Читать книгу Smaki i dotyki - Inga Iwasiów - Страница 4
ОглавлениеUczciwa transakcja
Chodzi o to, co czuje, kiedy on zamyka. Zamyka za sobą drzwi, jak co dzień. O zamknięcie, słyszalne w milionach mieszkań, bo przecież rano ludzie wychodzą do pracy, po gazetę, po bułki, dokądś. I zwykle to wyłącznie tyle znaczy. Niewiele jest miejsc, gdzie znaczy więcej. Gdzie może być jakoś inaczej. Gdzie zamknięcie drzwi jest czymś innym. Już niewiele. Przynajmniej tu, w Europie. A może nic o tym nie wiemy. Ludzie idą do pracy, przekręcając klucz w zamku. Czasem nie, ktoś za nimi domyka, przymyka. Część rytuału, część dnia, część zwykłości. Więc nie ma w tym nic. Przejście na drugą stronę. Dla niej jednak. Zanim opowiemy o tym naszym językiem, zobaczmy, czym są drzwi, czym są dni dla niej. Pozwólmy jej przeżyć te chwile dnia bez naszych przemądrzałych interwencji. Ten moment, kiedy zostaje sama. Sama w mieszkaniu, wewnątrz. Co traci, nie biorąc udziału w wychodzeniu? Co ona, właśnie ona, traci? Co zyska? Co znika po drugiej stronie, przypieczętowane szczęknięciem zamka?
Steve, Steven. Inne rzeczy też, ale nie pora na nie. Więc on, Steven. Taki mężczyzna, o jakim marzy kobieta. Pozwólmy jej mieć go w drzwiach takim. Mógłby być tłustą świnią i dla niej wychodziłby tak samo, jej pozostawanie w środku byłoby też takie, ale on jest piękny. Ściślej mówiąc: taki, jaki powinien być wychodzący mężczyzna, dla którego warto na to przystać. Dla którego warto na obecność i nieobecność, kiedy ona jest zamknięta w środku, przystać. Którego bycie po obu stronach stwarza niezwykłą aurę, ona w niej przebywa nawet wtedy, kiedy on sam za sobą, z nią pozostawioną, zamyka. Mówi sobie do lustra, że warto, mówiłaby do dziewczyn w barze, gdyby pozwolił na odwiedziny.
Nie lubi poranków, lubiłaby je bardziej, gdyby nie drobna rzecz, maleńka przeszkoda. Włoski na nogach. Odrastają przez noc, bez względu na to, czym je potraktuje. Może gdyby zafundowała sobie, więc gdyby go poprosiła o kasę i podwózkę do salonu kosmetycznego, laserowa depilacja załatwiłaby sprawę. Ale żeby go poprosić, musiałaby mu powiedzieć, a nie wie, co on mógłby na to. W końcu znał jej gładkie jak jedwab nogi, miał do jej gładkich nóg absolutne, niepodważalne prawo. Może w kraju, skąd pochodzi, nikt nie słyszał o odrastających przez noc włoskach. Tam kobiety na pewno mają gładkie nogi, jego dziewczyna ze szkoły na pewno takie miała, a jeśli nie – radziła z tym sobie sama, za pomocą cudownych, amerykańskich depilatorów albo korzystając z usług cudownych, amerykańskich gabinetów kosmetycznych. Sama, a już na pewno nie wciągając w to jego. Może kupując, pakowane po dziesięć, cudowne maszynki Gillette, kto wie? Więc i ona tego nie zrobi, nie da po sobie poznać, że jej rosną twarde włoski na nogach, że i z innych miejsc przydałoby się je wyplenić, ale jak ma to zrobić ostatecznie, skoro nie powie mu o pieniądzach, nie jakichś wielkich, jednak dodatkowych, a nie będzie mu kłamać, bo nie byłoby dobrze kłamać teraz, kiedy wszystko między nimi opiera się na szczerości, bo kochają się szczerze ponad wszystko. Koniec końców, skoro nie zna jego stosunku do zarostu, woli, żeby sam się na tym nie poznał, na przykład rano, kiedy przekłada sobie jej nogę przez brzuch, bierze jej stopę w dłonie, gładzi ją po łydkach i mówi, jaką masz gładką skórę. Jak jedwab. Więc żeby miał rano tę jej skórę gładką jak jedwab na wyciągnięcie ręki, wstaje po cichu, kiedy on jeszcze śpi, żeby przejechać maszynką po newralgicznych miejscach. Jeśli się obudzi, będzie zły, że jej nie ma, że nie leży obok, cicha i gotowa, że łazi, Bóg wie po co, po nocach do łazienki, zamyka za sobą drzwi (ona zamyka!), tymczasem on się skarży, jest samotny jak dziecko, taki duży, a nie lubi budzić się obok pustej poduszki, musi sobie podotykać o świcie przed włożeniem ciężkiego, no nie tak bardzo, nie jak na wojnie, munduru, podotykać czystej, gładkiej, pachnącej, miłej i zadowolonej nawet przed, po i w trakcie, swojej malutkiej, swojej kobiety, zdobytej w misji pokojowej. Swojej idealnej malutkiej kobiety, kupionej za malutką stosunkowo sumę i obietnice, że będzie dobrze. Więc warto ogolić te łydki dla niego i nie martwić się, że nie jest od razu, rano, tak dobrze jak trzeba. Nie lenić się, nie czekać na dźwięk elektronicznego budzika.
Nawet nie marzyła o takim. Kiedy rypali ją za pięćdziesiąt marek jeden po drugim, a jeszcze gorzej w te dni, kiedy nie rypali, kiedy siedziała znudzona za barem, a Nermin przypominał, ja wam wszystkim, w piczku mać, przypominam, że nie jestem Caritasem, że tu trzeba odpracować to wszystko. Jestem dla was dobry jak ojciec, czy ktoś był dla was kiedyś taki dobry? Czy, mówię do was, ojciec którejś kupił takie ciuchy, dał takie warunki, tak zadbał o jej jebaną higienę, a w zamian wymaga się tylko, żebyście się bardziej postarały. Jak tu będziecie tak siedzieć jak wyjebane Rumunki, nikt nie będzie chciał mieć z wami do czynienia. Ja jestem patriota, ja nie biorę byle wywłoki, przybłędy, u mnie są same porządne dziewczyny, ale nie będę dokładał do jebanego interesu, rozumiemy się? Więc kiedy on tak mówił, a do szklanki nalewał im wody z kranu, chyba że wreszcie przyszedł ktoś z porządnym zamiarem i stawiał – wtedy woda mogła być zbełtana z alkoholem – wolała mieć przerób, chociaż jeszcze rano myślała, że przydałoby się dać temu tam odpocząć, piekło ją znów od tygodnia i tylko miała nadzieję, że to zwykłe otarcia, bo gdyby Nermin przyłapał ją na jakiejś francy, dostałaby zasłużone manto. A zarobek poszedłby na lekarstwa, na jedną z tych maści, którymi kazał im się smarować. Bo o lekarzu już zaraz nie ma co myśleć, kurwa wasza... Do każdej... nie będę lekarza wzywał.
Więc marzyła, owszem. Czasem gadały o tym, była taka opowieść, że można się... załapać na to. Można zostać narzeczoną. To się zdarzało. Wiele razy. Znała dziewczynę, która znała dziewczynę, która. Przychodził gość, przeważnie dość długo, w końcu mogło być jak z Julią Roberts w tym filmie, wszystkie po dziesięć razy oglądały. Kiedyś była z nimi taka Rosjanka, która czytała książki. Mówiła, że jest opisanych bardzo dużo podobnych przypadków, w szkole nie dają takich lektur. Gość przychodzi, klient, potem nie może już bez dziewczyny żyć, uzależnia się formalnie, ona jeszcze bardziej go rozgrzewa, ale wciąż musi też mieć coś w odwodzie, mówi mu na przykład, że tego to już absolutnie, ale to absolutnie nie zrobi, bez gumy tylko z nim, bo go kocha, nigdy z nikim, Nermin nie ma prawa tego słyszeć, nawet podejrzewać, dałby im gadanie! I stawianie warunków. Bo wiadomo, że podjeżdżali do „Ekstazy” z dość nawet daleka, to nie było specjalnie po drodze, między Travnikiem a już właściwie niczym, po prostu odludne miejsce, więc skoro przyjeżdżali, nie będziemy pierdolić o gumach i stawiać się, rozumiecie? To od razu pierwszego dnia musiało być jasne. I było, jak bardzo było! Natomiast ten klient, nie wiadomo, który mógł się nim okazać, właściwie tylko niektórych eliminowały od razu, takich najbardziej pijanych i zaciętych, bo z niektórego faceta nie zrobisz już nikogo innego, jeśli jest wieprzem, wieprzem pozostanie, trzeba rozłożyć się jak najszerzej, żeby nie zrobił krzywdy i potem mocno go w sobie ściskać, żeby szybko skończył. I nie jest prawdą, co mówiła Irena, że z każdego mużika może być muż. No nie, nie może. Takich one się napatrzyły u siebie, na wsi, w czasie wojny też, chociaż na szczęście wtedy były małe. Tego towaru nie brakowało, czy to raz dostało się od ojcabratakuzynasąsiada po prostu za nic, za samo to, że się wlazło pod rękę, czy mało razy któryś przycisnął byle gdzie, bo taki już był, takie było jego męskie prawo i wszystko zostawało w rodzinie. Na takich trafiały na zapleczu Arizony, na targu pod Zadarem, gdzie można było kupić i sprzedać wszystko, więc i niektóre z nich tam sprzedawały, co miały. Czyli siebie.
Nie, jej ojciec i bracia nie byli tacy. Tylko o tym słyszała. Jej ojciec i bracia to byli porządni, bardzo porządni, pracowici ludzie, ale nie starczało na wszystko dla wszystkich. Więc gdyby miała mieć kogoś na zawsze, chciałaby, żeby był jak jej najmłodszy brat, taki silny i małomówny, tylko żeby miał pieniądze, dużo więcej pieniędzy, żeby starczyło dla wszystkich i na wszystko. Podobno gdzieś tam tak było. A brat ożenił się już dwa lata temu i już miał dwoje dzieci, pił więcej, bo jak nie pić w takich okolicznościach? W każdym razie należało zwracać uwagę na tych delikatniejszych, skorych do zabawy, do gadania. Tacy wracali. Tamci inni nie, chyba że mieli po drodze, bo w końcu było im za jedno, na kim leżą przez pięć minut. Dopiero jak się zaczynało rozmawiać, była szansa na wytłumaczenie, że to tylko tak przejściowo, a on jest taki miły, że dla niego wszystko. No i że się tu jest krótko, właściwie przyszło się w przeddzień. Widocznie słabo je rozpoznawali, bo potem taki przyprowadził czasem kolegę, który słyszał to samo, albo nie opowiadali sobie tego, nawet na pewno nie, bądźmy szczerzy, o czym mieliby sobie opowiadać? Chyba sobie nie opowiadali. A one na wszelki wypadek każdemu, który słuchał, tak mówiły. Nermin niekiedy dał którejś w ucho, jak się dowiedział, że nagabują klientów i może szykują się do jakiegoś skoku w bok, co? Gdzieś się wybierają? A co z opłatą za zakwaterowanie, wyżywienie, bar, lekarstwa specjalistyczne, za lekcje dobrego dawania? Zapomniały o długu? Nie wspominając tych, które są winne za paszport, właśnie, gdzie mają paszporty? Może któraś wie, gdzie się obecnie znajduje jej paszport? Czy aby nie na policji, skąd prosta droga do więzienia, bo to, co robią, nie jest legalne. Co by na ten temat mówiły między sobą, niech wiedzą – to nie jest legalne, za to można pójść do więzienia, a najpierw będą niezłe przesłuchania, ich i rodziny, rodzina też będzie ciągana za to, że się jednej z drugą nie wiadomo czego zachciało. Gdyby była grzeczna, słuchała, co się jej do głupiego łba kładzie, byłoby cacy, a tak, jeśli woli spróbować, droga (no prawie) wolna.
Ale ta legenda o narzeczeństwie jednak zabijała nudę w te najdłuższe, puste dni, kiedy Nermin był wściekły, bo klientów było mniej, a one trzeźwe, bo wodą z kranu się nie upijesz. I palić się chciało, bo go szlag trafiał na to ich marlboro, patrzcie, księżniczki, chociaż normalnie, jeśli był ruch, sam im kazał palić lepsze fajki. A jak ktoś nawyknie do lepszego, gorsze mu nie podejdzie. Więc sobie coś opowiadały, jak kupią dom, ten sąsiadów, żeby matka z siostrami miała się gdzie podziać, albo nie, nie, pojadą do dużego miasta, kto wie, do Ljubljany albo nawet dalej, gdzieś do Hamburga, będą paniami na swoim. A jak się uda, nawet do Ameryki, gdzie nikt ich nie będzie źle traktował, tam jest taka demokracja, że własną ciężką pracą można dojść do wszystkiego, wcale nie trzeba szkół, bo czy taka Dubrawa miała szkoły? A przysyła stamtąd pocztówki. Prawdę mówiąc, zwykle opowiadały sobie po prostu dowcipy albo oglądały kolejny odcinek serialu i potem komentowały, już po obejrzeniu, rozwój akcji, bo w trakcie nie wypadało, byłoby szkoda, za bardzo zdarzenia na ekranie były emocjonujące.
Każdy z tych milszych, każdy właściwie – poza jakimiś wyjątkami, ale wiele zależało od pory roku, miesiąca, dnia, bo jak się tak siedzi i czeka, a potem nagle spada istny desant, cholera wie, może mają dni wolne, zaczyna się kołowrót, w takich razach piją więcej i ona też zapomina, że miała uważać, bo jak się zeszmacisz, nic, nic z tego nie będzie, Nermin w takie dni pozwalał na kokę, dopisywał im do rachunku, przecież musiały wydolić, to ciężka, fizyczna robota – każdy, jeśli się wciągnęło odpowiednią ilość alkoholu i proszku, nawet kiedy było ich dwóch, bełkotała coś miłego pod nosem, jakieś takie wyciągnięte z zakamarka mózgu ostatnie zdanie, którego umiała się trzymać, jakieś „z wami to dopiero zabawa, z nikim innym tak się nie bawiłam”, co zdawali się doceniać w ten sposób, który im też wydawał się adekwatny.
Ale wcale tego przecież nie planowała. Prawdopodobnie. Nie wiemy, co i jak planowała. Wydaje się jednak, że coś w tym rojeniu o zmianie było. Steven nie przychodził często. Siadał w kącie baru, pod gongiem, pił whisky, pracując na przychylność barmana i reszty, zagadywał do dziewczyn jakoś tak zwyczajnie, miło, bez podtekstów, opowiadał o zwykłych rzeczach, o tym, że na obiad było coś, co lubi, albo o planowanym wypadzie do Chorwacji, nic ważnego, żadnych pierdół o rodzinie, żadnego pokazywania zdjęć, jak na filmach, małomówny jak mój brat, myślała, trzeba też przyznać, że naprawdę piękny. Wysoki, mocny w sobie, z delikatnymi, szczupłymi dłońmi, opalonym karkiem, uśmiechał się szeroko, ale nieczęsto, oczy miał jak nieskończoność, ciemne i wyraźne, można by o tych oczach śpiewać piosenki. Była z nim kilka razy, zawsze też jakoś po prostu, starannie układał mundur na krześle, kładł się z rękami pod głową i czekał, nie patrząc nachalnie i niewiele mówiąc. Na pewno przed nim nie potrzebowała niczego zażywać. Nie zwracał uwagi na jej bieliznę, na gesty, czekał po prostu, aż się położy obok i wtedy zaczynał ją pieścić, brał w dłonie jej piersi, całując ją jednocześnie w szyję, przyjemnie, nie musiała udawać, ślinił palec, zanim włożył go jej do środka, dwoma palcami otwierał ją bez trudu, po prostu, łatwiej było mu wtedy iść dalej, kładł się na nią i było mu chyba dobrze, nie chciał niczego specjalnego. Najwyżej sadzał ją sobie na brzuchu, była wtedy jak mała dziewczynka, on pod nią taki duży, muskularny i silny, prawie nie czuła go w sobie, ruszała pośladkami mechanicznie, skupiona nie na tym ruchu, ale na patrzeniu w jego twarz, ładną, spokojną i zadowoloną.
Tak, takich klientów chciałaby mieć najbardziej. Więc parę razy z nim była i nie rozmawiali wiele, a pewnego dnia Nermin ją zawołał, co ja z tobą mam – powiedział, myślała, że znów coś z tym jej długiem, a już była na plusie, pracowała na swoje, więc się wystraszyła, bo było nieźle, dość spokojnie, zaledwie raz–dwa w miesiącu większa balanga. A Nermin jej mówi, że Steven, ten miły Amerykanin, potrzebuje kogoś do domu, że pozwolił jej, bo ją lubi, z nim jechać na tydzień. Potem zobaczymy. Tak powiedział, był wzruszony, jednak fajny ten Nermin, pozwalał na takie wakacje, zapominał, że nie całkiem mu się wypłaciła, dobry z niego facet, z Nermina. Prawdziwy opiekun kobiet. Czuła od razu, że nie wróci, dostała tę szansę, o której rozmawiały przy barze. Od razu widziała siebie gdzieś daleko, w świecie, bo jeśli będzie sprytna, a była, on ani po tygodniu, ani nigdy nie odda jej przecież Nerminowi.
Więc, chociaż formalnie chodziło o tydzień z usługą, zabrała większość swoich rzeczy z klubu i żegnała się długo z dziewczynami. Steven nic nie mówił, stał i patrzył, jak zbiera do walizki kolorowe łaszki – już myślała, że nie nadają się dla dziewczyny żołnierza – i tylko jedźmy, kiedy chciała rzucić się w objęcia Nataszy, półgłosem powiedział. W domu pokazał jej od razu, gdzie i co. Bo miał normalne mieszkanie w mieście, w nowym apartamentowcu. I kazał jej usiąść w fotelu z białej skóry, włożył jej w rękę szklankę martini i zaczął mówić. Nie wszystko dokładnie rozumiała, za dobry dla niej amerykański, ale kiwała gorliwie głową. Jest prawdopodobne, że nie chciała wszystkiego zrozumieć, bo on tam pierwszego wieczoru zawierał z nią transakcję, na którą się miała zgodzić, dobrowolnie. Mówił, że woli, że chce ją mieć u siebie, bo jest miłą dziewczyną, a on nie lubi burdeli, tak został wychowany. Ostatnio awansował, armia też nie lubi, jest nagonka na te ich wizyty w klubach. Mówi jej otwarcie, jak jest. Wtedy się dowiedziała, że Nermin nie bez powodu był dla niej miły, skurwysyn niezłą kasę za nią dostał, ale teraz patrzyła na gruby dywan i na drzwi do sypialni, miała tu być przez większość dnia sama, z telewizorem i wideo, w piczku mać, niezły urlop! I oczywiście zamierzał jej płacić, stawka jest znana, podobno taka obowiązuje. Po każdym tygodniu wypłata do momentu wyrównania ryczałtu. Ona ma tu być, ma czekać, jeśli będzie się nudziła, może posprzątać i ugotować. Chciałby, żeby się dobrze czuła. Potem, w nocy, powiedział, że tak, że ją kocha, bo bardzo chciała go do tego skłonić i nieproszona, bez jakiegokolwiek gestu z jego strony, poszła znacznie dalej, niż kiedy robili to w klubie, pokazała mu o wiele więcej z tego, co należało do jej specjalnego repertuaru. Tak, tak, kocham, wydobyła z niego, co było oczywiste, bo czy płaciłby za nią bez miłości? Czy ona zrezygnowałaby z kariery w klubie Nermina, gdyby nie zapatrzyła się w jego piękne oczy? Czy właśnie nie to oznacza „kochać”?
Nie wiadomo, kiedy to się stało rutyną. Jej bycie u niego, nie u Nermina. Nie miał wielkich wymagań, przychodził dość zmęczony, więc nie codziennie, nie co wieczór kończyło się łóżkiem. Ale chciał ją czuć przy sobie, na wyciągnięcie ręki, więc naprawdę kochał. Gładkie łydki były w tych okolicznościach istotne, na miłość trzeba zasłużyć, a sprzątanie należało do miłych rozrywek. Rozumiała dobrze, że wychodzenie z domu było kwestią delikatną. Armia nie pozwala mieszkać z narzeczoną bez odpowiedniego paszportu, rzecz do przezwyciężenia w przyszłości, kiedy ogłoszą oficjalne zaręczyny – nie musieli, nie rozmawiali o tym, po co – dostanie nowy paszport w ambasadzie, pojedzie z nim do domu i zapomni, zapomni o Nerminie, ojcu, nawet o matce. Tak, o matce też, najwyżej będzie wysyłała pieniądze, matka mówiła jej tyle niedobrych rzeczy, jeszcze kiedy próbowała pracować bliżej domu, dopiero wyjazd uwolnił ją od złych języków. Widzicie ją, widzicie? Teraz siedzi w skórzanym fotelu, robi paznokcie i czeka na swojego pięknego mężczyznę. Kto ma rację w tym wszystkim?
Kiedy on przekręca klucz w zamku, można wrócić do łóżka. Z okna widać tylko fragment ulicy, a wychodzić na taras nie pozwala. Nie chce plotek. Jasne, nie wstydzi się, zabiera ją do miasta, do knajp, na basen, na imprezy w różnych mieszkaniach. Po co pokazywać sąsiadom, po co? Lepiej niech czeka, on postara się wrócić wcześniej, jak zwykle. Co robi, po tamtej stronie? Nie ma o czym opowiadać. A jej dzień? Czy jest o czym?
Może w przeddzień przyprowadził kolegę. Może właśnie w przeddzień. Była przyzwyczajona. Pierwszy raz to zdarzyło się po tygodniu – pamiętała gadkę Nermina o tygodniu – więc musiała zasłużyć na następny, a już bardzo się kochali i już miała pewność, że zostanie na zawsze, nie pytała o ryczałt. Chciała nawet zaproponować, żeby nie dawał jej pieniędzy, bo to nie klub, nie byli w klubie, teraz byli ze sobą z wielkiej miłości, nie należało demonstrować tej miłości sąsiadom, bo jego obowiązywał regulamin wojskowy. Więc skoro to już było życie, wspólne życie, może zamiast płacić, mógłby jej coś obiecać? Wyrażonego także w wartościach bezwzględnych, znaczy na przykład w większej, w przyszłości, gotówce? Ale nie doszło do tej ćwiczonej w myślach rozmowy. Bo wieczorem przyprowadził kolegę, rozmawiali między sobą szybko i niewyraźnie, rozumiała „she is really good”, jest dobra, tyle wyłapała. Kolega śmiał się, rozpierał, siadał jak ich mężczyźni, z rozstawionymi nogami, i nie spodobał jej się od pierwszej chwili, od razu, kiedy wszedł i tak na nią patrzył. Wyglądała ładnie, była wypoczęta i zrobiona, dla Steve’a. Piła sporo, campari z sokiem, denerwował ją ten kolega, Steven szczodrze dolewał. Nie pamięta kolejności zdarzeń, ale Steven nagle wepchnął ją tamtemu między nogi, swoim spokojnym głosem i przyjemną dłonią rozkazał jej tamtemu obciągnąć. Pomyślała, że spełnia jego marzenie. Że w końcu laska to laska. Nic wielkiego. Potem zostaną sami. Ona i piękny żołnierz, zakochany dobry mężczyzna, dumny z niej i niezazdrosny. Piła dużo, a potem Steven, nadal uśmiechnięty, chciał, żeby robiła inne rzeczy, więc rano z trudem poszła do łazienki golić nogi. Wkrótce się przyzwyczaiła.
Zwykle byli sami, nie chciał niczego specjalnego, w niektóre dni, tak, nadal nie chciał wcale. W weekendy przyprowadzał kolegów, czasem i ich dziewczyny. A od czasu do czasu, bardzo rzadko, ściągał zaraz po powrocie pas i kazał jej klękać. Wiedziała, wiedziała, że zasłużyła. Poza tym kochał ją, pewnie był zły za Nermina, no tak, nadal jej nie płacił, jednak była dziwką, była, była. Kiedyś była. Miał prawo, była, była, miał prawo się denerwować.
Uderzenia w ramiona bolały najmniej, w pośladki średnio, gorzej, jeśli sięgał piersi, wtedy zaczynała płakać. Zwykle w tym momencie drżała mocno, przestawał, brał ją do łóżka, znów kochał i dość szybko kończył, usypiał, zaraz było rano, ona też świetnie spała, tylko żeby zdążyć do łazienki, owijała nogi kołdrą, starając się go nie obudzić. Rano przekręcał klucz w zamku i nadal dokładnie nie wiemy, co czuła. Prawdę mówiąc, w ogóle nie wiemy, co czuła. Ani nie znamy przebiegu zdarzeń, szczerze mówiąc. A jednak w coś się ta historia układa – dziewczyna, żołnierz, transakcja i miłość. Nie oddamy im głosu, coś za nich, za nimi i tak będzie mówić.
Ten jej świat, jej strona drzwi, jej dzień pozostaną tajemnicą. Znamy natomiast ciąg dalszy, nasza przemądrzała interwencja zaczyna się i kończy tym ciągiem dalszym. Kiedyś szczęk będzie zwyczajny, ale ona pozostanie naprawdę w pustce. Wyjdzie, wróci do Nermina, który może ją, co ja się z wami, w piczku, mam, przyjmie. Będzie czekała, aż ją wyrzuci właściciel mieszkania. Spróbuje samobójstwa. Wróci na wieś? Tego nie wybierze. Najpewniej spróbuje wrócić do Nermina, chociaż jej Steven bardzo ją kocha i ktoś musiał zabronić mu tej miłości. Tak, jego misja musiała skręcić w którymś miejscu tak bardzo, że już dłużej nie będzie mógł kochać tubylczej kobiety. Będzie musiał wziąć udział w normalizowaniu tutejszych stosunków, kładąc na szali swoje wielkie, osobiste szczęście, dla którego ona daje się zamykać, za które zapłacił alfonsowi pięćset dolarów amerykańskich.