Читать книгу Dziewczyna z listu - Emily Gunnis - Страница 6
Prolog
ОглавлениеPiątek, 13 lutego 1959
Najdroższa Elviro!
Nie wiem, od czego zacząć.
Jesteś jeszcze małą dziewczynką i z trudem szukam słów, które pozwolą Ci zrozumieć, dlaczego decyduję się opuścić ten świat i Ciebie. Jesteś moją córką, co prawda nie rodzoną, ale ukochaną w sercu i ono teraz ściska się z bólu, bo wiem, że to, co zrobię, jeszcze pogłębi cierpienie, które się stało Twoim udziałem w ciągu długich ośmiu lat Twojego krótkiego życia.
Ivy przerwała pisanie i zmieniła pozycję, chcąc uspokoić drżenie ręki z długopisem. Rozejrzała się po dużej suszarni, gdzie się ukryła. Na długich drągach podciągniętych linami pod sufit tłoczyły się prześcieradła i poszwy starannie wyprane spierzchniętymi, opuchniętymi dłońmi ciężarnych dziewcząt w pralni klasztoru St Margaret’s. Sucha bielizna trafi do prasowalni, a stamtąd na niczego nieświadomy świat. Ivy wróciła do pisania.
Elviro, gdyby nie Ty, już dawno zrezygnowałabym z walki i nie tkwiła dłużej w tym miejscu. Od chwili, kiedy odebrano mi Rose, nie znajduję w życiu ani odrobiny radości. Matka nie potrafi zapomnieć o swoim dziecku, tak samo jak ono nie potrafi zapomnieć matki. Gdyby Twoja mama żyła, na pewno cały czas myślałaby o Tobie.
Kiedy uciekniesz z tego miejsca – a wiem, kochanie, że dasz radę – musisz Ją odnaleźć. W zachodach słońca, w kwiatach, we wszystkim, co sprawia, że tak słodko się uśmiechasz. Bo Ona jest w powietrzu, którym oddychasz, wypełnia Twoje płuca, karmi Twoje ciało tym, co potrzebne do przetrwania, abyś mogła rosnąć, nabierać siły i żyć pełnią życia. Byłaś kochana, Elvi, w każdej minucie każdego dnia, kiedy rosłaś w brzuchu swojej mamy. Musisz w to wierzyć i zabrać tę wiarę ze sobą.
Znieruchomiała nad pomiętą kartką listu rozpostartą na podłodze, słysząc kroki nad głową. Czuła, że jej oddech staje się echem łomotania serca, a ciało pod brązowym kombinezonem pokrywa się warstewką potu. Wiedziała, że ma niewiele czasu, niedługo wróci siostra Angelica i zatrzaśnie to jedyne okienko w ciągu dnia, kiedy jej nie pilnują. Spojrzała na kartkę pokrytą koślawymi literami. Przed oczami stanęła jej śliczna twarz Elviry i walcząc ze łzami, Ivy wyobraziła sobie, jak dziewczynka wodzi szeroko otwartymi brązowymi oczami po liście, który drży w jej bladych palcach, kiedy dociera do niej jego treść.
Masz tu klucz, dołączam go do listu. To klucz do tunelu i Twojej wolności. Ściągnę na siebie uwagę siostry Faith, lecz pamiętaj, nie będziesz mieć dużo czasu. Gdy tylko odezwie się alarm, siostra Faith wyjdzie z prasowalni i wtedy musisz uciekać. Natychmiast. Otwórz kluczem te drzwi w głębi pomieszczenia, zbiegnij po schodkach, skręć w prawo na cmentarz. Nie oglądaj się za siebie i biegnij ile tchu do domku gospodarczego.
Mocno podkreśliła to zdanie, wygniatając długopisem dziurę w papierze.
Wybacz, że nie starczyło mi odwagi, żeby Ci to powiedzieć, ale bałam się, że się zdenerwujesz i nas czymś zdradzisz. Kiedy przyszłam do Ciebie wczoraj wieczorem, myślałam, że pozwolą mi wrócić do domu, lecz niestety, tak się nie stanie, mają wobec mnie inne plany, a więc muszę sama wyrwać się z St Margaret’s, a to daje Ci szansę ucieczki. Musisz pozostać w ukryciu do niedzieli rano, czyli przez dwie doby, postaraj się więc zabrać ze sobą koc. Nikt nie może Cię zobaczyć.
Ivy tak długo przyciskała zębami dolną wargę, że poczuła w ustach metaliczny smak krwi. Nie otrząsnęła się jeszcze po porannym włamaniu do biura matki Carlin. Oczekiwanie, że odnajdzie w teczce dane swojego dziecka, zmieniło się w szok, kiedy odkryła, że nie ma tam śladu informacji o miejscu pobytu Rose. Zamiast tego znalazła sześć listów. Pismo do miejscowego szpitala psychiatrycznego opatrzone pieczątką w narożniku z prośbą o natychmiastowe przyjęcie jej na oddział oraz pięć swoich listów, w których błagała Alistaira, żeby przyjechał do St Margaret’s po nią i dziecko. Listy były ciasno obwiązane recepturką, a na każdej kopercie znajdowała się adnotacja napisana ręką Alistaira: „zwrot do nadawcy”. Podeszła do malutkiego okna w tym ciemnym, piekielnym biurze, gdzie doświadczyła tyle bólu, i zapatrzyła się na wschód słońca, wiedząc, że to jej ostatni świt w tym miejscu. A potem wzięła z biurka matki Carlin kopertę, wcisnęła do niej listy do Alistaira, napisała na niej adres swojej matki, wsunęła kopertę pomiędzy listy do wysłania na tacce, po czym, skradając się na palcach, wróciła na górę, do łóżka.
Brak nadziei na odzyskanie wolności i odnalezienie Rose odbiera mi siłę. Ale Ty, Elviro, możesz ją w sobie znaleźć. Wiem z Twoich akt, że masz siostrę bliźniaczkę. Ma na imię Kitty i prawdopodobnie nie wie o Twoim istnieniu. Twoja rodzina nosi nazwisko Cannon i mieszka w Preston, a więc w każdą niedzielę uczestniczy tutaj we mszy. Czekaj w domku gospodarczym, dopóki nie usłyszysz dzwonów. Gdy wieśniacy zaczną się schodzić, ukryj się na cmentarzu i wypatruj siostry. Chociaż będzie inaczej ubrana niż Ty, na pewno ją rozpoznasz. Postaraj się ściągnąć na siebie jej uwagę, ale zrób to tak, żeby nikt inny tego nie widział. Ona Ci pomoże.
Nie bój się ucieczki i życia niosącego nadzieję. Szukaj w ludziach dobra i odpłacaj im dobrem.
Kocham Cię i zawsze będę Ci towarzyszyć, trzymając Cię za rękę.
A teraz uciekaj, kochana. UCIEKAJ!
Całuję
Ivy
Drgnęła, gdy szczęknął zamek w drzwiach suszarni, w której razem z Elvirą spędzały tak wiele czasu. Weszła siostra Angelica. Obrzuciła Ivy spojrzeniem gniewnie zmrużonych oczu zza okularów w metalowych oprawkach, które tkwiły na bulwiastym nosie. Dziewczyna czym prędzej poderwała się z podłogi i wsunęła list do kieszeni kombinezonu. Stała ze spuszczonymi oczami, uciekając wzrokiem przed zakonnicą.
– Skończyłaś? – warknęła siostra Angelica.
– Tak. Siostra Faith powiedziała, że mogę dostać trochę płynu odkażającego. – Wcisnęła rozdygotane dłonie do kieszeni.
– Po co?
Czuła wwiercające się w nią spojrzenie zakonnicy.
– Kilkoro dzieci ma wrzody w buzi i nie może jeść.
– Te dzieci to nie twoja sprawa – odparła gniewnie siostra. – I tak im się poszczęściło, że mają dach nad głową.
Ivy stanęły przed oczami rzędy łóżeczek z niemowlętami, które leżąc wpatrzone gdzieś przed siebie, już dawno zrezygnowały z płaczu.
– Po ten płyn musiałabym pójść aż do magazynku – wysyczała zakonnica – a taca z kolacją dla matki Carlin czeka. Myślisz, że mam mało roboty?
– Chciałam tylko być pomocna, siostro. Czy tak nie jest najlepiej dla wszystkich?
Siostra Angelica obrzuciła ją wściekłym spojrzeniem, włoski sterczące z brodawki na podbródku lekko drgnęły.
– Nie będzie ci lekko tam, gdzie cię wysyłają.
Kiedy zakonnica, kierując się do wyjścia, szukała w pęku klucza, żeby zamknąć za sobą drzwi, Ivy w przypływie rozpaczliwej energii podniosła trzęsące się ręce, zaczerpnęła powietrza, rzuciła się przed siebie, chwyciła ją za habit i z całej siły pociągnęła. Siostra zachłysnęła się i z łomotem runęła na podłogę. Dziewczyna usiadła na niej okrakiem i jedną dłonią przyciskając jej twarz do podłogi, drugą wyszarpnęła klucze przypięte do paska. Kiedy zakonnica otwierała usta do krzyku, Ivy uciszyła ją siarczystym policzkiem.
Dysząc ciężko, z sercem łomoczącym w gardle ze strachu i emocji, zerwała się z podłogi i wybiegła z pralni, zatrzaskując za sobą drzwi. Z trudem wybrała właściwy klucz drżącymi rękami. Wreszcie udało jej się wsunąć go do dziurki i przekręcić dokładnie w chwili, gdy zakonnica szarpnięciem za klamkę usiłowała otworzyć drzwi.
Ivy zamarła na moment, łapiąc oddech. Potem odczepiła duży mosiężny klucz do drzwi zamykających tunel i zawinęła go w list do Elviry. Uniosła ciężkie wieko zsypu na bieliznę, pocałowała zwitek, spuściła go na dół do prasowalni i nacisnęła brzęczyk. Oczyma duszy widziała dziewczynkę, która jak zawsze pod koniec dnia cierpliwie czeka na kolejną porcję suchej bielizny do prasowania. Nogi ugięły się pod nią ze wzruszenia, zaszlochała, zgiąwszy się wpół.
Siostra Angelica wzywała pomocy, młócąc pięściami w drzwi. Ivy po raz ostatni obejrzała się na korytarz, który prowadził do prasowalni i do Elviry, odwróciła się i puściła biegiem. Minęła frontowe dębowe drzwi. Miała do nich klucz, ale za nimi był jeszcze wysoki ceglany mur zakończony drutem kolczastym. Nie starczyłoby jej ani siły, ani odwagi, żeby się po nim wspiąć.
Powróciło wspomnienie dnia, gdy przyjechała do tego miejsca przed wieloma miesiącami. Zobaczyła siebie, jak dzwoni potężnym dzwonkiem u bramy, jak z wyraźnie zaznaczającym się brzuchem niezdarnie drepcze za siostrą Mary Francis podjazdem, taszcząc walizkę, jak się waha, przekraczając próg St Margaret’s. Myślała o tym wszystkim, kiedy biegła po schodach, pokonując po dwa trzeszczące stopnie naraz. Na górze odwróciła się jeszcze i zbeształa w myślach tamtą dziewczynę, którą kiedyś była. Że też wtedy nie uciekła!
Skradała się na palcach podestem, lecz ponaglona szmerem zbliżających się głosów puściła się biegiem do drzwi u stóp schodów do dormitorium. W budynku panowała względna cisza, wszystkie dziewczęta były na kolacji, jadły w milczeniu, bo obowiązywał zakaz rozmów. Jedynie płacz niemowląt w sali dla dzieci odbijał się echem od ścian. Wkrótce matka Carlin dowie się o jej postępku i postawi cały klasztor na nogi.
Gdy przebiegała pomiędzy rzędami łóżek w dormitorium, rozległ się przeraźliwy dźwięk dzwonka alarmowego. Dopadłszy okna, Ivy w drugim końcu sali zobaczyła siostrę Faith. Uśmiechnęła się do siebie mimo panicznego strachu. Skoro zakonnica przybiegła tutaj, to znaczy, że Elvira jest sama.
– Niech siostra ją zatrzyma, szybko! – doszedł ją krzyk matki Carlin.
Wdrapała się na parapet i kluczem siostry Angeliki otworzyła okno. Oczyma duszy zobaczyła, jak Elvira pod osłoną nocy wybiega z tunelu na wolność. Gdy siostra Faith już wyciągała rękę, żeby przytrzymać ją za kombinezon, Ivy rozpostarła ramiona i skoczyła.