Читать книгу Zło w popkulturze - Grzegorz Kasjaniuk - Страница 7

Czym jest zagrożenie duchowe?

Оглавление

/ Co nam zagraża w muzyce?

Zagrożeniem duchowym jest odsuwanie człowieka od Boga. Aż do Jego zanegowania. Do aktów nienawiści do Stwórcy. Atakowany jest Dekalog. Następuje proces zmiany funkcjonowania człowieka osadzonego w wartościach. Działanie takie przeprowadzane jest celowo. Instrumentalnie jest tu traktowana przestrzeń muzyki i popkultury, by oddziaływać negatywnie na rzesze odbiorców. Przestrzeń masowo odbierana przez człowieka wypełniana jest treścią antychrześcijańską. Cisza, czyli miejsce spotkania z Bogiem, zostaje zburzona. Antywartości stają się podstawą życia człowieka.

Skąd pewność, co można określić jako zagrożenie, a co jeszcze nie? Gdzie przebiega granica?

Jeżeli coś nas niepokoi w muzyce, a staramy się to mimo wszystko tłumaczyć, to oznacza, że granica została przekroczona. Bardzo trudno jest potem wrócić, gdyż zagrożeniem jest zobojętnienie, a w konsekwencji niemożność zdiagnozowania problemu. Oczy zachodzą mgłą. Wola zostaje spacyfikowana. Wiara zmiękczona. Powoli chrześcijanin staje się letni, a często w konsekwencji odchodzi z Kościoła.

Najważniejsza jest wierność Bogu. Gdy mamy do czynienia z muzyką, która Boga obraża, nie możemy się nią delektować, pławić w jej brzmieniu, nawet jeżeli jest pociągająca. Okultyzm, satanizm, seksoholizm, hedonizm, nihilizm, pornografizacja, dekadencja, alkoholizm, dewiacje seksualne, narkomania, złudne filozofie, przestępczość, a nawet propagowanie zabijania opakowane często w artyzm i zachęcającą melodię oraz brzmienie to dominujące elementy w twórczości współczesnych muzyków. Poparte autorytetem i pozycją znaczących mass mediów. Autorytarne ich poparcie z tej strony daje zwodniczy pozór, że te treści nie są zagrożeniem. Doprowadza to w konsekwencji do obojętności. Do unicestwiania wartości rodziny. Fałszywej tolerancji.

To godzi w bezinteresowną miłość Boga do nas. Czyż można akceptować obrażanie swoich najbliższych? Matki i ojca? Przecież to naturalny odruch, że stajemy w obronie rodziców, nie ma innego wyboru. Nie dołączymy przecież do ubliżających tym, którzy poświęcili swoje życie na wychowanie nas. Obdarzali bezgranicznie miłością. Nie staniemy w jednym szeregu z szydercami, twierdząc, że ich postawa nie wpływa na nasze uczucia do rodziców. Granica? Tak naprawdę nie ma takiej. Nie ma punktu zła, do którego możemy bez konsekwencji docierać. Zbliżać się łudząc, że jest czas na odwrót. To nawet nie balansowanie, tylko powolne topienie się w bagnie. Niemożliwe jest więc określenie granicy. Jeżeli weźmiesz kęs zatrutego jabłka, to tak samo się zatrujesz, jakbyś zjadł całe. Nie można bez konsekwencji tak sobie tylko uszczknąć, gdyż już tym kęsem zatruwa się ciało, infekuje. Konsekwencje mogą być różne, z otruciem włącznie. To duchowe samobójstwo, ale fizyczne również. Wiele osób spośród moich znajomych nie żyje. Ich bożkiem stała się muzyka. Dla części z nich Szatan. Najgorsze, że w większości nie zdawali sobie sprawy, skąd na nich spadło nieszczęście, co było podstawą zagrożenia. Według mojej wiedzy tylko jedna osoba spośród nich nawróciła się i pojednała z Bogiem przed śmiercią. „Negatywne znaczenie” w odniesieniu do zagrożeń duchowych ze strony muzyki to delikatne sformułowanie. Tu chodzi o zbawienie. Przypomnę słowa papieża Franciszka:

Musimy być zawsze czujni, by nie dać się oszukać diabłu. Nie relatywizujmy obecności diabła, tu chodzi o nasze zbawienie.

Nie należy też trywializować faktycznego zagrożenia ze strony twórczości znanych muzyków tylko dlatego, że ich utwory są publikowane przez radia, są pokazywani w telewizji, opisywani w prasie, że stali się legendą muzyki lub ikonami popkultury.

W mediach został wykreowany fałszywy obraz kultury, która nie ma złych konotacji, tylko prezentuje czystość intencji. Nieskazitelny obraz idoli, których nie sposób sprowadzić na ziemię. Wykonawców, którzy stali się nienamacalni i nietykalni. Nawet chrześcijanie, fani rocka, tak mocno wchłonęli tę retorykę – „czysta muzyka, bez odniesień” – że Ozzy Osbourne, dobrodusznie wyglądający wokalista Black Sabbath, musiałby na każdym koncercie krzyczeć „jestem satanistą”, by obudzić ich z letargu.

Wiele mediów, w tym katolickich, wyśmiewa fakt istnienia zagrożeń, twierdzi, że muzyka jest tylko muzyką, a z osób poruszających ten temat robi wariatów. Jak więc jest naprawdę?

Możliwość zagrożeń w muzyce wyśmiewają nie tylko mainstreamowe media, ale także część chrześcijańskich. To jest zadziwiające. Dzieje się tak, gdyż trudno odrzucić coś, co się mocno pokochało. Dlatego wielu chrześcijan szuka na siłę argumentów i przez naginanie faktów usprawiedliwia szkodliwą twórczość, jak wypowiedź Gene’a Simmonsa z grupy Kiss w kwestii chrystianofobii. Niktórzy się łudzą, że ponieważ Ozzy Osbourne kończy swoje koncerty powiedzeniem: God Bless You!, to nie mogą one nieść złego przesłania. Jednak faktycznie Osbourne używa tej formy pożegnania z publicznością – sformułowania: God Bless You! – jako zwykłego, powszechnie używanego w USA zwrotu, za którym u wielu wcale nie idzie wyznanie wiary. To wprowadza zamęt. Niestety za tą wypowiedzią i gestami nie idzie zmiana w poczynaniach artystycznych. Okładki płyt Ozzy’ego, obrazoburcze zdjęcia, gesty i wypowiedzi są pojmowane i interpretowane jako artystyczny środek wyrazu. I tak amerykański wampiryczno-rockowy Black Veil Brides wykonuje utwór God Bless You, w którym nie mamy do czynienia z błogosławieństwem, tylko z przekleństwem. To bluźniercze odwrócenie znaczenia, podobnie jak zrobiono z krzyżem w satanistycznym symbolu. Czy to tylko poza? A może określenie swojej drogi życiowej, której celem jest hedonistyczny bożek? It’s only rock’n’roll, jak śpiewają Rolling Stones, którzy uważają, że ich koncerty są lepsze niż chodzenie do kościoła. Można by to uznać za takie tam muzyczne droczenie się, gdyby nie to, że ten przekaz kierowany jest do tysięcy ludzi, którzy słowa idoli biorą na poważnie, bez refleksji, utożsamiają się z każdą ich wypowiedzią. To niesie upadek.

Trzeba trzymać się Słowa Bożego:

Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła

(1 Tes 5, 21–22).

Wielu chrześcijan, katolików, nie widzi nic złego w odciągających od Boga przesłaniach zespołów muzycznych. Traktują to jako performance. Egocentryzm nie pozwala im stanąć w Prawdzie – oddać swojego życia w pełni Jezusowi. Chcą coś zostawić dla siebie, własną przestrzeń emocjonalnego działania, w imię fałszywie pojmowanej wolności jednostki, a tak naprawdę niechęci ukorzenia się, wyzbycia pychy. To te grzechy powodują usprawiedliwianie bluźnierczych zachowań na estradzie, bądź ich niezauważanie, a nawet stanowią o niemożności ich zauważenia. Zagrożenia duchowe stają się wtedy niewidoczne, bielmo pychy i braku pokory jest wszechogarniające do tego stopnia, że wyzwala nienawiść i brak tolerancji. W tej grupie zaślepionych są świeccy, ale również kapłani. Niejeden w sutannie, bądź habicie, kapłan lub siostra zakonna, mając gitarę lub inny instrument muzyczny, nie wchodzą z nim w przestrzeń sakralną, by wielbić Boga, ale wchodzą w popkulturę, odgrywając covery lub dopisując własny oparty na wartościach tekst w znany przebój, m.in. Despacito, Ona by tak chciała, czy Highway to Hell. Nie dostrzegają, że przez to zmiękczają nie tylko chrześcijańską wrażliwość odbiorcy, ale i swoją. Z kim przestajesz, takim się stajesz – to powiedzenie dotyczy też muzyki – nowy tekst piosenki nie zmieni intencji, z jaką została ona pierwotnie stworzona. Znany mi zakonnik przez lata usprawiedliwiał muzykę heavymetalową, rockową i filmy horrory, wyszukując tam zakamuflowanych odniesień do Biblii. Wystąpił z zakonu. Tacy właśnie oponenci katolicy ze wskazywania zagrożeń duchowych w popkulturze powinni dokładnie zrobić rachunek sumienia – najlepiej ten oparty na nauczaniu świętego Jana Pawła II.

Czy Bóg jest w moim życiu na pierwszym miejscu? Czy nie tworzę swojego własnego obrazu Boga, nie licząc się z nauką Chrystusa i Kościoła? Czy dostrzegam w Bogu istotę najwyższą, samoistną, godną najgłębszej czci? Czy widzę w Bogu kochającego Ojca, który pragnie dla mnie dobra? Czy liczę się z Bogiem w swoich poglądach, decyzjach, ocenach, w wyborze dróg postępowania, w planowaniu swojego życia? Czy troszczę się o uzasadnienie, pogłębienie wiary w Boga przez słuchanie kazań, uczęszczanie na wykłady, lekturę duchową? Czy staram się zrozumieć i odczytać plany oraz znaki Boże w moim życiu?

Częsta spowiedź i stan łaski uświęcającej – to oczyszcza najbardziej i pozwala spojrzeć na siebie prawdziwie. Uwalnia ducha ze zniewolenia. W zawierzeniu Maryi i Jezusowi. W sytacjach, kiedy własne ego wychodzi z buntem, trzeba trwać na osobistym kontakcie ze Słowem. W codziennym jednoczeniu się z Jezusem Chrystusem:

Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna (J 15, 9–11).

Zaniedbanie tej codziennej relacji – modlitwy osobistej, lektury Pisma Świętego – odciągnie nas od Boga. Będziemy coraz bardziej wchłaniani przez demony popkultury – cały czas będąc tego nieświadomi. A skoro staniemy w nieświadomości, to jak dostąpimy łaski zbawienia, skoro nie chcemy stanąć w Prawdzie? Buntujemy się i chcemy postawić na swoim? Trzeba otworzyć się na działanie łaski Bożej – przyznać: nie wiem, co jest prawdą, a co fałszem. Nie wiem, ile mam dobrej muzyki na półce z płytami, a ile złej. Sam nie potrafię tego zweryfikować, nie jestem w stanie, bo kocham muzykę. Jestem przez tę miłość zniewolony. Dlatego w bezradności oddaję Tobie Jezu moje zainteresowania muzyczne, oddaję moją płytotekę, nic nie jest moje, jest Twoje. Działaj Jezu w moim życiu i przemieniaj je, bym mógł z Tobą się spotkać i przebywać w Niebie. Jak tego prostego aktu woli nie podejmiemy, to staniemy się letni, a wtedy Bóg wyrzuci nas ze swoich ust:

Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust (Ap 3, 15n).

Czy rodzice w czasach duchowego zamętu mają szansę rozeznać, gdzie jest zło w popkulturze?

W tym wszystkim bardzo są zagubieni rodzice, którzy bardzo potrzebują teraz wsparcia i rozeznania. Ich niemoc wobec buntu dzieci dowodzi, jak bardzo zwodnicze są media, jak bezpardonowa jest promocja antywartości wśród dzieci i młodzieży.

Brak możliwości obiektywnego rozeznania w tym temacie przez rodziców wynika z faktu pozostawienia ich samym sobie z tą materią. Zrozumiałe, że wierzący szukają pomocy w Kościele i w mediach katolickich, zwłaszcza tych, które ostrzegają przed zagrożeniami. Nie uzyskują jednak pomocy w sposób adekwatny do duchowych zagrożeń. To, co jest proponowane w bezpośrednim kontakcie z kapłanem, to za mało. Potrzebne są duchowe programy wsparcia, profilaktyczne i detoksykacyjne, oparte na formacji rekolekcyjnej oraz formacyjnej. I nie chodzi tu o posługę egzorcysty, bo to już ostateczność. Takie formy wsparcia nie zostały jeszcze opracowane, choć atak popkultury/antykultury trwa już od ponad 100 lat. Wiemy to z wizji, której 13 października 1884 roku doznał papież Leon XIII. Zniszczenie Kościoła w ciągu 100 lat gwarantował Szatan. Otrzymał ten czas i przystąpił do działania. Popkultura stała się narzędziem zniszczenia, uderzenie w rodzinę koniecznym jego elementem, zbrukanie niewinności dzieci koniecznością, by posiąść świat we władanie mocy zła. Dlatego potrzeba konkretnego, obronnego i wspierającego rodziny działania w Kościele. Nie nowej ewangelizacji we wspólnotach charyzmatycznych czy parafialnych. Nie tylko ewangelizowania siebie nawzajem, zamykania się we własnym kręgu ludzi wierzących mniej lub bardziej bez wychodzenia na areopag pogan (dziś tym dziedzińcem jest popkultura). Działają i funkcjonują wspólnotowe kursy Szkół Nowej Ewangelizacji, Odnowy w Duchu Świętym czy neokatechumenatu, ale instytualizacja tych form staje się lub nawet stała gaśnicą charyzmatu.

Osoby zniewolone przez muzykę i popkulturę nie są w stanie wejść w takie kursy formacyjne, ani przejść przez tego rodzaju rekolekcje, których infantylizm i nieprzystosowanie do obecnego w świecie stanu duchowego zamętu (prezentujące się w teatralnych przedstawieniach-przebierankach, symbolicznych gestach performance’u, wymuszonego uśmiechu czy komiksowych rysunkach) stało się barierą, w której przekroczeniu może pomóc tylko bardzo pokorny kapłan. Dlatego te osoby rezygnują z takich kursów, nie wchodzą do wspólnot, bo dla nich nie ma zgromadzenia odpowiedniego do stanu, z którego chcą wyjść.

Nie są to też propozycje dla rodzin, z których Szatan wyrywa dzieci czy współmałżonków. Takie osoby nie będą wchodziły do tych wspólnot, bo poszukują konkretu i dynamiki, a nie stagnacji modlitewnej w cotygodniowych spotkaniach quasi-terapeutycznych i kursach w ilości niemożebnej, rozciągniętych do granic możliwości na długie lata, gdzie zdobywa się ewangelizacyjne stopnie sprawności, niczym w harcerstwie, by kandydować na ewangelizatora czy też odpowiedzialnego. W środowiskach rodzin, osób zniewolonych przez popkulturę i neopogan trzeba głosić kerygmat. Nie na sposób coachingu protestanckiego, który jest źródłem funkcjonowania większości wspólnot tzw. charyzmatycznych, a przez Różaniec, którą to drogę pokazuje nam Niebo, nie człowiek. Drabiną do wspinania się do Nieba w głoszeniu kerygmatu w środowisku osób dotkniętych demonami popkultury są paciorki różańca. Ewangelia. Tę drogę pokazuje Maryja w zatwierdzonych przez Kościól objawieniach. To pozwoli rodzicom rozeznać, gdzie kryją się duchowe zagrożenia. Nowa forma ewangelizacji i nowe formowanie ewangelizatorów. Radykalnych i gorących w wierze, a nie letnich, obudowujących się tylko za fasadą z napisem „Chrześcijaństwo”.

Bardzo mylą się ci, którzy starają się lekceważyć zagrożenia duchowe, sprowadzając je do sfery zaburzeń emocjonalnych, na które lekarstwem będzie tylko porada u psychologa. Troska rodziców o rozwój duchowy dzieci jest zrozumiała i konieczna jako wywiązanie się ze zobowiązania złożonego podczas sakramentu chrztu. Nienormalna byłaby sytuacja, gdyby swoje dzieci zostawili zamknięte w czterech ścianach, bez wiedzy, co one robią, jakie mają hobby. Pojawia się niepokój wynikający z niewiedzy na temat tego, czym się zajmuje młodzież – a to dobry objaw, gdyż pobudza do sprawdzenia, czy nie dzieje się coś złego. Bardzo ważne jest zainteresowanie, czym zajmują się nasze dzieci, zwłaszcza w dobie powszechnej informatyzacji, gdy prawie każdy dzieciak ma swój profil w różnorodnych serwisach społecznościowych. Nie każdy rodzic jest omnibusem i nie musi się znać na muzyce, tańcu, filmie czy grach komputerowych. Często nie wie, skąd płyną zagrożenia. Do 2009 roku promowany był niewinny wizerunek Miley Cyrus jako Hannah Montana, który stał się nieodzowny na piórnikach, szkolnych plecakach czy papeterii. Nagła zmiana idola dzieciaków w perwersyjną kobietę, pokazującą w teledyskach obsceniczne pozy i gesty nie musiała być im od razu znana. Tym bardziej że przebojowość piosenek Cyrus się nie zmieniła, nadal jest atrakcyjna, zmiana nastąpiła tylko w treści piosenek i wizerunku scenicznym. Podobnie było z Justinem Bieberem czy Seleną Gomez, którzy przeszli szokującą metamorfozę, porzucając nastoletnią niewinność na rzecz hedonizmu. Efektu tej przemiany w wyniku mocnego dotknięcia zdemoralizowaniem nie jest w stanie zmienić nawet obecny ich kontakt i sympatia z chrześcijańskim zborem Hillsong. Ci artyści obdarzeni byli zaufaniem rodziców, nie tylko dzieci. Nagle zaczęli duchowo szkodzić swoim fanom, wykorzystując dotychczasową popularność w paśmie dziecięcym i młodzieżowym światowych mediów.

Podobnie jest z tańcem. Programy telewizyjne lansujące taniec w kontekście erotycznym i pojawiające się dzięki temu przeróżne szkoły, zaczęły uprzedmiotawiać dziewczynki i dziewczęta. Sportowiec Usain Bolt promuje taniec dancehall z elementami daggeringu, publicznie promując takie zachowania na parkiecie. Jest także didżejem. Z powodu lansowanego przez siebie perwersyjnego erotyzmu stracił sponsora. Tak stylistyka muzyczna, jak i taniec dancehall gloryfikują erotykę. Dancehall czyni to jeszcze ostrożnie, ale już daggering jest symulowaniem aktów seksualnych, to po prostu perwersja. Daggering jest elementem dancehall, który od jakiegoś czasu funkcjonuje osobno. Ten taniec jest podstępnym aktem pornografizacji dokonywanym na młodzieży. Wielu rodziców nie wie, do jakiego rodzaju piosenek tańczą ich córki w szkołach tańca i co symbolizują wyuczane tam choreografie.

Kontakt ze sztuką niechrześcijańską z założenia nie musi narażać na opętanie. Jednak dziwne jest, gdy wierzący w Jezusa Chrystusa delektują się twórczością, która gloryfikuje i promuje inne wartości. Czyż nie doznają szoku, kiedy dowiadują się o przemilczanych do tej pory faktach? Czy ich kpiny z ukazywania tych zagrożeń i śmiech nie są reakcją obronną? Być może zamyka się trzeźwość osądu zastępowana naiwnością, że większym zagrożeniem jest nieobecność rodziców, przestępczość, korupcja czy narkotyki. Jednak to nie jest mniejsze zagrożenie, tylko równorzędne. Zło jest złe.

Dlaczego powszechnie akceptowane jest publiczne chodzenie w koszulkach zespołów blackmetalowych, bluźnierczych, z symbolami okultystycznymi, a osoba w koszulce z wizerunkiem Matki Bożej spotyka się ze śmiechem i kąśliwymi uwagami?

Ponieważ to, co jest bluźnierstwem, stało się normalnością. Być może to już ostateczny znak w ostatecznym czasie?

Przyjdą takie czasy, że ludzie będą szaleni i jeśli kogo zobaczą przy zdrowych zmysłach, to powstaną przeciw niemu, mówiąc: „Jesteś szalony, bo nie jesteś do nas podobny” (św. Antoni Pustelnik).

Duchowość i wrażliwość człowieka została zagłuszona. Jest coraz bardziej deptana przez media i popkulturę. Dzieje się tak dlatego, że człowiek w miejsce Boga postawił siebie. Kiedy taki styka się z chrześcijanami dającymi świadectwo wiary, wtedy dla niego jest to miałkie, infantylne, dziecinne. Jest ciemnotą. Zadziwiające, że człowiek, który jest w ciemności i mroku, o ciemnotę pomawia tych, którzy chcą kroczyć w światłości Bożej. Filozofia obiektywizmu promowana przez sztukę zrobiła mocne pranie mózgów. Popkultura/antykultura taką wizję świata bez Boga promuje.

Jak się bronić przed zagrożeniami związanymi z tematem muzyki?

Dla chrześcijanina obroną jest modlitwa, życie sakramentalne. Eucharystia. Rozeznanie przychodzi wtedy konkretnie, bez niedopowiedzeń. Trzeba też obserwować teledyski, poznawać teksty kompozycji, widzieć, jakie postawy są promowane przez artystów czy muzyków. Celebryci, tak samo jak artyści undergroundu, wskazują kierunek prowadzący autostradą do piekła, z człowiekiem jako bogiem. Dla chrześcijanina jest tylko jedna Droga – radykalnie prowadząca za Jezusem. Jeżeli kierunkowskaz stawiany przez muzykę nie prowadzi za Zbawicielem, trzeba go odrzucić, zrezygnować ze słuchania takiej muzyki, chociażby była powalająca pozorem piękna.

Czy muzyka jest zła?

To kwestia nadawanej jej intencji. Ta zafałszowywana wynika często z niekorzystnych sytuacji życiowych muzyków. Trudne dzieciństwo, zagmatwana sytuacja rodzinna, alienacja, niezrozumienie, zachwianie równowagi emocjonalnej, depresja. Wreszcie sekty, okultyzm i satanizm. To jest taka samonapędzająca się machina prowadząca na skraj przepaści nie tylko muzyków, ale i ich słuchaczy. Świat zagubionej gwiazdy staje się światem fana. Dochodzi do sytuacji, kiedy nie można już tego rozdzielić.

Na zespoły muzyczne trzeba patrzeć w kontekście całości, a nie konkretnej tylko piosenki. Przykładem jest Pearl Jam, wspierający ruch proaborcyjny, czy legendarny Led Zeppelin, którego gitarzysta Jimmi Page jest okultystą. Słoweński zespól Laibach nagrał pieśń Warszawskie dzieci, co wzbudza od razu sympatię i wsparcie ze strony Polaków, jednak tej grupy polecić do słuchania katolikom nie można. Każdy chrześcijanin powinien pamiętać o tym, że to, co robimy, każdy talent, powinniśmy pomnażać. Z przypowieści biblijnej wiemy, że trzeba to robić na chwałę Bożą. Jeżeli muzyka heavy- metalowa, rockowa, pop, reggae czy disco nie jest tworzona na Bożą chwałę, to jest tworzona na chwałę człowieka. To jest sednem, tu jest problem, stąd się biorą wszelkie zagrożenia.

Zło w popkulturze

Подняться наверх