Читать книгу Factfulness - Hans Rosling - Страница 7
Rozdział trzeci
Instynkt prostej linii
ОглавлениеO tym, dlaczego więcej uratowanych oznacza mniej ludzi, dlaczego wypadki samochodowe są jak ubytki w zębach, i o tym, dlaczego można porównać mojego wnuczka do ludności na świecie
Najstraszniejszy wykres, jaki widziałem
Statystyki potrafią być przerażające. Dwudziestego trzeciego września 2014 roku siedziałem przy swoim biurku w biurze fundacji Gapminder w Sztokholmie. Gdy zobaczyłem na pewnym wykresie linię, poczułem strach. Od sierpnia martwiłem się wybuchem epidemii Eboli w Afryce Zachodniej. Podobnie jak inni widziałem tragiczne obrazy w mediach przedstawiające ludzi umierających na ulicach Monrovii, stolicy Liberii. Jednak w swojej pracy często słyszałem o nagłych wybuchach epidemii śmiertelnych chorób i podejrzewałem, że jak w większości przypadków, i te ogniska choroby uda się wkrótce ugasić. Jednak wykres sporządzony przez Światową Organizację Zdrowia zszokował mnie i przeraził, a tym samym skłonił do działania.
Badacze zebrali wszystkie dane dotyczące zachorowań na Ebolę od początku wybuchu epidemii i posłużyli się nimi, aby obliczyć przewidywany dzienny wzrost nowych przypadków w okresie do końca października. Według tego wykresu po raz pierwszy liczba zachorowań nie rosła zgodnie z linią prostą: 1, 2, 3, 4, 5, ale ulegała podwojeniu: 1, 2, 4, 8, 16. Każda zarażona osoba przed śmiercią zarażała średnio kolejne dwie osoby. W rezultacie liczba pojawiających się każdego dnia nowych przypadków podwajała się co trzy tygodnie. Wykres pokazywał prognozowane rozmiary epidemii, przy założeniu, że każda zainfekowana osoba zarazi dwie kolejne. Efekt podwajania jest przerażający!
Po raz pierwszy o skutkach dwukrotnego wzrostu przekonałem się w szkole. Według hinduskiej legendy Bóg Kryszna poprosił o jedno ziarenko ryżu na pierwszym kwadracie szachownicy, następnie o dwa ziarenka na drugim polu, cztery ziarenka na trzecim, a potem o osiem i tak dalej, podwajając liczbę ziaren przy każdym kolejnym kwadracie. Gdy doszedł do ostatniego z sześćdziesięciu czterech pól, miał już 18 446 744 073 709 551 615 ziaren ryżu. Jest to liczba wystarczająca do zakrycia powierzchni Indii warstwą o grubości trzy czwarte metra. Wszystko, co ulega podwojeniu, rośnie dużo szybciej, niż się możemy spodziewać. Wiedziałem więc, że sytuacja w Afryce Zachodniej wkrótce stanie się naprawdę ciężka. Liberia znalazła się na skraju katastrofy gorszej niż niedawno zakończona wojna domowa. Co gorsza, epidemia nieuchronnie miała się rozszerzyć na cały świat. W przeciwieństwie do malarii wirus Ebola rozprzestrzenia się szybko bez względu na klimat, może być przenoszony podczas podróży powietrznych, może przekraczać granice i oceany w organizmach niczego nieświadomych zarażonych pasażerów. A do tego wszystkiego brakowało skutecznego leku na tę chorobę.
Ludzie już umierali na ulicach. W ciągu dziewięciu tygodni (okres, w którym zachodzą trzy cykle podwojenia liczby zachorowań) sytuacja stanie się dramatyczna. Każde trzytygodniowe opóźnienie w rozwiązaniu problemu oznaczało dwa razy więcej zarażonych i dwa razy więcej potrzebnych środków, by opanować epidemię. Ebola musiała zostać zatrzymana w ciągu kilku tygodni.
Wszyscy w Gapminder zmieniliśmy swoje priorytety i zaczęliśmy analizować dane oraz nagrywać filmy informacyjne wyjaśniające powagę sytuacji. Dwudziestego października odwołałem wszystkie umówione spotkania na następne trzy miesiące i poleciałem do Liberii, mając nadzieję, że moje dwudziestoletnie doświadczenie w analizowaniu zagadnienia epidemii na rolniczych terenach Afryki Subsaharyjskiej może się przydać. Przebywałem w Liberii trzy miesiące. Po raz pierwszy nie spędziłem Świąt Bożego Narodzenia i Sylwestra z moją rodziną.
Podobnie jak reszta świata, zbyt późno zrozumiałem skalę i powagę kryzysu spowodowanego wirusem Ebola. Założyłem, że liczba zarażonych rośnie w linii prostej, a w rzeczywistości ulegała ona podwojeniu. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, zacząłem działać. Żałowałem jednak, że nie zrobiłem tego wcześniej.
Megastereotyp: światowa populacja wciąż rośnie i rośnie
W dzisiejszych czasach zwrot „zrównoważony rozwój” znajduje się niemal w każdym tytule konferencji, na które jestem zapraszany. Jedną z najważniejszych zmiennych w równaniu dotyczącym zrównoważonego rozwoju jest wielkość światowej populacji. Przecież nasza planeta może pomieścić tylko określoną liczbę ludzi. Prawda? Gdy zacząłem ankietować moją publiczność podczas konferencji poświęconych zrównoważonemu rozwojowi, założyłem, że znają oni podstawowe fakty dotyczące wzrostu liczby ludności. Rzadko aż tak bardzo się myliłem.
Dochodzimy w ten sposób do trzeciego instynktu – instynktu prostej linii – oraz trzeciego megastereotypu: błędnego przekonania, że liczba ludności na świecie wciąż rośnie. Zwróćmy proszę uwagę na słowo „wciąż”, które celowo podkreśliłem. Właśnie to słowo stanowi problem.
To prawda, że liczba ludności rośnie. I to w szybkim tempie. W ciągu kolejnych 13 lat na ziemi przybędzie około miliarda ludzi. To nie wynika ze stereotypowego sposobu myślenia. Jednak nie powinniśmy mówić, że liczba ta „wciąż” rośnie. Słowo to sugeruje, że jeśli nic nie zrobimy, ludzi na ziemi będzie przybywało, a zatem potrzebne są drastyczne kroki, aby zatrzymać ten wzrost. I to już jest stereotypowe myślenie. Wydaje mi się, że opiera się ono na tym samym instynkcie, który powstrzymał mnie i resztę świata przed wcześniejszą interwencją podczas epidemii wirusa Ebola. Instynkt prostej linii.
Rzadko kiedy brakuje mi słów, ale tak właśnie się stało, gdy zadałem mojej publiczności następujące pytanie. Miało to miejsce podczas konferencji dla nauczycieli w Norwegii (nie chcę zbyt surowo krytykować Norwegów; to samo mogło się wydarzyć na przykład w Finlandii). Wielu z tych nauczycieli uczyło o światowych trendach w ramach zajęć z nauk społecznych. Gdy odwróciłem się i zobaczyłem na ekranie wyniki ankiety przeprowadzonej podczas wykładu, odebrało mi mowę. Pomyślałem wówczas, że urządzenie do zliczania odpowiedzi musiało się popsuć.
Pytanie numer 5
Na świecie żyje około 2 miliardów dzieci w wieku 0-15 lat. Ile dzieci będzie w 2100 roku według szacunków Organizacji Narodów Zjednoczonych?
Zanim zadałem to pytanie, uprzedziłem nauczycieli, że jedna z odpowiedzi opiera się na prognozach ONZ, a pozostałe dwie zmyśliłem.
Podobnie jak w przypadku poprzednich pytań, szympansy uzyskałyby wynik na poziomie 33%. A nauczyciele w Norwegii? Tylko 9%. Byłem zdumiony. Jak to możliwe, że grupa ludzi odgrywająca tak istotną rolę w społeczeństwie osiągnęła tak niski wynik? Czego oni uczą dzieci?
Miałem nadzieję, że to wina popsutego urządzenia zliczającego odpowiedzi. Urządzenie było jednak sprawne. Podobnie niskie wyniki uzyskaliśmy w badaniu opinii publicznej. W Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Niemczech, Francji, Australii 85% ankietowanych wybrało błędne odpowiedzi. (Szczegółowe wyniki poszczególnych krajów znajdują się w załączniku.)
A co z ekspertami na Światowym Forum Ekonomicznym? Odpowiedzieli dużo lepiej niż opinia publiczna. Dorównali prawie szympansom – 26% ankietowanych wybrało poprawną odpowiedź.
Kiedy po zakończeniu konferencji dla nauczycieli na spokojnie analizowałem te wyniki, zacząłem dostrzegać skalę problemu. Liczba mających się narodzić dzieci jest istotną informacją przy tworzeniu prognoz dotyczących światowej populacji oraz dla debaty o zrównoważonym rozwoju. Jeśli błędnie określimy tę liczbę, cała reszta też nie będzie się zgadzać. Mimo to prawie żaden ze świetnie wykształconych i wpływowych ludzi, których poddaliśmy ankiecie, nie miał pojęcia o tym, co do czego zgadzają się wszyscy eksperci do spraw populacji. Liczby są dostępne w Internecie, na stronie ONZ, lecz darmowy dostęp do danych nie przekłada się na wiedzę, jeśli nie włożymy w to nieco wysiłku. Według ONZ właściwa odpowiedź to C; prosta linia na samym dole. Eksperci ONZ przewidują, że w 2100 roku na świecie będą żyły 2 miliardy dzieci, czyli tyle samo, ile w dzisiejszych czasach. Nie spodziewają się dalszego wzrostu liczby urodzeń, zatem linia na wykresie nie będzie prosta. Niedługo wrócę do tego tematu.
Instynkt prostej linii
Poniższy wykres pokazuje zmiany w liczebności światowej populacji od roku 8000 p.n.e. Wtedy właśnie rozwinęło się rolnictwo.
Liczebność światowej populacji wynosiła wówczas około 5 milionów ludzi rozrzuconych wzdłuż linii brzegowej oceanów i rzek na całej Ziemi. Całkowita liczba ludzi była więc mniejsza niż liczba mieszkańców jednej z naszych nowożytnych metropolii: Londynu, Bangkoku czy Rio de Janeiro.
Populacja rosła powoli przez 10 000 lat, aż w końcu osiągnęła 1 miliard w roku 1800. Wówczas coś się wydarzyło. W ciągu następnych 130 lat pojawiły się dodatkowe 2 miliardy ludzi, a kolejne 4 miliardy przyszły na świat w ciągu kolejnych 100 lat. Oczywiście ludzie widząc tak szybki wzrost liczby ludności, zaczynają się martwić, ponieważ zdają sobie sprawę, że nasza planeta ma ograniczone zasoby. Wydaje się więc, że światowa populacja wciąż rośnie i to w bardzo dużym tempie.
Gdy patrzysz na lecący w twoim kierunku kamień, zwykle możesz przewidzieć, czy cię uderzy. Nie potrzebujesz liczb, wykresów, arkuszy kalkulacyjnych. Twoje oczy i mózg obliczają trajektorię lotu i wówczas wiesz, czy musisz się odsunąć. Automatyczne wizualne przewidywanie pomagało naszym przodkom w przeżyciu. Umiejętność ta jest nadal użyteczna. Jadąc samochodem, nieustannie przewidujemy, gdzie znajdą się inne samochody w ciągu kolejnych kilku sekund.
Niestety nasza intuicja „prostej linii” nie zawsze jest wiarygodnym przewodnikiem we współczesnym życiu.
Na przykład gdy patrzymy na wykres liniowy, trudno nie wyobrażać sobie prostej linii, która wykracza poza pole wykresu i prowadzi w przyszłość. Na poniższym wykresie dotyczącym liczby ludności dodałem przerywaną linię, aby pokazać prognozy instynktownie tworzone przez ludzi. Nic dziwnego, że budzą one ich niepokój.
Podam teraz kolejny przykład, który zapewne jest ci bliższy. Mój najmłodszy wnuk Mino mierzył 50 centymetrów w chwili urodzin. W ciągu 6 miesięcy urósł do 67 centymetrów. Imponujący wzrost o 17 centymetrów. Imponujący, ale też przerażający. Spójrzmy na wykres wzrostu. Dodałem linię prostą będącą prognozą na przyszłość. Przerażające, prawda?
Gdyby Mino wciąż rósł, w dniu trzecich urodzin mierzyłby 152 centymetry. A w wieku 10 lat miałby 406 centymetrów. A potem co? To nie może trwać wiecznie! Ktoś musi podjąć drastyczne kroki! Rodzice Mina powinni przebudować dom albo znaleźć jakieś lekarstwo!
Jak widać intuicja, która podpowiada nam prostą linię, w tym przypadku wprowadza w błąd. Dlaczego to takie oczywiste? Ponieważ mamy doświadczenie w kwestii wzrostu ludzkiego ciała. Wiemy, że Mino nie będzie rósł wiecznie. Nigdy nie spotkaliśmy czterometrowej osoby. Zakładanie, że tendencja wzrostowa będzie kontynuowana według linii prostej, jest niedorzeczne. Lecz gdy temat nie jest nam dobrze znany, zaskakująco trudniej jest nam zrozumieć, jak absurdalne może być takie założenie.
Eksperci pracujący w wydziale ludnościowym ONZ mają doświadczenie w obliczaniu rozmiaru populacji. Na tym polega ich praca. Oto ich prognozy.
Liczba ludności wynosi dziś 7,64 miliarda i rzeczywiście rośnie w szybkim tempie. Mimo wszystko przyrost populacji zaczął wyhamowywać i eksperci ONZ są niemal pewni, że przez następne dziesięciolecia będzie nadal zwalniał. Przewidują, że do końca stulecia krzywa populacji zatrzyma się na poziomie pomiędzy 10 a 12 miliardami ludzi.
Kształt krzywej populacji
Aby zrozumieć, jaki kształt ma krzywa populacji, musimy zrozumieć, skąd bierze się wzrost liczby ludności.
Dlaczego liczba ludności wzrasta?
Pytanie numer 6
ONZ przewiduje, że do roku 2100 populacja na świecie zwiększy się o kolejne 4 miliardy ludzi. Z jakiego powodu?
◻ A wzrośnie liczba dzieci poniżej 15 roku życia,
◻ B wzrośnie liczba osób dorosłych w wieku 15-74 lat,
◻ C wzrośnie liczba ludzi w podeszłym wieku powyżej 74 roku życia.
Tym razem nie będę zwlekał z podaniem poprawnej odpowiedzi – jest nią odpowiedź B. Eksperci są przekonani, że liczba ludności będzie nadal rosła, głównie z powodu wzrostu liczby osób dorosłych, a nie dzieci czy też osób starszych. Oto wykres populacji, który już pokazywałem, ale tym razem rozdzieliłem od siebie dzieci i osoby dorosłe.
Według szacunków liczba osób poniżej 15 roku życia nie wzrośnie, co wiemy już z pytania znajdującego się na początku tego rozdziału. Przyjrzyjmy się bliżej linii oznaczającej liczebność dzieci. Czy widzisz, kiedy zaczyna się spłaszczać? Czy zauważyłeś, że ten proces już się rozpoczął? Zatrzymanie wzrostu liczby dzieci to nie przewidywania ekspertów ONZ. Oni informują o trwającym już procesie. Radykalna zmiana, jaka musiała zajść, aby powstrzymać gwałtowny przyrost populacji, to zatrzymanie wzrostu liczby urodzeń. I ta zmiana właśnie ma miejsce. Ale jak to możliwe? Wszyscy powinniśmy o tym wiedzieć.
Uwaga! Następny wykres będzie najbardziej dramatyczny spośród wszystkich wykresów zamieszczonych w książce. Widać na nim niesamowitą, naprawdę rewolucyjną transformację, jaka dokonała się w ciągu mojego życia – spadek liczby dzieci przypadających na jedną kobietę.
Gdy urodziłem się w 1948 roku, na jedną kobietę przypadało średnio pięcioro dzieci. Po roku 1965 liczba ta zaczęła spadać w niespotykanym dotąd tempie. Przez ostatnie 50 lat obniżyła się do niesamowicie niskiego poziomu – nieco poniżej 2,5 dziecka na kobietę.
Ta dramatyczna zmiana dokonała się równocześnie z innymi zmianami, które opisałem w poprzednim rozdziale. Po tym, jak miliardy ludzi wyszły ze skrajnej biedy, większość z nich podjęła decyzję o posiadaniu mniejszej liczby dzieci. Nie było już potrzeby zakładania dużych rodzin, aby zyskać dodatkową siłę roboczą do pracy na niewielkich rodzinnych gospodarstwach rolnych. Nie potrzebowano również dużej liczby dzieci, aby zabezpieczyć się w razie śmierci któregoś z nich. Poziom wykształcenia kobiet i mężczyzn rósł i zapragnęli oni, aby ich dzieci także otrzymały dobre wykształcenie oraz miały pod dostatkiem pożywienia. Oczywistym rozwiązaniem było rodzenie mniejszej liczby dzieci. Cel ten był łatwy do zrealizowania dzięki cudownemu wynalazkowi w postaci współczesnych środków antykoncepcyjnych, które pozwalają rodzicom kontrolować liczbę urodzeń bez konieczności rezygnowania z seksu.
Znaczący spadek liczby dzieci przypadających na jedną kobietę będzie trwał nadal, dopóki ludzie będą wychodzić ze skrajnej biedy, kobiety będą otrzymywały wykształcenie i będą miały dostęp do środków antykoncepcyjnych oraz edukacji seksualnej. Nie potrzeba drastycznych środków. Musimy jedynie kontynuować nasze dotychczasowe działania. Nie sposób co prawda przewidzieć tempa, w jakim w przyszłości będzie spadać ten wskaźnik. Zależy to bowiem od szybkości, z jaką wspomniane zmiany będą się rozprzestrzeniały. Tak czy inaczej roczna liczba urodzeń na świecie ustabilizowała się na pewnym poziomie, co oznacza, że okres szybkiego wzrostu populacji wkrótce się skończy. Niedługo osiągniemy maksimum pod względem liczby urodzeń.
Ale skoro liczba urodzeń nie rośnie, w jaki sposób w przyszłości pojawią się szacowane cztery miliardy nowych dorosłych? Przylecą statkami kosmicznymi?
Dlaczego liczba ludności przestanie rosnąć?
Poniższy wykres ukazuje, jak zmieniać się będzie światowa populacja pod względem grup wiekowych co piętnaście lat, począwszy od roku 2015.
Po lewej widzimy rozkład grup wiekowych siedmiu miliardów ludzi żyjących w 2015 roku: 2 miliardy ludzi w wieku 0-15 lat, 2 miliardy pomiędzy 15 a 30 rokiem życia oraz po miliardzie w przedziałach wiekowych 30-45 lat, 45-60 lat i 60-75 lat.
W 2030 roku pojawią się dwa miliardy dzieci w wieku 0-15 lat. Pozostała część ludzkości się zestarzeje. Ci, którzy obecnie znajdują się w przedziale wiekowym 0-15 lat, przejdą do grupy osób w wieku 15-30 lat. Dwa miliardy ludzi, którzy teraz należą do grupy osób pomiędzy 15 a 30 rokiem życia, znajdzie się w przedziale wiekowym 30-45 lat. Obecnie żyje jeden miliard ludzi w wieku pomiędzy 30 a 45 rokiem życia. Jeśli więc nie dojdzie do wzrostu liczby urodzeń i nie wydłuży się średnia długość życia, za około 15 lat liczba osób dorosłych zwiększy się o jeden miliard.
Dodatkowy jeden miliard dorosłych, o którym mowa, nie jest zatem efektem większej liczby urodzeń. To dzieci i młodzi dorośli, którzy żyją już na świecie.
Przez następne trzy pokolenia wzorzec ten będzie się powtarzał. W 2045 roku 2 miliardy ludzi z przedziału 30-45 lat przejdzie do grupy osób pomiędzy 45 a 60 rokiem życia i liczba dorosłych znowu zwiększy się o jeden miliard. W roku 2060 dwa miliardy ludzi z grupy osób w wieku 45-60 lat znajdzie się w przedziale wiekowym 60-75 lat i w ten sposób przybędzie kolejny miliard ludzi. Spójrzmy jednak, co się wydarzy później. Od roku 2060 każde pokolenie liczące 2 miliardy zostanie zastąpione przez kolejne 2 miliardy. Szybki wzrost liczby ludności zatrzyma się.
Do dużego przyrostu populacji dojdzie zatem nie z powodu większej liczby dzieci na świecie ani nie dlatego, że starsi ludzie będą żyć dłużej. Tak na marginesie eksperci ONZ przewidują, że do 2100 średnia długość życia wydłuży się o około 11 lat, dodając w ten sposób jeden miliard ludzi do ogólnej liczby ludności, która osiągnie 11 miliardów. Duży przyrost ludności będzie miał miejsce głównie za sprawą już urodzonych dzieci, które w przyszłości dorosną i „dopełnią” wykres trzema miliardami dorosłych. Ten efekt „dopełnienia” zajmie trzy pokolenia i na tym przyrost się skończy.
W taki właśnie sposób eksperci ONZ prognozują przyszłość populacji, zamiast dorysowywać linię prostą biegnącą w przyszłość.
(Opis ten jest dużym uproszczeniem. Wiele osób umiera przed osiągnięciem 75 roku życia i wielu rodziców decyduje się na dzieci po trzydziestce. Ale nawet jeśli uwzględnimy te fakty, nie wpłynie to znacząco na ogólną sytuację demograficzną.)
W zgodzie z naturą
Jeśli przez dłuższy czas liczba ludności nie rośnie i krzywa populacyjna ma kształt linii płaskiej, oznacza to, że każde pokolenie nowych rodziców jest tej samej wielkości, co poprzednie pokolenie. Przez tysiąclecia aż do roku 1800 krzywa populacyjna była niemal płaska. Słyszeliście stwierdzenie, że ludzie kiedyś żyli w zgodzie z naturą?
No tak, istniała równowaga, ale proponuję zdjąć różowe okulary. Do 1800 roku kobiety rodziły średnio sześcioro dzieci. Populacja powinna więc rosnąć z każdym pokoleniem. A jednak pozostawała mniej więcej na tym samym poziomie. Pamiętasz, jak pisałem o szkieletach dzieci odnajdywanych na starych cmentarzyskach? Średnio czworo z sześciorga dzieci nie dożywało momentu, w którym sami stawali się rodzicami. Pozostawało więc jedynie dwoje i to one dawały początek kolejnemu pokoleniu. Istniała równowaga. Nie wynikała ona jednak z życia w zgodzie z naturą. Ludzie umierali w zgodzie z nią. To były niesamowicie brutalne i tragiczne czasy.
Dziś ludzkość po raz kolejny osiąga równowagę. Liczba rodziców już nie rośnie. Jednak u podłoża tej równowagi leżą zupełnie inne przyczyny niż w przeszłości. Nowa równowaga jest bardziej „przyjazna”: przeciętni rodzice mają dwoje dzieci i żadne z nich nie umiera. Po raz pierwszy w historii ludzkości żyjemy w stanie równowagi.
Liczba mieszkańców naszej planety wzrosła z 3 miliardów w roku 1900 do 7 miliardów w roku 2000, ponieważ w XX wieku światowa populacja przeszła z jednego rodzaju równowagi na drugi – był to wyjątkowy okres w historii ludzkości. Na dwoje rodziców przypadało średnio ponad dwoje dzieci, które dożywały momentu, gdy same stawały się rodzicami dla kolejnego pokolenia.
Obecnie dwa najmłodsze pokolenia są liczniejsze od pozostałych. Przyczyną takiego stanu rzeczy, to znaczy zjawiska „wypełniania”, jest przejściowy okres braku równowagi. Jednak udało się uzyskać nowy rodzaj stabilizacji – roczna liczba urodzeń już nie rośnie. Jeśli odsetek osób żyjących w skrajnej biedzie będzie nadal spadał, a edukacja seksualna i środki antykoncepcyjne będą docierały do szerszego grona osób na świecie, wówczas liczba ludności będzie rosła szybko, ale tylko do momentu zakończenia procesu „wypełniania”.
Zaraz, ale „oni” nadal mają wiele dzieci
Po moich wykładach, podczas których prezentuję wspomniane już wykresy, ludzie podchodzą do mnie przekonani, że dane te muszą być błędne. „Ludzie w Afryce i Ameryce Łacińskiej nadal mają dużo dzieci. Podobnie jak religijne rodziny, które nie uznają środków antykoncepcyjnych” – mówią.
Doświadczeni dziennikarze celowo wybierają ekstremalne przypadki do swoich reportaży. W mediach często widzimy bardzo religijne osoby, żyjące zgodnie z tradycyjnymi lub pozornie współczesnymi zasadami, które z dumą prezentują nam swoje wielodzietne rodziny jako dowód wiary. Takie filmy dokumentalne, programy telewizyjne oraz reportaże kreują wrażenie, jakoby religijność wiązała się z posiadaniem licznego potomstwa. Lecz bez względu na wyznanie, bez względu na to, czy chodzi o katolików, żydów czy muzułmanów – rodziny te mają jedną cechę wspólną. Stanowią wyjątek!
W rzeczywistości związek pomiędzy konkretną religią a liczbą dzieci przypadającą na jedną kobietę nie jest tak wyraźny. W książce tej próbuję dowieść, że media celowo wybierają wyjątkowe historie, a w rozdziale siódmym obalę mit dotyczący religii i wielodzietnych rodzin. Na razie skupmy się na jedynym czynniku mającym ogromny wpływ na dużą liczbę potomstwa – jest nim skrajne ubóstwo.
Dlaczego więcej ocalonych oznacza mniej ludzi
Gdyby połączyć wszystkich rodziców żyjących na poziomach 2, 3 i 4 ze wszystkich regionów świata, wyznawców różnych religii oraz ateistów, średnia liczba dzieci przypadająca na rodzinę wyniosłaby dwoje. Nie żartuję! Dotyczy to również obywateli między innymi takich państw, jak Iran, Meksyk, Indie, Tunezja, Bangladesz, Brazylia, Turcja, Indonezja i Sri Lanka.
Wśród najbiedniejszej części ludzkości, stanowiącej 10% ogółu, przeciętna liczba dzieci nadal wynosi pięcioro. Ponadto średnio co druga rodzina żyjąca w skrajnym ubóstwie traci jedno z dzieci, zanim osiągnie ono 5 lat. To skandalicznie wysoka liczba, ale w porównaniu z niesłychanie wysokimi wskaźnikami śmiertelności dzieci z czasów, gdy przyrost populacji był zahamowany, sytuacja uległa poprawie.
Gdy ludzie słyszą o rosnącej liczbie ludności, intuicja podpowiada im, że sytuacja się nie zmieni, jeśli nie podejmiemy jakichś kroków. Intuicyjnie wyobrażają sobie, że trend ten będzie utrzymywał się w przyszłości. Pamiętajmy jednak, w przypadku mojego wnuka Mila nie były potrzebne żadne drastyczne środki, aby zahamować jego wzrost.
Melinda Gates prowadzi fundację charytatywną wraz ze swoim mężem Billem. Inwestując miliardy dolarów w podstawową opiekę medyczną i edukację, uratowali miliony dzieci żyjących w skrajnej biedzie. Mimo to inteligentni ludzie działający w dobrej wierze nieustannie kontaktują się z fundacją Gatesów, twierdząc, że powinni zaprzestać swojej działalności. Według nich jeśli będziemy ratować ubogie dzieci, zabijemy naszą planetę z powodu przeludnienia.
Mnie także zdarzyło się słyszeć ten argument po niektórych moich wykładach. Wygłaszali go ludzie, którzy prawdopodobnie mieli dobre chęci i pragnęli uratować Ziemię dla przyszłych pokoleń. Wydaje się, że mają rację. Jeśli więcej dzieci przeżyje, liczba ludności będzie wciąż rosnąć. Prawda? Nie! To błędne podejście.
Ludzie żyjący w skrajnej biedzie potrzebują licznego potomstwa z przyczyn, o których już wspomniałem – dzieci pełnią funkcję dodatkowej siły roboczej, a ponadto stanowią swego rodzaju zabezpieczenie w przypadku śmierci któregoś z rodzeństwa. To w krajach z najwyższym wskaźnikiem śmiertelności dzieci, takich jak Somalia, Czad, Mali i Niger, kobiety rodzą najwięcej potomstwa – od pięciorga do ośmiorga. Gdy rodzice widzą, że dożywają one dorosłości, gdy nie są już wykorzystywane jako siła robocza i gdy kobiety otrzymują wykształcenie oraz wiedzę, a przy tym mają dostęp do środków antykoncepcyjnych, zarówno mężczyźni, jak i kobiety z różnych kręgów kulturowych i wyznań zaczynają marzyć o mniejszej rodzinie i dobrze wyedukowanym potomstwie.
„Gdy pomagamy biednym dzieciom, liczba ludności wciąż rośnie”. Brzmi prawdziwie, ale tak naprawdę jest dokładnie odwrotnie. To zwlekanie z ucieczką ze skrajnej biedy sprawia, że liczba ludności wciąż rośnie. Każde pokolenie wychowane w ubóstwie będzie sprowadzało na świat jeszcze liczniejsze kolejne pokolenie. Jedynym sprawdzonym sposobem na ograniczenie przyrostu populacji jest wyeliminowanie biedy i zapewnienie ludziom lepszych warunków bytowych, w tym edukacji i środków antykoncepcyjnych. Tylko wtedy rodzice podejmują decyzję o zakładaniu mniejszych rodzin. Ta zmiana zachodzi już na całym świecie, ale konieczne było obniżenie wskaźnika śmiertelności dzieci.
Jak dotąd nasza dyskusja nie dotknęła jeszcze najważniejszej kwestii, to znaczy moralnego obowiązku, aby pomagać ludziom uciec od udręki i upokorzenia wynikającego z życia w ubóstwie. Twierdzenie, że musimy ratować planetę dla przyszłych, jeszcze nienarodzonych, pokoleń, nie do końca mnie przekonuje, gdy ludzie cierpią w dzisiejszych czasach. Jednak jeśli chodzi o śmiertelność dzieci, nie musimy wybierać pomiędzy teraźniejszością a przyszłością albo pomiędzy sercem a rozumem. Wszystko prowadzi w jednym kierunku. Powinniśmy zrobić, co w naszej mocy, aby ograniczyć śmiertelność dzieci, nie tylko z uwagi na współczucie dla żyjących w cierpieniu nieletnich, ale także dla dobra całego świata teraz i w przyszłości.