Читать книгу Dziewica Orleańska – tragedia romantyczna - Friedrich Schiller - Страница 8

SCENA I.

Оглавление

TEOBALD d’ARC, ANNA, ANIELA, JOANNA;

(ostatnia zbiera kwiaty i wiąże je w wieniec);

STEFAN, KLAUDYAN, RAJMUND.

Teobald.

Tak jest, sąsiedzi! dziś jeszcze się zwiemy

Synami wolnéj, francuzkiéj ojczyzny;

Dzis jeszcze swoim nazywać możemy

Kraj ten, krwią ojców i znojem ich żyzny

Ale któż zgadnie, jakich jutro panów

Znosić nam przyjdzie? — Zewsząd od Loary,

Tratując końmi plony naszych łanów,

Anglik zwycięzkie potrząsa sztandary.

Niewierny Paryż czci go śród swych progów,

I Dagoberta, dotąd nieskażoną,

Świętą, odwieczną, rycerską koroną

Wieńczy niemowlę z pokolenia wrogów.

A król nasz prawy — o! hańbo i wstydzie!

Wnuk królów naszych, Pański pomazaniec,

Lud swój o wsparcie próżno błagać idzie,

W państwach swych własnych błądzi jak wygnaniec.

A przeciw niemu, wpośród krwi i gruzów,

Najbliższy z krewnych, najpiérwszy z Francuzów,

Ha! własna matka — potwór pełen zgrozy!

Nieprzyjacielskie prowadzi obozy.

Wioski i miasta jedną wielką łuną

Świecą ich drodze; a dym i popioły,

Kłębiąc się nakształt czarnéj chmury suną,

Ćmiąc kirem niebo i kraj nasz wesoły. —

A więc, sąsiedzi! zgodnie z wolą Nieba,

Dziś zabezpieczyć chcę i przedsięwziąłem

Los córek moich; bo dziś to im trzeba

Męża obrońcy; a dzielona społem

Miłość, pomaga, znieść wspólną niedolę.

(Do piérwszego z pasterzy)

Zbliż się, Stefanie! — wiem, że kochasz Annę.

Z pastwiskiem mojém graniczy twe pole;

Wzrośliście razem: — przywiązanie ranne

Szczęśliwe wróży stadło.

(Do drugiego)

Klaudyanie! —

Cóż to? drżysz cały — i mojéj Anieli

Twarz, widzę, zbladła. — Zkąd to nieufanie?

Zaliż myślicie, że ojciec rozdzieli,

Co Bóg połączyl: dla tego, że łanu,

Że skarbu nie masz równego jéj wianu? —

Któż dziś ma skarby? — Dom, stodoła, trzody,

Są pastwą ognia, lub piérwszego wroga;

Ale dłoń męża, śmiała na przygody,

Ale pierś męża, co nie zna co trwoga,

To skarb, co żadnéj nie boi się szkody,

To puklerz lepszy niż zamki i grody!

Aniela.

Ojcze!

Klaudyan

Anielo!

Aniela (ściskając Joannę),

Siostro moja droga!

Teobald.

Każdéj z nich daję tyle, com zostawił

Pola sam sobie, i trzodę w wyprawie;

Dom i zagrodę. — Bóg mnie błogosławił,

Z Bogiem, jak ojciec, ja was błogosławię.

Anna (do Joanny).

Czyż i ty ojca nie zechcesz pocieszyć?

Młodsza, z sióstr starszych niechby przykład brała.

Teobald.

Idźcie! — ślub jutro — potrzeba się śpieszyć.

Gościem na godach będzie wioska cała.

(Obie pary biorą się za ręce i odchodzą).

Dziewica Orleańska – tragedia romantyczna

Подняться наверх