Читать книгу Samozwaniec, tom 2 - Jacek Komuda - Страница 10
Die 21/11 novembris
Obóz wojsk Samozwańca pod Nowogrodem
Godzina piąta po południu
ОглавлениеPrzyszła odwilż, cieplejszy wiatr z zachodu szarpał połami namiotów, niósł grube krople deszczu. Starczyło kilka godzin, by obozowe ulice zmieniły się w bagniste trzęsawiska, w których wozy grzęzły po osie, kopyta rozchlapywały brunatne błoto na ściany namiotów i szałasów. Kwatery tonęły w błocku i gnoju, mokre, zimne, podtapiane wodą z tającego śniegu – nie były w tym dniu przytulniejszym schronieniem niż beczka postawiona pod drewnianą rynną.
Wiatr wył, a deszcz łomotał, kiedy pułkownicy i rotmistrzowie zeszli się na naradę w wielkim namiocie wojewody sandomierskiego. Dymitr powiódł zmęczonym wzrokiem po wąsatych, poszczerbionych obliczach Lachów i Moskali, jakby chciał w nich wyczytać odpowiedź na pytanie o przyszłość wyprawy. Na drodze do carskiej Czapki Monomacha sterczał niczym cierń w boku Nowogród. Nad nim zaś wznosił się jego ponury pan – wojewoda Basmanow.
Carewicz czekał, przybrawszy maskę ponurego imperatora.
– Nie powinniśmy oblegać miasta – rzekł Dworycki. – Naszym celem jest Moskwa, a każde opóźnienie w marszu może skończyć się klęską.
– W pełni popieram słowa waszej mości – mruknął Jan Buczyński. – Nowogród nie kurnik, nie weźmiemy go w dwa dni, obawiam się też, że przy zaciekłości Bosmana nie mamy co liczyć na to, że mieszczanie otworzą nam bramy.
– Też jestem za dalszym marszem – ozwał się Żulicki. – Zostawmy tutaj kozaków i idźmy na Briańsk, gdzie zbiera się armia cara Borysa. Uderzmy na jego wojska i stańmy u wrót Moskwy razem z Nowym Rokiem!
– Powoli, mospanie! – zaoponował Mniszech. – Ja też czytałem żywoty cezarów i Aleksandra Macedońskiego! Moskwa to nie Persja! Nie ryzykujmy marszu w paszczę carskiej bestii, mając za plecami jej szczenię – Basmanowa. I gród, którego załoga prawie dorównuje liczebnością połowie naszej armii!
– Waść chcesz go oblegać – prychnął Dworycki – bo to twoja nagroda obiecana od Jego Carskiej Wysokości. Śpieszy ci się do siewierskich włości jak do młodej żony.
– Ja tylko pilnuję dobrego imienia najjaśniejszego carewicza, który przyobiecał oswobodzić całą Siewierszczyznę od tyrana Godunowa.
– Politykowi nie wolno być niewolnikiem swoich własnych słów – mruknął Buczyński. – Co wczoraj zapowiedział carewicz, jutro może odwołać wola koronowanego cara.
– Siły i zwycięstwa nie buduje się na środkach, ale na zwycięstwach. Czy nie tak pisał waszmości patron, Włoch Machiavelli?
– Nasze zwycięstwo utonie tu w błocie! Pod Nowogrodem stracimy czas i fantazję. Dlaczego chcesz, mości wojewodo, oblegać miasto?
– Bo potrzebujemy wiktorii. Jasnego znaku, że nasz prześwietny carewicz równie dobrze szermuje słowem, co i mieczem. Nowogród, zdobyty i złamany, winien stać się symbolem, przestrogą i nauką dla reszty Moskwy – ot, patrzcie, tych, co nie zegną karku przed Dymitrem Iwanowiczem, nasze miecze skrócą o głowę.
Wojewoda uderzył się po pozłocistej szabli, stworzonej raczej do parady niż do wojaczki.
– Ciekawe, czyje głowy będą znosić z pola, jeśli armia Godunowa dopadnie nas pod Nowogrodem? Myślisz waszmość, że zdołamy się obronić przed wojskiem carskim, jednocześnie oblegając miasto?
– Borys nieprędko wyjdzie z Moskwy. O ile w ogóle opuści mury Kremla. Mości panie Chruszczew – Mniszech położył dłoń na ramieniu grubego wojewody, dopuszczonego już do ręki i łaski Dymitra – mów, co tam w stolicy. Jakie nowiny o Godunowie i jego służalcach?
Chruszczew skłonił kark przed carewiczem tak nisko, że brodą omiótł z kurzu blat stołu równie skutecznie co służąca ścierką.
– Wasze Carskie Wieliczestwo – zastękał – źle się dzieje w Moskwie. Źle dla cara Borysa. Dobrze dla naszej sprawy. Dymitrze Iwanowiczu, ojczulku prieswietny, oto ucieszę uszy twoje nowinami, że nieprawy car słabuje na zdrowiu, nie wychodzi z Granitowej Pałaty, a jeśli już, to powłóczy lewą nogą. Wojewodowie buntują się, w miastach wzburzenie, dworianie i strzelcy nie chcą się bić za carskie imię. Źle im, a będzie jeszcze gorzej, bo Borysa ogień trawi na samą myśl, że Wasze Carskoje Wieliczestwo rośnie w siłę i przewagę.
Dymitr wciąż milczał z ponurym i srogim obliczem.
– Na Kremlu – ciągnął Chruszczew, opierając o stół brzuch wydęty niczym tatarski bęben – same swary i spiski. Już nie kniaziowie i diacy, nie Wasyl Szujski i Mścisławski, nie Bohdan Bielski i Romanowowie, ale carowe skaczą sobie do oczu. Kiedy Wasze Prześwietne Wieliczestwo raczył granicę przekroczyć, Godunow kazał przywlec do siebie mniszkę Mafrę, dawną carową Marię Fiodorownę Nagoj, a waszą świątobliwą matkę. Sprowadził ją do carskiej sypialni i kazał mówić prawdę, czy jej syn żyje jeszcze.
Dymitr przymknął oczy i zacisnął zęby. Postronnemu mogło się zdawać, że wcale nie słucha bojarzyna.
– A kiedy odparła, że nie wie, teraźniejsza caryca – Maria Skuratowa, żona Borysa – chciała wypalić jej oczy. Czemu przeszkodził car. Wtedy cisnęła Mafrze w oblicze gorejącą świecę. Z czego wybuchł rozruch na dworze. Bo słyszał kto kiedy – wojewoda zacisnął prawicę w kułak i uderzył się z rozmachem w otwartą lewą dłoń – za batiuszki Iwana Groźnego, za Fiodora Bezumnego, brata waszego, aby na kremlowskich pokojach lżyły się baby?
– Cóż powiedziała moja święta matuszka – odezwał się Dymitr – że wywołało to taki gniew Borysa?
– Powiedziała... – Chruszczew odchrząknął i oblizał wargi – że syn jej... żyje jeszcze. A ludzie, którzy dawno poumierali, uprowadzili go z Uglicza spod noży carskich siepaczy... Bez jej wiedzy.
Dymitr zadygotał. Ci, którzy siedzieli bliżej, mogliby przysiąc, że po jego policzku stoczyła się łza – wytarta naprędce kułakiem. Ci, którzy siedzieli dalej, widzieli tylko, jak carewicz podnosi dłoń do oka.
– Borys Godunow się kończy – rzekł głucho Chruszczew. – Na świętej Rusi wzbiera burza. Dość iskry, a jego władza legnie w gruzach. Tatarski rab, zięć kata Maluty, nie wytknie nosa poza Moskwę. A jego armii nie poprowadzi żaden carski wojewoda.
– Tak więc – zakonkludował Mniszech – mamy czas, by zabawić trochę przy Nowogrodzie. Zdobycie miasta da nam sukces w polu. Ponadto łupy wzięte w kaźni Bosmana zadowolą panów towarzyszy z zaciężnych polskich chorągwi. Nowogród musi zostać zdobyty, aby pokazać innym grodom na Rusi, co czeka niepokornych. Tak powiedziałem. Teraz pokornie czekam na głos Waszej Carskiej Mości.
Dymitr powiódł wzrokiem po obecnych i wyprostował się.
– Wyciągniemy Basmanowa z Nowogrodu jak lisa z nory za ogon! Sypcie szańce, mości panowie, i plećcie kosze do szturmu. Wyprowadźcie działa pod miasto i bijcie w mury! Do broni! Ktoś jest przeciwko?
Było ich dwóch – Dworycki i Żulicki, bo Buczyński umył ręce. Przegłosowano ich większością. No cóż – wojenne rady w Rzeczypospolitej nie były jeszcze sejmikami. Na szczęście dla Litwy i Korony tudzież sprawy Dymitra Samozwańca.
Oblężenie było rozpoczęte.