Читать книгу I co ona ma zrobić? - Holly Bourne - Страница 9
ОглавлениеRozdział trzeci
Zanim wybrzmiał ostatni dzwonek, byłam już całkiem wyczerpana nerwowo. W czasie przerwy obiadowej brnęłam przez dodatkowe lektury, których potrzebowałam do uzyskania wyższej oceny z literatury angielskiej. Pozostawiona sama sobie dopuściłam do tego, że gnijące łajno poranka wsączyło się we mnie do ostatniej kropli. Doświadczałam mieszanki odrętwienia, wściekłości i bezsilności. Nie wiem, czy z psychologicznego punktu widzenia to w ogóle możliwe.
Dlaczego grupa doceniła MÓJ przykład dopiero wtedy, gdy Mike go przytoczył? Dlaczego nie postawiłam się dwóm odrażającym budowlańcom? I dlaczego takie rzeczy nadal się zdarzają?
Pragnęłam jedynie wrócić do domu i zapomnieć o wszystkim, ale czekało mnie jeszcze zebranie FemKlubu. Tym razem miała mu przewodniczyć Evie, a ja wiedziałam, jak bardzo się stresowała przed każdym wystąpieniem publicznym. Musiałam tam być, żeby ją wesprzeć. Zabrałam książki i w czasie zajęć ze sztuki i z fotografii poszłam do sali konferencyjnej. Telefon zapiszczał. Kolejna przeprosinowa wiadomość od mamy. Ciężko odchorowywała nasze kłótnie. Pozostawanie z kimś w negatywnych relacjach nie mieściło się w jej standardach etycznych. To jej słowa, nie moje.
Nawet nie wiedziałam, czego miało dotyczyć dzisiejsze zebranie. Nie miałam czasu zajrzeć do programu, który ostatniego wieczoru przesłała Evie. Nie spodziewałyśmy się, że nasza działalność odniesie aż taki sukces. W poprzednim semestrze walczyłyśmy o usunięcie obraźliwej piosenki ze szkolnej szafy grającej. Wygrałyśmy – i to było wielkie zwycięstwo. Jednak połowa szkoły nas po tym znienawidziła – i to już było słabe. Później wiele dziewczyn wyraziło chęć dołączenia do nas, a klub rozrósł się do ponad dwudziestu członkiń. W tym semestrze miałyśmy tylko dwa spotkania, ale liczba uczestniczek wzrastała. Poza tym Evie, Amber i ja wciąż organizowałyśmy prywatne spotkania Klubu Starych Panien poza szkołą, mogłyśmy więc spędzać czas tylko we trzy. Przecież nie można sprawiedliwie rozdzielić chrupek serowych między ponad dwadzieścia osób.
Pchnęłam ciężkie podwójne drzwi i weszłam do sali. Od progu uderzył mnie gwar rozmów. Niektóre z dziewczyn pomachały do mnie na powitanie, kiedy zmierzałam naprzód. Odmachałam im niemrawo, z trudem próbując wykrzesać z siebie energię. Emocje wciąż szalały we mnie niczym tornado. Najgorsze, że wokół panowała atmosfera... jak by to ująć... co takiego niezwykłego musiało się wydarzyć? Evie była kłębkiem nerwów. Jej zazwyczaj gładkie, wymuskane włosy zmierzwiły się od ciągłego przeczesywania ich dłonią. Amber obejmowała ją ramieniem, szepcząc słowa otuchy. Zmusiłam się do uśmiechu. Nie chciałam ich dodatkowo martwić. Nie w tak ważnej dla Evie chwili. Rzuciłam torbę na stojące nieopodal krzesło.
– Jak twoje ciśnienie? – spytałam.
Evie zaczerpnęła przesadnie głęboki oddech.
– Przypomnij mi, dlaczego postanowiłyśmy rozpocząć działalność publiczną?
Amber ścisnęła ją jeszcze mocniej.
– Bo to będzie dobrze wyglądać w podaniu o przyjęcie na studia? – zażartowała.
– Mój tata jest innego zdania. – Pokręciłam głową. Obie zrobiły współczująco-niedowierzające miny. Już wielokrotnie doradzały mi w walce na argumenty z nim. – Poza tym spotkanie jest publiczne, bo chcemy ocalić świat, a nie możemy tego robić w nienaturalnie sterylnym pokoju Evie, objadając się tostami z serem i pławiąc we własnej ideologii.
– Już się tak nie wymądrzaj. – Evie przebiegła wzrokiem po publiczności. – Wiesz, że to na mnie nie działa.
Uśmiechnęłam się smutno. Wiedziałam... Evie cierpiała na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, choć akurat w tym momencie miała nad nimi kontrolę. W ubiegłym roku, zanim ja i Amber dowiedziałyśmy się o tej przypadłości, było z nią bardzo źle. Czułam się winna, że poprosiłam ją o poprowadzenie spotkania. Jako przyjaciółka Evie miałam wymagającą i trudną rolę. Chodziło o utrzymanie delikatnej równowagi między niezmuszaniem jej do czegoś, co ją przeraża i powoduje jej gówniane samopoczucie, a zachowaniem świadomości, że czasem trzeba dać jej porządnego kopa, żeby się obudziła.
– Będzie dobrze, dasz radę. Wiesz o tym? – Objęłam ją, tak że teraz przytulałyśmy się we trzy.
– Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że pozwoliłaś zabrać głos komuś innemu. – Evie się uśmiechnęła.
– Chwila moment! – broniłam się, na co obie wybuchnęły śmiechem. – Nie jestem taka straszna... Zaraz... No dobra, jednak jestem!
Miałam opinię osoby raczej... gadatliwej. Chociaż akurat dzisiaj chciałam zaszyć się gdzieś w kącie i cichutko odpłynąć myślami. Mój nastrój się pogarszał. Ostatnie uczestniczki zebrania z wolna zapełniały salę. Po chwili nastąpiła cisza zapowiadająca początek posiedzenia. Wyciągnęłam notatnik, długopis i zaczęłam obgryzać skuwkę. Evie zaszeleściła kartkami i wstała, przygotowując się do przemówienia. Amber przysunęła się bliżej mnie.
– Myślisz, że da radę? – szepnęła. – Widziałam, jak wcześniej myła ręce.
Miażdżące poczucie winy gniotło mi sumienie.
– Powinno jej się udać – powiedziałam bez przekonania. – Nadal czasami tak robi. Byle nie na okrągło.
– Czytałaś program?
– Nie miałam czasu. – Pokręciłam głową.
Amber przysunęła się jeszcze bliżej.
– A tak przy okazji... U ciebie wszystko w porządku? – Zbłąkany kosmyk jej rudych kręconych włosów musnął mój policzek. – Nie było cię na obiedzie. I widzę, że coś cię gryzie.
Westchnęłam i otworzyłam usta, żeby jej odpowiedzieć, ale w tej samej chwili Evie odkaszlnęła, dając znak do rozpoczęcia obrad.
– Witam wszystkich – zapiszczała nerwowym głosem i ponownie zakaszlała. – Witam wszystkich – powtórzyła. Siedzące w rzędach naprzeciwko nas dziewczyny taktownie milczały. – Dziękuję za przybycie. – Dłonie Evie drżały, ale jej głos z każdym słowem stawał się mocniejszy. – Na ostatnim spotkaniu postanowiłyśmy, że wystartujemy z kampanią. Pojawiło się wiele pomysłów. Myślę, że dzisiaj mogłybyśmy zająć się nimi i stworzyć krótką listę tych, nad którymi będziemy głosować. Spraw, którymi powinnyśmy się zająć, jest całe mnóstwo... Czy ktoś z końca sali mógłby zgasić światło?
Jedna z dziewczyn podbiegła do przełącznika i pomieszczenie utonęło w mroku. Evie włączyła komputer, a za jej plecami rozświetlił się duży biały ekran.
– Znając Evie, wszystko zadziała perfekcyjnie... – szepnęła Amber. – Założę się o dziesięć funtów, że za chwilę wyciągnie swój słynny wskaźnik.
– Kiedy ja prowadziłam ostatnie spotkanie, w ramach przygotowań śpiewałam do siebie przed lustrem Eye of the Tiger – odszepnęłam, uśmiechając się w ciemności.
– Wyobraź sobie połączenie śpiewu i machania wskaźnikiem. Coś mi mówi, że opracowałaś idealną strategię przejęcia kontroli nad światem.
Roześmiałyśmy się, a w tym momencie Evie wskazała na ekran znajdujący się za jej plecami.
– Drogie panie, oto pierwsza propozycja. Jej autorką jest Sonia.
Sonia, niska dziewczyna z niewiarygodnie długimi blond włosami, przytaknęła z uśmiechem.
– Chodzi o najnowszą reklamę płynu po goleniu. Sonia uważa, że powinnyśmy przeciwko niej zaprotestować. Chwileczkę... – Evie chwyciła myszkę i włączyła odtwarzanie. – Oto i ona. – Wycelowała w ekran szpic złożonego parasola. Prawie jak wskaźnik. Rozbawiłoby mnie to, gdyby zaprezentowany film nie był tak porażająco smutny.
Słychać głośną, świdrującą muzykę. Na łóżku kotłują się chłopak z dziewczyną, oboje powalająco piękni, za nimi ściana z surowych cegieł. Chłopak przekręca się i kładzie na dziewczynie, chwyta ją za ręce i przytrzymuje, całując coraz agresywniej. Ona się śmieje, ale próbuje stawiać opór. Bębniące serce skakało mi do gardła, a żołądek wykręcił się na drugą stronę. To nie było fajne. Nie było dobre... Wtedy chłopak sięga do kieszeni spodni i wyjmuje flakonik płynu po goleniu. Spryskuje się, a dziewczyna natychmiast przestaje się szamotać. Chłopak całuje ją po szyi, słychać kobiece jęki i postękiwania. Światło gaśnie.
W sali zapadła przytłaczająca cisza. Wszyscy trawili to, co właśnie zobaczyli. Dało się słyszeć jedynie ciche odchrząkiwanie.
– Soniu? – podjęła Evie. – Czy chciałabyś wstać i wyjaśnić nam, dlaczego uważasz, że powinnyśmy potraktować tę reklamę jako punkt wyjściowy naszej kampanii?
Dziewczyna pokiwała głową, podniosła się i założyła za ucho kosmyk włosów.
– Zobaczyłam tę reklamę wczoraj wieczorem w telewizji. Chyba wszystkie zgodzimy się z tym, że jest niepokojąca. Chodzi o to, że w jawny sposób traktuje przemoc seksualną jako normę, a gwałtowi i nadużyciom w związku nadaje wręcz romantyczne zabarwienie.
To wszystko, co usłyszałam, zanim zobaczyłam Megan, naszą nową członkinię, która wstała po cichutku i niemal wybiegła z sali. Jej twarz była spięta i czerwona, jakby dziewczyna z całych sił próbowała powstrzymać płacz. Podniosłam się. Niewiele osób zwróciło na to uwagę. Większość przysłuchiwała się przemowie Soni.
– Zapewne doskonale wiecie, że statystycznie kobiety najczęściej padają ofiarą gwałtu ze strony osób dobrze im znanych, na przykład obecnego lub byłego partnera. Ta reklama właściwie do takiego zachowania zachęca. Zdaje się mówić: Kup nasz produkt. On pomoże ci wykorzystać dziewczynę. Dzięki niemu ci się nie oprze. Będzie zadowolona, że ją napastujesz!
Evie zerknęła na mnie i skinieniem głowy dała mi do zrozumienia, żebym poszła za Megan. Wybiegłam na korytarz i rozejrzałam się, szukając koleżanki. Znalazłam ją w najbliższej toalecie. Myła ręce nad umywalką. Płakała.
– O! Cześć, Lottie! – powiedziała, jakby nic się nie stało, mimo że trzęsły jej się dłonie, a po policzkach płynęły łzy.
Wyprostowała się i pospiesznie przetarła twarz, pragnąc strącić widoczne na niej ślady bólu.
– Cześć, chciałam tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Nie znałam jej zbyt dobrze. Zabrzmi to okropnie, ale była dla mnie jedynie dziewczyną Maksa, chłopaka należącego do zespołu zwanego Bajeranci. Chodziła z nim przez cały zeszły rok szkolny. Uczestniczyła ze mną i z Amber w zajęciach ze sztuki, ale nigdy dużo nie mówiła. Z Maksem wydawali się w sobie zakochani. Prawie nie widywałam ich osobno, dlatego wszystkich nas zaskoczyło, kiedy Max zerwał z nią w czasie wakacji.
Jeszcze bardziej nas zdziwiło, gdy dołączyła do FemKlubu, ponieważ wcześniej nie wykazywała żadnego zainteresowania jego działalnością. Megan wciąż trzymała dłonie pod strumieniem wody, mimo że całe mydło już dawno zdążyło spłynąć. Ciemne włosy zakrywały jej twarz. Podeszłam bliżej i zobaczyłam, że nie tylko ręce jej się trzęsą. Drżała na całym ciele.
– Nic mi nie jest.
– Megan? – Zbliżyłam się jeszcze bardziej. – Coś cię zdenerwowało? Chodzi o tę reklamę?
Wyprostowała się i spojrzała mi w oczy. Miała czerwone plamy na policzkach, a jej rzęsy były posklejane od mokrego tuszu. Zakręciła kurek z wodą.
– Nic mi nie jest... Nic mi nie... – Niespiesznie kręciła głową. – To tylko... Ta reklama... Coś mi przypomniała... Max... – Na ostatnim słowie głos uwiązł jej w gardle. – On... on... – jąkała się, potrząsając głową.
Co on?!
– Megan, czy Max coś ci...
– Wybacz, nie chciałam robić zamieszania – przerwała mi, a jej głos nabrał siły. – Chyba zbliża mi się okres.
Wyszarpnęła ręcznik z podajnika, poklepała się nim po twarzy, wytarła ręce i z impetem cisnęła do kosza zmiętą kulkę wilgotnego papieru. Ta odbiła się od krawędzi kubła. Co ona właśnie powiedziała? Co takiego jej się przydarzyło?
– Megan... Przykro mi, jeśli coś cię uraziło... Czy między tobą a Maksem zaszło coś...
– Nie, nie uraziłaś, znaczy nie uraziło... – Potrząsnęła głową. – Wszystko dobrze, czuję się świetnie. Jest super. – Dostrzegła powątpiewanie na mojej twarzy. – Poważnie.
– Megan... – Wszystko, na co było mnie stać, to bezmyślne powtarzanie jej imienia. – Możesz mi powiedzieć.
– I tak nikt mi nie uwierzy – wymamrotała bardziej do siebie niż do mnie. Po chwili podniosła na mnie wzrok i się uśmiechnęła. Tak, Megan uśmiechała się do mnie. – Mogę już nie wracać na spotkanie? – zapytała, jakby potrzebowała mojego pozwolenia. – Widzimy się jutro na sztuce.
Zanim zdążyłam otworzyć usta, zatrzymać ją, przytulić lub zrobić cokolwiek poza staniem jak słup soli, rozbita i oniemiała, Megan wymknęła się za drzwi, zostawiając za sobą słodką woń szkolnego mydła.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki