Читать книгу Warszawa wciąga. Tu byłem. Tu ćpałem. Tu piłem. Przewodnik po warszawskich klubach - Jaś Kapela - Страница 10
3mmc
ОглавлениеBył taki czas, że okrągłymi, różnokolorowymi naklejkami z napisem 3mmc i numerem telefonu upstrzone było całe Śródmieście. Jeden telefon i w wyznaczone przez ciebie miejsce przyjeżdżał taksówką bardzo sympatyczny pan z zapasem lśniących kryształów metafedronu.
Pamiętaj!
Nie myl metafedronu z mefedronem.
Właściciela tego numeru spotkałem zresztą całkiem niedawno i choć od lat ma innego operatora, wciąż wiedzie mu się całkiem dobrze. Stare BMW zamienił na nowe, a jego dziecko niedawno skończyło dwa latka. Tak teraz myślę, że chyba wszyscy moi dilerzy mają już dzieci.
3mmc swojego czasu było chyba najpopularniejszym dopalaczem (patrz: dopalacze) w Polsce. Przynajmniej jeśli chodzi o kryształy, a nie syntetyczne kannabinoidy, które mają zastępować trawkę. 3mmc to pochodna mefedronu i dość silny euforyk, który jednocześnie działa speedująco – czyli łączy wszystko, co cenimy w narkotykach. Po 3mmc czujesz się szczęśliwszy i gotowy do działania. Rozpiera cię energia, a do tego jesteś pełen miłości do świata i jego mieszkańców. Nawet nie gniewasz się za to, jak bardzo rozpierdalają naszą planetę i przy okazji siebie nawzajem. Jesteś pełen wyrozumiałości dla swoich i cudzych słabości. Dlaczego nie można tak się czuć codziennie? Nie wiem. A żałuję.
Teraz myślę, że 3mmc było jednym z najlepszych dopalaczy na rynku. Chociaż to może tylko wspomnień czar – byliśmy młodzi, a narkotyki działały lepiej. Jednak pamięć wciąż jest żywa w narodzie. Substancja już dawno została zdelegalizowana, ale wpisując w Google hasło „3mmc”, przez wiele lat można było znaleźć nie tylko masę relacji z tripów, ale też aktualne ogłoszenia informujące o możliwości nabycia kryształów i euforii na dowóz. Rzecz jasna nie było to już oryginalne 3mmc, ale od czasu zdelegalizowania tego narkotyku na rynku regularnie pojawiają się kolejne podobnie działające substancje. Chociaż chyba żadna z nich nie działa tak fajnie, jak stare, dobre 3mmc, po niektórych nadal jest pięknie.
Jeśli miałbym powiedzieć, który narkotyk jest najbliższy mojemu pokoleniu, byłoby to właśnie 3mmc. Występowało ono w bardzo różnych formach przezroczystego kryształu i można było je spożywać donosowo lub oralnie. Im bardziej sypki kryształ, tym mocniej walił w nos, ale po chwili bólu ciało ogarniało ukojenie, a jakikolwiek dyskomfort odchodził w niepamięć. Z czasem zresztą można było polubić ten ból i nawet sam akt wciągania. Człowiek się warunkuje i wciąganie zaczyna mu się kojarzyć z nadciągającą falą przyjemności, otwartości i miłości. Niektórzy jednak nie lubili sobie rozwalać śluzówki i preferowali podanie oralne. W takim przypadku kryształ najlepiej było spożyć z drinkiem, bo sam z siebie miał dość słony i chemiczny smak (w końcu nie bez powodu na dilpakach pisano, że produkt nie nadaje się do spożycia przez ludzi). Spożycie oralne w przypadku 3mmc było o tyle sensowniejsze, że substancja działała wtedy znacznie mniej gwałtownie, efekt utrzymywał się dłużej, a samo działanie było bardziej euforyczne niż speedujące. Walenie w nos podkręcało speeda, więc dla każdego coś miłego.
Trudno powiedzieć, ile całonocnych, skrajnie szczerych oraz przepełnionych zrozumieniem i empatią rozmów odbyło się w Polsce pod wpływem 3mmc. Sam obstawiam, że mówimy o setkach tysięcy. Niestety oprócz wielu osób, którym pozwoliło ono lepiej zrozumieć siebie i innych, są też tacy, którym 3mmc rozwaliło mózg. Mam przynajmniej jednego kolegę, który od nadmiaru 3mmc trafił na oddział zamknięty. Z byciem szczęśliwym nie można przesadzać.