Читать книгу Nowa tożsamość - Ewelina Dobosz - Страница 5
ОглавлениеMiesiąc później
Odpalałem trzeciego papierosa, kiedy kolejny raz zadzwonił ten pieprzony telefon. To pewnie znowu Justyna. Kurwa! Odkąd wysłałem jej e-mail z informacją, gdzie jestem, nie dawała za wygraną. Dzwoniła, pisała, dzwoniła. I tak w kółko. A ja za wszelką cenę chciałem uniknąć konfrontacji ze światem, który porzuciłem. Justyna to siostra mojej nieżyjącej od kilku tygodni żony, za której morderstwo byłem niesłusznie ścigany. Prawdopodobnie już w całej Europie. Mimo że miałem ważną wizę do Stanów, zdecydowałem się użyć nowej, amerykańskiej tożsamości. Dzięki temu kontrola na lotnisku była zdawkowa i uciekłem, zanim zamknęli mnie za niewinność. Wszystko się udało i w Nowym Jorku trochę naiwnie próbowałem zacząć nowe życie. Niestety, kiedy przeszłość dobijała się na moją komórkę, nie mogłem tego zrobić. Niepotrzebnie dałem jej znać, jak może się ze mną skontaktować. Wystarczyło napisać, że jestem bezpieczny. Skrzywiłem się, wrzuciłem fajkę do doniczki z martwym kwiatkiem na tarasie i wszedłem do mieszkania. Telefon pokazywał osiem nieodebranych połączeń i dwa SMS-y z prośbą o odebranie. Wziąłem głęboki oddech i wybrałem jej numer. Kiedy czekałem, aż odbierze, włączyłem telewizor i wpatrywałem się w prognozę pogody. Lekko się wzdrygnąłem, gdy usłyszałem krzyk Justyny.
– Igor, błagam cię. Kurwa! Błagam cię, zawsze odbieraj ode mnie telefon, bo nie wytrzymam. Czy ty sobie zdajesz sprawę z tego, jak ja się o ciebie boję?
– Po pierwsze, dałem ci znać, że jestem bezpieczny, więc przestań na mnie wrzeszczeć, a po drugie, wiesz, która tu jest godzina?
– Dobrze wiem, ale ty i tak nie śpisz.
– Trudno, żebym spał, gdy do mnie wydzwaniasz. Przecież dałem ci znać, gdzie jestem. Nie przyszło ci do głowy, że może nie chcę rozmawiać?
– Nie przyszło, bo jestem jedyną osobą w Polsce, która z tobą teraz rozmawia, więc mnie nie wkurzaj.
– Dzwonisz, żeby powiedzieć, że policja w końcu trafiła na ślady, które mają mnie pogrążyć? Czy po prostu chciałaś mnie opierdolić?
– Tak, to prawda. Już cię szukają. Nawet mówili o tobie dzisiaj w wiadomościach. Nie mogę tego zrozumieć. Dlaczego uciekłeś, skoro tamtej nocy byłam z tobą w pracy i mogłam potwierdzić twoje alibi? – Przewróciłem oczami.
– W najlepszym wypadku zostałabyś uznana za moją kochankę, która składa fałszywe zeznania, w najgorszym poszłabyś siedzieć razem ze mną, za współudział. Ktoś mnie wrobił i wcale nie pomaga tutaj to, że chcieliśmy się z Magdą rozstać.
– Jak ludzie się rozwodzą, nie oznacza to od razu, że chcą się nawzajem pozabijać – powiedziała Justyna.
– Mnie to mówisz?! – krzyknąłem. Poczułem, że ze złości pulsuje mi skroń. Przycisnąłem do niej rękę, bo nienawidziłem tego uczucia. – Nie rozumiem absolutnie, kurwa, niczego z tej sytuacji i mam ochotę rozpieprzyć wszystko, co mi wpadnie w ręce! Straciłem żonę, pracę, bliskich… Wszystko! Nie wiem nawet dlaczego. Potrafisz sobie to wyobrazić? Czy tylko łatwo ci się o tym gada?
– Teraz nie możesz wrócić do kraju – powiedziała cichym i smutnym głosem.
– Wiem, Justyna. – Zamknąłem oczy i nabrałem powietrza. – Niestety wiem. Muszę się ratować, o ile to w ogóle możliwe. Zadzwonię do ciebie później, dobrze?
– Będę czekała.
Pożegnaliśmy się i znowu wyszedłem na zewnątrz. Usiadłem w rattanowym fotelu i owinąłem się szczelniej grubym swetrem. Było zimno, ale takie orzeźwienie najlepiej działało na moje zszargane nerwy. Wygrzebałem papierosa z doniczki i ponownie go odpaliłem.
Mieszkałem wówczas na Manhattanie, w sercu jednego z największych miast na świecie, gdzie wieżowce niemal stykają się ze sobą oknami. Lubiłem przed wschodem słońca patrzeć na budzące się do życia miasto. Obserwowałem, jak w mieszkaniach zapalają się światła, a spóźnieni ludzie wybiegają do pracy. Z powodu bezsenności mogłem tak siedzieć godzinami. Tak im zazdrościłem tej codzienności i normalności, że aż ściskało mnie w żołądku. Marzyłem, że kiedyś przeniesiemy się tutaj z żoną. To od zawsze było moje miejsce na ziemi.
Z Magdą poznaliśmy się na studiach medycznych w Krakowie. Później ja zdecydowałem się na ginekologię, a ona chciała poświęcić się pracy naukowej. Pragnęła wielkiej kariery. Nie podobała jej się moja specjalizacja. Ciągle powtarzała, że to nie jest zajęcie dla mężczyzny. Jako lekarz prawie kończący rezydenturę byłem dla niej za słabo wykształcony. Bez doktoratu nie spełniałem jej oczekiwań. Wolałem jednak praktykować, nie interesowała mnie praca w laboratorium. Chciałem kontaktu z człowiekiem. Nie mogliśmy się dogadać w tej kwestii.
Miarka się przebrała, gdy któregoś wieczoru poprosiłem kolegę, żeby zastąpił mnie na nocnym dyżurze, ponieważ miałem ostrą infekcję. Pozostanie w szpitalu nie było odpowiedzialne ani nawet możliwe. Wezwałem taksówkę, bo wolałem nie prowadzić w takim stanie. Miałem tak wysoką gorączkę, że ledwo stałem na nogach. Wszedłem do naszego mieszkania przed północą. Na stole stały dwa kieliszki po winie i resztki kolacji. Pomyślałem, że Magda spędziła miło czas z jakąś koleżanką. Poszedłem do sypialni, gdzie paliło się światło, a gdy otworzyłem drzwi, zobaczyłem żonę ujeżdżającą swojego podstarzałego mentora.
No tak, on jej imponował. Był, kurwa, profesorem. To jest coś! Pamiętam, że miałem odruch wymiotny. Magda spojrzała mi w oczy i nie przerwała tego, co robiła. Patrzyłem na nią przez kilka sekund z ogromnym żalem, po czym zamknąłem drzwi. Zamiast wywalić jej kochanka, wyszedłem z własnego domu i zwymiotowałem na korytarzu, zaraz po wyjściu z windy. Byłem wtedy pizdą, nie facetem. Portier podszedł i pomógł mi wstać, patrząc na mnie ze współczuciem. Widziałem po jego minie, że dobrze wie, iż żona zdradza mnie na potęgę. Pewnie wpuszczał ich razem nie raz. W tamtym momencie postanowiłem, że czas to zakończyć. Znienawidziłem ją równie mocno, jak kiedyś kochałem. Moja żona to zwyczajna dziwka, ale jej walutą była nie kasa, lecz kariera. Nie żałowała tego, co robiła. Po trupach do celu. Cała Magda.
Następnego dnia złożyłem papiery rozwodowe.
– Igorze, czy warto psuć sobie reputację z powodu zazdrości? Jeśli masz ochotę, też możesz się z kimś przespać. Ja to wszystko robię dla nas! – powtarzała mi wielokrotnie.
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę i słyszę. Po tylu latach razem nagle okazało się, że jest mi zupełnie obca. Wyprowadziłem się, jak tylko znalazłem nowe mieszkanie. Nie miałem z nią kontaktu. Wiedziałem jednak mniej więcej, co u niej, bo pielęgniarką pracującą ze mną na ginekologii była jej siostra, która jako jedyna próbowała mi pomóc. Tamtej nocy, kiedy ktoś zabił moją żonę, Justyna miała ze mną nocny dyżur. Pamiętam, że to była naprawdę spokojna noc. Odbył się wtedy tylko jeden poród, a inna kobieta przyjechała ze skurczami, lecz okazało się, że to fałszywy alarm. Odesłaliśmy ją do domu i siedzieliśmy dalej razem, popijając kawę. Rozmawialiśmy głównie o pracy. Bardzo lubiłem tę dziewczynę i bijące od niej ciepło, którego jej siostra nie miała nawet w części. Przyznam szczerze, że gdyby nie ich pokrewieństwo i to, że byłem wierny jak kundel, mógłbym spróbować ją lepiej poznać, szczególnie w taką spokojną noc w pokoju lekarzy. Justyna była piękna, lecz nigdy nie pragnąłem, by została moją kochanką. Po prostu bardzo dobrze mi się z nią rozmawiało. Uśmiechałem się, gdy z pasją mówiła o swoim powołaniu do zawodu. Żałowała, że to nie ona ukończyła medycynę, skoro Magda nie chciała praktykować. Miała rację, ale niestety ich rodziców było stać na wyuczenie w tym kierunku tylko jednej córki, przynajmniej tak im wmawiano. To dla mnie niedorzeczny argument. Obawiałem się, że po prostu Magdę traktowali jako lepszą córkę, w którą ich zdaniem warto inwestować. Poza tym sam nie ogarniałem podejścia do życia mojej żony w bardzo wielu kwestiach. Oboje z Justyną nie mogliśmy jej zrozumieć i to było częstym tematem naszych rozmów.
Pamiętam, że tamtej nieszczęsnej nocy około czwartej nad ranem zadzwonił mój telefon – dostałem informację, że Magda nie żyje. Powiedziano mi, że powiesiła się w salonie, używając kabla od żelazka. Wstałem, a nogi się pode mną ugięły. Wtedy rozpoczął się dramat, którego skutków prawdopodobnie nigdy się nie pozbędę. Nigdy nie wierzyłem w bajkę o samobójstwie, a po kilku dniach moje podejrzenia się potwierdziły. Dwa dni przed pogrzebem odebrałem anonimowy telefon z zastrzeżonego numeru – ktoś powiedział, że ma nagrania z monitoringu pokazujące mnie wchodzącego do mieszkania Magdy przed jej śmiercią i wychodzącego po piętnastu minutach. Według patomorfologa dokładnie w tym czasie moja żona się powiesiła. Policja faktycznie szukała nagrań, które w dziwny sposób zaginęły z portierni. Ten ktoś przesłał mi nawet kilka klatek z filmu, żeby udowodnić, że nie blefuje. Po tajemniczym telefonie skontaktowałem się z Silnym, kolegą poznanym w akademiku w czasie studiów, i poprosiłem go o załatwienie fałszywych dokumentów. Silny nie miał z tym żadnego problemu. Za przysługę dostał osiemset tysięcy złotych. Spakowałem się zaraz po pogrzebie i wyjechałem. Zanim dotarłem do Nowego Jorku, wiele czasu spędziłem na lotniskach na całym świecie. Nie mogłem sobie pozwolić na zostawienie śladów. W drodze dałem tylko znać Justynie, że uciekam i odezwę się, jak gdzieś osiądę. Nie mogła pogodzić się z moją decyzją – tamtej nocy w pracy nawet na dziesięć minut nie spuściła mnie z oka. Ja jednak wiedziałem, że to jedyna szansa, by uciec. Nie miałem już w Krakowie żadnej rodziny, rodzice od kilku lat nie żyli. Nie wiedziałem, czy dam radę się wybronić. Monitoring, a do tego rozwód. Wmawialiby mi zemstę za zdradę, którą odkryłem krótko przed zabójstwem. Poza tym czułem, że za śmiercią Magdy stoją niebezpieczni ludzie.
Może zareagowałem zbyt pochopnie, ale kto by się nie ratował, wiedząc, że ktoś próbuje go wrobić w morderstwo i w dodatku świetnie się do tego przygotował? Prawdopodobnie spanikowałem. Wyjechałem. Miałem nadzieję, że Justyna do mnie zadzwoni i powie, iż nikt się mną nie interesuje. Bardzo się myliłem. Po kilku tygodniach od swojej ucieczki nadal nie wiedziałem, co, do kurwy nędzy, mam robić.
Z przemyśleń wyrwały mnie hałasy na dworze. Wstałem i oparłem się o barierkę. Miasto już na dobre przestawiło się na tryb dzienny. Wyrzuciłem papierosa i wróciłem do mieszkania. Spojrzałem na leżącą na stole teczkę, dzięki której udało mi się niemal niezauważalnie wyjechać. Schowałem tam swój nowy amerykański akt urodzenia, dowód osobisty, prawo jazdy, zdjęcia z dzieciństwa. W teczce znajdowało się całe moje nowe życie. Nazywałem się teraz Daniel Moore. Moja matka była Polką, a ojciec Amerykaninem. Znajdowały się tam wszystkie dokumenty pozwalające mi na nowe życie w tym kraju. Mogłem nawet kontynuować pracę jako lekarz, czego jednak nie brałem pod uwagę. Schowałem fałszywe papiery do garderoby, by przestać się zadręczać.
W kuchni włączyłem ekspres i wypiłem podwójne espresso, a potem założyłem czarne spodnie i grubą bluzę z kapturem, pod którym schowałem głowę. Zjechałem windą i wyszedłem na zewnątrz. Pobiegłem do Central Parku, słuchając ulubionej muzyki przez słuchawki. Rozpocząłem piętnastokilometrowy bieg, bo bardzo dobrze radziłem sobie z układaniem myśli, kiedy trenowałem. Gdy ruszyłem z powrotem do apartamentowca, tuż przed twarzą przebiegła mi śliczna brunetka, która po chwili kłóciła się z kimś o taksówkę. Pewnie zaspała. W domu zamówiłem coś do jedzenia i postanowiłem, że tego dnia zaszaleję. Wieczorem wyjdę z domu i zabawię się z jakąś kobietą.
Czy jest lepszy sposób na wyładowanie emocji niż dobry seks? Gdy szedłem do łazienki, zrzuciłem z siebie ubranie i popatrzyłem w lustro. Byłem prawie pewien, że mogę się jeszcze podobać.