Читать книгу Manipulantka - Isabel Ashdown - Страница 7

Prolog

Оглавление

Byłaś ideałem, bez wad. Niewiniątkiem; biło od ciebie słoneczne światło. Nadałaś sens mojemu życiu, z tobą mój świat stał się cieplejszym miejscem. Dopóki tego nie zepsułam.

W domu cisza; przez jakiś czas byłyśmy same, tylko ja i ty. Nikt i nic nie zakłócało nam spokoju. Byłaś dla mnie kimś wyjątkowym i od chwili, kiedy po raz pierwszy wzięłam cię na ręce, wiedziałam, że łączy nas szczególna więź – niemożliwa do opisania w prostych słowach i niezniszczalna. Wszyscy uważali, że cię rozpieszczam, że zamiast kupować ci te wszystkie drobne prezenty, powinnam więcej pieniędzy wydawać na siebie, ale oni nie rozumieli, że dla mnie liczyło się tylko twoje szczęście i bezpieczeństwo. Tamtego wieczoru całe wieki tkwiłam w salonie, patrząc gdzieś poza sylwetki poruszające się na ekranie telewizora z wyciszoną fonią. Tak bardzo chciałam obudzić cię na chwilę, nasycić oczy twoją miłością, poczuć kojące bicie twojego serduszka na mojej piersi.

– Postaraj się jej nie zbudzić – pouczył mnie James, gdy kilka godzin wcześniej ubrani w wieczorowe stroje wychodzili na przyjęcie; wytworna para. – Zajrzyj do niej od czasu do czasu, ale nie wyjmuj jej z łóżeczka, jeśli się obudzi. Zostaw ją w spokoju, po kilku minutach z powrotem zaśnie.

Widziałam, jak ona, zapinając przy drzwiach elegancki beżowy płaszcz, szepnęła mu coś na ucho, a wtedy on się cofnął i położył na ławie bombonierkę.

– Bonus dla opiekunki – skomentował, przesuwając pudełko w moją stronę, potem obejrzał się jeszcze w lustrze nad kominkiem, szybkim krokiem wyszedł z pokoju i zniknął w czerni nocy za frontowymi drzwiami.

W pewnej chwili ogarnęło mnie dziwnie wrażenie, że chyba musiało już minąć wiele godzin, jednak nie do końca w to wierzyłam, bo zdarza mi się tracić poczucie czasu. Według zegara minęła pierwsza, czy on na pewno dobrze chodził? Chyba niemożliwe, abym przesiedziała samotnie tyle czasu? Zdawało mi się, że słyszę twój płacz. Pamiętałam, co mówił twój tata, wiedziałam, że nie wolno mi do ciebie wchodzić, ale nie potrafiłam się powstrzymać i pobiegłam wyjąć cię z łóżeczka. Bardzo się ucieszyłaś na mój widok, machałaś pulchnymi rączkami, jakbyś chwytała w nie powietrze. Wyjęłam cię z łóżeczka, przeniosłam do kuchni i posadziłam w wysokim krzesełku, żebyś mogła mnie widzieć, gdy będę podgrzewać ci mleko. Na stolik przy krzesełku wysypałam garść słonych paluszków. Machałaś nimi, gaworząc, a mnie ze szczęścia kręciło się w głowie. Sama też zgłodniałam i czekając, aż twoje mleko się zagrzeje, zrobiłam sobie kanapkę. Pokroiłam resztkę indyczej piersi z bożonarodzeniowego obiadu i starannie ułożyłam plasterki na kromce kruszącego się, ekologicznego chleba, przy którym tak upierał się James. Nieraz się zastanawiałam, czy on tak bardzo podobałby się kobietom, gdyby wiedziały, jaki potrafi być uciążliwy. Natychmiast odechciało mi się jeść. Cisnęłam kanapkę do psiej miski. Kromki się rozpadły i wyleciały z miski, przywierając do wypolerowanej podłogi. Wzdrygnęłam się, bo nagle światło pod sufitem rozbłysło jaskrawo. Tłumiąc gniew, chwyciłam za twoją butelkę, przy okazji rozchlapując mleko. Zdenerwowana, rzuciłam się do kontaktu i zaczęłam nim pstrykać, a wtedy przypadkiem zawadziłam ręką o blat. Deska do krojenia i nóż z łoskotem potoczyły się do zlewu. Usłyszałam w ciemnościach twój płacz i zrobiło mi się przykro, strasznie przykro. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam twojego ramionka, żebyś wiedziała, że jestem przy tobie. Z szalejącym pulsem nasłuchiwałam, czy oni przypadkiem nie wracają, bo zupełnie straciłam poczucie czasu. W każdej chwili mogli się zjawić i nakrzyczeć na mnie, że niepotrzebnie cię obudziłam, ale to wiatr szumiał na podjeździe za oknami. Oni nie zrozumieliby, że tylko chciałam ciebie potrzymać. Roztrzęsiona stałam przy twoim krzesełku i w półmroku widziałam białka twoich oczu, gdy mrugając, wpatrywałaś się we mnie. Podziwiałam twoje porcelanowo gładkie paluszki z dołeczkami i pulchne policzki. Gdy już miałam wyjąć cię z krzesełka, zachrzęściły opony na żwirze. Snop światła z reflektorów prześliznął się po kuchni i wtedy zobaczyłam, że masz zamknięte oczka i krew na śpioszkach – świeżą krew, jasną i wilgotną. Krzyknęłam przeraźliwie i chwiejąc się na nogach, rzuciłam się ciebie ratować. Ale nie mogłam cię ocalić, prawda?

Znowu otworzyła się tamta ciemna czeluść i pochłaniając mnie, przygniotła swoim ciężarem i pozbawiła oddechu.

Manipulantka

Подняться наверх