Читать книгу Saga braci Steelów - Helen Hardt - Страница 6
Rozdział drugi Jade
ОглавлениеChwyciłam dzwoniącą komórkę leżącą na nocnym stoliku. Jorie. Oczywiście. Trudno było uwierzyć, że czekała tak długo z telefonem, ale poprzedniego wieczoru i większość dzisiejszego dnia spędziła w Grand Junction na kursach gotowania. Wciągnęłam powietrze. Jak mam jej wyjaśnić, co się stało? Prędzej czy później musiało dość do tej rozmowy. Po prostu miałam nadzieję, że nie będzie na mnie zbytnio zła za to, że zataiłam przed nią relację z Talonem.
– Cześć – rzuciłam do telefonu.
– Nie cześciuj mi tutaj. Gdzie ty się, do cholery, podziewasz?
– W hotelu w Grand Junction. Właśnie wróciłam z Carltona. Byliśmy na kolacji z matką i jej obecnym chłopakiem.
– Brooke jest w mieście? Jak to, na Boga… O nie, nie uda ci się to. Nie odwrócisz mojej uwagi, wspominając o Brooke Bailey czy kimkolwiek innym. Co się dzieje, Jade?
– Jak tam twoja pierwsza lekcja gotowania? Warto na nią poświęcać piątkowy wieczór i całą sobotę?
No dobra, to było tanie zagranie, ale Jorie była trochę rozpieszczona i mogła złapać przynętę, żeby zacząć opowiadać o sobie.
– Nieźle.
– No tak, więc… – Nie miałam pojęcia, co jej powiedzieć. Była moją najlepszą przyjaciółką i nigdy nie miałyśmy przed sobą tajemnic. Aż do teraz.
– Jade, to nie jest śmieszne. Dlaczego wyjechałaś?
– A dlaczego nie zapytasz o to Talona?
– Zapytałam Talona. Wszystko, co mi powiedział, to to, że musiałaś wyjechać.
– Kazał mi wyjechać.
– Co się, do cholery, dzieje? Dlaczego Talon kazał ci wyjechać? Nie rozumiem tego. Dlaczego miałoby go jakkolwiek obchodzić, czy jesteś na ranczu, czy nie?
Westchnęłam ciężko. Nie chciałam o tym rozmawiać z Jorie przez telefon. Do takiej rozmowy powinno się serwować pizzę, butelkę czerwonego wytrawnego wina i kubeczek lodów.
– Możesz przyjechać do miasta? – zapytałam.
– Jade, ja właśnie wróciłam z miasta.
– Nie chcę o tym rozmawiać przez telefon.
– Szczerze mówiąc, ja też nie, ale nie mamy wyboru. Muszę wiedzieć, co się dzieje między tobą i moim bratem.
Gdybym to wiedziała. To, czego nie wiedziałam o tym, co się dzieje między Talonem i mną, mogłoby zapełnić grubą książkę. Ciągnęło nas ku sobie. Nie, nie, to było zbyt grzeczne. Łączyła nas wściekła chemia seksualna. Nie, to też nie to. Kryło się w tym coś więcej, nawet Talon to czuł. Nie miałam co do tego wątpliwości. Łączyła nas niepohamowana namiętność i wzajemna potrzeba siebie. Wciąż nie to. Ha, czemu by nie rzucić bomby?
– Zakochałam się w nim.
Zapadła cisza. Jak wskazywał mój zegarek, upłynęła dokładnie minuta.
– Jorie?
– Tak, jestem.
– Przykro mi, że ci tego nie powiedziałam.
– Powinno być ci przykro. – Jej głos brzmiał szorstko, wyczuwało się w nim napięcie. – Myślałam, że nie mamy przed sobą tajemnic.
Poczułam gulę w gardle.
– Wiem. Tak cię przepraszam, Jorie. Po prostu nie wiedziałam, jak ci o tym powiedzieć. Sprawy się tak szybko potoczyły…
– Jade, mieszkałaś na ranczu ponad miesiąc. Chyba nie sądzisz, że ci uwierzę, że przez cały ten czas nie znalazłaś chwili, by mi o tym powiedzieć.
Przygryzłam wargę. Jorie miała wszelkie prawo być na mnie wściekła. Ja byłam wściekła na samą siebie. Zasługiwała na więcej niż tylko tajemnice.
– Wiem. Przepraszam. Po prostu nie wiedziałam, co pomyślisz o twoim bracie i o mnie…
– Nie dałaś mi szansy, żebym o czymkolwiek mogła pomyśleć. – Głos miała zduszony, jakby te słowa ją dławiły.
Mnie samą dręczył niepokój. Poprzedniego wieczoru Talon wydawał się dziwniejszy niż zwykle. Wpadł w szał i krzyczał, żeby to przerwać. Co miałam przerwać? Wciąż nie wiedziałam.
– Ja… myślę… że Talon potrzebuje pomocy, Jorie. Myślę, że powinien się spotkać z psychiatrą, terapeutą czy kimś takim.
– Jade, musisz mi w tym pomóc. O czym my rozmawiamy? O zdrowiu psychicznym mojego brata, czy że ty i mój brat kochacie się od miesiąca, a ja nawet o tym nie wiedziałam? – Jej głos wibrował od gniewu.
Ty i mój brat kochacie się, powiedziała. Prawda była taka, że nie miałam pojęcia, czy Talon mnie kocha. Na samym początku oznajmił mi, że nigdy mnie nie pokocha, ale pragnęłam go tak bardzo, że się tym nie przejęłam. Powiedziałam Jorie, że ja kocham Talona. Nie powiedziałam, że on mnie kocha.
– Posłuchaj, nie mam samochodu. Przyjechałam tu taksówką. Naprawdę nie mogę o tym rozmawiać przez telefon. – Oczy zaszły mi łzami. – Jutro?... Proszę!
Ledwo żyłam po kolacji spędzonej z matką i jej chłopakiem, Nikiem Kostasem. Jorie zasługiwała na coś lepszego niż rozmowa ze mną w takim stanie. Miałam, cholera, w ogóle szczęście, że rozmawia ze mną po tym, jak wszystko przed nią zataiłam.
– Nic z tego. Będziemy o tym rozmawiać teraz.
Przytaknęłam, wiedząc doskonale, że Jorie nie może się ze mną spotkać.
– W porządku. Od czego mam zacząć?
– Zacznij od tego, dlaczego mój brat kazał ci opuścić mój dom, do cholery!
– Odpowiedzią jest wielkie NIE WIEM.
– Nie kupuję tego, Jade. Mówisz, że jesteś w nim zakochana.
– Tak. – Przełknęłam ślinę.
– To dlaczego, na Boga, kazał ci wyjechać? Czy on nie odwzajemnia twoich uczuć?
– Nie mam pojęcia. Nigdy mu nie mówiłam o moich uczuciach.
Nic nie odpowiedziała, ale po chwili spytała:
– A czy on jest w tobie zakochany?
Poczułam, jakby w serce wbijał mi się scyzoryk.
– Nie. Nie jest.
– Nic z tego nie rozumiem.
– Ja też nic z tego nie rozumiem.
Przez następną godzinę zdawałam relację z tego, co się działo między mną a Talonem. Pominęłam szczegóły naszego nieprawdopodobnego seksu, ale nie oszczędziłam jej żadnych innych szczegółów. Opowiedziałam, jak spotkaliśmy się w nocy w kuchni, jak rozmawialiśmy, jak on mnie całował, jak powiedział mi, że nigdy mnie nie pokocha, ale że mnie potrzebuje, pożąda… Aż do ostatniej nocy, kiedy zaprosił mnie na elegancki obiad w swoim pokoju.
– Nie mogę uwierzyć, że to wszystko działo się pod moim własnym dachem, a ja nie o tym nie miałam pojęcia – powiedziała Jorie.
– No tak, większość z tego działa się w nocy, a ty, jak sama wiesz, śpisz jak kamień.
– Ale Jade, dlaczego to przede mną zataiłaś? Mówimy sobie przecież wszystko.
Pociągnęłam nosem.
– Wiem. To jest po prostu… On jest twoim bratem, Jorie. Jest w nim coś takiego… Jakoś wydawało mi się, że nie mam prawa nic powiedzieć. Wiesz, jaki on jest zamknięty.
– Talon nie jest aż tak zamknięty, jak myślałam. Szczerze mówiąc, jestem zachwycona, że się z tobą związał. Nie jestem pewna, czy związał się z kimkolwiek do tej pory.
– I właśnie w tym tkwi problem. Nie mam pewności, czy my rzeczywiście kiedykolwiek byliśmy związani. Chodzi mi o to, że on odcinał się ode mnie na każdym kroku. Nawet po tym, jak… Jak spędziliśmy ze sobą intymne chwile.
– Masz na myśli, jak się pieprzyliście? Możesz powiedzieć to słowo, Jade. Pieprzyłaś się z moim bratem. Wytrzymam to. Ja po prostu nie mogę pojąć, czemu mi się nie zwierzyłaś.
Nie wiedziałam, jak inaczej mam jej to wyjaśnić. Chciałam się jej zwierzyć, ale Talon bywał czasami taki zagadkowy. Obwarowany grubymi murami. Nie zamierzałam opowiadać komukolwiek, co się między nami działo, nawet mojej najlepszej przyjaciółce. Jak jej to wytłumaczyć?
– Proszę, nie bądź na mnie zła, Jorie. Nie zniosłabym straty jeszcze ciebie.
– O matko! Nie straciłaś mnie. I prawdopodobnie nie straciłaś Talona. Powiedz mi tylko, dlaczego kazał ci wyjechać.
– Już ci mówiłam. Robiłam mu masaż i nagle on… doznał jakiegoś załamania. Zaczął wrzeszczeć. Nie sposób było z niego wyciągnąć nic poza słowem „przestań”. Szczerze mówiąc, trochę się wystraszyłam. Kiedy w końcu udało mi się go uspokoić, w ogóle ze mną nie rozmawiał. Po prostu powiedział, że muszę się wyprowadzić. Oświadczyłam, że nie mogę zrobić tego teraz, w nocy, na co on odrzekł, że mam wyjechać rano. I tego samego ranka, kiedy wyszłam spod prysznica, znalazłam czerwoną różę na łóżku.
– Czerwoną różę?
– Tak. Bez żadnego liściku ani niczego takiego. Myślę, że od niego, bo ciebie nie było w domu.
– Nawet jakbym była, nie zostawiałabym ci czerwonej róży. Wiesz, co to oznacza?
Nie wiedziałam, co to mogło oznaczać dla Talona, zwłaszcza że wcale nie był typem faceta obdarowującego kwiatami.
– Nie. A ty wiesz?
– Jade, czerwona róża – pojedyncza czerwona róża – oznacza miłość. Talon cię kocha.
Telefon wyślizgnął mi się z ręki i stuknął o podłogę, serce mi waliło.
– … skąd wziął tę różę? – mówiła Jorie, gdy przyłożyłam telefon z powrotem do ucha.
– Przepraszam, co mówisz? – Ręka mi dygotała.
– Zastanawiam się, skąd wziął tę różę. Nie hodujemy róż na ranczu.
Uczepiłam się kurczowo tego „Talon cię kocha”. Pot oblepiał mi dłonie. Milczałam.
– Chcę, żebyś wróciła – powiedziała wreszcie Jorie. – Wróć jutro, dobrze?
– Nie mogę – odparłam, wciąż cała się trzęsąc.
– Dlaczego nie, do cholery? To jest też mój dom.
Jeszcze nie wymówiłam pracy w biurze prokuratora miejskiego w Snow Creek. Planowałam zadzwonić do mojego szefa, Larry’ego Wade’a, w poniedziałek. Jutro jest niedziela. Powrót do Snow Creek sprawi, że nie będę musiała szukać nowej pracy w mieście. Dodatkowo będę mogła użyć dostępnych mi, jako prokuratorowi miejskiemu, narzędzi śledczych do przeprowadzenia własnego dochodzenia. Nie mogłam jednak wrócić i zamieszkać w domu Jorie. Nie z Talonem po drugiej stronie holu. Cokolwiek ta róża oznaczała, nie znaczyła, że mnie kocha. Nie chciał, żebym tam była, a ja nie chciałam dłużej cierpieć. Ciągłe patrzenie na niego, ciągłe jego pragnienie – byłoby mi łatwiej wyrwać sobie serce z piersi.
– Wiesz, gdzie mogłabym wynająć mieszkanie tu, w mieście?
– Nie wynajmiesz żadnego mieszkania. Mieszkasz ze mną.
– Nie mogę, Jorie. Byłoby zbyt trudne widywać Talona codziennie, a on nie chce, żebym u was mieszkała.
Jorie zacisnęła zęby. Fakt, nie widziałam jej, ale wiedziałam, że to robi.
– W porządku. Załatwimy ci jutro miejsce w hotelu. Możesz tam mieszkać przez kilka nocy, póki nie znajdziemy ci mieszkania.
– Ja… – O Boże, czemu to było takie skomplikowane? – Nie mogę wrócić jutro. Całą gotówkę, jaką miałam, wydałam na taksówkę, żeby tu przyjechać.
– Gotówkę? Naprawdę martwisz się o kasę? Zapłacę za twój kurs, na litość boską.
– Zrobiłaś już dla mnie wystarczająco dużo.
– Nie, nie zrobiłam wystarczająco dużo. Moja najlepsza przyjaciółka zataiła przede mną poważną tajemnicę. W oczywisty sposób nie okazałam się dobrą przyjaciółką.
– Jorie, jesteś najlepszą przyjaciółką. Wiesz o tym.
Usłyszałam, jak pociąga nosem.
– O Boże, nie płacz, proszę.
– Nic mi nie jest. Tylko proszę, pozwól mi zapłacić za twoją taksówkę. Pomogę ci z hotelem, póki nie znajdziemy ci ładnego mieszkania, na które będzie cię stać. Dobrze?
– Nie. Nie pomyślałam o jednym. W mieście mogę zapłacić za taksówkę kartą kredytową.
Wzięłam głęboki wdech.
Wracałam do Snow Creek.