Читать книгу Saga braci Steelów - Helen Hardt - Страница 6

Rozdział drugi Talon

Оглавление

Ta kobieta emanowała seksem.

Marjorie mówiła mi, że jest ładna, i widziałem jej zdjęcia, które jednak nie oddawały sprawiedliwości Jade Roberts. Nawet sposób, w jaki jadła, był zmysłowy – to, jak oblizywała wargi po każdym kęsie, a potem delikatnie ocierała je chusteczką. A mimo to samotny okruszek przywarł do lewego kącika jej dolnej wargi. Cholera, chciałbym być tym okruszkiem! Miałem ochotę go zlizać, a potem powędrować językiem po jej ustach, zanim zanurkowałbym w słodycz i całował mocno.

Zgniotła papier po kanapce, zwinęła w kulkę i włożyła do torebki. Gdy sięgnęła do moich kolan, by sprzątnąć mój, i jej palce musnęły wnętrze moich ud, poczułem, że mi staje. Tak, tego mi tylko trzeba, wzwodu w tym pieprzonym samochodzie!

Zgniotła papier po moim burgerze i też go wrzuciła do torebki.

Czy powinienem coś powiedzieć? Nie miałem pojęcia. Była przyjaciółką Marjorie, a nie moją. Szkoda, że Ryan czy Jonah nie mogli jej odebrać.

Jeszcze dwadzieścia minut.

– Naprawdę, bardzo cieszę się, że zobaczę Jorie – powiedziała.

Wyraźnie starała się podtrzymać rozmowę. Czyżby zapomniała, że widziała Jorie zaledwie w zeszłym tygodniu, na własnym przerwanym ślubie? To już drugi raz, jak się wygłupiła z tym tekstem. Nie potrafiłem powstrzymać się od chichotu, ale zdławiłem go czym prędzej.

Jade była naprawdę urocza.

– Taaak. Ona też niesamowicie się cieszy, że u nas zamieszkasz.

– Jestem wam bardzo wdzięczna za to, że zgodziliście się, abym mieszkała na waszym ranczu, zanim się jakoś ustawię w życiu.

– Żaden problem. Jeżeli dysponujemy czymkolwiek, to wolną przestrzenią.

– Tak, wiem. Odwiedziłam przecież Jorie na drugim roku, podczas przerwy wiosennej. Ciebie wtedy, hm, nie było.

– Byłem w Iraku.

Za cholerę nie mogłem zrozumieć, dlaczego ludzie tak niechętnie wymawiają słowo „Irak”. Byłem tam. Widziałem całą masę gówna, jakiego żaden człowiek nie powinien nigdy oglądać. Ale tak właśnie było, więc po co owijać w bawełnę? Z pewnością nie był to pierwszy raz, kiedy widziałem ohydne gówno.

Jade odchrząknęła.

– Tak.

Cisza przez kilka chwil. A potem:

– Myślę, że to, co tam robiłeś, to przejaw wielkiej odwagi. Naprawdę, bardzo szanuję naszych żołnierzy.

– Nie robiłem tego, żeby zostać bohaterem.

– Och, nie chciałam sugerować…

– Nie jestem bohaterem, niebieskooka. – Naprawdę tak właśnie ją nazwałem? – W rzeczywistości jestem równie daleki od bycia bohaterem, jak ty.

Nie byłem pewien, czego oczekiwałem w odpowiedzi, ale, do jasnej cholery, z pewnością nie tego, co usłyszałem!

– Wiesz, to naprawdę nie ma znaczenia, jak ty o tym myślisz. Moim zdaniem każdy, kto służy krajowi, jest bohaterem. To moja osobista definicja bohaterstwa i jej się trzymam.

Potrząsnąłem głową. Co za naiwność! Czy ja kiedykolwiek byłem równie naiwny? Na pewno nie aż tak, odkąd skończyłem dziesięć lat na tym łez padole. A przypuszczam, że nawet wcześniej.

W końcu się nauczy, machnąłem ręką. Choć miałem nadzieję, że zajmie jej to chwilę. Nie miałem nic przeciwko oglądaniu jeszcze przez jakiś czas niewinności w tych jasnoniebieskich oczach.

– Nie wiem, co mam odpowiedzieć – mruknąłem.

– Mógłbyś powiedzieć „dziękuję”. Często ci się zdarza słyszeć komplementy?

– Nie powiedziałaś mi komplementu.

– Oczywiście, że powiedziałam. Powiedziałam, że jesteś bohaterem. To ogromny komplement. Chciałabym, żeby ktoś tak mnie nazwał. Ale ja nie jestem bohaterem i nigdy nie będę.

– A ja ci powiedziałem, że bohaterem nie jestem.

– A ja myślę, że bohaterstwo, podobnie jak piękno, jest w oczach tego, kto patrzy.

Patrzyłem prosto przed siebie, walcząc z chęcią, żeby się do niej odwrócić. Ostatecznie byłem kierowcą.

Na drodze do Snow Creek nigdy nie bywało tłoczno. Musieliśmy przejechać przez to niewielkie miasteczko, by dostać się do Steel Acres.

– Gdzie mogłabym kupić używany samochód w dobrej cenie? Potrzebuję czegoś, by móc się jakoś tutaj poruszać.

– Z tym lepiej będzie w Grand Junction. Ale nie ma pośpiechu. Mamy na ranczu z pięć aut, którymi nikt teraz nie jeździ. Możesz sobie wziąć jeden z nich.

– Och, nie! Nie chcę się narzucać.

– Skoro masz u nas mieszkać, już się narzucasz.

Pożałowałem tych słów, gdy tylko wyszły z moich ust. Jade nie zasługiwała, żeby traktować ją w ten sposób. Po prostu byłem przyzwyczajony do mówienia bez ogródek.

– Przepraszam, ale… Powiedziałeś właśnie, że macie dużo miejsca. – Jej głos lekko się załamał.

Cholera, teraz ją zmartwiłem.

Prawdę mówiąc, nie wiedziałem, jak postępować z ludźmi. Nie nauczyło mnie tego pięć lat w Iraku. A Bóg mi świadkiem, że wcześniej życie też gówno mnie nauczyło.

Było w niej coś, od czego dostawałem gęsiej skórki. Nie potrafiłem tego uchwycić, wiedziałem tylko, że muszę zachować dystans. Nie dopuścić jej zbyt blisko. Nikogo nie dopuścić. Problem polegał na tym, że aż do tej pory nie pozwalałem się do siebie zbliżać odruchowo. A po niecałej godzinie spędzonej z tą kobietą cała moja filozofia życiowa zaczynała się chwiać.

Te cholerne niebieskie oczy!

– Chciałem tylko powiedzieć, że mamy dodatkowe samochody i możesz z nich korzystać.

– Nie powiedziałeś tego.

Wziąłem głęboki oddech, zwolniłem i zatrzymałem się na poboczu. Odwróciłem się i spojrzałem w te niezwykłe źrenice w odcieniu tanzanitu. Moje serce biło jak oszalałe.

– Posłuchaj, jesteś najlepszą przyjaciółką Marjorie na świecie. I jesteś bardzo mile widziana w naszym domu. Nie chciałem sugerować niczego innego. Ja…

Dlaczego tak trudno było wypowiedzieć to jedno cholerne słowo? Wciągnąłem powietrze i wypuściłem je powoli.

– Przepraszam.

Jej twarz rozświetlił uśmiech. Pełne usta w kolorze wiśni, jak stworzone do całowania, otworzyły drogę głębokim dołeczkom w policzkach. Niebieskoszare oczy rozbłysły.

– No i co? Takie to było trudne?

Brązowe włosy opadały falami na jej ramiona. Korciło mnie, żeby ich dotknąć, poczuć jedwabistość skóry na jej policzkach, spróbować wilgotnej czerwieni jej warg.

Niech to diabli! Pragnąłem jej!

A nigdy przedtem w moim życiu nie chciałem niczego.

***

– Jade!

Moja siostra przybiegła, gdy tylko stanęliśmy przed drzwiami.

Mój kundel Roger ziajał przy jej obcasach.

– Cześć, piesku. – Podrapałem go między uszami.

Jade przyklękła.

– Jaki śliczny! Chodź tu, kochanie!

Roger natychmiast skoczył na nią, liżąc jej twarz. Marjorie się zaśmiała.

– Zapomniałam, że tak bardzo je lubisz! – roześmiała się Marjorie. Odwróciła się do mnie. – Jade wariuje za każdym razem, gdy widzi psa. Tak mi przykro, że nie mogłam przyjechać na lotnisko – zwróciła się do Jade. – Talon zajął się tobą?

Przez moment poczułem skurcz w żołądku. Czy Marjorie dowie się, jakim byłem chamem?

Ale Jade tylko się uśmiechnęła.

– O tak, oczywiście, wszystko w porządku. Dostałaś pracę?

Marjorie pokręciła głową.

– Nieee… Ktoś mnie wykolegował. Znowu muszę zaczynać wszystko od podstaw. Cóż, trzy lata podróżowania, podczas gdy ty skończyłaś prawo, wystarczą – zachichotała.

Kocham moją siostrę, ale muszę przyznać, że jest nieco zepsuta. No dobra, bardzo zepsuta. Ale trzeba jej oddać, że nigdy nie bała się ciężkiej pracy.

– Jak minęła wam droga? – dopytywała Jorie.

– W porządku. Talon nawet poczęstował mnie kanapką. Umierałam z głodu.

– Miło słyszeć, bo Tal potrafi zachowywać się z lekka obcesowo. Ale zawsze ma dobre intencje. Prawda, Tal?

Dobre intencje? Fakt, zrobiłbym wszystko dla mojej małej siostrzyczki czy moich braci. Ale czy kiedykolwiek kierowałem się dobrymi intencjami? To było cholernie trafne pytanie. Jedno z tych, na które nigdy nie znajdę odpowiedzi.

Ominąłem je wielkim łukiem. Tak jak robiłem to przez dwadzieścia pięć lat.

– Rozumiem, że Jade będzie mieszkać w tej pustej sypialni obok ciebie, Jorie? Zaniosę jej rzeczy.

– Och, naprawdę nie musisz się… – zaczęła Jade.

– Daj spokój, niech zaniesie – powiedziała Marjorie. – Może od czasu do czasu zrobić dobry użytek ze swoich mięśni.

Policzki Jade poróżowiały. Niech to szlag, czy poróżowiała także na całym ciele? Na piersiach? Na tych cudownych, ponętnych piersiach, które ledwie mogłem dojrzeć pod tą bezkształtną koszulką? Nie ulegało wątpliwości – ta kobieta miała czym oddychać.

– A więc ten obok twojego pokoju, Jorie?

– Tak. To duży pokój, Jade. Ma osobną łazienkę i w ogóle.

– Słuchajcie, naprawdę niepotrzebnie robicie sobie kłopot!

– Kłopot? – roześmiała się Marjorie. – Na miłość boską, ten pokój jest pusty! Tak samo, jak trzy inne. Jonah mieszka w swoim własnym domu na ranczu, niedaleko stąd, a Ryan w domku gościnnym z tyłu. Ten zajmujemy teraz tylko Tal i ja.

Chciałbym mieć wybór.

Kiedy wróciłem z Europy, Jonah już wybudował własne lokum, a Ryan zajął dom dla gości. Mnie przypadł w udziale główny. Dostałem największą sypialnię, ale i tak czułem się w niej jak w zamknięciu. A teraz, gdy zamieszka w nim Jade…

Lepiej będzie, jeśli zacznę planować jakiś dom dla siebie. Jak najdalej od tego.

Chwyciłem walizkę i bagaż podręczny Jade i ruszyłem wzdłuż holu do pokoju Marjorie. Tobołki postawiłem w dodatkowej sypialni. Moja, dzięki Bogu, znajdowała się po drugiej stronie domu.

Muszę trzymać się od Jade Roberts najdalej, jak to tylko możliwe.

Choć wcale nie byłem pewien, czy jakakolwiek odległość zdołałaby ukoić moje pożądanie.

Saga braci Steelów

Подняться наверх