Читать книгу Cappuccino - Fia Foss - Страница 7
ОглавлениеRozdział 1 – Znajdź sobie normalnych przyjaciół Milo
Gdy tylko wróciłam do domu, wzięłam prysznic i padłam owinięta ręcznikiem na lóżko. "Ok, chihuahua załatwiona. Czas sprawdzić moją rezerwację. Mam nadzieję, że nie zarezerwowałam porche", pomyślałam. Przeszukałam szybko skrzynkę mailową i po pięciu minutach wiedziałam już wszystko. Okazuje się, że zarezerwowałam samochód BMW X3 wersję sportową M o podwyższonym standardzie na dwa tygodnie począwszy od jutra. Rezerwacja niepodlegająca zwrotowi, bądź zmianie terminu.
"Super. Ciekawa jestem tylko tego, gdzie zamierzam tak szybko wyjechać. Przecież nigdy wcześniej nie wyjeżdżałam na wakacje sama", pomyślałam. Zmęczona wczorajszą nocą próbowałam wymyśleć coś konstruktywnego. Zamiast tego myśli plątały mi się tylko w głowie, szwendały jakby bez celu i ładu. Po pięciu minutach zmęczona walką samej ze sobą poddałam się i zasnęłam. Obudziłam się po kilku godzinach. "A co tam! Raz się żyje! Nie dam dziewczynom satysfakcji i nie będę tę jedyną, która nie dotrzymała złożonej obietnicy", pomyślałam. "Zresztą zapracowałam przecież na to... która inna kobieta w moim wieku spędza całe dni w biurze na osiąganiu ponad ambitnych, zupełnie nieistotnych życiowo celów korporacyjnych?! Nie mogę przecież dopuścić do tego, żeby moim życiem rządziły jedynie korporacja i projekty... ", myślałam coraz bardziej zbuntowana. "A jeśli na wyjeździe będę czuła się osamotniona? A jeśli będę wyglądać żałośnie tak sama podróżując? I co z moimi planami związanymi z zakupem domu? Przecież dopiero wczoraj zaczęłam oglądać pierwsze wykończone domy na sprzedaż… Ten jeden na pograniczu miasta nawet mi się spodobał…”, myśli wirowały mi w głowie przeskakując z tematu na temat.
Nagle przypomniałam sobie sytuację z czasów, kiedy byłam jeszcze nastolatką. Postanowiłam opuścić na chwilę hotel i zrobić małe zakupy w sklepikach nieopodal hotelu. Ruszyłam w prawo główną ulicą. Sklepiki były małe i przyjemne. Sprzedający jednak od razu nawoływali mnie agresywnie zniechęcając do zajrzenia do środka. Po kliku miniętych bezowocnie sklepikach, których wszyscy sprzedający reagowali na mnie dokładnie tak samo, zauważyłam na swojej drodze grupkę młodych mężczyzn. Przez chwilę zastanawiałam się co zrobić, czy zawrócić, czy kontynuować spacer. Po chwili wahania postanowiłam iść naprzód. Gdy tylko się do nich zbliżyłam, zaczęli do mnie wołać "baby", "honey" i inne podobne standardowe damskie przywoławcze....Pamiętam, jak zaczęłam przyspieszać, przebierać nogami coraz szybciej i szybciej...i z poważną, lekko obojętną miną odwracając się od czasu do czasu za siebie i sprawdzając, czy mężczyźni za mną nie podążają, na wpół biegnąc oddaliłam się udając, że wcale przed nimi nie uciekłam. Dla potencjalnego obserwatora z boku to musiało wyglądać naprawdę komicznie, jednak dla mnie cała sytuacja była zwyczajnie przerażająca. Wzięłam pierwszy możliwy zakręt, po czym prawie wbiegłam do pierwszego napotkanego hotelu, zamówiłam taksówkę i wróciłam z pustymi rękoma do hotelu.
"To był po prostu pełen sukces! Nie ma to jak sobie radzić samej w życiu!", myślałam z przekąsem zawiedziona sama sobą. "Życie blondynek ma swoje plusy i minusy". Ta historia dała mi trochę do myślenia. "Tym razem muszę zdecydowanie wybrać kraj, w którym będę mogła się swobodnie sama poruszać się po ulicach", pomyślałam.
"No dobrze, ale czy powinnam wybrać urlop wypoczynkowy i pozostać dłużej w jednym miejscu, czy raczej nastawić się na zwiedzanie i zobaczyć kilka docelowych miejsc? Jak dotąd zazwyczaj wybierałam urlopy wypoczynkowe, w pięknych 5 gwiazdkowych hotelach, najlepiej z trzema basenami, pysznym jedzeniem i oczywiście ofertą “all inclusive” ... Ale tym razem skoro będę sama, to może powinnam zapewnić sobie jakąś rozrywkę i ruch? ", jak w transie zamyślona wstałam i udałam się do łazienki. Rozczesując włosy myślałam dalej. "A co jeśli połączę przyjemne z pożytecznym i wybiorę Włochy? ", na chwilę moje myśli znów uciekły w stronę pracy. "Nasz nowy, potencjalny klient chce przecież powierzyć nam całą sieć ekskluzywnych hoteli we Włoszech, a może nawet Europie. Jeśli projekt wypali, byłoby dobrze znać kilka włoskich słów, zwyczajów i mieć kilka swoich ulubionych włoskich miejsc, na wypadek rozmowy z klientem. Dobry kontakt z klientem to przecież podstawa. Jeśli udałoby mi się z nim choć raz porozmawiać i go do siebie przekonać , może dostałabym ten projekt na wyłączność…No cóż… zakładając, że Sarah tego przede mną nie zrobi podczas mojego urlopu i nie sprzątnie mi tego projektu….i awansu…. sprzed nosa…. Nieeee, przecież jestem od niej o wiele lepsza, już od lat….zamknęłam o wiele lepsze projekty niż ona, jestem szybsza i efektywniejsza, do tego zawsze na czas..…a ona przecież robi tylko obowiązkowe minimum, ciągle siedzi na chorobowym i spóźnia się z projektami….A może nie powinnam w ogóle nigdzie teraz jechać?…przecież to nie najlepszy pomysł wyjeżdżać teraz jak sprawa awansu się jeszcze nie domknęła", zastygłam w bezruchu wpatrzona w podłogę. Wyobraziłam sobie, jak szef z uśmiechem podchodzi do naszej grupy i mówi, że gratuluje awansu po czym wyciąga rękę, ja również, jednak w ostatniej chwili podaje ją Sarah. Po chwili obudziłam się z zamyślenia, podniosłam energicznie głowę i zaprzeczająco przekręciłam karkiem kilka razy w prawo i lewo, jakby nie zgadzając się na tę opcję. "Oh Nina! Przecież ta sprawa ciągnie się już tak długo, dwa tygodni nieobecności nic tego nie zmieni…..nie powinnam się tym w ogóle martwić….Zapracowałam sobie na ten awans latami ciężkiej pracy i nikt mi przecież nie sprzątnie sprzed nosa stanowiska, tylko dlatego, że wyjechałam na urlop… to byłby jakiś absurd…Jeśli pojechałabym faktycznie do Włoch, mogłabym co drugi dzień wybrać się do innego miasta, hotelu, czy na inną plażę? Czyż to nie byłoby bardziej ekscytujące? No i takie rozwiązanie miałoby zdecydowanie sens przy wypożyczeniu tak drogiego auta……Tak! To musi się udać!", pomyślałam. Nagle zauważyłam, że moje włosy były już prawie suche od nieustannego czesania, które wykonywałam przez ostatni kwadrans jakby w transie. Chwyciłam za balsam do nóg i wmasowując go w łydkę pogrążyłam się w dalszych rozmyślaniach.
"Hmmm reasumując, to czego tak naprawdę potrzebowałabym do tego wyjazdu? Auto, GPS, walizkę i dostęp do Internetu, gdyż w sumie wyjeżdżając na ostatnią chwilę nie ma znaczenia, czy zarezerwuję hotele w poszczególnych miastach już dziś, czy też podejmę decyzję spontanicznie będąc już na miejscu...W końcu nawet nie wiem, które miasta zamierzam odwiedzić. Szkoda, że w pracy nie powiedzieli nam, kim jest ten potencjalny klient. Mogłabym odwiedzić jego hotele, lub przynajmniej podjechać do kilku nich i zobaczyć jak wyglądają na żywo. Może wpadłyby do mojej głowy jakieś pomysły, jak usprawnić operacje w tych hotelach, co również byłoby mocnym argumentem do zjednania sobie go podczas naszej pierwszej rozmowy".
- Na litość boską Nina! – prawie krzyknęłam sama do siebie i aż wyprostowałam się ze złości. Popatrzyłam na swoją białą już łydkę, na której znajdowało się przynajmniej trzykrotnie za dużo balsamu. Ściągnęłam nadmiar balsamu ręcznikiem i popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze.
- Cleo miała rację! – powiedziałam głośno do swojego odbicia. – Jesteś pracoholiczką, która nie potrafi nawet na chwilę się wyłączyć! Przestań pracować i zacznij w końcu się relaksować!
Poczułam napływający dreszczyk emocji. "Zostawię sobie jednak elastyczność... Pojadę do Włoch, jednak o tym, jakie miejsca zwiedzę zadecyduję spontanicznie po przyjeździe do Włoch...Może w między czasie dowiem się czegoś więcej w pracy i uda mi się znaleźć jego hotele", westchnęłam zrezygnowana sobą. "Pracoholiczka nie do naprawienia". "Muszę tylko dziś zarezerwować mój pierwszy nocleg…Przecież nie dam rady przejechać całej tej trasy za jednym razem".
Wróciłam do pokoju dziennego i włączyłam komputer. Załadowałam stronę z mapami google i zaczęłam szukać potencjalnego pierwszego noclegu. Moje początkowe uczucie samotności i bezradności w związku z brakiem planów urlopowych przerodziły się w ciekawość i ekscytację. Wielokrotnie słyszałam o osobach, które same wybierały się na urlop, jednak nigdy wcześniej się na to sama nie odważyłam. Jakaś część mojego jestestwa była ze mnie dumna. "Czyż warto byłoby zmarnować takie piękne lato tylko dlatego, że jestem znowu singlem?", pomyślałam a mój żołądek nagle mocno się ścisnął, a w oczach pojawiły się łzy złości, strachu i smutku. "Dzięki Bogu mam przyjaciółki o szalonych pomysłach, które wypchnęły mnie z tego piekła w świat. Gdyby nie one zapewne spędziłabym swój urlop w czterech ścianach, leżąc całymi dniami na kanapie i objadając się czekoladą. Znając siebie całymi dniami oglądałabym filmy o ludziach z nadprzyrodzonymi zdolnościami, po czym nocami śniłam o tym, jak wypalam wzrokiem twarz tych, którzy sobie na to zasłużyli. Rany… zaczynam przerażać samą siebie….".
Resztę wieczoru spędziłam na wyszukiwaniu najlepszego miejsca na mój pierwszy wakacyjny nocleg. Mój kot Milo analizował wiernie ze mną mapę, co rusz kładąc łapkę na symbol myszki na ekranie. Po godzinie zmęczony zabawą zasnął leżąc tuż obok laptopa. Moja decyzja padła ostatecznie na włoskie miasteczko Ponte Tresa, miejscowość tuż za granicą ze Szwajcarią, nad jeziorem Lugano. Miałam szczęście. Pomimo późnej rezerwacji znalazłam wolny pokój w pięknym, odnowionym hoteliku w pobliżu jeziora.
"To idealny początek mojej wyprawy", pomyślałam zamykając z zadowoleniem laptopa.
- A tobie załatwimy super miłą opiekunkę! - powiedziałam głaszcząc za uchem z zadowolenia mruczącego Milo.
***
Nagle moje myśli skierowały się w stronę nieopodal leżącego katalogu “Domy na sprzedaż”. Zamyślona wstałam i udałam się do kuchni zrobić herbatę ze świeżego imbiru. Wyspany po drzemce i gotowy do zabawy Milo podążał krok w krok za mną i co rusz delikatnie atakował ząbkami moje spodnie lub łydki. Obierając imbir myślałam o katalogu z domami. "Czy naprawdę do tego doszło? Czy naprawdę tak musi być? Mam 37 lat i najwyraźniej czeka mnie życie w samotności. Co się stało z moimi marzeniami o pięknym domu ze zwierzętami i dwójką dzieci bawiącymi się w ogrodzie?", na chwilę przestała obierać imbir i spojrzałam smutna i zamyślona przez kuchenne okno.
"No cóż wygląda na to że życie rodzinne, a przynajmniej ślub nie jest mi pisany…..Hmmm, można nadal marzyć, lub po prostu zabrać się do dzieła i walczyć przynajmniej o spełnienie jednego marzenia….tego związanego z własnym domem…..Ale co będzie jeśli stracę pracę? ", poczułam napływający strach. "Może inni mają rację…może to nie jest dobry pomysł, aby budować lub kupować samemu dom, może to dla mnie za duże wyzwanie... "
-Ałć! – krzyknęłam ugryziona przez znudzonego moim zamyśleniem Milo, który natychmiast po zbrodni szybko uciekł i już za sekundę usłyszałam charakterystyczny dźwięk jego pazurów ślizgających się na zakręcie po podłodze. Wiedziałam, że w tym momencie walczył o przetrwanie i zachowanie równowagi na śliskiej podłodze. Po chwili uśmiechnęłam się lekko słysząc odgłos przewracającego się i polerującego moją podłogę futrzaka.
- Masz za swoje ty koci terrorysto! – krzyknęłam na Milo z kuchni. Jako odpowiedź uzyskałam jedynie złowrogie miauknięcie dochodzące z głębi mieszkania.
"Na pewno potarmosi mi teraz ze złości dywan lub sofę", pomyślałam wracając do obierania imbiru.
"Dom…mój własny dom…", rozmarzyłam się. "To, że niedawno obejrzałam polski film o samotnej kobiecie, która nie poddała się dążąc do osiągnięcia swoich marzeń i wybudowała dla siebie i córki drewniany dom, to nie znaczy, że to tak naprawdę rzeczywistość i również mi się to uda. Życie to nie film czy bajka", pomyślałam. Moje myśli uciekły w stronę moich rodziców, którzy długo walczyli z niechlujnymi i leniwymi robotnikami przy budowie domu. Przypomniałam sobie mamę, która płakała jednej nocy, gdy wszystkie zakupione materiały i rośliny zostały skradzione (najprawdopodobniej przez wspomnianych pracowników).
"Czy będę w stanie sama podołać budowie wymarzonego domu? Chyba nie…Przecież nie mam o tym zielonego pojęcia. Marzenie o domu, a wybudowanie go to przecież dwie różne rzeczy. Jeśli już to powinnam raczej skupić się na zakupie gotowej nieruchomości, nawet jeśli oznacza to życie w standardowym budynku bez charakteru". Czajnik podskoczył pod wpływem gotującej się wody. Sięgnęłam po niego i załałam herbatę.
"Ale czy zakup domu to również nie za duże wyzwanie dla mnie? ", myślałam sięgając po świeży list mięty rosnącej na parapecie. Moje spojrzenie skierowało się w stronę ogródka, w którym Milo biegał za znaną już nam z sąsiedztwa wiewiórką. Para znała się już jakiś czas i zawsze kiedy jeden osobnik pojawiał się na zewnątrz po niecałych pięciu minutach można było zauważyć kolejnego. Pewnego razu Milo złapał wiewiórkę, jednak bardzo delikatnie przycisnął ją wtedy łapką i od razy wypuścił. Aby nie przestraszyć drobnego zwierzątka przewrócił się wtedy na bok i przez dłuższą chwilę wylegiwał bez ruchu na słońcu. Wiewiórka najpierw udawała, że nie żyje, później przez dłuższą chwilę wpatrywała się z zaciekawieniem w nowego towarzysza, po czym krótkimi, rytmicznymi podskokami krążyła wokół leżącego kota. Zawiedziona brakiem reakcji z jego strony podskakiwała coraz to bliżej, aż w końcu podeszła zupełnie blisko. Wtedy Milo podniósł głowę i oba zwierzątka jakby na znak wróciły do poprzedniej zabawy w ganianego. Od jakiegoś czasu sytuacja powtarzała się regularnie: Milo gonił wiewiórkę, delikatnie ją łapał, kład się na boku, aby wiewiórka mogła go spokojnie poobserwować czy nawet obwąchać, po czym po jakichś pięciu minutach obaj przyjaciele wracali do szalonej gonitwy. Z czasem przyjaźń na tyle się rozwinęła, że w obecności kota sąsiada Milo natychmiast przyjmował wojowniczą pozycję i bronił przyjaciółki. Oczywiście na koniec do akcji wkraczałam ja, aby wszystkich rozdzielić i zaoszczędzić na kosztach weterynarza.
- Musisz znaleźć sobie normalnych przyjaciół Milo – powiedziałam. – Takich, którzy nie powodują regularnych awantur na podwórku. Milo oczywiście zignorował wszystkie zalecenia i nadal terroryzował zarówno koty jaki i psy z podwórka. Jedynie wiewiórka i ja mogłyśmy się do niego zbliżyć.
Popijając herbatę długo patrzyłam to na Milo i wiewiórkę, to po prostu w nicość, nie mogąc podjąć decyzji o moich przyszłych czterech kątach. Ostatecznie wstałam, nalałam sobie kieliszek białego włoskiego wina i udałam się do łazienki, gdzie przygotowałam sobie kąpiel z pachnącymi olejkami, kulami mydlanymi z połyskującymi w wodzie brokatami i świeczkami.
"W końcu nie ma się co smucić, od jutra zaczynam swój urlop", pomyślałam w myślach rozgrzeszając się za błogie lenistwo.
Na koniec dnia zadzwoniłam jeszcze do siostry i opowiedziałam jej o swojej spontanicznej decyzji dotyczącej urlopu. Chociaż zajęta zabawą z dwójką małych dzieci znalazła chwilę na rozmowę. Z Sarą atakującą ją z tyłu zza kanapy, próbowała wysłuchać całego mojego planu wakacyjnego. Oczywiście to jej się nie udało, gdyż starsza Majka za 5 minut dołączyła do Sary i razem rozpoczęły szturm na mamę. Jedyne co usłyszałam zanim rozłączyły naszą rozmowę to - Super Nina! To wspaniały pomysł! Będziesz na pewno świetnie się bawić! Majka! Zostaw ten telefon, bo nas….i wtedy nastąpiło rozłączenie.