Читать книгу Krzyżacy - Генрик Сенкевич, Henryk Sienkiewicz - Страница 20
Tom I
Rozdział dziewiętnasty
ОглавлениеA tymczasem „głupi Zbyszko” wyjechał był z Bogdańca istotnie z ciężkim sercem. Naprzód, było mu jakoś obco i nieswojo bez stryjca, z którym dotychczas od dawnych lat się nie rozłączał i do którego tak nawykł, że sam teraz dobrze nie wiedział, jak się bez niego i w podróży, i na wojnie obejdzie. Po wtóre1173, żal mu było i Jagienki, bo chociaż mówił sobie, że jedzie do Danusi, którą miłował z całej duszy, jednakże bywało mu tak dobrze przy Jagience, iż teraz dopiero uczuł, jaka przy niej była radość, a jaki bez niej może być smutek. I aż sam się dziwił swojemu żalowi, a nawet się nim zaniepokoił, bo żeby to tęsknił po Jagience, jak brat tęskni po siostrze, nic by to było. Ale on spostrzegł, że mu się „cni1174” za tym, by ją przed się pod boki brać i na konia sadzać albo z kulbaki1175 zdejmować, by ją przez strugi przenosić, wodę jej z warkocza wykręcać, by z nią po lasach chadzać i patrzeć na nią, i „uradzać” z nią. Tak zaś do tego przywykł i takie mu to było miłe, że gdy teraz począł o tym myśleć, zaraz się zapamiętał i całkiem zapomniał, że w długą drogę aż na Mazury jedzie, a natomiast stanęła mu w oczach ta chwila, gdy Jagienka dała mu pomoc w lesie, gdy się z niedźwiedziem borykał1176. I zdało mu się, że to było wczoraj, jak również że wczoraj chodzili na bobry do Odstajanego jeziorka. Nie widział jej przecie wówczas, gdy się wpław po bobra puściła, a teraz zdało mu się, że ją widzi – i zaraz poczęły go brać takie same ciągoty1177, jakie brały go parę tygodni temu, gdy wiatr nazbyt z Jagienkową suknią poswawolił. Potem zaś przypomniał sobie, jak jechała wspaniale przybrana do kościoła w Krześni i jak się dziwił, że taka prosta dziewczyna naraz wydała mu się niby dwornie jadące wysokiego rodu paniątko1178. Wszystko to sprawiło, że koło serca zaczęło mu się czynić jakoś bałamutnie1179, zarazem błogo i smutno, i pożądliwie, a gdy jeszcze pomyślał, że byłby z nią mógł uczynić, co chciał, i jak ją też ku niemu ciągnęło, jak mu patrzyła w oczy i jak się do niego garnęła, to ledwie że na koniu mógł usiedzieć. „Niechbym jej był gdzie dopadł i choć pożegnał, a objął na drogę – mówił sobie – może by mnie było popuściło” – ale wnet uczuł, że to nieprawda i że nie byłoby go popuściło, gdyż na samą myśl o takim pożegnaniu poczęły mu skry po skórze chodzić, chociaż na świecie był przymrozek.
Aż wreszcie przestraszył się owych wspomnień nazbyt do żądz podobnych i strząsnął je z duszy jak suchy śnieg z opończy1180.
– Do Danuśki jadę, do mojej najmilejszej! – rzekł sobie.
I wraz zmiarkował, że to jest inne kochanie, jakby pobożniejsze i mniej po kościach chodzące. Powoli też, w miarę jak w strzemionach marzły mu nogi, a chłodny wiatr studził mu krew, wszystkie myśli jego poleciały ku Danusi Jurandównie. Tej – to był naprawdę powinien. Gdyby nie ona, dawno by jego głowa była spadła na krakowskim rynku. Przecie gdy wyrzekła wobec rycerzy i mieszczan: „Mój ci jest” – to go przez to samo katom z rąk odjęła – i od tej pory on tak należy do niej jak niewolnik do pana. Nie on ją brał, ale ona jego wzięła; na to żadne sprzeciwianie się Jurandowe nie poradzi. Ona jedna mogłaby go odpędzić, jako pani może sługę odpędzić, chociaż on i wówczas nie poszedłby daleko, bo go i własne ślubowanie wiąże. Pomyślał jednak, że ona go nie odpędzi, że raczej pójdzie za nim z mazowieckiego dworu choćby na kraj świata – i pomyślawszy to, począł ją wysławiać w duszy ze szkodą Jagienki, jakby to była wyłącznie jej wina, że go napastowały pokusy i że dwoiło się w nim serce. Nie przyszło mu do głowy teraz, że Jagienka wygoiła starego Maćka, a prócz tego, że bez jej pomocy byłby mu może niedźwiedź obdarł owej nocy ze skóry głowę – i burzył się1181 przeciw Jagience rozmyślnie, sądząc, że tym sposobem Danusi się zasłuży i we własnych oczach się usprawiedliwi.
A wtem nadjechał Czech Hlawa wysłany przez Jagienkę – prowadząc ze sobą jucznego konia.
– Pochwalony! – rzekł, kłaniając się nisko.
Zbyszko widział go raz lub dwa razy w Zgorzelicach, ale go nie poznał, więc ozwał się:
– Pochwalony na wieki wieków. A coś za jeden?
– Wasz pachołek, slowutny1182 panie.
– Jak to mój pachołek? Tamci moi pachołcy – rzekł, ukazując na dwóch Turczynków, podarowanych mu przez Sulimczyka Zawiszę1183, i na dwóch tęgich parobków, którzy siedząc na mierzynach1184, prowadzili rycerskie ogiery – tamci moi – a ciebie kto przysłał?
– Panna Jagienka Zychówna ze Zgorzelic.
– Panna Jagienka?
Zbyszko dopiero co właśnie burzył się był przeciw niej i serce jego pełne było jeszcze niechęci, więc rzekł:
– Wróćże do dom i podziękuj pannie za łaskę, bo cię nie chcę.
Lecz Czech potrząsnął głową.
– Nie wrócę, panie. Mnie wam podarowali, a prócz tego ja zaprzysiągł do śmierci wam służyć.
– Jeśli mi cię podarowali, toś mój sługa.
– Wasz, panie.
– Więc rozkazujęć wrócić.
– Ja zaprzysiągł, a choć ja jeniec spod Bolesławca i chudy pachołek, ale włodyczka1185…
A Zbyszko rozgniewał się:
– Ruszaj precz! Jakże to! Będziesz mi zaś przeciw mojej woli służył czy co? Ruszaj, bo każę kuszę napiąć.
Czech zaś odtroczył1186 spokojnie sukienną opończę podbitą wilkami, oddał ją Zbyszkowi i rzekł:
– Panna Jagienka i to wam przysłała, panie.
– Chcesz, abych ci kości połomił1187? – zapytał Zbyszko, biorąc drzewce z rąk parobka.
– A jest i trzosik na wasze rozkazanie – odrzekł Czech.
Zbyszko zamierzył się drzewcem, lecz wspomniał, że pachołek, chociaż jeniec, jest jednakże z rodu włodyką, któren1188 widocznie dlatego tylko został u Zycha, że nie miał się za co wykupić – więc opuścił ratyszcze1189.
Czech zaś pochylił mu się do strzemienia i rzekł:
– Nie gniewajcie się, panie. Nie każecie mi ze sobą jechać, to pojadę za wami o stajanie1190 albo o dwa, ale pojadę, bom to na zbawienie duszy mojej zaprzysiągł.
– A jak cię każę ubić albo związać?
– Jak mnie każecie ubić, to nie będzie mój grzech, a jak mnie każecie związać, to ostanę, póki mnie dobrzy ludzie nie rozwiążą alibo wilcy nie zjedzą.
Zbyszko nie odpowiedział – ruszył jeno1191 koniem przed siebie, a za nim ruszyli jego ludzie. Czech z kuszą za plecami i z toporem na ramieniu wlókł się z tyłu zatulając się w kosmatą skórę żubrzą, albowiem począł dąć ostry wiatr, niosący krupki śniegowe.
Nawałnica wzmagała się nawet z każdą chwilą. Turczynkowie, lubo w tołubach1192, kostnieli od niej, parobcy Zbyszkowi poczęli „zabijać” ręce, a on sam, będąc również przybrany nie dość ciepło, rzucił raz i drugi oczyma na wilczą opończę przywiezioną przez Hlawę i po chwili rzekł do Turczynka, aby mu ją podał.
I owinąwszy się w nią szczelnie, wkrótce poczuł ciepło rozchodzące się po całym ciele. Wygodny był szczególnie kaptur, który osłaniał mu oczy i znaczną część twarzy, tak iż wicher przestał mu prawie dokuczać. Wówczas mimo woli pomyślał, że Jagienka to jednak poczciwa z kościami1193 dziewka – i wstrzymał nieco konia, albowiem wzięła go chęć wypytać Czecha o nią i o wszystko, co się w Zgorzelicach działo.
Więc skinąwszy na pachołka, rzekł:
– Zali stary Zych wie, że cię panna do mnie wysłała?
– Wie – odpowiedział Hlawa.
– I nie przeciwił się?
– Przeciwił.
– Powiadajże, jako było.
– Pan chodził po izbie, a panna za nim. On krzyczał, a panienka nic – jeno co się ku niej nawrócił, to ona mu do kolan. I ani słowa. Powiada wreszcie panisko: „Czyś ogłuchła, że nic nie mówisz na moje przyczyny1194? Przemów, bo wreszcie pozwolę, a jak pozwolę, to mi opat łeb urwie!”
Dopieroż panna pomiarkowała1195, że już na swoim postawi, i nuż z płaczem dziękować. Pan jej wymawiał, że go pozbadła1196, i narzekał, że we wszystkim musi być jej wola, w końcu zaś rzekł: „Przyrzecz mi, że chyłkiem nie wyskoczysz żegnać się z nim, to pozwolę, inaczej nie”. Dopieroż zafrasowała się1197 panienka, ale przyrzekła – i pan rad był, bo oni oba z opatem okrutnie się tego bali, by jej nie przyszła chęć widzieć się z waszą miłością… No, nie na tym koniec, bo później panna chciała, by były dwa konie, a pan bronił, panna chciała wilczury1198 i trzosika, pan bronił. Ale co tam z takich zakazowań! Żeby jej się umyśliło dom spalić, to by też panisko przystał. – Dlatego jest drugi koń, jest wilczura i jest trzosik…
„Poćciwa dziewka!” – pomyślał w duchu Zbyszko.
Po chwili zaś zapytał głośno:
– A z opatem nie było biedy?…
Czech uśmiechnął się jak roztropny pachołek, który zdaje sobie sprawę ze wszystkiego, co się wokół niego dzieje, i odrzekł:
– Oni to oboje w tajemnicy przed opatem czynili, a nie wiem, co było, gdy się dowiedział, bom wcześniej wyjechał. Opat jako opat! – huknie czasem i na panienkę, ale potem to jeno oczyma za nią wodzi i patrzy, czyli jej zbyt nie pokrzywdził. Sam widziałem, jako ją raz skrzyczał, a potem do skrzyni poszedł, łańcuch przyniósł taki, że zacniejszego i w Krakowie nie dostać – i powiada jej: „na!” – Poradzi sobie ona i z opatem, gdyż i ojciec rodzony więcej jej nie miłuje.
– Pewnie, że tak jest.
– Jak Bóg na niebie…
Tu umilkli i jechali dalej wśród wiatru i śnieżnych krupów; nagle jednak Zbyszko powstrzymał konia, gdyż z pobocza leśnego ozwał się jakiś żałosny głos, na wpół przytłumiony przez szum leśny:
– Chrześcijanie, ratujcie Bożego sługę w nieszczęściu!
I jednocześnie na drogę wybiegł człowiek, przybrany w odzież na wpół duchowną, na wpół świecką, i stanąwszy przed Zbyszkiem, począł wołać:
– Ktokolwiek jesteś, panie, daj pomoc człowiekowi i bliźniemu w ciężkiej przygodzie!
– Coć się przytrafiło i coś zacz? – zapytał młody rycerz.
– Sługam Boży, chociaż bez święceń, a przygodziło mi się1199, iż dzisiejszego rana wyrwał mi się koń, skrzynie ze świętościami niosący. Zostałem sam, bez broni, a wieczór się zbliża i rychło czekać, jako luty1200 zwierz ozwie się w boru. Zginę, jeśli mnie nie poratujecie.
– Jeślibyś z mojej przyczyny zginął – odrzekł Zbyszko – musiałbym za twoje grzechy odpowiadać, ale po czymże poznam, że prawdę mówisz i żeś nie powsinoga1201 jakowyś albo nie rzezimieszek, jakich wielu po drogach się włóczy?
– Po skrzyniach poznasz, panie. Niejeden oddałby trzos nabity dukatami, byle posiąść to, co się w nich znajduje, ale ja tobie darmo z nich udzielę, byleście mnie i moje skrzynie zabrali.
– Mówisz, żeś sługa Boży, a tego nie wiesz, że poratunek nie dla ziemskich, jeno1202 dla niebieskich trzeba dawać nagród. Ale jakżeś to skrzynie ocalił, skoro ci niosący je koń uciekł?
– Bo konia, nimem go odnalazł, wilcy w lesie na polance zarżnęli, a zasię skrzynie ostały, które ja do drogi przywlokłem, aby czekać na zmiłowanie i pomoc dobrych ludzi. To rzekłszy i chcąc zarazem dać dowód, że prawdę mówi, wskazał na dwie łubowe1203 skrzynki leżące pod sosną. Zbyszko patrzył na niego dość nieufnie, gdyż człowiek nie wydawał mu się zbyt zacnym, a przy tym mowa jego, lubo czysta, zdradzała pochodzenie z dalekich stron. Nie chciał jednakże odmówić mu pomocy i pozwolił mu przysiąść się wraz ze skrzyniami, które okazały się dziwnie lekkie, na luźnego konia, którego powodował1204 Czech.
– Niech Bóg pomnoży twoje zwycięstwa, mężny rycerzu! – rzekł nieznajomy.
Po czym, widząc młodocianą twarz Zbyszkową, dodał półgłosem:
– A również twoje włosy na brodzie.
I po chwili jechał obok Czecha. Przez czas jakiś nie mogli rozmawiać, albowiem dął silny wiatr i w boru szum był okrutny, lecz gdy się nieco uspokoiło, Zbyszko usłyszał za sobą następującą rozmowę:
– Nie przeczę ci, że w Rzymie byłeś, ale wyglądasz na piwożłopa – mówił Czech.
– Strzeż się wiekuistego potępienia – odrzekł nieznajomy – albowiem mówisz do człowieka, który zeszłej Wielkanocy jadł jaja na twardo z Ojcem Św. Nie mów mi na takie zimno o piwie, chyba o grzanym, ale jeśli masz gdzie przy sobie gąsiorek1205 z winem, to daj mi dwa lub trzy łyki, a ja ci miesiąc czyśćca odpuszczę.
– Nie masz święceń, bom słyszał, żeś sam o tym mówił, jakoże więc odpuścisz mi miesiąc czyśćca?
– Święceń nie mam, ale głowę mam ogoloną1206, gdyż na to pozwoleństwo otrzymałem, prócz tego odpusty i relikwie wożę.
– W tych łubach1207? – zapytał Czech.
– W tych łubach. A gdybyście wszystko ujrzeli, co mam, padlibyście na twarze nie tylko wy, ale i wszystkie sosny w boru razem z dzikimi zwierzęty.
Lecz Czech, który był pachołek roztropny i doświadczony, spojrzał podejrzliwie na przekupnia odpustów i rzekł:
– A wilcy konie zjedli?
– Zjedli, gdyż są diabłom pokrewni, ale popękali. Jednegom ci rozpukniętego na własne oczy widział. Jeśli masz wino, to daj, bo choć wiatr ustał, alem przemarzł, siedząc przy drodze.
Czech wina jednak nie dał i znów jechali w milczeniu, aż przekupień relikwij sam począł pytać:
– Dokąd jedziecie?
– Daleko. Ale tymczasem do Sieradza. Pojedziesz z nami?
– Bo muszę. Prześpię się w stajni, a jutro może mi ten pobożny rycerz konia podaruje – i ruszę dalej.
– Skądże jesteś?
– Spod pruskich panów, spod Malborga.
Usłyszawszy to, Zbyszko zwrócił głowę i kiwnął na nieznajomego, aby się przybliżył.
– Spod Malborga jesteś? – rzekł. – Stamtąd jedziesz?
– Spod Malborga.
– Ale chyba nie Niemiec, ile że naszą mową dobrze mówisz. Jako cię wołają?
– Niemiec jestem, a wołają mnie Sanderus; waszą mową mówię, gdyż się w Toruniu urodziłem, gdzie wszystek naród tak mówi. Później mieszkałem w Malborgu, ale i tam to samo! Ba! nawet i bracia zakonni waszą mowę rozumieją.
– A dawnoś z Malborga?
– Byłem, panie, w Ziemi Św., potem zaś w Konstantynopolu i w Rzymie, skąd przez Francję wróciłem do Malborga, a z Malborga jechałem na Mazowsze, obwożąc relikwie święte, które pobożni chrześcijanie radzi dla zbawienia duszy kupują.
– Byłeś w Płocku czyli też w Warszawie?
– Byłem i tu, i tu. Niech Bóg da zdrowie obum księżnom! Nie próżno księżnę Aleksandrę1208 nawet panowie pruscy miłują, bo to świątobliwa pani – chociaż i księżna Anna1209 Januszowa nie gorsza.
– Widziałeś w Warszawie dwór?
– Nie napotkałem go w Warszawie, jeno w Ciechanowie, gdzie mnie oboje księstwo jako sługę Bożego gościnnie przyjęli i hojnie na drogę obdarowali. Ale i ja też zostawiłem im relikwie, które błogosławieństwo boskie muszą na nich ściągnąć.
Zbyszko chciał zapytać o Danusię, ale naraz zdjęła go jakby pewna nieśmiałość i pewien wstyd, zrozumiał bowiem, że byłoby to samo, co zwierzyć się z miłości przed nieznajomym, gminnego pochodzenia człekiem, który przy tym wyglądał podejrzanie i mógł być prostym oszustem. Więc po chwili milczenia spytał:
– Jakież to relikwie po świecie wozisz?
– Wożę i odpusty1210, i relikwie, które to odpusty są różne: są całkowite i na pięćset lat, i na trzysta, i na dwieście, i na mniej, tańsze, aby i ubodzy ludzie mogli je nabywać i tym sposobem czyśćcowe męki sobie skracać. Mam odpusty na przeszłe grzechy i na przyszłe, ale nie myślcie, panie, abym pieniądze, za które je kupują, sobie chował… Kawałek czarnego chleba i łyk wody – ot, co dla mnie – a resztę, co zbieram, do Rzymu odwożę, aby się z czasem na nową wyprawę krzyżową1211 zebrało. Jeździ ci wprawdzie po świecie wielu wydrwigroszów, którzy wszystko mają fałszywe: i odpusty, i relikwie, i pieczęcie, i świadectwa – i takich słusznie Ojciec Święty listami ściga, ale mnie przeor1212 sieradzki krzywdę i niesprawiedliwość wyrządził – gdyż moje pieczęcie są prawdziwe. Obejrzyjcie, panie, wosk i sami powiecie.
– A cóż przeor sieradzki?
– Ach, panie! Bogdajbym niesłusznie mniemał, że heretycką nauką Wiklefa1213 zarażon. Ale jeśli, jako mi wasz giermek powiedział, jedziecie do Sieradza, tedy1214 mu się wolę nie pokazować, aby go do grzechu i bluźnierstw przeciw świętościom nie przywodzić.
– To się znaczy, niewiele mówiąc, że cię wziął za oszusta i rzezimieszka1215?
– Żebyż to mnie, panie! odpuściłbym mu dla miłości bliźniego, jak zresztą już uczyniłem, ale on przeciw towarom moim świętym pobluźnił, za co, obawiam się wielce, że potępiony zostanie bez ratunku.
– Jakież to masz towary święte?
– Takie, że się i mówić o nich z nakrytą głową nie godzi, ale tym razem, mając gotowe odpusty, daję wam, panie, pozwolenie nie zrzucać kaptura, gdyż wiatr dmie znowu. Kupicie za to odpuścik na popasie i grzech nie będzie wam policzon. Czego ja nie mam! Mam kopyto osiołka, na którym odbyła się ucieczka do Egiptu, które znalezione było koło piramid. Król aragoński1216 dawał mi za nie pięćdziesiąt dukatów dobrym złotem. Mam pióro ze skrzydeł archanioła Gabriela, które podczas Zwiastowania uronił; mam dwie głowy przepiórek zesłanych Izraelitom na puszczy; mam olej, w którym poganie św. Jana chcieli usmażyć – i szczebel z drabiny, o której się śniło Jakubowi – i łzy Marii Egipcjanki1217, i nieco rdzy z kluczów św. Piotra… Ale wszystkiego wymienić nie zdołam, dlatego żem przemarzł, a twój giermek, panie, nie chciał mi dać wina, a po wtóre dlatego, że do wieczora bym nie skończył.
– Wielkie są te relikwie, jeśli prawdziwe! – rzekł Zbyszko.
– Jeśli prawdziwe? Weź, panie, dzidę z rąk pachołka i nadstaw, bo diabeł jest w pobliżu, który ci takie myśli poddaje. Trzymaj go, panie, na długość kopii. A nie chcesz-li nieszczęścia na się sprowadzić, to kup u mnie odpust za ten grzech – inaczej w trzech niedzielach1218 umrze ci ktoś, kogo najwięcej na świecie miłujesz.
Zbyszko przeląkł się groźby, gdyż przyszła mu na myśl Danusia, i odrzekł:
– Toć nie ja nie wierzę, jeno przeor dominikanów w Sieradzu.
– Obejrzyjcie, panie, sami wosk na pieczęciach; a co do przeora, Bóg wie, zali on jeszcze żyw, albowiem prędka bywa sprawiedliwość boska.
Lecz gdy przyjechali do Sieradza, pokazało się, że przeor był żyw.
Zbyszko udał się nawet do niego, aby dać na dwie msze, z których jedna miała się odprawić na intencję Maćka, druga na intencję owych pawich pióropuszów, po które Zbyszko jechał. Przeor, jak wielu wówczas w Polsce, był cudzoziemcem, rodem z Cylii, ale przez czterdzieści lat życia w Sieradzu wyuczył się dobrze polskiej mowy i był wielkim nieprzyjacielem Krzyżaków.
Za czym, dowiedziawszy się o Zbyszkowym przedsięwzięciu, rzekł:
– Większa ich jeszcze spotka kara boska, ale i ciebie od tego, coś zamierzył, nie odwodzę1219, naprzód z tej przyczyny, iżeś zaprzysiągł, a po wtóre, że za to, co tu w Sieradzu uczynili, nigdy ich dosyć polska ręka nie przyciśnie.
– Coże uczynili? – zapytał Zbyszko, który rad był wiedzieć o wszystkich nieprawościach krzyżackich.
Na to staruszek przeor rozłożył dłonie i naprzód począł odmawiać głośno „Wieczny odpoczynek”, potem zaś siadł na zydlu1220, przez chwilę oczy trzymał zamknięte, jakby chcąc zebrać dawne wspomnienia, i wreszcie tak mówić począł:
– Sprowadził ich tu Wincenty z Szamotuł1221. Było mi wtedy dwanaście roków1222 i właśniem przybył tu z Cylii, skąd mnie wuj mój Petzoldt, kustosz, zabrał. Krzyżacy napadli w nocy na miasto i zaraz je podpalili. Widzieliśmy z murów, jako w rynku mężów, dzieci i niewiasty ścinali mieczami albo jako niemowlęta rzucali w ogień… Widziałem zabijanych i księży, gdyż w złości swej nie przepuszczali nikomu. A zdarzyło się, iż przeor Mikołaj, z Elbląga rodem będąc, znał komtura1223 Hermana, który wojskiem przewodził. Wyszedł on tedy ze starszymi braćmi do owego lutego1224 rycerza i klęknąwszy przed nim, zaklinał go po niemiecku, aby się chrześcijańskiej krwi ulitował. Któren1225 mu rzekł: „Nie rozumiem” – i dalej rzezać ludzi nakazał. Wtedy to wycięto i zakonników, a z nimi wuja mego Petzoldta, a zasię Mikołaja koniowi do ogona przywiązali1226… A nad ranem nie było jednego żywego człowieka w mieście, prócz Krzyżaków i prócz mnie, który się na belce ode dzwonu zataiłem. Bóg ich już pokarał za to pod Płowcami, ale oni ciągle na zgubę tego chrześcijańskiego Królestwa dybią i póty dybać będą, póki ich całkiem nie zetrze ramię boskie.
– Pod Płowcami1227 toż – odrzekł Zbyszko – wszyscy prawie mężowie z rodu mego wyginęli; ale ich nie żałuję, skoro Bóg króla Łokietka1228 tak wielkim zwycięstwem udarował i dwadzieścia tysięcy Niemców wygubił.
– Doczekasz ty się jeszcze większej wojny i większych zwycięstw – rzekł przeor.
– Amen! – odpowiedział Zbyszko.
I poczęli mówić o czym innym. Młody rycerz wypytywał trochę o przekupnia relikwii, którego zdybał1229 w drodze, i dowiedział się, iż wielu podobnych oszustów włóczy się po drogach, durząc1230 łatwowiernych ludzi. Mówił mu także przeor, iż są bulle papieskie nakazujące biskupom ścigać podobnych przekupniów, i któren by nie miał prawdziwych listów i pieczęci, zaraz go sądzić. Ponieważ świadectwa owego włóczęgi wydały się przeorowi podejrzane, więc chciał go zaraz do jurysdykcji1231 biskupiej odesłać. Jeśliby się okazało, że prawdziwym jest wysłannikiem od odpustów, tedyby mu się krzywda nie stała. Ale on wolał uciec. Może jednak bał się mitręgi1232 w podróży – ale przez tę ucieczkę w jeszcze większe podejrzenie się podał.
Pod koniec odwiedzin zaprosił też przeor Zbyszka na odpoczynek i nocleg do klasztoru, lecz ów nie mógł się na to zgodzić, chciał bowiem wywiesić kartę przed gospodą z wyzwaniem na „walkę pieszą alibo konną” wszystkich rycerzy, którzy by zaprzeczyli, że panna Danuta Jurandówna jest najurodziwszą i najcnotliwszą dziewką w Królestwie – nie wypadało zaś żadną miarą wywieszać takowego wyzwania na furcie klasztornej. Ni przeor, ni inni księża nie chcieli mu nawet karty napisać, skutkiem czego młody rycerz wpadł w wielki kłopot i całkiem nie wiedział, jak sobie poradzić.
Aż dopiero po powrocie do gospody przyszło mu na myśl udać się o pomoc do przekupnia odpustów.
– Przeor zgoła nie wie, czyliś nie hultaj – rzekł – bo powiada tak: „Czego by się miał bać biskupiego sądu, gdyby prawe1233 miał świadectwa?” – Nie boję się też biskupa – odrzekł Sariderus – jeno mnichów, którzy się na pieczęciach nie znają. Właśnie chciałem do Krakowa jechać, ale że konia nie mam, więc muszę czekać, póki mi go ktoś nie podaruje. Ale tymczasem pismo poślę, do którego własną pieczęć przyłożę.
– Jam też sobie pomyślał, iż jeśli pokaże się, że znasz pismo, to będzie znak, żeś nie prostak. Ale jakże list poślesz?
– Przez jakiego pątnika1234 albo wędrownego mnicha. Małoż to ludzi do Krakowa do grobu królowej jeździ?
– A mnie potrafisz kartę napisać?
– Wypiszę, panie, wszystko, co każecie – gładko a do rzeczy, choćby na desce.
– Lepiej, że na desce – rzekł uradowany Zbyszko – bo to się nie zedrze i na później się przyda.
Jakoż, gdy po upływie pewnego czasu pacholikowie znaleźli i przynieśli świeżą deskę, zabrał się Sanderus do pisania. Co tam napisał, tego Zbyszko przeczytać nie umiał, ale kazał zaraz przybić wyzwanie na wrotach, pod nim zaś zawiesić tarczę, której Turczynkowie pilnowali na przemian. Kto by w nią kopią uderzył, ten by dał znak, że wyzwanie przyjmuje. W Sieradzu jednak brakło widocznie ochotników do takich spraw, tego bowiem dnia ani nazajutrz do południa nie zadźwięczała tarcza ani razu od uderzenia – o południu zaś wybrał się strapiony nieco młodzieńczyk w dalszą drogę.
Jednakże przedtem jeszcze przyszedł do Zbyszka Sanderus i rzekł mu:
– Gdybyście, panie, wywiesili tarczę w krajach panów pruskich, pewnie by już teraz giermek musiał na was rzemienie od zbroi dociągać.
– Jak to! przecie Krzyżak, jako zakonnik, nie może mieć damy, w której się kocha, bo mu nie wolno.
– Nie wiem, czy im wolno, jeno wiem, że je miewają. Prawda, że Krzyżak bez zgorszenia do pojedynczej walki stanąć nie może, gdyż przysięga, że tylko za wiarę będzie się wespół z drugimi potykał, ale tam prócz zakonników siła jest i świeckich rycerzy z dalekich stron, którzy panom pruskim w pomoc przychodzą. Ci patrzą jeno, z kim by się sczepić, a szczególniej rycerze francuscy.
– O wa! widziałem ja ich pod Wilnem, a da Bóg zobaczę i w Malborgu.
Potrzeba mi pawich piór z hełmów, bom to ślubował – rozumiesz?
– Kupcie, panie, ode mnie dwie albo trzy krople potu św. Jerzego1235, które wylał, ze smokiem walcząc. Żadna relikwia lepiej się rycerzowi nie przygodzi. Dacie mi za to konia, na którego kazaliście mi się przysiąść, to wam jeszcze i odpust dołożę za tę krew chrześcijańską, którą w walce przelejecie.
– Daj spokój, bo się zaś zgniewam. Nie będę twego towaru brał, póki nie wiem, czy dobry.
– Jedziecie, panie, jakoście rzekli, na dwór mazowiecki do księcia Janusza. Spytajcie się tam, ile relikwiów1236 ode mnie nabrali – i sama księżna, i rycerze, i panny na weselach, na których byłem.
– Na jakich weselach? – zapytał Zbyszko.
– Jako zwyczajnie przed adwentem. Żenili się rycerze jeden przez drugiego, bo ludzie prawią, że będzie wojna między królem polskim a pruskimi pany o ziemię dobrzyńską… Mówi też sobie poniektóry: „Bogu wiadomo, czy żyw będę” – i chce przedtem szczęśliwości z niewiastą zażyć.
Zbyszka zajęła mocno wieść o wojnie, ale jeszcze mocniej to, co Sanderus mówił o zamęściach, więc zapytał:
– Jakież tam dziewki się wydały?
– A dwórki księżny. Nie wiem, czy jedna ostała, bom słyszał, jako księżna mówiła, że przyjdzie jej nowych służebnych niewiast1237 szukać.
Usłyszawszy to, Zbyszko umilkł na chwilę, po czym spytał nieco zmienionym głosem:
– A panna Danuta Jurandówna, której imię na desce stoi, też się wydała?
Sanderus zawahał się z odpowiedzią, naprzód dlatego, że sam nic dobrze nie wiedział, a po wtóre, że pomyślał, iż utrzymując rycerza w niepewności, nabierze nad nim pewnej przewagi i potrafi go lepiej wyzyskać. Już on poprzednio rozważył to w duszy, iż należy mu się trzymać tego rycerza, któren poczet miał zacny i opatrzon był dostatnio. Sanderus znał się na ludziach i na rzeczach. Wielka młodość Zbyszka pozwalała mu przypuszczać, że będzie to pan hojny a nieopatrzny1238 i łatwo groszem rzucający. Zobaczył już był także ową kosztowną zbroję mediolańską i ogromne ogiery bojowe, których byle kto posiadać nie mógł – więc powiedział sobie, że przy takim paniątku będzie się miało i gościnność po dworach zapewnioną, i niejedną sposobność do zyskownej sprzedaży odpustów, i bezpieczeństwo w drodze – i wreszcie obfitość jadła i napoju, o którą mu przede wszystkim chodziło.
Zatem, usłyszawszy Zbyszkowe pytanie, namarszczył czoło, podniósł w górę oczy, jakby natężając pamięć, i odrzekł:
– Panna Danuta Jurandówna… A skąd ona jest?
– Jurandówna Danuta ze Spychowa.
– Widziałem ci ja je wszystkie, ale jak tam na którą wołali – nie bardzo pomnę1239.
– Młódka1240 to jeszcze jest, na luteńce grywająca, która śpiewaniem księżnę rozwesela.
– Aha… młódka… na luteńce1241 grywająca… wychodziły i młódki… Nie czarnać ona jest jako agat?
Zbyszko odetchnął.
– To nie ta! Tamta biała jako śnieg, jeno na jagodach1242 rumiana – i płowa1243.
A na to Sanderus:
– Bo jedna, czarna jak agat1244, przy księżnie ostała, a inne prawie wszystkie się wydały.
– Przecie mówisz, że „prawie wszystkie”, to się znaczy, że nie co do jednej. Na miły Bóg, chcesz-li ode mnie co mieć, to sobie przypomnij.
– Tak we trzy albo cztery dni to bym sobie przypomniał – a najmilszy byłby mi koń, który by moje święte towary nosił.
– To go dostaniesz, byleś prawdę rzekł.
Wtem Czech, który słuchał tej rozmowy od początku i uśmiechał się w garść, ozwał się:
– Prawda będzie wiadoma na mazowieckim dworze.
Sanderus popatrzył na niego przez chwilę, po czym rzekł:
– A to myślisz, że się dworu mazowieckiego boję?
– Ja nie mówię, że się dworu mazowieckiego boisz, jeno że zaraz ni też po trzech dniach z koniem nie odjedziesz, a pokaże się li, żeś zełgał, to i na własnych nogach nie odejdziesz, bo ci je Jego Miłość każe połamać.
– Jako żywo! – rzekł Zbyszko.
Sanderus pomyślał, że wobec takiej zapowiedzi lepiej być ostrożnym, i odrzekł:
– Gdybym chciał zełgać, to byłbym od razu powiedział, że się wydala albo że się nie wydała, a ja rzekłem: nie pomnę. Żebyś miał rozum, to byś zaraz cnotę moją z tej odpowiedzi wymiarkował.
– Nie brat mój rozum twojej cnocie, bo ona może być psu siostra.
– Nie szczeka moja cnota, jako twój rozum; a kto za życia szczeka, ten snadnie1245 może wyć po śmierci.
– I pewnie! Twoja cnota nie będzie po śmierci wyła, jeno zgrzytała, chyba że za życia na usługach diabłu zęby straci.
I poczęli się kłócić, gdyż Czech wartki1246 miał język i na każde słowo Niemca dwa znajdował. Lecz tymczasem dał Zbyszko rozkaz odjazdu i niebawem ruszyli, wypytawszy wprzód dobrze ludzi bywałych o drogę do Łęczycy.
Wkrótce za Sieradzem wjechali w głuche bory, którymi większa część kraju była porośnięta. Lecz środkiem ich szedł gościniec, miejscami nawet okopany, miejscami na nizinach wymoszczony okrąglakami, zabytek króla Kazimierzowej gospodarki1247. Wprawdzie po jego śmierci wśród zawieruchy wojennej, jaką wzniecili Nałęcze i Grzymalici1248, podupadły nieco drogi, lecz za Jadwigi po uspokojeniu Królestwa zawrzały znów w rękach zabiegłego1249 ludu łopaty po bagnach, siekiery po lasach i pod koniec jej życia wszędzie już kupiec mógł między znaczniejszymi grodami prowadzić swoje ładowne wozy bez obawy, iż mu się połamią wśród wybojów lub pogrzęzną w młakach1250. Zwierz chyba dziki lub zbóje mogli wstręt czynić1251 po drogach, lecz od zwierza były kaganki na noc, zaś kusze do obrony w dzień, a zbójów, zawalidrogów mniej było niż w krajach ościennych. Zresztą, kto jechał z pocztem i zbrojny, ten mógł się niczego nie obawiać.
Zbyszko też nie obawiał się zbójów ni zbrojnych rycerzy, a nawet i nie myślał o nich, gdyż opadł go srogi niepokój – i duszą całą był na mazowieckim dworze. Zastanie-li jeszcze swoją Danuśkę dwórką księżny, czyli też żoną jakiego mazowieckiego rycerza – sam nie wiedział i od rana do nocy bił się z myślami nad tym pytaniem. Czasem wydawało mu się to niepodobieństwem, by ona miała o nim zapomnieć – lecz chwilami przychodziło mu do głowy, że może Jurand przybył na dwór ze Spychowa i wydał dziewkę za mąż za jakiego sąsiada lub przyjaciela. Mówił on przecie jeszcze w Krakowie, że nie Zbyszkowi Danusia pisana i że mu jej oddać nie może – więc widocznie przyrzekł ją komuś innemu, widocznie był związan przysięgą, a teraz przysięgi dotrzymał. Zbyszkowi, gdy o tym myślał, zdało się rzeczą pewną, że już nie ujrzy Danuśki dziewczyną1252. Wołał wówczas Sanderusa i znów go badał, znów wypytywał, ale ów mącił coraz bardziej. Nieraz już, już przypominał sobie dwórkę Jurandównę i jej wesele – a potem nagle wsadzał palec w usta, zamyślał się i odpowiadał: „Chyba nie ta!” W winie, które mu miało jasność w głowie czynić, nie odnajdował też Niemiec pamięci – i trzymał ciągle młodego rycerza między śmiertelną obawą a nadzieją.
Jechał więc Zbyszko w trosce, zmartwieniu i niepewności. Po drodze nie myślał już wcale ni o Bogdańcu, ni o Zgorzelicach, tylko o tym, co mu należy czynić. Przede wszystkim należało jechać dowiedzieć się prawdy na mazowieckim dworze, jechał więc spiesznie, zatrzymując się tylko na krótkie noclegi po dworach, gospodach i miastach, aby koni nie zniszczyć. W Łęczycy kazał wywiesić znów deskę z wyzwaniem przed bramą, rozumując sobie w duszy, że czy Danuśka jeszcze trwa w panieńskim stanie, czy za mąż wyszła, zawsze jest panią jego serca i potykać się o nią powinien. Ale w Łęczycy nie bardzo kto umiał wyzwanie przeczytać, ci zaś z rycerzy, którym odczytali je biegli w piśmie klerycy, wzruszali ramionami, nie znając obcego obyczaju i mówiąc: „Głupi to jakiś jedzie, bo jakże mu kto ma przyświadczyć albo się sprzeciwić, skoro onej dziewki na oczy nie widział”. A Zbyszko jechał dalej w coraz większym strapieniu i z coraz większym pośpiechem.
Nigdy on nie ustawał kochać swojej Danuśki, ale w Bogdańcu i w Zgorzelicach „uradzając” prawie co dzień z Jagienką i patrząc na jej urodę, nie tak często o tamtej myślał, a teraz dniem i nocą nie schodziła mu ni z oczu, ni z pamięci, ni z myśli. We śnie nawet widywał ją przed sobą, przetowłosą1253, z lutnią w ręku, w czerwonych trzewikach i z wianeczkiem na głowie. Wyciągała do niego ręce, a Jurand ją od niego odciągał. Rankiem, gdy sny pierzchały, przychodziła zaraz na ich miejsce tęsknota większa, niż była przedtem – i nigdy tak Zbyszko tej dziewczyny nie kochał w Bogdańcu, jak zaczął ją kochać właśnie teraz, gdy nie był pewien, czy mu jej nie zabrali. Przychodziło mu też do głowy, że pewnie ją po niewoli wydali, więc jej w duszy nie oskarżał, zwłaszcza że dzieckiem będąc, woli swej jeszcze mieć nie mogła. Burzył się natomiast w duszy przeciw Jurandowi i przeciw księżnie Januszowej, a gdy pomyślał o Danusinym mężu, zaraz serce podnosiło mu się aż po szyję w piersiach i groźnie się na pachołków, wiozących pod oponami1254 zbroje, oglądał. Układał też sobie, że służyć jej nie przestanie i że choćby ją cudzą żoną zastał, to pawie grzebienie złożyć jej u nóg musi. Ale było w tej myśli więcej żalu niż pociechy, bo całkiem nie wiedział, co pocznie potem.
Pocieszała go tylko myśl o wielkiej wojnie. Chociaż nie chciało mu się bez Danuśki żyć, nie obiecywał sobie, że koniecznie zginie, natomiast czuł, że tak mu się jakoś zapodzieje w czasie wojny dusza i pamięć, iż zbędzie wszelkich innych trosk i frasunków1255. A wielka wojna wisiała jakby w powietrzu. Nie wiadomo było, skąd się brały o niej wieści, gdyż między królem a Zakonem panował spokój – a jednakże wszędy, gdzie Zbyszko zajechał, nie mówiono o niczym innym. Ludzie mieli jakby przeczucie, że to nastąpić musi, a niektórzy mówili otwarcie: „Po cóż nam się było z Litwą łączyć, jeśli nie przeciw onym wilkom krzyżackim? Raz więc trzeba z nimi skończyć, aby zaś dłużej nie szarpali nam wnętrzności”. Inni wszelako powiadali: „Szaleni mnichowie! mało im było Płowców! Śmierć jest nad nimi, a oni jeszcze ziemię dobrzyńską1256 porwali, którą wraz z krwią wyrzygać muszą”. I gotowano się po wszystkich ziemiach Królestwa poważnie, bez chełpliwości, jako zwyczajnie do boju na śmierć i życie, ale z głuchą zawziętością potężnego ludu, który zbyt długo krzywdy znosił i wreszcie do wymierzenia straszliwej kary się gotował. Po wszystkich dworach spotykał Zbyszko ludzi przekonanych, że lada dzień trzeba będzie na koń siadać, i aż dziwił się temu, albowiem mniemając również jak i inni, że do wojny przyjść musi, nie słyszał jednak o tym, by miała nastąpić tak prędko. Nie przyszło mu wszelako do głowy, że ludzka chęć wyprzedza w tym razie1257 wypadki. Wierzył innym, nie sobie, i radował się w sercu na widok owej przedwojennej krzątaniny, którą na każdym spotykał kroku. Wszędzie wszystkie inne troski ustępowały trosce o konie i zbroje, wszędzie oglądano w wielkim skupieniu kopie, miecze, topory, rohatyny1258, hełmy, pancerze, rzemienie przy napierstnikach1259 i kropierzach1260. Kowale dzień i noc bili młotami w żelazne blachy, kowając zbroje grube, ciężkie, które by ledwie dźwignąć mogli wytworni rycerze z Zachodu, ale które z łatwością nosili krzepcy „dziedzice” z Wielkopolski i Małopolski. Starcy wydobywali ze skrzyń w alkierzach1261 spleśniałe worki z grzywnami1262 na wojenną wyprawę dla dzieci. Raz nocował Zbyszko u możnego szlachcica Bartosza z Bielaw, który mając dwudziestu dwóch tęgich synów, zastawił liczne ziemie klasztorowi w Łowiczu, aby zakupić dwadzieścia dwa pancerze, tyleż hełmów i innych przyborów na wojnę.
Więc Zbyszko, choć o tym w Bogdańcu nie słyszał, myślał także, że zaraz przyjdzie do Prus pociągnąć, i dziękował Bogu, że tak przednio jest na wyprawę opatrzon. Jakoż zbroja jego budziła powszechny podziw. Brano go za wojewodzińskie dziecko, a gdy powiadał ludziom, że prostym jest tylko szlachcicem i że taką zbroję można u Niemców kupić, byle godnie toporem zapłacić, wzbierały serca ochotą wojenną. Lecz niejeden na widok tej zbroi nie mogąc pożądliwości potłumić, doganiał Zbyszka na gościńcu i mówił: „Nuż byś się o nią spotkał?” Ale on, mając drogę pilną, nie chciał się potykać, a Czech kuszę naciągał. Przestał nawet Zbyszko wywieszać po gospodach deskę z wyzwaniem, albowiem pomiarkował, iż im głębiej od granic w kraj wjeżdżał, tym mniej się ludzie na tym rozumieli i tym bardziej poczytywali go za głupiego.
Na Mazowszu mniej ludzie mówili o wojnie. Wierzyli i tu, że będzie, ale nie wiedzieli kiedy. W Warszawie spokój był, tym bardziej że dwór bawił w Ciechanowie, który książę Janusz1263 po dawnym napadzie litewskim przebudowywał, a raczej całkiem na nowo wznosił, gdyż z dawnego został tylko zamek. W grodzie warszawskim przyjął Zbyszka Jaśko Socha, starosta zamkowy, syn wojewody Abrahama, który pod Worsklą1264 poległ. Jaśko znał Zbyszka, gdyż był z księżną w Krakowie, więc też i ugościł go z radością – on zaś, nim do jadła i napoju zasiadł, zaraz począł go wypytywać o Danusię i o to, czy się wraz z innymi dwórkami księżny nie wydała.
Lecz Socha nie umiał mu na to odpowiedzieć. Księstwo bawili na zamku ciechanowskim od wczesnej jesieni. W Warszawie została tylko garść łuczników i on dla straży. Słyszał, że były w Ciechanowie różne uciechy i wesela, jak bywa zwyczajnie przed adwentem, ale która by z dwórek za mąż poszła, a która się ostała, o to, jako człek żonaty, nie wypytywał.
– Myślę wszelako – mówił – że Jurandówna się nie wydała, gdyżby się to bez Juranda obyć nie mogło, a nie słyszałem, aby przyjeżdżał. Bawią też u księstwa w gościnie dwaj bracia zakonni, komturowie1265, jeden z Jansborku, a drugi ze Szczytna, a z nimi podobno jacyś goście zagraniczni – a wtedy Jurand nigdy nie przyjeżdża, gdyż jego widok białego płaszcza do szaleństwa zaraz przywodzi. Nie było zasię Juranda, nie było i wesela! A chcesz, to poślę ci gończego zapytać, któremu pilno wracać każę, choć jako żywo tak myślę, że Jurandównę w panieńskim jeszcze stanie napotkasz.
– Sam zaraz jutro pojadę, ale za pociechę Bóg ci zapłać. Niech jeno konie odpoczną, to pojadę, gdyż nie będę miał spokoju, póki się prawdy nie dowiem, Bóg ci wszelako zapłać, bo zaraz mi ulżyło.
Socha nie poprzestał jednak na tym i począł się przepytywać między szlachtą bawiącą przygodnie w zamku i między żołnierzami, czy kto czego o weselu Jurandówny nie słyszał. Nie słyszał jednak nikt – choć znaleźli się tacy, którzy byli w Ciechanowie, a nawet i na niektórych weselach: „Chybaby kto ją wziął w ostatnich tygodniach albo w ostatnich dniach”. Jakoż mogło się i tak zdarzyć, gdyż w owych czasach nie tracili ludzie czasu na namysł. Ale tymczasem Zbyszko poszedł spać wielce pokrzepiony. Już w łożu będąc, namyślał się, czy nie odpędzić nazajutrz Sanderusa, pomyślał jednak, że hultaj może mu się dla swej znajomości niemieckiej mowy przydać wówczas, gdy się przeciw Lichtensteinowi wybierze. Pomyślał także, że Sanderus nie okłamał go, a chociaż był nabytkiem kosztownym, gdyż jadł i pił po gospodach za czterech, był jednak usłużny i okazywał nowemu panu pewne przywiązanie. Nadto posiadał także sztukę pisania, czym górował nad giermkiem Czechem i nad samym Zbyszkiem.
To wszystko sprawiło, iż młody rycerz pozwolił mu jechać ze sobą do Ciechanowa, z czego Sanderus był rad nie tylko dla wiktu1266, ale i dlatego, iż zauważył, że w zacnym towarzystwie więcej wzbudza ufności i łacniej1267 znajduje kupców na swój towar. Po jeszcze jednym noclegu w Nasielsku, jadąc ni zbyt wartko, ni zbyt wolno, ujrzeli następnego dnia pod wieczór mury ciechanowskiego zamku. Zbyszko zatrzymał się w gospodzie, aby wdziać na się zbroję i wjechać obyczajem rycerskim do zamku, w hełmie i z kopią w ręku – za czym siadł na olbrzymiego zdobycznego ogiera i uczyniwszy w powietrzu znak krzyża – ruszył przed siebie.
Lecz nie ujechał i dziesięciu kroków, gdy jadący z tyłu Czech porównał się z nim i rzekł:
– Wasza miłość, rycerze jacyś za nami walą, Krzyżaki chyba czy co?
Zbyszko zawrócił konia i nie dalej jak na pół stajania za sobą ujrzał okazały poczet, na którego czele jechało dwóch rycerzy na tęgich pomorskich koniach, obaj w pełnych zbrojach, każdy w białym płaszczu z czarnym krzyżem i w hełmie z wysokim pawim pióropuszem.
1173
po wtóre (daw.) – po drugie. [przypis edytorski]
1174
cnić się (daw.) – tęsknić za czymś, martwić się, nudzić. [przypis edytorski]
1175
kulbaka – wysokie siodło, przeważnie wojskowe. [przypis edytorski]
1176
borykać się – walczyć. [przypis edytorski]
1177
ciągoty (daw.) – pożądanie. [przypis edytorski]
1178
paniątko – dziecko, zwłaszcza z rodziny magnackiej. [przypis edytorski]
1179
bałamutny (daw.) – wprowadzający w błąd a. zalotny, uwodzicielski. [przypis edytorski]
1180
opończa – płaszcz z kapturem, ubranie podróżne. [przypis edytorski]
1181
burzyć się (daw.) – złościć się. [przypis edytorski]
1182
slowutny (czes.) – sławetny. [przypis edytorski]
1183
Zawisza Czarny z Garbowa – (ok. 1370–1428) polski rycerz, przez pewien czas na służbie króla Węgier Zygmunta Luksemburskiego. [przypis edytorski]
1184
mierzyn, mierzynek – koń niewielkiego wzrostu. [przypis edytorski]
1185
włodyczka a. włodyka – rycerz, zwłaszcza niemajętny lub bez pełni praw stanowych. [przypis edytorski]
1186
odtroczyć (daw.) – odwiązać. [przypis edytorski]
1187
połomić – dziś popr.: połamać. [przypis edytorski]
1188
któren – dziś popr.: który. [przypis edytorski]
1189
ratyszcze – drzewce od broni kłującej, takiej jak spisa. [przypis edytorski]
1190
staje, stajanie – dawna miara odległości, etymologicznie: dystans, po przebiegnięciu którego koń musi się zatrzymać i odpocząć. [przypis edytorski]
1191
jeno (daw.) – tylko. [przypis edytorski]
1192
tołub (daw.) – rodzaj futra. [przypis edytorski]
1193
poczciwa z kościami – zwrot przysłowiowy. [przypis edytorski]
1194
przyczyny – tu: powody postępowania. [przypis edytorski]
1195
pomiarkować – tu: zrozumieć. [przypis edytorski]
1196
pozbaść (daw.) – uczynić kogoś uległym. [przypis edytorski]
1197
frasować się (daw.) – smucić się, martwić się. [przypis edytorski]
1198
wilczura – opończa podbita wilczym futrem. [przypis edytorski]
1199
przygodzić się – przytrafić się, przydarzyć się. [przypis edytorski]
1200
luty (daw.) – groźny, srogi. [przypis edytorski]
1201
powsinoga – włóczęga. [przypis edytorski]
1202
jeno (daw.) – tylko. [przypis edytorski]
1203
łubowy (daw.) – wykonany z kory. [przypis edytorski]
1204
powodować (daw.) – kierować, prowadzić. [przypis edytorski]
1205
gąsiorek – pękate naczynie z wąską szyjką. [przypis edytorski]
1206
głowę mam ogoloną – – mowa o tzw. tonsurze; tonsura, stosowana od roku 633 do 1972, była kręgiem wygolonym na głowie zakonnika, oznaczającym jego przynależność do stanu duchownego. [przypis edytorski]
1207
łuby – kosze; tu: bagaż podróżny. [przypis edytorski]
1208
Aleksandra Olgierdówna – (ok. 1370–1434), córka wielkiego księcia Litwy Olgierda, siostra Władysława II Jagiełły, żona księcia mazowieckiego Ziemowita IV. [przypis edytorski]
1209
Anna Danuta – (1358–1448), córka księcia trockiego Kiejstuta i Biruty, żona księcia mazowieckiego Janusza (było to najdłużej trwające małżeństwo w dziejach dynastii). [przypis edytorski]
1210
odpust – w religii katolickiej darowanie bądź zmniejszenie kary za grzechy, które zostały już sakramentalnie odpuszczone. [przypis edytorski]
1211
wyprawa krzyżowa a. krucjata – wyprawa zbrojna przeciw poganom; w średniowieczu przeprowadzono kilka takich wypraw do Palestyny, doprowadzając nawet do założenia Królestwa Jerozolimskiego. [przypis edytorski]
1212
przeor – przełożony domu zakonnego lub wyższy duchowny, niebędący biskupem. [przypis edytorski]
1213
Wiklef – John Wycliffe (ok. 1329–1384), angielski teolog, profesor teologii w Oksfordzie, głoszący poglądy, jakie później przejęła reformacja. [przypis edytorski]
1214
tedy (daw.) – więc, zatem. [przypis edytorski]
1215
rzezimieszek – złoczyńca, pierwotnie złodziej przecinający ”mieszki” (trzosy) w celu kradzieży pieniędzy. [przypis edytorski]
1216
Aragonia – region w Hiszpanii ze stolicą w Saragossie, w czasach przedstawionych w powieści stanowił samodzielne królestwo (unia personalna z królestwem Kastylii nastąpiła w 1469 r.). [przypis edytorski]
1217
Maria Egipcjanka – święta pustelnica, żyjąca między IV a VI w. [przypis edytorski]
1218
niedziela (daw.) – tydzień. [przypis edytorski]
1219
odwodzić (daw.) – zniechęcać do określonego działania. [przypis edytorski]
1220
zydel – mebel do siedzenia, podobny do taboretu. [przypis edytorski]
1221
Wincenty z Szamotuł – (zm. 1332), wojewoda poznański, brał udział w bitwie pod Płowcami. [przypis edytorski]
1222
roków (gw.) – lat. [przypis edytorski]
1223
komtur – zwierzchnik domu zakonnego bądź okręgu w zakonach rycerskich, do których zaliczali się krzyżacy. [przypis edytorski]
1224
luty (daw.) – groźny, srogi. [przypis edytorski]
1225
któren – dziś popr.: który. [przypis edytorski]
1226
koniowi do ogona przywiązali – włóczenie końmi, śrdw. forma egzekucji. [przypis edytorski]
1227
bitwa pod Płowcami – rozegrana 27 września 1331 r. między wojskami Władysława Łokietka a oddziałami krzyżackimi, przerwała krzyżacką kampanię przeciw Polsce. [przypis edytorski]
1228
Władysław I Łokietek – (ok. 1260–1333), król Polski od 1320, przedtem długo walczył o zjednoczenie kraju po okresie rozbicia dzielnicowego. [przypis edytorski]
1229
zdybać (daw.) – spotkać. [przypis edytorski]
1230
durzyć (daw.) – zwodzić, oszukiwać. [przypis edytorski]
1231
jurysdykcja – prawo sądzenia spraw określonego typu bądź zdarzających się na określonym terytorium. [przypis edytorski]
1232
mitręga – męczący wysiłek, strata czasu. [przypis edytorski]
1233
prawy (daw.) – prawdziwy. [przypis edytorski]
1234
pątnik (daw.) – pielgrzym. [przypis edytorski]
1235
św. Jerzy – męczennik z III-IV w., patron rycerzy. [przypis edytorski]
1236
relikwiów – dziś popr.: relikwii. [przypis edytorski]
1237
niewiasta służebna – służąca. [przypis edytorski]
1238
nieopatrzny – nieostrożny. [przypis edytorski]
1239
pomnieć (daw.) – pamiętać. [przypis edytorski]
1240
młódka (daw.) – młoda dziewczyna. [przypis edytorski]
1241
lutnia (muz.) – dawny instrument strunowy szarpany. [przypis edytorski]
1242
jagody (daw.) – policzki. [przypis edytorski]
1243
płowy (daw.) – (o włosach) jasny. [przypis edytorski]
1244
agat – kamień półszlachetny, przyjmujący różne barwy. [przypis edytorski]
1245
snadnie (daw.) – łatwo. [przypis edytorski]
1246
wartki (daw.) – prędki, szybki. [przypis edytorski]
1247
Kazimierzowe – aluzja do Kazimierza Wielkiego i poprawy standardów cywilizacyjnych w Polsce za jego czasów. [przypis edytorski]
1248
wojna Grzymalitów z Nałęczami – wojna domowa w Wielkopolsce, toczona w latach 1382–1385 między przedstawicielami dwóch rodów możnowładców. Konflikt wynikał z różnych koncepcji obsadzenia tronu polskiego po wygaśnięciu linii Piastów. [przypis edytorski]
1249
zabiegły – od „zabiegać”, czynić starania. [przypis edytorski]
1250
młaka – bagno. [przypis edytorski]
1251
wstręt czynić (daw.) – przeszkadzać. [przypis edytorski]
1252
dziewczyna – tu: panna, osoba niezamężna. [przypis edytorski]
1253
przetowłosy (daw.) – jasnowłosy. [przypis edytorski]
1254
opona (daw.) – zasłona, tu zapewne: opończa. [przypis edytorski]
1255
frasunek (daw.) – smutek. [przypis edytorski]
1256
ziemia dobrzyńska – obszar na wschód od Torunia, zagarnięty przez Krzyżaków wskutek bezprawnej umowy z księciem Władysławem Opolczykiem. [przypis edytorski]
1257
w tym razie (daw.) – w tej sytuacji, w tym momencie. [przypis edytorski]
1258
rohatyna (z ukr.) – włócznia z grotem zaopatrzonym w hak, aby po wbiciu trudniej ją było wyciągnąć. [przypis edytorski]
1259
napierstnik a. napierśnik – część zbroi osłaniająca pierś. [przypis edytorski]
1260
kropierz – długa kapa osłaniająca konia. [przypis edytorski]
1261
alkierz (daw.) – izba narożna, często reprezentacyjna. [przypis edytorski]
1262
grzywna – śred. jednostka płatnicza, o wartości pół funta złota lub srebra. [przypis edytorski]
1263
Janusz I Starszy (Warszawski) – (ok. 1346–1429), książę mazowiecki, lennik Władysława Jagiełły. [przypis edytorski]
1264
bitwa nad Worsklą – stoczona w połowie sierpnia 1399 między wojskami rusko–litewskimi dowodzonymi przez wlk. księcia Witolda, wspierającymi starającego się odzyskać władzę Tochtamysza a Tatarami pod wodzą Edygeja. Litwini ponieśli klęskę. [przypis edytorski]
1265
komtur – zwierzchnik domu zakonnego bądź okręgu w zakonach rycerskich, do których zaliczali się krzyżacy. [przypis edytorski]
1266
wikt – wyżywienie. [przypis edytorski]
1267
łacno (daw.) – łatwo. [przypis edytorski]