Читать книгу Niegodziwi święci - Emily A. Duncan - Страница 9

3

Оглавление

SEREFIN MELESKI

Swojatowy Ilja Gołubkin: Urodzony jako syn rolnika, Ilja został dotknięty chorobą, która uniemożliwiła mu chodzenie. Uzdrowiony przez pewną kleryczkę Zbyneuszki, został przepełniony nadludzką siłą i wstąpił w szeregi wojowniczych mnichów. W pojedynkę obronił miasto Korowgrod przed najeźdźcami zza morza.

— Wasiliew, Księga Świętych

ARCYKSIĄŻĘ TRANAWII, Serefin Meleski, oparł się o wejście do tunelu i mrużąc oczy, zapatrzył się w śnieg. Słońce już prawie zaszło, lecz promienie odbijane przez śnieg wciąż oślepiały na tle jego — bezsprzecznie straszliwej — wizji.

— Pozwalasz im uciec — jęknęła stojąca u jego boku Ostia.

Zignorował ją i zamiast odpowiedzieć, podniósł swoją księgę zaklęć z miejsca, gdzie była przywiązana do biodra, a potem ją otworzył. Kartkował stronice w milczeniu, aż w końcu jedną wyrwał. Upuścił książkę i wyciągnął rękę do Ostii.

Zmrużyła oczy i zerknęła na nóż w dłoni. Błyskawicznym ruchem złapała księcia za nadgarstek i przeciągnęła ostrzem po jego ręce.

— Nie dłoń! — zaprotestował Kacper spod przeciwległej ściany tunelu, o którą się opierał.

Serefin jego również zignorował i podniósł rękę. Obserwował, jak krew szybko wzbiera w ranie i spływa w dół dłoni powolnymi strumyczkami. Szczypało, ale przypływ magii, która nadejdzie, zrównoważy niewielki ból. Książę wsunął sobie stronę z księgi zaklęć w krwawiącą dłoń i poczekał, aż krew wsiąknie w papier. Magia rozpaliła żar w jego żyłach, a gdy stronica zmieniła się w pasma ciemnego dymu, Serefinowi wyostrzył się wzrok. Ślad prowadzący prosto do kleryczki doskonale wskazywały czerwone smugi na śniegu.

Książę się uśmiechnął.

— Dziewczyna potrafi uciekać.

— Czy mądrze jest przywiązać się do niej tym zaklęciem? — zapytała Ostia.

— Ona nie zdoła tego poczuć. To nie są pęta, tylko smuga.

Nie będzie miało znaczenia, jak bardzo kleryczka się oddali; Serefin będzie mógł ją śledzić dopóty, dopóki — co jakiś czas — będzie zasilał zaklęcie swoją krwią. Nic trudnego.

— Jesteś pewny siebie — wytknął mu Kacper.

Książę spojrzał na niego bez emocji.

— Nawet gdyby wyczuła zaklęcie, nie byłaby go w stanie przerwać.

— Nic nie wiesz o magii, której dziewczyna użyła. Skąd wiesz, że nie poczuje twojej?

Serefin zmarszczył brwi. Kacper miał rację, nie zamierzał jednak tego przyznać.

— Każ ludziom spędzić tutejszych, którzy jeszcze żyją — polecił Ostii.

Dziewczyna skinęła głową i zniknęła w tunelu.

Kacper patrzył, jak odchodziła.

— Dlaczego nie pójdziesz za tamtą? — spytał księcia. Podczas bitwy rękaw płaszcza Kacpra został niemal całkiem oderwany; trzymał się na kilku szwach, a złoty naramiennik zwisał mu byle jak z ramienia. Porucznik przesunął sobie brązową dłonią po ciemnych lokach i wyglądał na zaskoczonego, kiedy odkrył, że są lepkie i sklejone od krwi. — Od dawna szukamy jakiejś cholernej kleryczki i wreszcie coś mamy.

— Chcesz w ciemnościach kręcić się po górach w samym środku Kalazinu? — zapytał Serefin.

Członkowie ich kompanii na własnej skórze doświadczyli, jak zabójcza może być w tym kraju zima dla tych, którzy nie znają terenu. Poza tym książę w słoneczny dzień widział niewiele, a w nocy jego wzrok jeszcze bardziej się pogarszał. W ciemnych oczach Kacpra błysnęło zrozumienie i porucznik pokiwał głową.

Serefin Meleski przebywał na froncie w Kalazinie od prawie trzech lat, z rzadka tylko powracając do domu. Przez cały ten czas miał wrażenie, że zima nigdy się tutaj nie kończy. Nawet w porze roztopów w tym kraju zdawało się panować zimno. Były tu jedynie śnieg, mróz i lasy. Przez ostatnie pięć miesięcy książę kazał swojej kompanii szukać dowodów na istnienie kalazińskiej magii. Jego ojciec stanowczo twierdził, że ona istnieje i że Serefin koniecznie musi odnaleźć kleryka czy kleryczkę. Tacy ludzie mogliby przeważyć losy wojny na korzyść Kalazinu, co nie powinno się zdarzyć, szczególnie teraz, gdy decydujący atak na górzyste państwo w końcu przynosił efekty. Zaledwie kilka tygodni wcześniej Tranawia przejęła kalazińskie miasto Wołdoga, istotny przyczółek wroga. Był to pierwszy krok w kierunku ostatecznego zwycięstwa w tej niekończącej się wojnie.

— Przy odrobinie szczęścia zaprowadzi nas do innych, takich jak ona — wyjaśnił Serefin.

Zaczął cofać się do tunelu, ale po chwili się zatrzymał.

Nieznacznym ruchem dotknął dłonią blizny, która przecinała jego oko, a potem odwrócił się do Kacpra:

— Światło? — Słowo zabrzmiało protekcjonalnie, bardziej jak szorstka komenda niż prośba. Zwykle miałby nieco więcej poszanowania dla uczuć porucznika, ale wyczerpany bywał opryskliwy.

— Tak, wybacz. — Kacper na ślepo poszukał pochodni, która spadła na ziemię, a następnie ponownie ją rozpalił.

Minęli magazyn, w którym wcześniej ukrywały się kalazińskie dziewczęta, a który teraz przetrząsał generał broni Serefina, Teodor Kijek.

— Prześlij mojemu ojcu wiadomość o dzisiejszych wydarzeniach — polecił mu książę. Nie zamierzał wspominać o szczegółach sprawy z kleryczką. Najlepiej, gdyby ojciec myślał, że dziewczyna po prostu uciekła; nie musiał wiedzieć, że Serefin sam pozwolił jej odejść.

— Oczywiście, Wasza Wysokość.

— Policzyliście, ilu Kalazich przeżyło?

— Około tuzina — odpowiedział Teodor.

Słysząc to, Serefin cicho jęknął. Musiał postanowić, co zrobić z więźniami, i niespecjalnie podobało mu się to zadanie.

— Czy dziewczyna była jedynym klerykiem wśród nich? — Nie potrafił sobie wyobrazić, że w tej sprawie szczęście mogłoby mu dopisać jeszcze bardziej, ale zawsze mógł sobie pomarzyć.

— Jeżeli są inni, jeszcze się nam nie ujawnili — odparł generał.

— Można by ich do tego przekonać? — zadumał się Kacper, a ciemne oczy błysnęły mu z podniecenia.

Serefin naprawdę potrafił to robić.

Kiwnął szybko głową. Tak, spróbują ich przekonać.

— Zostaniemy tutaj na noc — zdecydował. Zerknął do magazynu; kalazińskie dziewczęta nie zabrały przed odejściem wszystkiego. — Uprzątnijcie pomieszczenie — rozkazał, machając wokół ręką.

Uzyska informacje, mając jednocześnie na oku trasę uciekającej kleryczki. Uznał, że w ten sposób — zanim otrzyma odpowiedź od ojca — pożytecznie spędzi czas.

— Oczywiście, Wasza Wysokość — odrzekł Teodor.

Serefin dał mu znak, że może odejść, i kontynuował rozmowę z Kacprem.

— Dlaczego, u licha, nie odesłałeś go jeszcze z powrotem na front? — zapytał go porucznik.

Serefin spojrzał niewidzącym okiem na Kacpra, który stał właśnie po jego lewej, ślepej, stronie. Porucznik cofnął się o krok, a potem obszedł księcia i zjawił się przy jego drugim boku.

— Możesz sobie wyobrazić, co by zrobił mój ojciec, gdybym pozbył się jego szpiega?

Kacper się skrzywił.

— Cóż, przynajmniej kiedy złapiemy kleryczkę, będziemy mogli wrócić do domu. Król nie będzie miał powodu trzymać nas tu dłużej.

Serefin przeczesał sobie palcami brązowe włosy. Już dawno powinien je podciąć. Był zmęczony — nie, nie zmęczony, do cna wyczerpany! Odkrycie istnienia kleryczki było prawdziwym uśmiechem losu, nie zmieniało jednak faktu, że książę przebywał w królestwie wroga od wielu lat, tak długo, że na myśl o powrocie do domu czuł… strach. Znał się bowiem wyłącznie na prowadzeniu wojny.

Pozostałą część tunelu przeszli w milczeniu, aż wreszcie dotarli do cmentarza.

Klasztor był kompleksem większym, niż się Serefin spodziewał, teren okazał się też znacznie lepiej strzeżony. Znalazł Ostię pilnującą zgromadzonych na dziedzińcu więźniów. Wysłał Kacpra na poszukiwanie miejsca, w którym mógłby spędzić noc, chociaż podejrzewał, że w tym ponurym więzieniu nie znajdzie niczego lepszego niż kamienna płyta i wytarty koc. Dlaczego mnisi są tak cholernie ascetyczni? Nie ma wszak nic złego w wygodzie podczas snu. Ale wolał betonową płytę i wytarty koc niż kolejną noc spędzoną na śniegu.

Ostia przez chwilę bezmyślnie gmerała przy swojej przepasce na oku, po czym ją zdjęła i schowała do kieszeni. Poszarpana, brzydka szrama przecinała twarz dziewczyny nad okaleczonym pustym lewym oczodołem.

Kiedy Serefin i Ostia byli dziećmi, kalazińscy zabójcy przeniknęli do pałacu przebrani za mistrzów walki bronią wyznaczonych do trenowania młodziutkiego księcia i córki szlachcica. Zabójcy zaczęli od ich oczu. Być może oślepienie dzieci nieprzyjaciela przed ich zamordowaniem było jakoś związane z ich wiarą.

Ostia często lubiła zostawiać odkryty oczodół z blizną. Delektowała się tym, że wygląda przerażająco, i twierdziła, że oszczędza swoją przepaskę na dni na morzu, kiedy wojna się skończy. Teraz zerknęła na księgę zaklęć przy biodrze Serefina.

— Wygląda na cienką — zauważyła.

Westchnął i skinął głową, a potem podniósł księgę i przerzucił stronice. Kończyły mu się zaklęcia.

— Coś mi mówi, że w sercu Kalazinu nie znajdziemy introligatorki, która oprawia księgi z zaklęciami.

— Nie, prawdopodobnie nie — zgodziła się Ostia. — Poza tym — w jej głosie pojawiła się żartobliwa nuta — nawet gdybyśmy jakąś znaleźli, nie byłaby nawet w połowie tak dobra jak Madame Petra.

Serefin zadrżał na wspomnienie apodyktycznej starszej kobiety, która oprawiała każdą jego księgę zaklęć. Nie potrafił dociec, czy traktowała go jak dawno zmarłego syna, czy raczej jak kochanka. I niepokoiło go, że nie potrafi wskazać różnicy.

— Nie zabrałeś dodatkowych?

— I te mi się skończyły. — Co oznaczało, że być może utknie w środku wrogiego kraju bez księgi zaklęć.

— No cóż — podsumowała Ostia — przypuszczam, że jeśli zajdzie potrzeba, możesz przejąć jedną z ksiąg jakiegoś maga niższego rangą.

— I zostawić go bez żadnej ochrony? — Książę uniósł wzrok. — Ostia, jestem człowiekiem nieczułym, lecz nie okrutnikiem. Wystarczająco dobrze poradzę sobie z ostrzem w dłoni.

— Tak, a ja będę musiała się naharować, by zapewnić ci bezpieczeństwo.

Serefin posłał jej ostre spojrzenie. Wytrzymała je, bezczelnie się uśmiechając.

— Wybacz mój ton, Wasza Wysokość — powiedziała, dygając teatralnie.

Przewrócił oczami.

Rozdzielili więźniów na nieduże grupy, takie, które mieściły się w nielicznych, przypominających więzienne cele sypialniach. Serefin zmrużył oczy na widok młodzieńca w swoim wieku, który wspierał się na ramieniu starszego mężczyzny.

— Ten — powiedział, wskazując Ostii mężczyznę. — Wyciągnij go. Chcę go przesłuchać.

Jej twarz się rozjaśniła.

— Chłopaka?

— Nie. Już i tak ma bełt w nodze. Daj starego. Z młodym pomówię później.

Dziewczynie zrzedła mina.

— Czy Wasza Wysokość wybaczy mi, jeśli powiem, że w ogóle nie umie się bawić?

— Nie wybaczę.

Przyprowadziła do niego mężczyznę. Serefin domyślał się, że stoi przed nim przywódca monastyru. Czy mają tu jakieś tytuły? Nie był pewny.

— Czy przygotowujesz teraz wszystkich swoich ludzi do działań wojennych? — zapytał przymilnie, opierając dłoń na zbyt cienkiej księdze zaklęć. Zanim starzec zdążył odpowiedzieć, uniósł drugą rękę, powstrzymując go. — Wybacz, powinienem się przedstawić. Nazywam się Serefin Meleski, jestem arcyksięciem Tranawii.

— Ojciec Aleksiej — zrewanżował się mężczyzna. — I tak, nawet ci, których nie powołano do wojska, przechodzą elementarne przeszkolenie. To konieczne, nie sądzisz?

Może w przypadku Kalazinu taka taktyka była niezbędna, lecz co do Tranawii, wojna nigdy nie przekroczyła jej granic. Niezależnie od tego Serefina zaskoczyła uprzejmość w tonie starca.

— Święta wojna, która szaleje od blisko stulecia, wymaga poczynienia wyjątkowych kroków — kontynuował Aleksiej.

— Tak, tak, jesteśmy wstrętnymi heretykami, których trzeba zmieść z powierzchni ziemi, a wy po prostu robicie to, co właściwe — odburknął książę.

Kapłan tylko wzruszył ramionami.

— Taka jest prawda.

Stojąca u boku Serefina Ostia napięła mięśnie. Książę wsunął ręce do kieszeni i uśmiechnął się do starca.

— Ale macie własną magię, prawda? Powiedz mi, ilu z waszych magów… jak ich nazywacie, klerykami? Ilu z nich ukrywa się w Kalazinie? Wiemy o jednej kleryczce… stąd… nie próbuj jej chronić, i tak przed wieczorem znajdzie się w naszym areszcie.

Stary kapłan uśmiechnął się do niego.

— Tak, nazywa się ich klerykami. Niestety, młody książę, nie posiadam informacji, które mogłyby ci w tej sprawie pomóc.

Serefin zmarszczył brwi. Żałował, że mężczyzna nie traktuje go z wyższością, wówczas mógłby przynajmniej okazać mu słuszny gniew, lecz w głosie kapłana nie było nawet śladu protekcjonalności.

Nie zamierzał drążyć tematu, nie teraz i nie w rozmowie z tym starcem. To chłopiec z raną od kuszy osłonił wcześniej kleryczkę i pomógł jej uciec. Z nim sobie pogawędzi.

Polecił jednemu z żołnierzy zabrać kapłana.

— Chcesz przesłuchać kogoś innego? — zapytała Ostia.

— Nie. — Serefin wyczuł na sobie wzrok Kacpra, który rozmawiał z jakimś magiem niedaleko, i pomachał w jego kierunku. — Ten religijny ludek pije wino, prawda?

Ostia wzruszyła ramionami.

— W piwnicy są beczułki z winem — potwierdził Kacper.

Serefin skinął głową.

— Doskonale. Przed końcem nocy chcę się zatem upić do nieprzytomności.

Niegodziwi święci

Подняться наверх