Читать книгу Szpieg CIA w polskim Sztabie Generalnym - Franciszek Puchała - Страница 6
ОглавлениеWprowadzenie
Nie milkną spory na temat marszałka Józefa Piłsudskiego, Romana Dmowskiego i innych postaci z polskiego życia publicznego. Nie ma ciszy nad trumną płk. Ryszarda Kuklińskiego, o którą apelowano już dawno. Od ponad 30 lat trwają różnorodne dyskusje na jego temat, włącznie z takimi, w których jego czyn ocenia się jako dezercję i ewidentną zdradę. Czyni się też z niego bohatera narodowego, który dzięki swej działalności szpiegowskiej uratował Polskę i całą Europę, a nawet świat przed atomową apokalipsą. Przeszedł on do grona osób publicznych, znanych zarówno w kraju, jak i za granicą.
Nie można się oprzeć wrażeniu, że wokół pułkownika tworzy się wiele legend i mitów odbiegających od rzeczywistości. Wokół jego szpiegowskiej działalności nagromadziło się wiele niedomówień, zwyczajnych kłamstw, pomówień, oskarżeń i oszczerstw wobec ludzi, którzy kiedyś z nim służyli. Nieźle poznałem specyfikę służby w ówczesnym Sztabie Generalnym WP i relacje Sił Zbrojnych PRL ze sztabem ZSZ Układu Warszawskiego oraz sztabami generalnymi innych państw – członków UW, a także problematykę posiedzeń organów UW (Doradczy Komitet Polityczny, Komitet Ministrów Obrony, Rada Wojskowa). Zderzenie mitów, legend i zamierzonych kłamstw z nabytą przeze mnie wiedzą i doświadczeniami oraz z relacjami świadków wydarzeń doprowadziło mnie do spostrzeżeń i wniosków, którymi postanowiłem podzielić się z opinią publiczną.
Książka powstała jako swoisty kontrapunkt do książki Benjamina Weisera i wielu innych publikacji oraz utworów artystycznych chwalących Ryszarda Kuklińskiego. Służby specjalne często kreują potrzebną im rzeczywistość niezgodną z faktografią historyczną. Relacja Weisera spisana na bazie wywiadu z płk. Kuklińskim obfituje w epizody jakby żywcem wzięte z sensacyjnej powieści. Pisze on na przykład: „Pewnego wieczoru, Kukliński, który niósł tajne materiały, aby przekazać je agentowi CIA na rogu ulicy, zaczął podejrzewać, że jedzie za nim samochód ubecji. Wchodził do różnych bram, żeby pozbyć się ogona. W końcu dotarł na Dworzec Centralny i w ostatniej chwili wskoczył do ruszającego już, zatłoczonego pociągu. Przejechał jeden przystanek i wyskoczył dopiero, gdy drzwi zaczęły się już zamykać. Poszedł pieszo pięć kilometrów do domu i wyjął dokumenty z teczki. Ale na tym nie koniec: musiał przecież pozbyć się wszystkiego, co mogli widzieć śledzący go z samochodu. Z mostu na Wiśle wrzucił do wody pustą już teczkę, ostrzygł się krótko, w ustronnym miejscu przebrał się, spalił ubranie i dopiero wtedy wrócił do domu”.
Autorzy mitów i legend o płk. Kuklińskim w wielu przypadkach obrażają inteligencję czytelników. W książce zawarłem kilka pytań o charakterze zasadniczym, na które próbuję odpowiedzieć. Wziąłem pod uwagę i to o czym mówił Patrick Wilson grający Davida Fordena w filmie Jack Strong. Stwierdził on mianowicie, że nie trzeba dawać odpowiedzi, wystarczą same pytania. Mówił m.in.: „Lubię kontrowersje, bo prowadzą do otwartego dialogu. W tym wypadku o kontrowersje nie było i nie będzie trudno. Mam mocno amerykańskie, demokratyczne podejście – mamy różne poglądy, ale porozmawiajmy o nich”[1]. Na temat filmu wypowiadał się także jego reżyser Władysław Pasikowski. Nie ukrywał, że jego głównym konsultantem był David Forden, emerytowany oficer CIA, były agent prowadzący Ryszarda Kuklińskiego. „Oczywiście, film nie trzyma się wiernie faktów, bo fakty nie nadają się na popularny film fabularny. Moje filmy służą opowiadaniu historii wieczorem przy ognisku” – powiedział m.in. reżyser[2].
Opowiadając jak przygotowywał się do filmu wyznał: „Praca producentów nad scenariuszem trwała wiele lat. Ja dołączyłem na późnym etapie i mogłem skorzystać z wieloletniego researchu. Miałem do dyspozycji kopie dokumentów i wywiady z takimi postaciami, jak eksoficer CIA David Forden, który bezpośrednio «prowadził» pułkownika. Mój research dotarł także do zwierzchników Fordena, ambasadora Jerzego Koźmińskiego, a nawet samego profesora Zbigniewa Brzezińskiego. Praca nad pierwszym zapisem trwała więc wiele lat, a ja, pod uważnym okiem pani producent Sylwii Wilkos, pisałem swoją wersję jakieś dziewięć miesięcy[3]”. Nic za to nie słychać, by o Kuklińskim mówili oficerowie, którzy pracowali z nim w Sztabie Generalnym WP lub byli na kursie w Moskwie, i którzy znali go jeszcze w latach pięćdziesiątych.
Od dziesiątek już lat niektórzy politycy, historycy i publicyści głoszą, że w latach 1972–1981 płk Kukliński przekazał Amerykanom 30, a nawet 40 tys. stron tajnych dokumentów. Ta objętość wciąż rośnie. W większości miały one być sporządzone w języku rosyjskim i dotyczyć głównie planów strategicznych Moskwy i Układu Warszawskiego, struktury organizacyjnej tego paktu, składu jego sił zbrojnych oraz organizacji obrony przeciwlotniczej na wypadek konfrontacji z Zachodem, w tym również planów użycia broni nuklearnej.
Reżyser Pasikowski nie znalazł czasu na rozmowy ze świadkami wydarzeń z drugiej strony, bo „chcąc się dowiedzieć o Kuklińskim czegoś więcej musiał się zagłębić w lekturze niedawno odtajnionych dokumentów ważących aż tonę (sic!). Z tej lektury wyłonił mu się człowiek niezwykły. Grudzień 1970 roku stał się bezpośrednią przyczyną jego działania, choć samo przygotowanie i podjęcie współpracy z Amerykanami zajęło mu cztery lata”[4]. To zadziwiające, bo wspomniane 35–40 tys. stron dokumentów mogło ważyć nie aż 2000, a około 45 kg, a współpracę z CIA Kukliński miał przecież nawiązać nie w 1974, a w 1972 roku.
Byłem na prapremierze filmu Jack Strong w Multikinie na warszawskim Ursynowie. Generalnie odbiera się go jako apoteozę pułkownika i nic dziwnego, bo według znawców sztuki filmowej jest to thriller polityczny. Po projekcji filmu odbyło się spotkanie z Davidem Fordenem, oficerem CIA, który prowadził płk. Kuklińskiego, i Aristosem Papasem – analitykiem CIA z tamtych czasów. Spotkanie bardzo kompetentnie prowadziła Grażyna Torbicka („Kocham kino”). Z sali zadano kilka pozamerytorycznych pytań. Najbardziej zasłużony dla sprawy, starszy i chyba schorowany, pan Forden był bardzo małomówny. Aristos Papas był bardziej otwarty. Agentów pytano np., czy obaj napisali lub napiszą pamiętniki. Odpowiedzieli zgodnie, że nie, bo wielu innych agentów już je napisało. Sytuacja była nieco śmieszna, gdy na bardziej kłopotliwe pytania, zamiast odpowiedzi, panowie odsyłali pytających do książki Benjamina Weisera A Secret Life (Ryszard Kukliński. Życie ściśle tajne). Przypominało to czasy, w których twierdzono, że historia WKP(b) to podręczna książka klasy robotniczej (ros.: nastolnaja kniga raboczego kłasa)[5]. Czyli prawdy o działalności szpiegowskiej płk. Kuklińskiego mamy się dowiadywać z jedynie słusznej książki, której autor bazował na opowiadaniach pułkownika i z filmów fabularnych będących na dodatek thrillerami politycznymi. Kiedy sala powoli pustoszała, panu Papasowi zadałem bezpośrednio kilka merytorycznych pytań. Był nieco zakłopotany, ale przyznał np., że płk Kukliński nie mógł przekazywać informacji o Układzie Warszawskim pomijając te, które dotyczyły Wojska Polskiego i polskiej obrony powietrznej. Ze względu na późną porę, na dłuższą rozmowę zabrakło nam czasu.
Wśród wielu mitów można spotkać nawet taki, że płk Kukliński o wiele częściej bywał w Moskwie niż gen. Wojciech Jaruzelski – rano miał wylatywać z Warszawy, wracać wieczorem i znowu lecieć do Moskwy. Jako rzekomy oficer łącznikowy Sztabu Generalnego WP płk Kukliński miał rzekomo dostęp do planów wojennych Układu Warszawskiego w Moskwie (sic!). Przypisywaną mu nadzwyczajną wiedzę o Armii Radzieckiej i planach strategicznych Związku Radzieckiego na okres wojny łączy się z jakimś nadzwyczajnym poświęceniem. Przy tym wszystkim panuje dziwne milczenie na temat tego co wiedział i mógł przekazywać do CIA na temat ówczesnego Wojska Polskiego. Było ono niebagatelną, bo drugą po Armii Radzieckiej częścią potencjału wojskowego Układu Warszawskiego, a polska obrona powietrzna (OPK) była istotną częścią jego obrony przeciwlotniczej.
Płk Kukliński twierdził, że radzieckich planów wojny w Europie mających na celu błyskawiczne opanowanie nie tylko europejskich państw NATO, ale i całej reszty w ramach jednej strategicznej operacji Zjednoczonych SZ państw UW na kontynentalnym teatrze wojny nie można było zrealizować bez czynnego zaangażowania Polski i wydzielanego z Wojska Polskiego frontu liczącego ponad 600 tys. żołnierzy. Według niego „front ten miał być daniną krwi na ołtarzu czerwonego imperium, aby wyważać wrota Zachodu dla armii sowieckiej”[6]. Tak jak każdy wykształcony oficer Ryszard Kukliński wiedział, że strategiczne plany wojny istnieją. Jednak w specjalnej wypowiedzi dla „Tygodnika Solidarność” nie potwierdził ich znajomości mówiąc: „nikt poza «Stawką» [radzieckim Najwyższym Naczelnym Dowództwem – dop. F.P.] nie wiedział kiedy i w jakich okolicznościach operacyjne plany wojny będą wprowadzane w życie”[7].
Przeciwnicy Ryszarda Kuklińskiego i jego apologetów twierdzą, że przekazywał on przede wszystkim wiedzę o systemie obronnym PRL i Wojsku Polskim, bo chociaż miał dostęp do tajnych dokumentów Związku Radzieckiego i Układu Warszawskiego, to z racji pełnionej funkcji był on ograniczony do minimum. Natomiast z tytułu stanowisk zajmowanych kolejno w Sztabie Generalnym WP Ryszard Kukliński znał doskonale Siły Zbrojne PRL. Czyżby dla CIA wiedza o nich nie była ważna? Czy szpieg Amerykanów umiejscowiony w tak ważnym miejscu, jakim był Zarząd Operacyjny SG WP, mógł pomijać informacje o polskich siłach zbrojnych i ich rozwoju? Czyżby wytrawni agenci amerykańskiego wywiadu nie doceniali roli Polski i WP w UW lub dali się oszukiwać? Nie o to chyba chodzi. W demokratycznych USA nie było chyba możliwe podejmowanie strategicznych decyzji przez oficerów CIA lub wojska spoza ścisłego kierownictwa. Czy głos decydujący mieli lub mają ludzie CIA spoza kadry kierowniczej, tacy np. jak: zdobywający informacje i sortujący je, analitycy, oficerowie prowadzący, piszący raporty? Co Amerykanom naprawdę przekazywał płk Kukliński pozostaje tajemnicą CIA, a ta jak zwykle ujawnia to co chce. Tak np. postąpiono z raportami na temat przygotowania stanu wojennego.
Podczas jednej z dyskusji, w której miałem możliwość brać udział, prof. Jerzy Eisler opowiedział o przygodzie, jaka w kontaktach z CIA spotkała prof. Andrzeja Paczkowskiego. Otóż, gdy ten pracował nad książką na temat ppłk. UB Józefa Światły wystąpił do CIA o udostępnienie mu materiałów dotyczących opisywanej postaci i jej działalności w Polsce w okresie stalinizmu. Bardzo uprzejmie mu odpisano, że dla historyków dokumenty dotyczące sprawy Światły nie są dostępne i prawdopodobnie nie będą udostępnione nigdy[8]. Kolejni szefowie CIA: William Casey[9], Robert Gates[10] i George Tenet[11] mówili, że z punktu widzenia cywilnego wywiadu USA „misja” pułkownika była absolutnie bezprecedensowa. Podkreślali, że Kukliński był agentem CIA numer jeden w bloku radzieckim od Władywostoku do Berlina Wschodniego w całym okresie zimnej wojny. W dodatku twierdzili, że to nie oni go zwerbowali, a on sam zgłosił się do nich. W wyniku jego raportów na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego stulecia prezydent Jimmy Carter miał zmienić amerykańską doktrynę obronną w Europie. Oficer Sztabu Generalnego WP Ryszard Kukliński miał pokazać wielkiej Ameryce, światowemu mocarstwu posiadającemu potężny system wywiadowczy i potencjał atomowy, jak można powstrzymać potężne lawiny czołgów radzieckich „broniąc się przed nimi przy użyciu tylko wojsk konwencjonalnych, tak aby Polacy nie zostali anihilowani”[12].
Niektórzy polscy politycy i publicyści broniący Kuklińskiego bazują głównie na dokumentach wtórnych, które CIA udostępniła po odpowiedniej selekcji, lub na publikacjach autorów amerykańskich (w tym byłych agentów tej służby specjalnej), którzy publikowali swoje opracowania po nieodłącznej konsultacji, czyli cenzurze CIA. Nie sposób nie dostrzec pewnych podobieństw historii Kuklińskiego z historiami jego poprzedników – Piotra Popowa i Olega Pieńkowskiego, którzy według agentów CIA byli przed nim najlepszymi szpiegami Ameryki. Legenda się utrwala. Nie musi to dziwić chociażby dlatego, że według jednego z prominentnych pracowników CIA na jej rzecz działało wielu agentów i szpiegów, którzy nie otrzymywali medali, ale mimo to trwali na służbie, a ich nagrodą była jedynie satysfakcja i przeświadczenie, że dokonują czegoś wartościowego. Do dziś nie wszyscy wyszli z cienia. Biuro Kontroli Publikacji CIA wciąż sprawdza rękopisy książek pisanych na temat agencji. Mogą się one ukazać, jeżeli nie zgłosi ono zastrzeżeń wynikających z naruszenia przepisów o bezpieczeństwie państwa[13].
Sam płk Ryszard Kukliński nie uważał, że był najważniejszym szpiegiem CIA. Docenił zasługi innych, nawet anonimowych szpiegów, także tych, którzy w imię pokoju prowadzili działalność agenturalną, zarówno przeciw USA, jak i ZSRR. Oto w listopadzie 1999 roku na uniwersytecie w Teksasie powiedział: „Jestem głęboko przekonany, że mogę reprezentować wielu moich anonimowych towarzyszy, którzy służyli po obydwu stronach frontu. Cieszę się, że nasza długa i ciężka walka przyniosła pokój, wolność i demokrację nie tylko mojemu krajowi, ale także wielu innym narodom”[14] (podkreślenie – F.P.).
Wielu ludzi w Polsce zastanawia się nad tym, dlaczego Kukliński zaczął o sobie mówić dopiero w 1987 roku? Czy tak zdecydował nowy szef CIA, William Webster, aby ratować wizerunek CIA nadwyrężony z różnych przyczyn? Dlaczego szersze publikacje na jego temat pojawiły się na Zachodzie dopiero w 1992 roku? A oto i inne pytania, na które wciąż brak jest odpowiedzi:
– Jaka jest prawdziwa wersja życiorysu płk. Kuklińskiego?
– Co naprawdę robił w Warszawie podczas okupacji niemieckiej?
– Jaki rzeczywiście był początek jego współpracy z CIA oraz kto w jej ramach i kim kierował?
– Co mógł wiedzieć o planach wojennych Związku Radzieckiego i Układu Warszawskiego?
– Co wiedział o polskim systemie obronnym i o Wojsku Polskim?
– Co ocaliło świat przed wojną jądrową, a Polskę przed atomową apokalipsą?
– Co wiedział o stanie wojennym i co w tej sprawie pomija się milczeniem?
– Jak to właściwie było z jego ewakuacją na Zachód w listopadzie 1981 roku?
– Czy tylko Kukliński szpiegował w interesie USA?
– Czy działał tylko dla Amerykanów, czy może był agentem wielostronnym?
– Za co od czasu zostania oficerem żył ponad stan odbiegający od standardu życia oficerów zajmujących podobne stanowiska?
– Dlaczego dopiero w 1997 roku umorzono śledztwo w jego sprawie?
– Kto i jak skorzystał na jego działalności szpiegowskiej?
Mówi się, że życie człowieka można definiować na podstawie szeregu epizodów. Każdy człowiek ma jasne oraz ciemne strony. Prowadzący podwójne życie Kukliński też nie był doskonały. Okazało się to po jego dezercji. W poniedziałek 9 listopada 1981 roku, miesiąc przed wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego panowała niezwykła atmosfera, poruszenie. Do pracy nie przybył płk dypl. Ryszard Kukliński, ważny planista tej operacji, szef jednego z najważniejszych oddziałów Zarządu I – Operacyjnego w Sztabie Generalnym i w Siłach Zbrojnych PRL. Szef Zarządu Operacyjnego gen. Wacław Szklarski wiedział, że Kukliński rzekomo miał jechać w odwiedziny do chorej teściowej w Wałbrzychu. Może nie zdążył wrócić, poczekajmy – mówił. W poniedziałkowe popołudnie do Sztabu Generalnego WP zadzwoniła szwagierka pułkownika. Chciała ustalić dlaczego nie było go na jakiejś uroczystości rodzinnej w Wałbrzychu. Dzwoniła wcześniej do domu Kuklińskich, ale nikt nie odpowiadał. Zdziwiła się bardzo słysząc, że miał być właśnie u chorej teściowej w Wałbrzychu. Rodzina nie wiedziała o żadnej słabości starszej pani Christ.
W Zarządzie Operacyjnym SG WP narastał niepokój. Rozpoczęto akcję poszukiwania – najpierw „na własną rękę”, siłami kolegów z oddziału Kuklińskiego. Jeden z nich pojechał na ul. Rajców 11 w Warszawie, gdzie w pięknym piętrowym bliźniaku mieszkał Kukliński. Nie spotkał nikogo. Mieszkanie było zamknięte. Nikt z sąsiadów nie widział jego właścicieli ani żadnego z dwóch ich synów. Starszy także nie pojawił się w pracy. Czas szybko mijał. Akcja kolegów okazała się bezskuteczna.
Szef Zarządu Operacyjnego powiadomił Wojskową Służbę Wewnętrzną. Do akcji włączyli się odpowiedni specjaliści i w sposób im tylko wiadomy weszli do mieszkania. Wnętrze wyglądało, jakby domownicy wyszli tylko na chwilę: na stole talerz z jabłkami, przy telefonie w przedpokoju popielniczka z niedopałkami, w salonie „Życie Warszawy” i „Trybuna Ludu” z 7 listopada, w sypialni szklanka z niedopitą kawą, na komodzie wyprasowane koszule męskie. Niemal normalnie... Specjaliści znaleźli jednak i zidentyfikowali szpiegowskie skrytki. Jedna była w łazience na pierwszym piętrze. Po odciągnięciu dwóch elementów obudowy przy suficie nad wanną ukryty był wymyślny schowek, w którym znaleziono futerał na zastrzyki i pojemniki z resztkami jakiejś substancji. Drugą skrytkę odkryto w toalecie na półpiętrze. Po otworzeniu fragmentu podwójnego sufitu znaleziono otwór w bocznej ściance, a w nim resztki czegoś spalonego. Znaleziono i trzeci schowek – urządzony nad umywalką w garażu. Za dwiema deskami, które można było rozchylić, znajdował się pusty otwór[15].
Po wykonaniu różnych specjalnych czynności, o których będzie jeszcze mowa, Kukliński się znalazł, ale... za granicą!!! Popełnił przestępstwo dezercji. Okazał się szpiegiem Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) Stanów Zjednoczonych. Informację o tym oficerowie SG WP odebrali z niesamowitym zdziwieniem. Jego tajemnicze zniknięcie komentowano najpierw jako tragedię, zamach na życie Kuklińskiego i jego najbliższych. Początkowo o dezercję niewielu go posądzało. Jego najbliższy kolega z Oddziału Szkolenia Operacyjnego, sekretarz klubu jachtowego „Atol” przy Sztabie Generalnym WP, płk Stanisław Radaj, gotów był ryzykować „nawet odcięciem ręki” w obronie tragicznej wersji zdarzenia. Gdy dezercja Kuklińskiego okazała się faktem, oficerowie wyrażali zdumienie, że zrobił to oficer tak hołubiony, faworyzowany, a nawet przeceniany przez przełożonych[16].
Nieco wcześniej, bo we wrześniu 1981 roku zdezerterował sąsiad płk. Kuklińskiego, pełnomocnik Szefa SG WP do spraw specjalnych, a wcześniej zastępca szefa Zarządu II Wywiadowczego płk Włodzimierz Ostaszewicz. Ten w 1944 roku walczył w rejonie Bielska Podlaskiego w oddziale w partyzantki radzieckiej, noszącym imię bohatera rewolucji październikowej w Rosji Aleksandra Parchomienki. Mówiono, iż uważał się za oficera o ponadprzeciętnych zdolnościach, zasługującego na stopień generalski, ale niedocenionego przez przełożonych. Skarżył się na los swego ojca, który według niego „w 1956 r. musiał uciec do ZSRR, bo wśród Polaków – nacjonalistów nie mógł żyć dalej”[17].
Po latach pracy organów śledczych i sądu, 23 maja 1984 roku zapadł wyrok skazujący płk. Ryszarda Kuklińskiego na karę śmierci i degradację do stopnia szeregowego. Później działy się rzeczy dziwne. W 1990 roku wyrok zamieniono na 25 lat więzienia, a w 1995 roku przywrócono mu stopień wojskowy. Niezwykle zawiła sprawa płk. Kuklińskiego podzieliła opinię publiczną w Polsce. Zasadniczym przedmiotem sporu był czyn oficera i jego ocena prawna oraz moralna. Czyn polegał na przekazywaniu obcemu państwu wiadomości stanowiących tajemnicę państwową i wojskową PRL, która nie była przecież 17. republiką Związku Radzieckiego. Posiadała ograniczoną suwerenność, ale w świetle prawa międzynarodowego była państwem polskim. 22 września 1997 roku w rezultacie rewizji nadzwyczajnej i umorzenia śledztwa Kukliński został uniewinniony. Znaleziono niepodważalny argument: oficer dopuścił się dezercji działając w stanie wyższej konieczności.
Pisarstwo na temat płk. Kuklińskiego cechuje relatywizm moralny daleki od obiektywizmu naukowego i manipulowanie faktami z jego życiorysu (jedne się eksponuje, inne pomija, a jeszcze inne tendencyjnie interpretuje). Zacierane były rzeczywiste motywy jego działania. To wszystko przeniosło się nawet do środowisk szkolnych. Przykładem tego jest Historia 1956–1997. Podręcznik dla szkół średnich, wydany w 1998 roku. Wojciech Roszkowski i Anna Radziwiłł wyrazili tam przekonanie, że „Kukliński uciekł z Polski, by powiadomić Amerykanów o planach stanu wojennego”[18].
Do sprawy płk. Kuklińskiego inaczej podszedł prof. Stanisław Koziej, jego były podwładny. Generalnie ocenił go, jako „szefa najlepszego spośród szefów”, człowieka uczciwego, który nie był zimnym, wyrachowanym cynikiem. Wierzył, że to, co robił jego szef, robił z przekonaniem, że to jest słuszne i dobre. Dobre dla Polski. On w to wierzył i postępował zgodnie ze swoim sumieniem. W końcu jednak i on nie w pełni podzielał postępowanie Kuklińskiego, bo mówił: „Ale nie każdy tak musi rozumować. Ja np. nigdy nie zdecydowałbym się współpracować ze strukturami obcego państwa, służąc jednocześnie państwu, nawet ułomnemu, słabemu, ubezwłasnowolnionemu. Tak myśli też wielu. [...] Rozumiem więc rozterki władz państwa w tym względzie. To jest dylemat z kategorii wyższej konieczności, a nie tylko sprawa uznania indywidualnych zasług samego płk. R. Kuklińskiego”[19]. Innym razem kontrowersyjne oceny Kuklińskiego prof. Koziej stawia na jednej płaszczyźnie z ocenami czynu Edwarda Snowdena[20]. Na przykład w wywiadzie radiowym z Tomaszem Siekielskim stwierdził, że „Snowden jak Kukliński jest bardzo trudny do oceny, nie wiadomo czy zrobił coś bardzo dobrego czy coś dramatycznie złego. Problem ma dwie różne strony”. Natomiast na antenie TVP Info na temat Snowdena mówił: „Człowiek, który pracuje dla państwa, firmy, instytucji, jeśli idzie i zdradza sekrety... Dziękuję bardzo za takie czyny... Obawiałbym się, gdyby taki człowiek ujawnił się w BBN”.
W zakończeniu wspomnianego podręcznika autorzy pytają ucznia IV klasy liceum ogólnokształcącego: „A jak Ty oceniasz postępowanie pułkownika?”. Jak uczeń ma rozwiać wątpliwości i rozstrzygnąć w swoim sumieniu dylemat, który dzieli całe społeczeństwo, a także tzw. autorytety moralne, skoro na pytanie w sondzie ulicznej: „Kto wprowadził w Polsce stan wojenny?”, dziewczyna odpowiada: „Tadeusz Mazowiecki”. Natomiast jakaś nauczycielka w Muzeum Powstania Warszawskiego pyta dyrektora: „Czy Pałac Kultury bardzo ucierpiał w czasie powstania?”[21].
Wraz z rosnącą ilością stron tajnych dokumentów, jakie Kukliński miał przekazać do CIA pojawiają się nowe źródła wiedzy o nim i jego szpiegowskiej „misji”. Rzucają one nieco inne światło na sylwetkę oficera i jego mityczne dokonania.
Opowieści o płk. Kuklińskim można bezkrytycznie przyjąć albo chcieć poznać więcej prawdy i szukać faktycznych powodów jego zachowań. W budowanej legendzie tej postaci widać wiele przeciwstawnych interpretacji. W jego życiu były takie okresy, kiedy na materiałach go kompromitujących mógł być skutecznie pozyskany do współpracy przez polskie służby specjalne, a także służby innych państw. Pełnej prawdy o nim pewno nigdy się nie dowiemy. Służby specjalne każdego państwa chronią do końca swoje najważniejsze tajemnice.
Z aktami ludzi uznawanych za bohaterów postępuje się czasem w szczególny sposób. Prof. Tomasz Nałęcz przypomniał np., w jaki sposób radzono sobie ze sprawą akt szpiegowskich marszałka Józefa Piłsudskiego. „Wszystkie papiery komendy lwowskiej i krakowskiej zostały przez piłsudczyków wyczyszczone do ostatniego papierka. Wiemy o tym, bo ocalały austriackie archiwa”[22]. Podczas opracowywania tej książki korzystałem z rozmaitych źródeł pisanych oraz z relacji wielu osób znających płk. Ryszarda Kuklińskiego i jego sprawę. Wszystkim im serdecznie dziękuję.