Читать книгу Warszawa wciąga. Tu byłem. Tu ćpałem. Tu piłem. Przewodnik po warszawskich klubach - Jaś Kapela - Страница 9

Оглавление

Warszawa to chyba jedyne miasto w Polsce, w którym naprawdę można żyć i bawić się tak, jakby świat miał się jutro skończyć. Do tego jest w niej „dużo więcej możliwości, więcej predyspozycji, wszystkiego”, jak mówiła jedna z bohaterek Miłości na bogato. Nie bez powodu to właśnie Warszawa stanowi tło najważniejszych intryg i romansów w TVN-owskich serialach. I tak właśnie skończy się świat – nie z hukiem, ale z Filipem Chajzerem.

Rzecz jasna Warszawa tylko udaje Poważne Europejskie Miasto i w rzeczywistości jest uroczo prowincjonalna. Nadal stanowimy społeczeństwo na dorobku – niby już dużo przeżyliśmy i bardzo chętnie spoczęlibyśmy w końcu na laurach, ale wciąż mamy swoje zadry i historyczne bolączki. Podobnie jak komuniści odbudowujący Stare Miasto, warszawiacy również nie potrafią się odciąć od przeszłości – nawet jeśli owe wspomniane laury są jak wycięte z papieru albo zamówione na AliExspressie. Chcielibyśmy być wielcy, ale jak jest, każdy wie. Słoma wychodzi z butów, paździerz z meblościanki, flupy z pizdy, a we łbie mamy kiełbie. Zamiast marmuru lastryko, zamiast szmalu szmalcownicy, zamiast koksu dopalacze. Ale stolica i tak jest pięknym miastem, w którym tyle się dzieje, że aż żal wyjeżdżać.

To w Warszawie koncentruje się życie polityczne, medialne i rozrywkowe kraju. Finansowe pewnie też, ale o tym nie wspominam, bo się na nim nie znam. Tak bardzo się nie znam, że często nie starcza mi do pierwszego. Na szczęście przeważnie wiem, gdzie odbywają się bankiety z darmowym jedzeniem i winem. Niestety nie zawsze są organizowane pod koniec miesiąca, więc staram się na nie chodzić, kiedy tylko mogę, żeby zaoszczędzić na jedzeniu i alkoholu. W końcu muszę jakoś dotrwać do następnej wypłaty i nie wydać przy tym wszystkich oszczędności.

Ale mimo tego wszystkiego kocham Warszawę. Co więcej, uważam, że jest jedynym miastem w Polsce, w którym da się żyć. Nie chcę, żeby zabrzmiało to złośliwie. Bardzo lubię jeździć po Polsce i odwiedzać rozliczne Radomie, Sandomierze, Lubliny, Rzeszowy czy Wałbrzychy. W mniejszych miejscowościach zawsze można znaleźć jakiś zabawny pomnik Jana Pawła II albo przynajmniej ulicę czy nawiązanie do tegoż imienia. Szczególnie piękny jest Dolny Śląsk i Kotlina Kłodzka, ale tam – może nawet bardziej niż gdziekolwiek indziej – widać, że Polacy nie zbudowali żadnej cywilizacji. Wszystko, co ładne, zostało po Niemcach. Polacy, którzy przybyli na tę ziemię, postawili co najwyżej kilka blaszaków, żeby mieć co wynajmować biedronkom czy innymi magazynom z tanim towarem.

Właściwie, to gdzie w Polsce nie wyląduję, i tak mi się tam podoba – nawet jeśli niekiedy bieda aż piszczy, a ludzie wyglądają, jakby wypełzli wprost z biedaszybów. Polska to jeden z dwudziestu kilku najbogatszych krajów na świecie, ale Polacy wciąż są biedni i smutni. Mówię to z pełnym przekonaniem, bo sam jestem biedny i smutny. Ale jednocześnie staram się być wesoły. Oraz żyć, jakbym był bogaty. Pewnie dlatego nigdy nie uzbieram kasy na własne mieszkanie i na starość będę wygrzebywał resztki czarnego złota spod ziemi.

Na co dzień staram się jednak o tym nie myśleć.

Jako dorosły przeimprezowałem w tym mieście już ponad dekadę, a za młodu, chodząc do I SLO im. Maharadży Jama Saheba Digvijay Sinhji (tzw. Bednarskiej), też nie próżnowałem. Jednak do niedawna nie zdawałem sobie sprawy z szerokiego wachlarza klubów i środowisk, jakie można spotkać w stolicy. Prawie dla każdego coś miłego, choć dla niektórych tylko nóż w brzuch i krzyżyk na drogę.

W młodości byłem trochę hipisem, potem bardziej metalem i punkiem. Po latach – sam nie wiem, jak to się stało – przestałem słuchać punka, metalu i rocka, za to wkręciłem się w hip-hop oraz techno. Od kilku lat chodzę głównie na imprezy, na których grają szeroko pojętą muzykę elektroniczną. To świat, który znam najlepiej. Jednak na potrzeby tej książki starałem się zbadać też inne klimaty: Club Wesele, Explosion, Mazowiecką, The View, a nawet imprezę Chrześcijańskich Singli. Oczywiście w Warszawie jest mnóstwo imprez, na które nigdy nie dotarłem, ale przez ostatnie doświadczenia marzę jedynie o ostrej medytacji i miesięcznym detoksie, więc może należy zostawić coś na później.

Oczywiście warto dbać nie tylko o swoje zdrowie, ale też o przyjaciół, więc nie piszę tutaj wszystkiego, a przynajmniej nie używam nazwisk. Z przyjaciółmi robimy wiele nielegalnych rzeczy. No dobra, wcale nie tak wiele. Właściwie tylko jedną: ćpanie. Ale to i tak podchodzi pod wiele paragrafów. Sam raczej nie widzę problemu w publicznym mówieniu, że lubię ćpać, ale wielu moich znajomych ma na ten temat inne zdanie, więc staram się to uszanować. Jest to zresztą dość zabawne – w naszym kraju portal hyperreal.info, dedykowany poszerzeniu wiedzy na temat substancji zmieniających świadomość, ma więcej odsłon niż program jakiejkolwiek lewicowej partii. Ale chyba to rozumiem. Trudno tu wytrzymać na trzeźwo. Ciągle rządzą nami prawicowi hipokryci i cyniczni konserwatyści, którzy wolą zajmować się ukrywaniem księży pedofilów niż redukcją szkód wśród użytkowników różnych substancji.

Wszyscy wiemy, że homo sapiens kroczy prosto w słodkie objęcia anihilacji. A mimo to ciągle chce mi się żyć, kochać i walczyć. Nawet na dzień przed końcem świata zamierzam wciągać kreski i sadzić drzewa.

O tym też jest ta książka.


Warszawa wciąga. Tu byłem. Tu ćpałem. Tu piłem. Przewodnik po warszawskich klubach

Подняться наверх