Читать книгу Satyry - Ignacy Krasicki - Страница 3

DO KRÓLA

Оглавление

IM wyżej, tym widoczniej, chwale lub naganie Podpadają królowie, najjaśniejszy panie.

Satyra prawdę mówi, względów się wyrzeka; Wielbi urząd, czci króla, lecz sądzi człowieka. Gdy więc ganię zdrożności i zdania mniej baczne, Pozwolisz, mości królu! że od ciebie zacznę.

Jesteś królem, a czemu nie królewskim synem?

To nie dobrze: krew pańska jest zaszczyt przed gminem. Kto się w zamku urodził, niech ten w zamku siedzi, Z tegoć powodu nasi szczęśliwi sąsiedzi.

Bo natura na rządczych pokoleniach zna się; Inszem powietrzem żywi, inszą strawą pasie.

Ztąd rozum bez nauki, ztąd biegłość bez pracy,

Mądrzy, rządni, wspaniali, mocarze, junacy;

Wszystko im łatwo idzie: a chociażby który,

Odstrychnął się na moment od swojej natury; Znowu się do niej wróci, a dobrym koniecznie Być musi, i szanownym w potomności wiecznie. Bo od czegoż poeci? skarb królestwa drogi, Rodzaj możny w aplauzy, w słowa nie ubogi; Rodzaj, co umie znaleźć, czego i nie było:

A co jest, a nie dobrze, żeby się przyćmiło.

I w to oni potrafią; ztąd też jak na smyczy,

Szedł chwalca za chwalonym, zysk niosąc w zdobyczy: A choć który fałsz postrzegł, kompana nie zdradził, Ten gardził, ale płacił; ów śmiał się, lecz kadził.

Tyś królem, czemu nie ja? mówiąc między nami, Ja się nie będę chwalił, ale przymiotami

Nie złemi się zaszczycam. Jestem Polak rodem,

A do tego i szlachcic: a choćbym i miodem Szynkował, tak jak niegdyś ów bartnik w Kruszwicy, Czemużbym nie mógł osieść na twojej stolicy?

Jesteś królem; a byłeś przedtem mości panem,

To grzech nieodpuszczony. Każdy, który stanem Przedtem się z tobą równał, a teraz czcić musi,

Nim powie: najjaśniejszy, pierwej się zakrztusi.

I choć się przyzwyczaił, przecież go to łechce: Usty cię czci, a sercem szanować cię nie chce. I ma słuszne przyczyny; wszak w Lacedemonie Zawżdy siedział Tessalczyk na Likurga tronie. Greki Archontów swoich od Rzymianów brali, Rzymianie dyktatorów od Greków przyzwali.

Zgoła, byleby nie swój, choćby i pobłądził, Zawżdy to lepiej było, kiedy cudzy rządził.

Czyń, co możesz, i dziełmi sąsiadów zadziwiaj, Szczep nauki, wznoś handel, i kraj uszczęśliwiaj;

Choć wiedzą, chociaż czują, żeś jest tronu godny, Niemasz chrztu, coby zmazał twój grzech pierworodny.

Zkąd powstał na Michała ów spisek zdradziecki?

Ztąd tylko, że król Michał zwał się Wiśniowiecki.

Do Jana, że Sobieski, naród nie przywyka, Król Stanisław dług płaci za pana stolnika.

Czujesz to, i ja czuję; więc się już nie troszczę, Pozwalam ci być królem, tronu nie zazdroszczę.

Źle to więc, żeś jest Polak; źle, żeś nie przychodzień;

To gorsza (lubo prawda, poprawiasz się codzień)

Przecież muszę wymówić, wybacz, że nie pieszczę, Powiem więc bez ogródki: oto młodyś jeszcze.

Pięknieżto! gdy na tronie sędziwość się mieści; Tyś nań wstąpił, mający lat tylko trzydzieści,

Bez siwizny, bez zmarszczków: zakał to nie lada.

Wszak siwizna zwyczajnie talenta posiada?

Wszak w marszczkach rozum mieszka? a gdzie broda siwa, Tam wszelka doskonałość zwyczajnie przebywa.

Nie byłeś prawda winien temu, żeś nie stary,

Młodość, czerstwość i rzezkość piękneż to przywary, Przecież są przywarami. Aleś się poprawił; Już cię tron z naszej łaski siwizny nabawił.

Poczekaj tylko, jeśli zstarzeć ci się damy, Jak cię tylko w zgrzybiałym wieku oglądamy,

Będziem krzyczyć na starych, dlatego, żeś stary.

To już trzy, com ci w oczy wyrzucił, przywary.

A czwarta jaka będzie, miłościwy panie?

O sposobie rządzenia nie dobre masz zdanie:

Król, nie człowiek. To prawda, a ty nie wiesz o tym, Wszystko ci się coś marzy o tym wieku złotym;

Nie wierz bajkom: bądź takim, jacy byli drudzy. Po co tobie przyjaciół? niech cię wielbią słudzy.

Chcesz, aby cię kochali? niech się raczej boją.

Cożeś zyskał dobrocią, łagodnością twoją?

Zdzieraj, a będziesz możnym: gnęb, a będziesz wielkim, Tak się wsławisz, a przeciw nawałnościom wszelkim Trwale się ubezpieczysz. Nie chcesz? tymci gorzej; Przypadać będą na cię niefortuny sporzej:

Zniesiesz mężnie; cierpże z tym myślenia sposobem, Wolę ja być Krezusem, aniżeli Jobem.

Świadczysz, a na złe idą dobrodziejstwa twoje, Czemuż świadczysz, z dobroci gdy masz niepokoje? Bolejesz na niewdzięczność? alboż ci rzecz tajna, Że to w płacy za łaski moneta zwyczajna?

Poco nie brać szafunku starostw, gdy dawano?

Po tem ci tylko w Polszcze króle poznawano; A zagrzane wspaniałą miłością ojczyzny, Kochały patryoty dawcę królewszczyzny.  Xięgi lubisz, i w ludziach kochasz się uczonych; I to źle. Porzuć mędrków zabałamuconych. Żaden się naród xięgą w moc nie przysposobił, Mądry przedysputował, ale głupi pobił. Ten co niegdyś potrafił floty duńskie chwytać, Król Wizimierz nie umiał pisać, ani czytać.

Waszej królewskiej mości nie przeprę, jak widzę. W tem się popraw przynajmniej, o co ja się wstydzę; Dobroć serca monarchom wcale nie przystoi:

To mi to król, co go się każdy człowiek boi:

To mi król, co jak spójrzy, do serca przeniknie. Kiedy lud do dobroci rządzących przywyknie,

Bryka, mościwy królu, wzgląd wspacznie obróci: Zły gdy kontent; powolny, kiedy się zasmuci. Nie moje to jest zdanie, lecz przez rozum bystry, Dawno tak osądziły przezorne ministry:

Wiedzą oni, (a czegoż ministry nie wiedzą)?

Przy styrze ustawicznie, gdy pracują, siedzą, Dociekli na czem sekret zawisł panujących.

Z tych więc powodów, umysł wskróś przenikających, Nie trzeba, mości królu, mieć łagodne serce:

Zwycięż się, zgaś ten ogień, zatłum go w iskierce. Żeś dobry, gorszysz wszystkich, jak o tobie słyszę, I ja się z ciebie gorszę, i satyry piszę: Bądź złym, a zaraz kładąc twe cnoty na szalę, Za to, żeś się poprawił, i ją cię pochwalę.

Satyry

Подняться наверх