rourke nigdy by mu nie pomógł. Istniały podejrzenia, że jest synem byłego najemnika K.C. Kantora, ale nikt nie śmiał zapytać o to wprost. Zresztą skoro facet żył z dnia na dzień, raczej nie miał ojca milionera.
– Posprzeczaliśmy się trochę – przyznał z westchnieniem Rourke, zbliżając się niebezpiecznie do prawdy. – I zrobiło się całkiem nie do zniesienia. Na dodatek Tat się do mnie nie odzywa – dodał z tłumionym gniewem.
Tat była znaną dziennikarką i bywalczynią salonów. To Rourke nadał jej w dzieciństwie to przezwisko. Ich burzliwa przyjaźń trwała od lat. Razem pomogli odzyskać władzę generałowi Machado w jego kraju w Ameryce Południowej.
– Znów jej zalazłeś za skórę?
– Pojechała za wojskiem do Ngawy! – krzyknął zbulwersowany, bo w tym niewielkim państwie trwała paskudna rewolucja. – Próbowałem ją powstrzymać, ale nie chciała słuchać. To krwawa łaźnia. Znam najemników, którzy za skarby świata by się tam teraz nie wybrali!
– Dziennikarze zazwyczaj są pod ochroną – próbował go pocieszyć Tank.
– Jasne. Stale się na to nabierają – jęknął Rourke.
– Przykro słyszeć, że ona jest w niebezpieczeństwie.
– Sama jest sobie winna. Za głupotę trzeba płacić. Ale jeszcze chwila, a sam tam po nią pojadę… – westchnął i zamilkł. – Prześlij mi ten bilet.
– Rezerwuję lot i przesyłam ci namiary, tylko założę sobie nowego mejla.
– Słusznie.
– Dzięki, Rourke.
– Hej, od czego są przyjaciele?
Merissa włożyła beżową sukienkę, która opinała jej sylwetkę, podkreślając jędrny biust, wąską talię i kształtne biodra. Wybrała do niej buty na płaskim obcasie. Włosy zostawiła rozpuszczone, więc łagodnymi, złotymi falami opływały jej twarz o elfich rysach. Jedynym szalonym akcentem była broszka w kształcie bożonarodzeniowej choinki i taka sama wsuwka we włosach.
– Jeśli ubrałam się zbyt elegancko… – zaczęła, posyłając nieśmiały uśmiech zachwyconemu Tankowi.
– Kobiety coraz rzadziej chodzą w sukienkach – stwierdził delikatnie. – Uważam, że wyglądasz cudownie.
– Dzięki – odparła lekko zażenowana. – Nie mogę nosić szpilek – westchnęła, wskazując balerinki. – To pewnie wygląda dziwnie.
– Wygląda świetnie – zapewnił, nie zważając na jej dziwną uwagę. – Jedziemy?
– Tak – potwierdziła i zajrzała do salonu. – Do zobaczenia wieczorem, mamo. Zamknij drzwi.
– Oczywiście – zachichotała Clara. – Masz klucze?
– Mam.
– Baw się dobrze.
– Dziękuję.
– Będę się nią opiekował – zapewnił Tank z szerokim uśmiechem.
– Wiem o tym.
Rourke zjawił się dzień wcześniej i od razu sprawdził samochód Tanka oraz kamery. Znalazł też podsłuch zamontowany w kilku miejscach. Teraz auto było czyste.
– Pojedziemy do Powell na kolację – oznajmił Merissie. – Musiałem zmienić plany ze względu na komplikacje ze sprzętem ochroniarskim.
– To był on. Mężczyzna w garniturze – wykrztusiła, sztywniejąc.
– Tak sądzimy – przyznał niechętnie Tank.
– Co za ironia. – Pokręciła głową. – I jaka pewność siebie.
– Owszem. Ale trafiła kosa na kamień.
Merissa nie odpowiedziała. Jej rysy ściągnął grymas strachu. Tank zjechał na pobocze i zatrzymał auto przed wjazdem do miasteczka.
– Co widziałaś? – zapytał cicho.
– Coś złego – odparła, przełykając z trudem ślinę.
– Możesz podać szczegóły?
– Nie wiem. – Patrzyła na niego z trudem. – To tylko przeczucie, że… że stanie się coś bardzo złego.
– Już dobrze – próbował ją uspokoić Tank, rozcierając jej chłodne dłonie. – Poradzimy sobie.
Jego dotyk przeszył ją niczym prąd. Miał duże, ciepłe dłonie, szorstkie od ciężkiej pracy. W świetle latarni dostrzegła, że mimo to są zadbane, czyste i z krótko obciętymi paznokciami.
– Masz piękne dłonie – powiedziała.
– Dziękuję. – Tank zaśmiał się cicho. – Twoje też nie są złe.
Merissa uśmiechnęła się i wtedy poczuł ten sam dreszcz. Fizyczny kontakt z drugim człowiekiem przynosił ukojenie i pociechę. Tank kilka razy był już zakochany, ale nigdy nie odczuwał nic tak intensywnie jak teraz. Zapragnął ją chronić i się o nią troszczyć. Merissa była silną, samodzielną kobietą, która potrafiła o siebie zadbać, a jednak przy niej czuł się silniejszy i bardziej męski.
– O czym myślisz?
– Że to mój najlepszy pomysł od lat – odparł, ściskając jej dłonie.
– Dzięki – powiedziała i zaśmiała się cicho.
– Dobrze się przy tobie czuję.
– Niewiele osób z Catelow zgodziłoby się z tobą.
– To dlatego, że cię nie znają. A to, co nieznane, budzi lęk.
– Przez całe życie oglądam rzeczy, które mnie przerażają – westchnęła, zerkając na niego spod rzęs. – Ludzie chcą znać przyszłość, ale gdyby widzieli to co ja, pewnie zmieniliby zdanie.
– To prawda.
– Co innego przewidywać pogodę albo trendy w modzie, albo to, czy pozna się swoją miłość. Ale wiedzieć, co się stanie z tobą za rok czy dwa… Nie powinno się tego pragnąć.
Tank z powrotem włączył się do ruchu, nie puszczając jednak jej dłoni.
– Nigdy nie wspomniałaś o swoim ojcu – wymsknęło mu się, a Merissa wyrwała mu rękę, jakby poraził ją prąd. – Przepraszam, nie chciałem cię zdenerwować.
– Pewnie słyszałeś, co się stało…
Tank zaparkował przed chińską restauracją i obrócił się w jej stronę.
– Tak – przyznał i spojrzał wprost w jej rozszerzone źrenice. – Nie musimy o nim rozmawiać, jeśli nie chcesz. Jeszcze nie znamy się tak dobrze.
– Był… brutalny – wyznała po chwili szeptem.
– Był?
– Od lat go nie widziałyśmy – wykrztusiła, przygryzając dolną wargę. – Nie wiemy, gdzie jest, ale wciąż się obawiamy, że wróci. – Przymknęła oczy i zadrżała. – Był potężnym mężczyzną. I bardzo silnym!
– Zranił cię.
– Mnie i mamę – przyznała, patrząc na niego z bólem. – Tak się cieszyłam, kiedy odszedł. Mama przestraszyła go, mówiąc, co się stanie, jeśli zostanie w Catelow. Wiedziała. To nie było przeczucie. Pobił jednego z naszych kowbojów prawie na śmierć. Mama powiedziała, że postawią ojcu zarzuty i zamkną w więzieniu. Tylko dlatego wyjechał.
– Rozumiem.
– Nie rozumiesz. – Pokręciła głową. – Przez te wszystkie lata żyłam w strachu o matkę. Tylko raz nabrałam odwagi i mu się postawiłam.
– Z niemal dramatycznym skutkiem.
– Słyszałeś o tym? – Pobladła jeszcze bardziej.
– Catelow to małe miasto – zauważył miękko. – Gdybym był wtedy w pobliżu, nie pozwoliłbym mu was tknąć – dokończył ze złością.
Oczy Merissy pojaśniały, a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech.
– Bałby się ciebie.
– A ty? Ty też się mnie boisz? – zapytał, nie spuszczając z niej wzroku.
– Już nie tak bardzo. Troszeczkę.
– Troszeczkę?
– Ale nie tak, jak myślisz – odparła zmieszana. – Przy tobie czuję się niezręcznie. Ale nie tak jak przy innych…
Kiedy mówiła, Tank odpiął swój pas bezpieczeństwa i pochylił się w jej stronę.
– Niezręcznie? – powtórzył, opierając rękę na jej zagłówku.
– Troszeczkę – odpowiedziała z wahaniem. Był tak blisko, że czuła zapach jego wody po goleniu. Ciepło jego ciała wręcz ją parzyło, a usta Tanka prawie muskały jej czoło. – Odrobinę.
– Doprawdy? – zapytał ze zmysłowym uśmiechem.
Merissa starała się zapanować nad oddechem, ale to była przegrana walka.
Tank objął jej twarz wolną dłonią i musnął kciukiem rozchylone wargi.
– Lubię wytrącać cię z równowagi – zamruczał, nachylając się jeszcze bliżej.
Jego usta delikatnie dotknęły jej warg, jakby bał się ją spłoszyć. Merissa była bardzo spięta i miała lodowate dłonie. Tank podejrzewał, że nie była przyzwyczajona do bliskości mężczyzn. Ta myśl tylko wzmogła jego zaborczość i potrzebę chronienia jej.
– Spokojnie – szepnął w jej rozchylone usta.
Z początku dotyk jego warg był obcy i niepokojący, jednak po chwili stał się swojski i miły. Powoli Merissa zaczęła się odprężać. Pocałunek zaczął jej się podobać.
Tank delikatnie przyciągnął ją do siebie. Tak długo pieścił jej usta, aż rozbudził jej głód. Zarzuciła mu ręce na szyję i przylgnęła do niego całym ciałem. Oddawała mu pocałunki z tym samym żarem. Szybko stało się jasne, że Tank będzie musiał przerwać pocałunek albo zacznie ją rozbierać. Oboje byli równie spragnieni swojej bliskości. Odsunął się, wyplątując się delikatnie z jej ramion. Uśmiechnął się czule, widząc jej zmieszanie.
– Nie martw się. To zupełnie normalne – wymruczał.
– Naprawdę? – spytała nieprzytomnie.
– O tak – zapewnił, odsuwając nieposłuszny kosmyk włosów z jej twarzy. – Powinniśmy wejść do środka.
Merissa oblizała wargi. Miały jego smak. Uśmiechnęła się zmysłowo.
– Chyba masz rację.
Tank zaśmiał się gardłowo i pomógł jej wydostać się z wozu. Ujął Merissę pod ramię i poprowadził do restauracji.