Читать книгу Zbiór miłości niechcianych - Edyta Folwarska - Страница 5

I

Оглавление

– Przestań! – krzyknęła Oliwia.

Nie słuchał. Napierał na nią całym ciałem. Jego wargi łapczywie wpijały się w jej szyję.

– Alan! – próbowała ostudzić jego zapędy. – Jutro ślub. Chcę odpocząć.

Przyparł ją do kuchennej ściany. Przez materiał spodni czuła jego nabrzmiałego członka. Zaczęła się łamać. Chciała poczuć na sobie jego dłonie. Chciała, żeby ją pieścił, a potem sobą wypełnił. Ale nie, nie dziś. Postanowiła, że nie zrobią tego w tę jedną noc przed ślubem, i zamierzała się tego trzymać. Zwłaszcza że odkąd poznała Alana, żadna z poprzednich nocy nie była spokojna.

– Biała noc, Kocie – powiedziała kokieteryjnie i wysunęła się z jego objęć.

Żałowała. Tak bardzo chciała poczuć na języku jego smak.

Ale dziewczyna musi mieć zasady.

– Od jutra – wysapał.

– Co od jutra? – zapytała lekko rozbawiona.

– Od jutra nie będziesz mogła powiedzieć „nie”. W końcu będziesz moją żoną i będę brał cię zawsze, gdy będę miał ochotę – wyrzucił z siebie.

– Niedoczekanie twoje – zaśmiała się.

Chciała go minąć i iść do pokoju, ale chwycił ją za spódnicę i pchnął na ścianę. Ściągnął jej matki. Nie protestowała. Po chwili wsunął się w nią. Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążyła nawet zwilgotnieć. Nigdy do tej pory się tak nie zachowywał. Zawsze był czuły i cierpliwy. Teraz przyciskał ją do ściany i pieprzył z całych sił. W końcu ból ustąpił. Poczuła przypływ ciepła i rozkoszy. Oplotła go nogami i z rozkoszą przyjmowała każde pchnięcie. Nie przypuszczała, że taki seks sprawi jej przyjemność. A jednak. Całował ją zachłannie i kąsał w płatki uszu. Miała ochotę na więcej. Przylgnęła do niego mocniej udami.

– Pieprz mnie… – wyszeptała. – Piep…

Jego ciało wygięło się jak struna. Nagle wysunął się z niej i bez słowa ruszył w stronę łazienki.

Wsłuchując się w odgłos wody w łazience, zastanawiała się, co w niego wstąpiło. Jutro po południu, w kościele Świętej Anny, miała powiedzieć mu sakramentalne „tak”. Nie była zwolenniczką tego pomysłu. Po co im małżeństwo, skoro i tak się kochają? W dodatku większość jej koleżanek narzekała, że po ślubie ich faceci z kogutów zamieniali się w salonowe lwy. Zastanawiała się, czy po takim wstępie do małżeństwa jej też to grozi…

W nocy, gdy leżeli obok siebie, nie mogła zasnąć. Patrzyła na Alana i wspominała ich pierwsze spotkanie.

To było pięć lat wcześniej. Wpadli na siebie na imprezie. Ona, drobna, filigranowa blondynka o dużych niebieskich oczach i obfitym biuście, on wysoki, dobrze zbudowany szatyn o ciemnych oczach, przypominający Ryana Goslinga. Ciacho. I to z zupełnie innej planety.

Miała wtedy dwadzieścia dwa lata, studiowała zaocznie dziennikarstwo na UW i próbowała swoich sił w zawodzie. Choć może „próbowała” nie jest dobrym określeniem. Pracowała już w redakcji jednego z najpoczytniejszych dzienników w Polsce, gdzie pisała o boksie i piłce nożnej. Prawdziwe olśnienie przyszło jednak, gdy przypadkiem trafiła do działu show-biznes. Koleżanka wyjeżdżała i poprosiła ją o zastępstwo. Po powrocie musiała szukać nowej pracy. Oliwia pokochała świat plotek, gwiazd i celebrytów. Z wzajemnością. Jej niewinny dziewczęcy wygląd sprawiał, że większość gwiazd traktowała ją z pobłażaniem. Mylna ocena przeciwnika. Oliwia była wygadana i bystra, a jej wywiady szybko stały się najpopularniejszymi tekstami w branży. Ona sama zaś zakosztowała życia towarzyskiej śmietanki, które polubiła do tego stopnia, że przepuszczała na nie wszystkie zarabiane pieniądze.

W zasadzie właśnie tym zajmowała się tej nocy, gdy po raz pierwszy zobaczyła Alana. Od razu rzucił jej się w oczy. Koszykarz górujący nad innymi. Stał w kolejce do baru. Ona także. Tyle że jej nikt nie widział.

– Hej, sorki, wielkoludzie – zażartowała.

– Nieźle zaczynasz – powiedział, odwracając się w jej stronę.

– Jesteś najlepszą partią na tej imprezie – kokietowała go.

– Niby dlaczego?

– Bo masz chyba z pięć metrów wzrostu – zaśmiała się. – I wszyscy cię widzą. Zupełnie odwrotnie niż mnie. – Podkreśliła gestem swój niski wzrost. – Właśnie dlatego ośmieliłam się zagadać.

– Dlatego, że jestem wysoki? – Uśmiechnął się.

– No tak. – Posłała mu przebiegłe spojrzenie. – Czy byłbyś tak miły i zamówił mi wodę?

Uśmiechnął się szeroko.

– Jasne. Czemu nie powiedziałaś od razu!

– Bo wtedy już byśmy nie rozmawiali – odparła.

– Niegazowana czy gazowana? – zapytał, ignorując ostatnie zdanie.

– Niegaz… Still water… Cicha w… – nie zdążyła dokończyć, bo wsunął w jej dłoń szklankę zimnej wody.

– Dzięki! – powiedziała zbyt głośno. – Mam na imię Oliw…

Ale on już odszedł.

„Cholera – pomyślała – albo tracę wyczucie, albo facet jest gejem”. Wtedy nie przyszła jej do głowy trzecia możliwość, ale tę dostrzegła aż za wyraźnie kilka minut później – tajemniczy nieznajomy namiętnie całował się z jakąś dziewczyną. Wszystko jasne – ciacho było zajęte.

Straciła chęć do dalszego imprezowania. Godzinę później wróciła samotnie do domu i spędziła w nim resztę weekendu.

Zbiór miłości niechcianych

Подняться наверх