Читать книгу Nie ma mowy! - Helen Russell - Страница 8
2
ОглавлениеPrzyspawane do iPada dzieci ledwo podnoszą głowy, kiedy wchodzę. Wizyta fajnej cioci Melissy spotyka się z większym entuzjazmem. Po niecałych pięciu sekundach już leży przyszpilona do podłogi i jeśli dobrze widzę, mocuje się z obojgiem w korytarzu. Pojawia się Greg, wpatrzony ze zmarszczonym czołem w smartfona, którego jednak pośpiesznie chowa do kieszeni, kiedy nas zauważa.
– Och. Hej… – mówi swoim najbardziej kłapouchowatym tonem.
– Czy ty masz na twarzy odcisk poduszki?
– Mo… możliwe, że mi się przysnęło – przyznaje, czerwieniejąc.
Nagroda Ojca Roku już w drodze.
– Uwielbiam drzemki – wtrąca szlachetnie Melissa. – To jak mieć dwa dni w jednym.
– Eee… no. Herbaty?
– Dzięki. Dla mnie zielona – mówię i patrzę, jak Greg pełznie do czajnika.
Nigdzie nie widzę nawet śladu torby z rzeczami na basen, a teczka z nutami Charlotte leży w tym samym miejscu, w którym zostawiłam ją wczoraj. Greg ewidentnie zapomniał o jednym i drugim, pochłonięty wyżeraniem wszystkich saszetek z płatkami śniadaniowymi, które kupiłam dla dzieci…
Ostrożnie przysiadam na kuchennym krześle – ostrożnie, żeby nie wzburzyć mdłości nadal falujących pod powierzchnią. W każdej chwili mogą zmienić się w tsunami. Jęczę w duchu. Jedyne, czego teraz chcę, to schować się pod kołdrą z butelką lucozade zero. Jako matka dwójki dzieci mam jednak swoje obowiązki. I możliwe, że jeszcze trochę wymiocin pod stanikiem…
Po kilku powolnych oddechach z trudem przełykam ślinę wymieszaną z żółcią i rozglądam się po kuchni. Na blatach zalegają na wpół opróżnione opakowania po jedzeniu na wynos i folia po kanapkach, jak jakaś instalacja artystyczna.
– Widzę, że obsesja zdrowego żywienia cię nie opuściła…
– Hę?
– Spojrzałeś chociaż na kuchenkę pod moją nieobecność?
Twarz Grega tężeje w jego ulubionym wyrazie zmęczonej rezygnacji, a moja – w wyćwiczonej, spokojnej tolerancji. To mocna kombinacja, dzięki której zdołaliśmy jakoś przetrwać ostatnie kilka lat. Uznaję, że wywracanie wszystkiego do góry nogami nie ma teraz sensu, i wstaję, żeby poszukać paracetamolu. Albo wizytówki gabinetu wykonującego lobotomię. Albo chociaż płukanie żołądka. W tej chwili zgodziłabym się na każdą z tych możliwości.