Читать книгу Kobiety wojowniczki - Iwona Kienzler - Страница 6

Wstęp

Оглавление

W kwietniu 2019 roku świat obiegła bulwersująca wieść o sensacyjnym odkryciu amerykańskich uczonych, dotyczącym polskiego generała, a zarazem bohatera walk o wolność Stanów Zjednoczonych, jak najbardziej słusznie uważanego za ojca amerykańskiej kawalerii – Kazimierza Pułaskiego. Otóż z ustaleń antropologów z Georgia Southern University w Savannah, którzy zbadali szczątki polskiego oficera, wynika, że pod względem biologicznym był on… kobietą! Według amerykańskich badaczy generał Pułaski (a raczej Pułaska) urodził się jako dziewczynka, ale ponieważ chorował (a może chorowała) na wrodzony przerost nadnerczy, jego organizm produkował nadmierną ilość męskich hormonów. Kobiety dotknięte tą przypadłością mają zaburzony, czyli de facto nieprawidłowy rozwój płciowy, a ich genitalia stają się bardziej „męskie”. Szkielet odnaleziony w grobie bohatera miał wyraźne kobiece cechy: miednicę charakterystyczną dla kobiet oraz kobiecą strukturę twarzy i szczęki. Oczywiście, te ustalenia są jedynie wstępnymi wynikami prowadzonych cały czas badań, i kwestia płci polskiego i amerykańskiego bohatera wciąż jeszcze nie jest przesądzona. Gdyby jednak okazało się, że Pułaski rzeczywiście był kobietą, choć on sam, sądząc po jego biografii, uważał się niewątpliwie za mężczyznę, to podręczniki do historii trzeba by było nieco zweryfikować.

Nie byłby to pierwszy w historii przypadek, kiedy szczątki spoczywające w odkrytym przez archeologów grobie, wcześniej uważane za należące do mężczyzny, okazywały się szczątkami kobiety. Kiedy sto lat temu na terenie środkowej Szwecji odkryto grób, w którym obok spoczywającego tam szkieletu i kości dwóch koni znaleziono też wiele egzemplarzy broni z epoki, naukowcy ogłosili światu, że jest to miejsce pochówku wikinga – wojownika wysokiej rangi, najprawdopodobniej jakiegoś wielkiego wodza, którego imię jednak nie zachowało się dla potomnych. Jakież było zdziwienie badaczy z uniwersytetów w Uppsali i Sztokholmie, którzy w 2017 roku poddali próbki wspomnianych szczątków badaniu DNA. Otóż okazało się wtedy, że spoczywający tam człowiek nie był wojownikiem, ale… wojowniczką, gdyż ponad wszelką wątpliwość ustalono, że znalezione fragmenty kości należały do kobiety. Odkrycie szwedzkich naukowców okrzyknięto sensacją, i to podwójną: nie dość, że uchodzący od wieku za wzorcowy grobowiec wikińskiego woja okazał się miejscem spoczynku wojowniczki, to jeszcze po raz pierwszy w historii znaleziono dowód na istnienie we wczesnośredniowiecznej Skandynawii kobiet parających się wojennym rzemiosłem! Wszak, jak wiadomo, tylko wojowników chowano wraz z bronią, którą władali za życia, a w tym przypadku była to niemal cała zbrojownia! A ponieważ w grobie znaleziono też plansze do gry strategicznej, wysnuto wniosek, że pochowana tam wojowniczka musiała być dowódczynią, a wspomniana gra była dla niej formą przygotowań do prawdziwej batalii.

Oczywiście, nie brakuje sceptyków podważających te ustalenia i zwracających uwagę na fakt, że spoczywająca w grobie kobieta wcale nie musiała być wojowniczką. Znaleziona tam broń mogła być przecież używana do obrzędów magicznych; wszak z przekazów i legend wiemy, że skandynawskie wieszczki i kapłanki używały do swoich tajemnych obrzędów toporów i sztyletów. Nie można także wykluczyć, że zmarła mogła być za życia osobą ważną dla swojej społeczności, dlatego pochowano ją w tak spektakularny sposób, a zebrani na uroczystościach pogrzebowych żałobnicy, na znak szacunku dla zmarłej, złożyli do grobu cenne dary, w tym także broń. Z kolei znaleziona przy niej plansza może oznaczać po prostu, że… lubiła gry planszowe.

Właściwie nie powinniśmy się dziwić owym wątpliwościom, wyrażanym przez sceptyków traktujących ustalenia szwedzkich naukowców raczej w kategoriach hipotezy niż udowodnionych faktów. W końcu obraz kobiety ruszającej z mieczem na wroga i w dodatku prowadzącej do ataku mężczyzn kłóci się z rolą tradycyjnie przypisaną przedstawicielkom płci pięknej – matki i strażniczki domowego ogniska, doglądającej potomstwa i wiernie czekającej na powrót swojego partnera z łupieżczej wyprawy, wojny bądź polowania. Mało tego – słabej płci długo odmawiano prawa do nauki, ponieważ zdobywanie wiedzy uznawano za domenę mężczyzn. Ojciec Marii Kunic, żyjącej w XVII stuleciu kobiety astronoma, której ludzkość zawdzięcza dzieło stanowiące udoskonalenie Tablic rudolfińskich Keplera, z przerażeniem obserwował u swojej ponadprzeciętnie inteligentnej córki pasję do uczenia się i poznawania nowych dziedzin. Obawiał się, że nadmiar pracy umysłowej doprowadzi ją do… pomieszania zmysłów. Zgodnie bowiem z ówczesnymi poglądami kobiety miały być bardziej niż mężczyźni narażone na choroby umysłowe, a u tych, które zajmowały się tak typowo męską dziedziną jak nauka, zwłaszcza nauki ścisłe, doszukiwano się objawów obłędu. Zainteresowanie militariami było jeszcze gorsze, bo ściągało na delikwentkę podejrzenie o konszachty z diabłem.

A przecież w historii nie brakowało kobiet wojowniczek, nie tylko broniących swoich domostw, ale i prowadzących mężczyzn na bój. Kobiet, które dawały życie, ale też niosły śmierć i zniszczenie, siejąc w szeregach wrogów prawdziwe przerażenie, i takich, którym zwycięstwa odniesione na polach bitew przyniosły nieśmiertelną sławę. Zresztą nawet jeżeli same nie walczyły, to ich obecność u boku mężczyzn wojowników, ich mężów, ojców, braci i synów, nie była niczym niezwykłym. Świadczy o tym przykład średniowiecznych dam w rodzaju Eleonory Akwitańskiej, towarzyszących swoim partnerom w wyprawach krzyżowych. Kobiety zawsze, w ten czy inny sposób, wywierały wpływ na toczące się w ich czasach wojny. Wystarczy przywołać dwa ostatnie konflikty zbrojne, które przetoczyły się przez Europę i świat w ubiegłym stuleciu, by zauważyć, że to właśnie kobiety i dziewczęta zastąpiły w fabrykach i warsztatach mężczyzn walczących na froncie, to one były sanitariuszkami, pracowały w służbach pomocniczych i wreszcie jako szpiedzy dostarczały nieocenionych informacji wywiadowczych.

O tym, że wojenne rzemiosło jest nieobce kobiecej naturze, świadczy to, że w przeszłości wielkie cywilizacje oddawały cześć boginiom wojny; dość wspomnieć wojowniczą Isztar z mitologii mezopotamskiej, grecką Atenę, wyskakującą w pełnym uzbrojeniu z głowy Zeusa, czy też jej rzymską odpowiedniczkę Bellonę, w której świątyni przedstawiciele senatu podejmowali posłów państw, z którymi Rzym toczył właśnie wojnę. Nie sposób też pominąć walecznych Amazonek, znanych z mitologii greckiej, które po dziś dzień fascynują twórców z kręgu popkultury, i nie tylko.

Wojownicze kobiety sporo kłopotów sprawiały starożytnym Rzymianom, o czym wspominają zarówno Plutarch, jak i Ammanius Marcellinus, piszący o barbarzynkach z Germanii i Galii, potrafiących celnie rzucać oszczepem i przewyższających mężczyzn siłą swoich umięśnionych ciał. Z kolei żyjąca w I wieku n.e. na Wyspach Brytyjskich królowa Icenów, Boudika, przysporzyła niemało problemów Rzymianom, kiedy w zemście za doznane upokorzenia zjednoczyła zniewolone przez najeźdźców plemiona, by następnie, stanąwszy na ich czele, wybić kilkadziesiąt tysięcy Rzymian oraz ich sojuszników, a przy okazji puścić z dymem trzy założone przez najeźdźców miasta: Londynium (współczesny Londyn), Verulamium (współczesne St. Albans) oraz Camulodunum (Colchester). Już sam dźwięk jej imienia wywoływał popłoch w szeregach legionistów. Ci sami Rzymianie lubili oglądać krwawe widowiska z udziałem gladiatorek, a kres występom kobiet na arenie położył dopiero specjalny edykt, wydany przez cesarza Septymusa Sewera w 200 roku n.e., zabraniający kobietom uczestniczyć w publicznych walkach.

Średniowiecze też znało kobiety prowadzące wojny i radzące sobie na polach bitewnych nie gorzej od mężczyzn. Rządząca od 1143 roku królowa Melizanda wdała się w konflikt zbrojny z własnym synem, Izabela Kastylijska doprowadziła do wygnania Maurów z Półwyspu Iberyjskiego, natomiast Jeanne de Belleville, zwana „Lwicą z Bretanii”, wzięła udział w wojnie stuletniej po stronie Anglików. Po śmierci męża sama zebrała oddział i zaatakowała pozycje Francuzów, a kiedy nie mogła już dłużej przebywać na terenie swojego kraju, przeniosła się na wyspy, by tam parać się piractwem. Przez kolejne trzynaście lat należące do niej okręty z charakterystycznymi, czerwonymi żaglami siały postrach na wodach kanału La Manche. Z kolei szkocka hrabina Dunbar, nazywana też – z racji ciemnej karnacji – „Czarną Agnieszką”, skutecznie stawiła odpór trwającemu pół roku oblężeniu warowni w Dunbar. Jakby tego upokorzenia najeźdźcom było mało, hrabina wraz ze swoimi damami dworu naigrawała się z oblegających zamek wojsk; udawały, że chusteczkami odkurzają blanki i głośno drwiły z nieskutecznego ostrzału. Udało się też jej zniszczyć wielki taran, gdy zrzuciły na niego jeden z głazów, uprzednio wystrzelonych przez nieprzyjaciela.

Wojownicze damy znane są też z dziejów Dalekiego Wschodu; wystarczy przypomnieć Mulan, która wyruszyła na wojnę w męskim przebraniu, by zastąpić na polu bitwy swojego schorowanego i podstarzałego ojca, i której historię spopularyzowała znana amerykańska wytwórnia filmów animowanych, czy postać Tomoe Gozen, Japonki, żony Kiso Yoshinaki. Tę ostatnią nazywano „najsilniejszym łucznikiem swoich czasów”, a ona sama miała zwyczaj wręczania ukochanemu mężowi w prezencie własnoręcznie ściętych głów swoich wrogów. O tym, że nie warto wchodzić w drogę tej krewkiej niewieście, przekonał się pewien samuraj, który nieopatrznie urwał rękaw jej kimona, a rozsierdzona jego nieuważnością Tomoe osobiście skróciła go o głowę. W czasie II wojny światowej wielką sławę zdobyła służąca w lotnictwie Armii Czerwonej, w stopniu starszego sierżanta, Lidia Litwak, która odbyła 168 lotów bojowych i zginęła, eskortując samoloty bojowe. Nazywano ją „Białą Różą”, chociaż na pilotowanej przez nią maszynie widniała biała lilia…

Prawdę powiedziawszy, kobietom wojowniczkom można by poświęcić nie jedną książkę, ale kilkutomowe opracowanie, a jego lektura na pewno nie byłaby nudna. Ze zrozumiałych względów niniejsza publikacja nie wyczerpuje tego tematu, ale skupia się na postaciach wybranych, zawsze interesujących, choć często kontrowersyjnych, oraz na wojowniczych niewiastach, które odegrały ważną rolę w historii naszego kraju.

Kiedy nie tak dawno brytyjski genetyk Bryan Sykes ogłosił wyniki przeprowadzonych przez siebie badań, z których wynikało, że męski chromosom Y ulega degeneracji i że należy się spodziewać, iż za mniej więcej 100 000 lat mężczyźni znikną z powierzchni naszej planety, dały się słyszeć głosy, że będzie to miało swoją dobrą stronę, bo wtedy wszelkiego rodzaju konflikty zbrojne odejdą do lamusa historii. Jednak patrząc na to z perspektywy losów kobiet, o których opowiada ta książka, należy uznać, że nie jest to wcale takie pewne.

Płeć nadobna też miewa wojowniczą naturę…

Kobiety wojowniczki

Подняться наверх