Читать книгу Święty codzienności. Święty Josemaria Escriva oczami psychologa - Gerard van den Aardweg - Страница 9
2. Pragnienie świętości i osiągnięcie świętości: on sam jako pierwszy
ОглавлениеZnamy wiele typów świętych. Są święci o najróżniejszych charakterach i życiorysach, pochodzący ze wszystkich możliwych środowisk, kultur i epok. Każdy z nich miał do spełnienia swoje własne zadanie lub misję i posiadał indywidualne uzdolnienia bądź nadprzyrodzone dary („charyzmaty”) od Pana Boga. Posłannictwem świętego Josemaríi Escrivy było stworzenie organizacji kościelnej dla zwyczajnych chrześcijan, niebędącej zakonem czy zgromadzeniem, która miałaby pomagać jej członkom w dążeniu do doskonałości chrześcijańskiej w codzienności, w ich pracy i życiu małżeńskim. To droga do Boga, którą w zasadzie każdy (ona lub on) może podążać bez konieczności porzucenia dotychczasowych, zwykłych zajęć.
Stwierdzenie takie ma jednak nadal zbyt negatywny wydźwięk i nie jest dostatecznie precyzyjne. To właśnie zwykłe zajęcia, życie rodzinne, praca, odpoczynek czy sport są drogą, która powinna prowadzić do świętości. Wielu wierzących podchodzi początkowo z pewną nieufnością do tej koncepcji. Jest to całkiem zrozumiałe, ponieważ świętość od wieków jest racjonalnie i emocjonalnie silnie identyfikowana – po pierwsze – z wycofaniem się z życia, wstąpieniem do stanu kapłańskiego lub całkowitym wycofaniem się z życia świeckiego i – po drugie – z czynieniem niezwykłych rzeczy, dokonywaniem niezwykłych dzieł. Dlatego w oczach wielu ludzi święci stanowią odrębną klasę, a osiągnięcie świętości nie jest możliwe dla „nas”, zwykłych i na ogół dość przeciętnych śmiertelników. W wizji założycielskiej z 1928 roku Pan nasz, Jezus Chrystus, pokazał Josemaríi, że pragnie, aby wielu „zwyczajnych” ludzi uświęcało się poprzez swoje codzienne zajęcia.
Josemaría Escrivá musiał niejako głosić „demokratyzację świętości” i nadać jej właściwy kształt organizacyjny. Posiadane przez niego szczególne predyspozycje i charyzmaty (o ile jesteśmy w stanie właściwie je ocenić) możemy wiązać z jego głównym dziełem życiowym. Nie był cudotwórcą jak święty Ojciec Pio, choć w jego życiu nie brakowało zjawisk mistycznych, niezbyt może spektakularnych, mniej rzucających się w oczy, raczej „uwewnętrznionych” niż zewnętrznych. Wszystko wskazuje na to, że uzdolnienia świętego Josemaríi były związane z jego misją polegającą na tym, aby swoich duchowych synów i córki nauczyć akceptowania i uświęcania zwykłej roli, jaką pełnią w życiu, wszystkich okoliczności zwyczajnego życia, każdej chwili. Był człowiekiem aktywnym, o pogodnym i radosnym usposobieniu, posiadającym zdolność zarażania innych swoim entuzjazmem. Posiadał umiejętności przywódcze. Można powiedzieć, że był zwykłym księdzem pełnym ojcowskiej dobroci, a jednocześnie świętym księdzem, jak o nim mawiano, kiedy był jeszcze młodym „księżulkiem”.
On sam początkowo musiał kroczyć drogą do świętości poprzez pracę zawodową i „uświęcanie” własnego stanu. W okresie młodości otrzymał wiele darów, dlatego tym trudniejsze zadanie zostało nałożone na jego barki. Głosząc świętość, owo „bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”, miał zawsze na myśli również samego siebie i nie był to żaden chwyt retoryczny, lecz wyłącznie prawda: „Jesteśmy do głębi wstrząśnięci, serce bije nam mocno, gdy uważnie wsłuchujemy się w wezwanie świętego Pawła: »Wolą Bożą jest wasze uświęcenie« (1 Tes 4, 3). Dzisiaj ponownie stawiam przed sobą ten cel i przypominam go również wam oraz całej ludzkości: wolą Bożą jest to, abyśmy byli święci”23.
Wiele cytatów wyraźnie pokazuje, że chodziło mu o autentyczną świętość oraz że nie używał, mówiąc o tym, żadnych hiperboli (co może nawet dziwić). Pewna kobieta, będąca członkiem Opus Dei od początku jego istnienia, opowiadała: „Mówił nam z całą mocą: »Musicie być świętymi, ale świętymi wyniesionymi na ołtarze. Nie zadowoli mnie nic innego«”24.
W jednym ze swoich pierwszych listów do swych duchowych synów w Opus Dei, z 1930 roku, podkreślał, że „świętość nie jest rzeczą tylko dla wybrańców”25. W 1968 roku mówił do dwóch włoskich dziennikarzy: „Moim zdaniem świętość rodzi świętość. [...] Mam tylko jedną receptę: chcieć być świętym, a następnie stać się świętym”26.
Jak mógłby ktoś odważyć się skierować do innych tak jednoznaczne wezwanie, gdyby sam sobie, już od dawna, nie stawiał takiego samego wymagania i dzięki temu nie wiedział, o czym mówi? Postępował podobnie jak Franciszek, który nigdy nie udzielał innym rad w kwestiach moralności czy religii ani nie nakładał na nich obowiązków, których najpierw sam by nie spełnił. Pewien ksiądz, który w 1940 roku w Ávila wysłuchał kazania wygłoszonego przez niego do kolegów kapłanów, przytacza następujące fragmenty zasłyszanych wypowiedzi: „Bracie! Ty i ja bylibyśmy szaleni, gdybyśmy nie mieli stać się świętymi!” [...]; „Kapłan bez heroicznej świętości? Byłby to najdziwaczniejszy, najbardziej odrażający, najbardziej szkodliwy i najniebezpieczniejszy gatunek zwierzęcia, jaki można sobie wyobrazić!” [...]; „Powiedz no, bracie, czy ty i ja mamy wiarę, żeby ją praktykować czy żeby ją głosić? Bo jeżeli byłaby tylko po to, bylibyśmy szarlatanami, a nasze życie byłoby komedią”. [...]; „Kapłan musi kroczyć przed innymi – i dlatego musi dawać z siebie wszystko; wszystko, o co proszą go dusze, całe swoje zdrowie, wszystkie swoje pieniądze, cały swój czas!” [...]; „Kapłaństwo nie jest karierą [...] ani sposobem zarabiania na życie, lecz wezwaniem do poświęcenia się. Musimy mieć świętą bezczelność, aby być świętymi, świętymi pełnymi męstwa i beztroski, świętymi bez rozpieszczania; bez wygód związanych z jedzeniem ani z towarzystwem, świętymi bez czegokolwiek tam jeszcze!”27. Nie jest to akademicka rozprawa czy pełne refleksji kazanie na temat świętości, lecz bezpośrednie wezwanie, jakby w cztery oczy: „Bracie!” (nawet nie w liczbie mnogiej: „Bracia!”). Owo „ty i ja” jest traktowane bardzo serio i nie jest zwykłym zwrotem literackim.
Miał rację, kiedy tak wysoko stawiał poprzeczkę swoim braciom w kapłaństwie, ponieważ sam, o czym świadczą jego pamiętniki oraz wypowiedzi innych osób, które w tym czasie miały z nim do czynienia, też robił wszystko, co w jego mocy, aby być świętym księdzem, a nie „dziwacznym, odrażającym gatunkiem zwierzęcia”. Przenikała go świadomość, że było to jego powołanie i w nie mniejszym stopniu jego „święty obowiązek”. Kiedy żył już od kilku lat z ostateczną świadomością swojego powołania, odnotował w pamiętniku (1931): „Jezus nie chce, żebym stał się mędrcem w jakiejś ludzkiej nauce. Chce, żebym był święty. Święty o ojcowskim sercu”28. Można stwierdzić z całą pewnością, że w trakcie kolejnych niemal czterdziestu pięciu lat życia od chwili zapisania tych słów, wielokrotnie zasłużył na ten honorowy tytuł.