Читать книгу Saga braci Steelów - Helen Hardt - Страница 7

Rozdział trzeci Jade

Оглавление

Wytrzepałam moją poduszkę chyba ze sto razy.

Łóżko było wygodne, poduszka też. Nie o to chodziło. Po prostu mam taką dziwną cechę, że dopóki nie przyzwyczaję się do nowego łóżka, często nie mogę zasnąć. Kiedy nocuję w hotelu, pierwszej nocy nigdy nie udaje mi się zmrużyć oka.

Może pomogłaby filiżanka herbaty? Z teiną czy bez, herbata zawsze mnie uspokaja. Mówię o herbacie, a nie o naparze, który ludzie lubią nazywać „ziołowym”, a w którym nie ma ani odrobiny tej prawdziwej.

Wstałam i po cichutku wymknęłam się z pokoju. Korytarzem dodarłam do mamucich rozmiarów kuchni w tym niesamowitym domu. Zapaliłam światło i…

Zachłysnęłam się własnym oddechem.

Talon siedział przy kuchennym stole. Stała przed nim szklanka wody, a przy jego nogach leżał Roger, merdając ogonem.

Ciemne sutki na wspaniałej nagiej piersi otaczały ciemne włoski, wystarczająco gęste, by uczynić go rozkosznie męskim, lecz nie zanadto kudłatym. Prawą rękę położył na stole; przedramię miał cudownie muskularne, a ramię… Boże! Mięśnie mu grały pod skórą nawet teraz, gdy siedział absolutnie odprężony.

Dlaczego nie pomyślałam o szlafroku? Moje cycki były doskonale widoczne pod białym podkoszulkiem, który miałam na sobie. Dolną część mojego ciała skrywały stare bokserki Colina. Wywaliłam większość jego rzeczy, ale te gatki były bardzo wygodne.

Błyskawicznie skrzyżowałam ręce na piersiach, zasłaniając stwardniałe sutki.

– Ja… Przepraszam – wykrztusiłam.

Milczenie.

– Czemu siedzisz tutaj po ciemku? – zapytałam.

– Nie mogłem zasnąć.

To nie do końca była odpowiedź na moje pytanie, ale postanowiłam nie naciskać.

– Ja też nie – powiedziałam. – Przepraszam, że ci przeszkadzam. Chciałam tylko sprawdzić, czy macie jakąś herbatę. Herbata mnie uspokaja.

– Ta mała puszka na blacie. – Wskazał.

Chciałam wrócić po szlafrok, ale to mogło wyglądać jeszcze bardziej podejrzanie. Jakbym chciała się zasłonić jeszcze bardziej. Bo chciałam, rzeczywiście.

Wygmerałam jedną torebkę i zaczęłam przetrząsać szafki w poszukiwaniu kubka.

– Są w tej na prawo od kuchenki – powiedział Talon, nie odwracając głowy.

Otworzyłam drzwiczki i rzeczywiście znalazłam filiżanki do kawy i kubki. Wzięłam jeden, napełniłam wodą i wstawiłam na parę minut do mikrofalówki. Jak zwykle w takich chwilach, okazało się, że na dwie najdłuższe minuty w życiu.

Talon ani drgnął. Głowę miał odwróconą, jego woda stała nietknięta.

Gdy usłyszałam sygnał, wyjęłam kubek, wrzuciłam torebkę i postawiłam herbatę na blacie. Czy powinnam usiąść z nią przy stole? Miałam wrażenie, że i stół, i Talona otacza niewidzialny mur, w którym tylko ogon Rogera robił jakiś wyłom. Pies przycupnął na stopach Talona. Chciałam przykucnąć, żeby pogłaskać jego miękki łeb, ale zatrzymałam się w pół drogi.

Poczułam, że nie jestem mile widziana.

– Chodź i usiądź, jeśli masz ochotę – usłyszałam.

Wzięłam kubek i zajęłam miejsce naprzeciwko Talona. Wydawało mi się, że nie powinnam siadać obok niego.

Co się okazało strategicznym błędem.

Talon znalazł się dokładnie w moim polu widzenia. Nie mogłam na niego nie patrzeć.

Włosy miał potargane i seksowne. Przeciągnął po nich palcami, mierzwiąc je jeszcze bardziej. Cudowne brązowe oczy były zapadnięte i otoczone ciemnymi obwódkami.

– Przykro mi… Przykro mi, że nie możesz spać – zająknęłam się.

Odchrząknął.

– Nie ma powodu. Nigdy nie sypiam.

To nie może być prawdą. Wszyscy ludzie muszą spać!

Po raz kolejny postanowiłam nie naciskać.

– Normalnie nie mam z tym kłopotów – powiedziałam. – Ale pierwsza noc w nowym łóżku jest dla mnie zawsze trudna. Jestem pewna, że jutro będzie już w porządku.

– Tak, na pewno. Demony tego domu przestaną cię niepokoić. – Talon zacisnął te swoje pełne ciemne wargi.

Demony? O jakim piekle on mówi? Prawdopodobnie ma koszmary, jeszcze z wojska. Może nawet stres pourazowy? Czy chodzi na jakąś terapię?

Z pewnością nie miałam prawa o to pytać.

– Mnie tam nie męczą żadne demony. Nie licząc, oczywiście, mojego byłego. Który mnie totalnie upokorzył jakiś tydzień temu.

Talon uniósł brwi.

Czy to go naprawdę zainteresowało?

– To z pewnością był dla ciebie ciężki cios.

Zdenerwował mnie ten ton. Talon wydawał się mówić serio, ale z głosu przebijało coś niepokojącego. Nuta sarkazmu? Nie byłam pewna przesłania komentarza, więc postanowiłam potraktować go dosłownie.

– Szczerze mówiąc, byłam tym tak zażenowana, jak jeszcze nigdy w życiu. Ale tak naprawdę to myślę, że już się nie kochaliśmy. Byliśmy razem przez całe cztery lata licencjatu w Denver, a potem tam zostałam i poszłam na prawo, a on pojechał do Nowego Jorku, na staż w firmie jego ojca. Jakoś udawało nam się to utrzymywać, ale związki na odległość są trudne. Teraz jak na to patrzę, powinniśmy byli zerwać.

Talon wstał.

– Jestem pewien, że wyjdziesz z tego. Wierz mi, mogło skończyć się dużo gorzej.

Skóra mi zapłonęła.

Jak on śmie to umniejszać? Nie zjawiłam się tutaj po to, by błagać o litość! Powiedziałam mu wprost, że cały ten związek był pomyłką i że powinniśmy rozstać się z Colinem lata temu. Oczywiście zawsze mogło być gorzej.

Zawsze może być gorzej.

Wstałam również. I spojrzałam prosto w jego świecące czarne oczy.

– Masz rację – wysyczałam. – Wyjdę z tego. Czy ja powiedziałam, że nie? Wiem, że są dużo gorsze rzeczy niż bycie porzuconą przy ołtarzu. Ale to nie zmienia faktu, że zostałam totalnie upokorzona.

Talon potrząsnął głową, tłumiąc śmiech.

– Rozumiem. Już z tego wyszłaś.

Jego słowa wpełzły pod mi skórę, jeżąc włos. Dlaczego wszystko, co mówił, wbijało się we mnie jak szpikulec do lodu?

– Słuchaj, prawie mnie nie znasz. Dlaczego tak łatwo przychodzi ci ocenianie mnie?

– Wiem o tobie więcej, niż myślisz, niebieskooka. Wiem, że od życia dostałaś tyle dobrego, że najgorsza rzecz na świecie, jaka mogła ci się przydarzyć, to upokorzenie w dzień ślubu.

– Jeśli chcesz wiedzieć, wcale dużo nie dostałam. Wychowałam się w skromnych warunkach. – Miałam jedną ósmą tej jego wyrafinowanej kuchni, kuchenkę Vikinga i to wszystko. – O czym, jak widać, nie masz pojęcia.

Znowu stłumił śmiech. A, niech to szlag, moje wkurzenie wzrosło jeszcze bardziej!

– Są rzeczy, których się nie da się kupić za pieniądze, niebieskooka. Wychowana w skromnych warunkach czy nie, mogłaś skończyć szkołę. Mogłaś pójść na prawo. Jak tylko zdasz egzamin, będziesz mogła znaleźć pracę za przyzwoite pieniądze. A z twoim wyglądem i z tym pociągającym ciałem nie będziesz mieć żadnego problemu ze znalezieniem faceta. Więc nie mów mi, że nie dostałaś od życia wiele dobrego.

Ostatnie słowa mnie zastanowiły. Uczepiłam się tego „wyglądu” i „pociągającego ciała”. Czyżbym go pociągała? Tego boga z westernów? Pociągałam go?

Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale zanim wykrztusiłam z siebie choćby jedno słowo, Talon chwycił mnie za ramię, przyciągnął i przycisnął swoje usta do moich.

To był bardzo śmiały pocałunek. Po prostu wepchnął mi język między wargi i zaanektował mnie. Po prostu zaanektował.

Nogi mi zadrżały. Boże…

Z Colinem całowałam się przez siedem lat. I…

Nigdy nie było tak jak teraz.

Pożerał mnie, a ja się w nim roztapiałam. Złapał mnie z tyłu za włosy i ciągnął je, wciąż wdzierając się w moje usta. Poczułam, że moją cipkę raz za razem poraża elektryczny wstrząs. Nigdy dotąd żaden mężczyzna nie ciągnął mnie za włosy i… Boże!

Zachłannie odpowiedziałam na jego pocałunek. Taki kojący balsam na moje zdruzgotane ego. Ten mężczyzna… uważał, że jestem atrakcyjna… Całował mnie…

Oderwał usta od moich i zaczął ssać moją szyję, wędrując delikatnymi pocałunkami w kierunku mojego ucha.

– Boże, niebieskooka…

Nogi omal nie odmówiły mi posłuszeństwa, podtrzymał mnie.

– Ten facet, którego prawie poślubiłaś… – wyszeptał wprost w moje ucho. – Całował cię kiedyś tak, niebieskooka?

Otworzyłam usta, ale zdołałam wydobyć z siebie wyłącznie westchnienie.

Talon wsunął język w głąb mojego ucha, a ze mnie zrobiła się niemal mokra plama u jego stóp.

Weź mnie do swojego łóżka, powiedziałam w myślach. Weź mnie do łóżka i pieprz jak wariat!

– Powiedz mi – zażądał. – Całował cię tak kiedyś?

– Nie.

Znowu przywarł ustami do moich. Nasze języki połączyły się, a nogi zmiękły mi jeszcze bardziej. Gładziłam jego twarde ramiona, rozkoszując się mięśniami pokrytymi gładką brązową skórą. Ścisnęłam je, a potem objęłam go za szyję, chcąc jak najbardziej zmniejszyć dystans, który jeszcze nas dzielił.

Bliżej… Chcę być bliżej.

Ale on przerwał pocałunek z głośnym cmoknięciem i uwolnił moje włosy. Niemal upadłam; złapałam równowagę, chwytając się oparcia krzesła.

Jęknęłam, bo utraciłam jego wargi, jego ramiona.

Jego pożądanie.

Stał, patrząc na mnie mnie. Nie – wpatrując się we mnie. Jego czarne oczy wypalały dwie dziury w mojej skórze.

Czy zamierza mi coś powiedzieć? Co ja teraz powinnam zrobić? Czy powinnam przeprosić? Ale przecież nie ja go całowałam! To on mnie całował. Czy on powinien przeprosić?

Nie. Żadnych przeprosin. Ominął mnie, wyszedł z kuchni i oddalił się do swojego pokoju. Jasny kundel deptał mu po piętach.

Opadłam na krzesło i objęłam dłońmi ciepłą filiżankę z herbatą.

Jego woda pozostała nietknięta.

***

Rita’s Café była uroczą niewielką rodzinną knajpką na głównej ulicy Snow Creek.

Siedziałam naprzeciwko Jorie. Uparła się, żeby zaprosić mnie na śniadanie poza domem pierwszego dnia mojego pobytu w miasteczku, chcąc ugościć mnie tym, co nazwała „najlepszą kawą na świecie”. Byłam nieco sceptyczna. Lubiłam naprawdę mocną kawę, naprawdę mocną, a w większości restauracji serwowano gorącą brązową wodę. Podniosłam filiżankę do ust i upiłam łyk.

Ups… Brązowa woda. Ale nie miałam serca powiedzieć tego Jorie.

Wzięłam głęboki oddech i zebrałam całą odwagę.

Zamierzałam wypytać ją o brata. Nie, nie powiedziałabym jej o skradzionym mi pocałunku ostatniej nocy, przynajmniej jeszcze nie teraz. Z Talonem Steelem coś było jednak nie tak. A Jorie prawdopodobnie wiedziała, o co chodzi.

– Jak się już tutaj uwiniemy – odezwała się – pokażę ci Snow Creek. To najpiękniejsze miasteczko na świecie. Mamy tu kancelarię prawniczą, gdzie mogłabyś znaleźć pracę. No i zawsze pozostaje biuro prokuratora miejskiego.

– Nie zdałam jeszcze egzaminu – przypomniałam.

– Dla takiego geniusza jak ty to czysta formalność. Wiesz, że zdasz, Jade.

Ufałam sobie w tej kwestii, ale znałam ludzi, którzy byli podobnie pewni siebie, lub nawet bardziej, a jednak oblali.

– Mam nadzieję – odparłam. – W przeciwnym razie będę musiała czekać kolejnych sześć miesięcy, zanim znów mnie dopuszczą. Ale bez obaw. Zawsze mogę znaleźć pracę jako kelnerka czy coś w tym stylu. Dopóki studiuję. Nie zamierzam być dla was ciężarem.

– A kto mówi, że jesteś?

Świetnie! Oto furtka, na którą czekałam.

– Na przykład twój brat.

– Talon? Dlaczego miałby powiedzieć coś podobnego?

– No, może nie dosłownie. Ale gdy jechaliśmy wczoraj do domu, wspomniał, że się narzucam.

Dobra, trochę to naciągnęłam. W rzeczywistości powiedział, że mogę używać jednego z samochodów Steelów. To ja użyłam frazy „narzucać się”, a on ją tylko powtórzył.

– Jestem pewna, że tylko żartował. Tal jest… On taki właśnie jest.

Moja ciekawość rosła.

– Co masz na myśli?

– Wiesz, że był w Europie z marines, prawda? A nic o tym nie mówi. Choć zawsze był typem zamkniętego faceta. Jestem dużo bliżej z Joem i Ryanem niż z Talem. To samotnik.

– Chyba to zauważyłam. Dzisiaj w środku nocy chciałam zrobić sobie herbaty, i odkryłam ze zdumieniem, że siedział sam w ciemnej kuchni.

– Ma problemy ze snem. Bardzo często wstaje w nocy.

– Tylko dlaczego przesiaduje w ciemnościach? Dlaczego nie włączy sobie telewizora albo nie poczyta książki? Czy coś w tym rodzaju?

Marjorie zacisnęła usta i zaczęła się bawić palcami.

– Talon był zawsze trochę wycofany. Ale to dobry człowiek, Jade. Po prostu… ma problemy. Chodzi mi o to, że był w Iraku. Nie mam pojęcia, co tam widział, a on nigdy o tym nie opowiada, a przynajmniej nie mnie. Ale to musiało jakoś na niego wpłynąć.

– Myślisz, że to stres pourazowy? – zapytałam.

Jorie potrząsnęła głową.

– Zastanawiałam się nad tym… Och! – Jej oczy rozwarły się szeroko, kiedy drzwi do knajpki się otworzyły z lekkim skrzypnięciem.

Obejrzałam się i zamarło mi serce.

Talon Steel szedł wyprostowany jak struna. Jego tyłek wyglądał jak zwykle świetnie w obcisłych dżinsach. Rękawy czarnej westernowej koszuli były podwinięte. Odsłaniały obłędne brązowe przedramiona.

– Hej, Tal, tutaj! – Jorie zawołała, machając, żeby do nas dołączył.

Przeszły mnie ciarki. Jedyne, o czym mogłam myśleć, to o pocałunku ostatniej nocy. O języku, który mnie pożerał, jakbym była jego ostatnim posiłkiem. Nie widziałam go od tego czasu. Nie byłam pewna, jak się zachować.

– Biorę tylko kawę na wynos, ale dzięki. – Podszedł do kontuaru.

– Proszę, dołącz do nas!

Dlaczego te cholerne słowa wyszły z moich ust?

Marjorie spojrzała na mnie, jakbym miała dwie głowy. Zmarszczyła brwi.

– Tak, siadaj Talonie – powiedziała. – Masz chyba kilka minut, żeby pobyć ze swoją małą siostrzyczką i jej przyjaciółką, prawda?

Talon odwrócił się od baru. W jego czarnych oczach migotał ogień i…

Smutek?

– Tak, jasne. Myślę, że mam kilka minut.

– Moi bracia nie odmówią mi niczego. – Uśmiechnęła się Jorie. – Oczywiście, są też nadopiekuńczy jak cholera. To cena, jaką się płaci, gdy się jest najmłodszą i w dodatku jedyną dziewczyną.

To prawda, Jorie była najmłodsza. Ale nigdy nie pytałam jej o wiek braci.

– Ile oni mają lat?

– Jonah trzydzieści osiem, Talon trzydzieści pięć, a Ryan trzydzieści dwa.

No, no. Talon jest zatem dziesięć lat ode mnie starszy. Oczywiście, wiedziałam, że jest starszy, ale nie miałam pojęcia, o ile. Jorie miała dwadzieścia pięć lat, tak samo jak ja. Wyglądało na to, że była spóźnioną wpadką.

– Chyba nie zdawałam sobie sprawy z tego, że są aż tak dorośli…

– Och, ganiałam za nimi, kiedy byłam mała, doprowadzając ich tym do białej gorączki!

– Musiałaś mieć wesołe dzieciństwo.

– Hm, no tak… Nigdy dobrze nie poznałam mamy.

Boże, jaka ze mnie idiotka!, westchnęłam w duchu. Jej matka zabiła się, kiedy Jorie miała zaledwie dwa lata.

– Strasznie przepraszam! Nie wiem, co powiedzieć.

Marjorie spróbowała się uśmiechnąć.

– Nie ma sprawy. Chodzi mi o to, że rzeczywiście wyrosłam na fantastycznym ranczu, ze wszystkim, co można mieć za pieniądze, i trójką starszych braci, którzy mnie adorowali.

– Adorowali cię? – Talon usiadł. Postawił swoją kawę z babeczką na stole. – Skąd ta myśl, że cię adorowaliśmy, maluchu?

Zachichotałam. Przezwisko nie pasowało do Jorie. Miała wzrost modelki.

– Co dzisiaj masz do zrobienia w mieście, Tal? – zapytała.

– Po prostu miałem apetyt na jedno z ciasteczek Rity. – Talon ugryzł kawałek. Okruchy wylądowały na stole. – A co wy tu robicie?

– Oprowadzam Jade po Snow Creek. Musiałam ją zapoznać z kawą Rity.

– Prawda – zgodził się Talon. – Najlepsza kawa po tej stronie Gór Skalistych.

Trwali w iluzji, a mimo to się uśmiechnęłam. Jeśli ta lura, z którą miałam do czynienia, była mocną kawą w tych stronach, będę musiała zajrzeć do sklepu i kupić ekspres, młynek i trochę przyzwoitych ziaren.

– Niedaleko stąd jest biuro prokuratora miejskiego – powiedziała Marjorie. – Znam go. Nazywa się Larry Wade. Możemy tam wpaść. Przedstawiłabym cię, jeśli masz ochotę.

Zerknęłam na moje szorty z naszywką Daisy Duke i szkarłatny top bez rękawów. Nie byłam w stosownym stroju na spotkanie z potencjalnym pracodawcą.

– Nie dzisiaj – odparłam. – To znaczy, spójrz na mnie.

Talon odwrócił się w moją stronę, napotykając mój wzrok.

Jego czarne oczy płonęły. Ta cieniutka warstwa ubrania, jaką miałam na sobie, roztopiła się pod jego świdrującym spojrzeniem. Sutki stwardniały mi pod stanikiem i szybko stały się widoczne; dwie gumeczki na końcu ołówka, ukryte pod czerwienią. Moje walory sprawiały, że nigdy nie widziałam sensu w noszeniu usztywnianych biustonoszy. Oczywiście, płaciłam za to cenę, gdy było mi zimno albo byłam nadzwyczaj podniecona. Wtedy zapalały się moje przednie reflektory.

Nie potrzebowałam już nic więcej.

Wargi Talona zadrżały minimalnie. Czyżby powstrzymywał uśmiech? Nie uśmiechał się często. Zauważył moje sutki, tego byłam pewna. Pewnikiem było także ciepło mojej skóry i przyśpieszone bicie serca.

Skrzyżowałam ramiona na piersi, co spowodowało, że picie kawy stało się dość trudne. Swoją drogą i tak była do niczego.

Talon skończył babeczkę i zgarnął okruszki na dłoń.

– Mam kilka spraw do załatwienia, drogie panie – oznajmił. – Do zobaczenia w domu, na kolacji.

No tak, kolacja.

Steelowie mieli pomoc domową i kucharkę w jednym, Felicię. Przychodziła codziennie, ale nie miałam pewności, czy przywyknę do tego, że się dla mnie gotuje i sprząta. To było takie odległe od życia, jakie wiodłam przez lata! Mój tato pracował jako budowlaniec i zarabiał przyzwoicie, ale nasz styl życia był odległy od tego, jak żyli Steelowie, o lata świetlne. Nigdy nie mieliśmy sprzątaczki ani kucharki na przychodne.

Nie mogłam się powstrzymać, by nie patrzeć na Talona, gdy szedł w stronę drzwi. Był po prostu niezłym facetem. Z niezłym tyłkiem. Moje dłonie pociły się; wytarłam je w dżins moich szortów.

Nie mogłam złapać tchu.

Nigdy nie zapomnę naszego pocałunku.

Saga braci Steelów

Подняться наверх