Читать книгу Teraz oto jestem. Edward Stachura we wspomnieniach - Jakub Beczek - Страница 6
Wstęp
ОглавлениеEdward Stachura – poeta, prozaik, autor piosenek, tłumacz. Rozdział w historii polskiej literatury i strona w słownikach. Ale Stachura to nie tylko encyklopedyczne hasło. To przede wszystkim barwna biografia, a także filozofia życia i pisania, która dość wcześnie znalazła wielu wyznawców i była żywo komentowana przez krytyków. Tuż po swojej przedwczesnej śmierci Edward Stachura stał się idolem młodych ludzi. Jego legenda rosła błyskawicznie i jeszcze w stanie wojennym przybrała niewyobrażalne jak na polskie warunki rozmiary. Moda na Stachurę trwała niemal do końca lat 80. W całym kraju urządzano wieczorki poetyckie, recytacje i konkursy, a gdzieniegdzie nawet seanse spirytystyczne, podczas których duch poety podpowiadał, jak żyć. Jednak przede wszystkim organizowano liczne stachuriady[1], czyli zloty młodzieży grającej i śpiewającej Stachurę, słuchającej tego, co miał do przekazania. W czasach, gdy o mediach społecznościowych nie śniło się nawet na Zachodzie, Stachura był bohaterem wydarzeń, w których łącznie brało udział tysiące młodych ludzi. Pojawiały się korespondencyjne kluby, w prasie zamieszczano ogłoszenia o poszukiwaniu książek, a trudne do zdobycia utwory przepisywano w zeszytach. Dla wielu osób był to pierwszy kontakt z poezją w ogóle.
Stachura, a właściwie „Sted”, jak brzmiał pseudonim, którego niemal wszyscy familiarnie używali – łączył i integrował. Słychać było kolejne interpretacje pieśni (w formie koncertów i nagrań, między innymi z muzyką Jerzego Satanowskiego, Jana Kondraka, Marka Gałązki i Starego Dobrego Małżeństwa), rekordy popularności bił spektakl słowno-muzyczny Msza wędrującego (z udziałem Anny Chodakowskiej) – wydany również na płycie i kasecie jako zbiór protest songów, z którymi młodzi się utożsamiali. Na płytach dostępne były także archiwalne piosenki w wykonaniu samego poety. Dwudziestopięciotysięczny nakład jednej z nich rozszedł się w ciągu tygodnia niczym najnowsze longplaye popularnych wówczas zespołów rockowych. No i przede wszystkim sprzedawany spod lady, a potem na czarnym rynku, „dżinsowy” pięcioksiąg dzieł Stachury. Był dwukrotnie dodrukowywany, a i tak dla wszystkich nie starczyło. Nic dziwnego, że plakat ze zdjęciem pisarza, obok gwiazd show-biznesu, pojawił się nawet w popularnym tygodniku „Razem”. Każdy chciał zawiesić zdjęcie Stachury nad łóżkiem. „Guru-Stachuru” – mówiono żartem. I rzeczywiście, Stachura, który pod koniec życia marzył o tym, by nauczać tłumy, po śmierci został niemalże duchowym przywódcą. Wystawę zorganizowaną w warszawskim Muzeum Literatury w 50. rocznicę urodzin poety zwiedziło przeszło trzydzieści tysięcy osób. Witold Leszczyński przeniósł na ekran Siekierezadę, a nieco wcześniej na temat pisarza powstał film dokumentalny Andrzeja Brzozowskiego Wszystko jest poezja. Fabułę o Stachurze miał nakręcić sam Andrzej Wajda, ale plany pokrzyżował inny obraz tamtych burzliwych czasów: Człowiek z żelaza.
Stachura z żelaza nie był. Miał chlebak, gitarę, zeszyt do notowania i w dżinsowym uniformie wędrował po świecie. I taki właśnie, wolny, a może lepiej: rozpaczliwie poszukujący wolności – podobał się pogrążonej w PRL-owskiej szarzyźnie młodzieży. Do dziś trwają spory, ile w jego postawie było autentyku, a ile pozy i chłodnej kalkulacji. Wiele głosów krytycznych padło też pod adresem tak zwanej stachuromanii – że powierzchowna i egzaltowana, choć warto raczej zwrócić uwagę na to, że ten swoisty fenomen wciąż nie został gruntownie opisany. Jedno jest pewne: wtedy, w dobie pustych półek i mięsa na kartki, w czasie walki władzy z opozycją, konsekwentnie apolityczny Stachura wskazywał inną drogę – metafizycznego buntu (choć niektórzy mówią, że podobnie jak festiwal w Jarocinie – ten prawdziwy bunt kanalizował), a zarazem świętego spokoju. I taką postawą fascynował. Bez względu na wykształcenie czy – jak się wtedy pisało – przynależność klasową czytelników.
Z czasem popularność pisarza traciła na intensywności, ale – co trzeba podkreślić – przez kolejne lata utrzymywała się na niższym już, choć zawsze równomiernym poziomie. Poeta znalazł swoją niszę i grupę wiernych odbiorców, regularnie zasilaną kolejnymi rocznikami młodych ludzi, odkrywającymi swojego Stachurę. I to się sprawdzało, bo – jak ktoś słusznie zauważył – Stachura nigdy nie pisał dla konkretnego pokolenia.
W lata 90. i następne Stachura wszedł zwycięsko i bardzo świeżo. Myślę tu zwłaszcza o mocnej, grunge’owej wersji piosenki Zobaczysz zespołu Hey, ale też o kolejnych publikacjach czy filmach dokumentalnych[2] poświęconych poecie. W 1996 roku w Teatrze Telewizji wyemitowano spektakl Pogodzić się ze światem w reżyserii Jerzego Zalewskiego ze znakomitą rolą Mirosława Baki. Pod koniec wieku Robert Gawliński zagrał Stachurę w głośnym filmie Wojaczek, a na początku nowego raper Peja zsamplował słynną wypowiedź poety o powołaniu artysty. Przełomem był rok 2012, kiedy to duet Babu Król wydał płytę Sted. Stachura powrócił w wielkim stylu również dlatego, że do tej pory nikt go tak nie śpiewał. Trzy lata później na dziedzińcu Politechniki Warszawskiej wybrzmiał koncert Wszystko jest poezja, gdzie nadzwyczaj świeże wersje Stachurowych piosenek wykonali między innymi Leniwiec, Czesław Mozil, kwintet Wojtka Mazolewskiego i Organek, który pozostawił te utwory w swoim repertuarze. I coś z ostatniej chwili – pod koniec października 2019 roku, w ramach toruńskich spotkań „Pejzaż bez Ciebie”, odbył się inny wielki koncert poświęcony pamięci Stachury. Wśród śpiewających jego piosenki byli: Małgorzata Ostrowska, Anna Wyszkoni i Artur Żmijewski. We współczesnych interpretacjach słowa Stachury nabrały nowych sensów. Przy czym piosenki, choć najbardziej chwytliwe, nie były jedynymi tekstami, które zwróciły uwagę.
Intensywnie i w miarę równomiernie biły też inne źródła tej twórczości. Wznowieniom książek pisarza towarzyszyły publikacje rzeczy nowych, które – jak w przypadku prozy rozproszonej, a zwłaszcza dwóch tomów korespondencji i wyboru dzienników – dostarczyły wiele ciekawego materiału literackiego[3] i biograficznego[4].
Jak widać, zmieniają się aranżacje, style i czytelnicze upodobania, ale artystyczna wartość i przesłanie tekstów Stachury nie wietrzeje. Może dlatego, jak sam niedawno mogłem się przekonać w dziale muzycznym jednego z hipermarketów, obok przebojów polskich dancingów i klasyki disco wyłożono płytę z piosenkami Stachury. A nuż się sprzeda.
Bo w ogóle ostatnio Stachury jakby więcej. Jego nazwisko znów przyciąga, sama twórczość jest na nowo interpretowana[5], powstają kolejne filmy[6]. I jeśli krytyka zadaje przewrotne pytanie, kto dziś pamięta Edwarda Stachurę, to śmiało można odpowiedzieć, że całkiem sporo osób. Rękopisy na aukcjach określane są jako „rzadkie”, wszelkie pamiątki po nim nie straciły statusu relikwii, a na forach internetowych pojawiają się nowe dyskusje. To znakomity czas na ponowne odkrywanie tego pisarza – gdy opadł już pył stachuromanii i można otworzyć jego książki bez żadnych zobowiązań czy uprzedzeń.
I właśnie teraz, czterdzieści lat po śmierci, Edward Stachura wraca we wspomnieniach. „Wraca”, a nie „pojawia się” czy „ukazuje”. Bo wracanie to „odzyskanie poprzedniego stanu”, „zjawienie się w miejscu, z którego się wyszło”. No a Stachura wraca w tej książce wprost z lat 50., 60. i 70., wraca dzięki tym, którzy pamiętają, jak się poruszał, rozmawiał, śmiał, w jaki sposób się zachowywał, odwracał głowę. Wraca we wspomnieniach tych, którzy się z nim stykali, przebywali w jego towarzystwie.
Tom czterdziestu różnorodnych wspomnień poświęconych Edwardowi Stachurze może oczywiście wywołać zakłopotanie. Oto twórca najbardziej chyba kojarzony z przenikaniem się życia i pisania, życiopisaniem, utożsamianiem się z bohaterami swoich tekstów; autor przywiązujący ogromną wagę do własnej biografii i konstruujący ją według przemyślanych zamierzeń – opowiedziany zostaje przez innych: przyjaciół, znajomych, osoby napotkane w drodze. I to opowiedziany na wiele sposobów, dzięki czemu powstał portret wielokrotny, miejscami zaskakujący, ale też pełen kontrastów, nierzadko sprzeczności. Czy takie świadectwa potrafią zrekonstruować prawdziwy obraz człowieka i jego życia? A może wspominanie, obciążone subiektywizmem opowiadających, sprawi jedynie, że pozostaną portrety równoległe, tworzące zaledwie zarys postaci? W przypadku książek wspomnieniowych zawsze pojawia się przecież mniejsze lub większe ryzyko „uskoku”, polegającego na tym, że opis nie nadąża za bohaterem, istnieje obok, w narracjach towarzyszących. Nad tym nie zapanujemy. Myślę jednak, że wielokrotność „spojrzeń z boku” rzuca światło na rzeczy nowe, zakryte, a szeroki dobór autorów, przypisanych następującym po sobie punktom biografii, zapewnia przestrzeń dla takiego patrzenia. Ów „szeroki dobór” był możliwy dzięki licznym znajomościom poety.
Przez całe swoje życie Stachura zapełniał prywatny atlas osób i miejsc. Ten oryginalny zbiór zawiera mapy o bardzo zróżnicowanym ukształtowaniu i rozległym zakresie. Obejmują spędzone we Francji dzieciństwo, powojenny powrót do Polski, podróże po kraju, wyprawy zagraniczne. Z biografii Stachury wyłania się świat wielkich aglomeracji i prowincjonalnych miasteczek, luminarzy kultury i ludzi prostych, przechodniów. W książce Teraz oto jestem…, wspólnie ze wspominającymi, czytelnik wędruje przez Warszawę, Paryż, Meksyk, Oslo i Budapeszt, mija Ann Arbor, Lublin, Poznań, Xalapę, ale też Aleksandrów Kujawski, Czewujewo czy Daćbogi. Staje się świadkiem wypadku kolejowego w Bednarach, w którym Edward Stachura stracił cztery palce prawej ręki, towarzyszy próbom powrotu pisarza do zdrowia, aż wreszcie przygląda się wyprawie ostatniej, z której relacji nikt już nie przyniesie. Wszystkie te sytuacje rozpisane zostały na głosy. W orbicie Stachury pojawiło się ich wiele, reprezentują różne środowiska. Czasem wspólne drogi poety i jego przyjaciół czy znajomych biegły równolegle, kiedy indziej krzyżowały się, ulegając gwałtownym perturbacjom. Wszystkie związki tworzą fascynującą topografię, której pola i przecięcia mają swe odniesienia w konkretnych relacjach międzyludzkich – o różnej intensywności i formie. Autorzy wspomnień odtwarzają te układy, przywołują ich znaczenie, a nierzadko wpływ na swoje późniejsze życie. Starają się także zmierzyć z tajemnicą Stachury, z jego wyborami, filozofią życia i dorobkiem intelektualnym, który odcisnął ślad i w dalszym ciągu inspiruje. Bo przecież mowa w tej książce również o twórczości Stachury, o literaturze, poprzez którą poeta chciał dokonać więcej, niż była ona w stanie unieść. Dopełnieniem wspomnianych podróży są zawarte w tym tomie anegdoty i z życia wzięte historie pokazujące pisarza z innej strony, jasnej. One też stają się pełnoprawną opowieścią o człowieku. Tak dynamiczny, mieniący się wielością ujęć zbiór odtwarza Stachurę w ruchu, unikając jednoznacznych określeń i definicji. A wszystko na tle realiów Polski Ludowej, życia kulturalnego tamtych czasów, pokoleniowych rozrachunków, w których pisarz do pewnego stopnia brał udział. O tym, czy wyłaniający się z tych wspomnień obraz pomoże zrozumieć Edwarda Stachurę, zachęcając do nowych poszukiwań oraz badań nad jego życiem i twórczością – zdecydują sami czytelnicy.
*
W książce znalazły się wyłącznie teksty przygotowane z myślą o tej edycji. Pierwotny zamysł tomu zakładał zebranie reprezentatywnych wspomnień, wcześniej już drukowanych. W trakcie gromadzenia materiałów dotarłem jednak do wielu nowych osób, które Stachurę znały bądź tylko zetknęły się z poetą, co wystarczyło, żeby spotkanie pozostawiło w pamięci niezatarty ślad. Taka tendencja wpłynęła na przeorientowanie całej książki, a w konsekwencji na skompletowanie tekstów powstałych specjalnie do tego tomu. Niektórzy nigdy wcześniej nie byli o Stachurę pytani, natomiast osoby, które wypowiadały się już na temat poety, raz jeszcze podjęły próbę portretu, by z perspektywy lat wydobyć nowe aspekty i problemy. Od przyjętej koncepcji odbiega jedynie wiersz Tadeusza Różewicza[7], który to utwór w roli tekstu wspomnieniowego pojawia się po raz pierwszy. Jako apendyks włączony został wielowarstwowy esej Piotra Müldnera-Nieckowskiego, ukazujący pisarza w szerokim kontekście zdarzeń i znajomości.
Ostatecznie w czasie pracy nad tekstami zrezygnowałem ze znanych szerzej wspomnień rodzinnych oraz maksymalnie ograniczyłem dobór autorów zaliczanych do najbliższych przyjaciół poety, którzy swoje wspomnienia niejednokrotnie zamieszczali już w różnorakich publikacjach. Czytelnik nie znajdzie tu więc relacji Wincentego Różańskiego, Wacława Tkaczuka, Jerzego Satanowskiego czy Janusza Andermana, pisarza wspominają natomiast między innymi Stefan Ehrenkreutz, Jan Jastrzębski, Daniel Olbrychski, Marek Zalejski, a także Teresa Grubczak czy Barbara Kołek, które spotkały Stachurę jeden jedyny raz i na potrzeby tej publikacji opowiedziały o swoim doświadczeniu.
Niestety, kilku osób nie umiałem przekonać, aby ich wspomnienia wzbogaciły książkę. Część odmówiła swojego udziału (czasem po udzieleniu wstępnej zgody lub w momencie autoryzacji), wykazując jednak życzliwość i zainteresowanie. Niektóre rozmowy zostały przerwane i niepodjęte z przyczyn ode mnie niezależnych. Choć nie bez żalu, przyjąłem wszystkie te decyzje z jednakim zrozumieniem, a zarazem cichą nadzieją, że tom w swym finalnym kształcie prezentuje wystarczająco bogatą i rozległą perspektywę.
Teksty opracowane na podstawie przeprowadzonych przeze mnie rozmów (w większości nagranych) zostały opatrzone odpowiednią informacją. W przypadku jej braku wspomnienie pochodzi bezpośrednio od autora. W czasie prac redakcyjnych starano się zachować pierwotny kształt wspomnień. Skróty stosowano najczęściej w przypadku powtórzeń wątków i wyraźnych dygresji. Do minimum ograniczono noty biograficzne autorów. Przypisy pogrupowano według przyjętych kryteriów. Komentarze dotyczą postaci, miejsc i wydarzeń, które zaistniały w biografii lub twórczości poety, a także adresów bibliograficznych niezbędnych dla zrozumienia kontekstu. Wszelkie informacje pochodzące od autora opracowania ujęto w nawiasy kwadratowe. Do tomu dołączono skrócone kalendarium życia Edwarda Stachury, z myślą, że pomoże ono czytelnikom uporządkować podstawowe fakty dotyczące jego osoby.
Należy również wspomnieć o tytule książki. Słowami: Teraz oto jestem rozpaczliwie wolny… [oryg. *** (maintenant me voici désespérément libre…)] rozpoczyna się wiersz quebeckiego pisarza Jacques’a Braulta. Stachura opublikował ten utwór w swoim tłumaczeniu na rok przed śmiercią[8]. Myślę, że widoczna w kontekście tomu wspomnień przewrotność tych trzech wyjętych z incipitu słów dobrze oddaje ducha niniejszego zbioru, który z jednej strony sprzyja przyswajaniu nowej wiedzy na temat poety, z drugiej ugruntowuje przekonanie, że wszelki opis, podobnie jak zawsze niedoskonały ze swej natury przekład, wskazuje jedynie kierunek poznania, pozostawiając pole dla własnych poszukiwań i odkryć.
*
Praca nad książką trwała pięć lat. Jestem wdzięczny wszystkim osobom, które podczas kompletowania przeze mnie materiałów zgodziły się opowiedzieć o poecie. Czasem były to długie relacje, kiedy indziej zwięzłe uwagi powstałe na marginesie oddzielnych tematów. Wszystkie one stworzyły frapujący obraz pisarza.
Ogromnie dziękuję autorom za to, że znaleźli czas i zechcieli wziąć udział w tym przedsięwzięciu, dzieląc się swoimi cennymi wspomnieniami i wiedzą na każdym etapie powstawania tomu. Dziękuję za niezapomniane spotkania, wspólne rozmowy, cierpliwą lekturę tekstów i pomoc w ich opracowywaniu, wytrwałość oraz przekonanie, że wydłużony okres pracy nad publikacją zaowocuje wreszcie długo oczekiwanym drukiem. Dzięki Państwu wielokrotnie czułem prawdziwą obecność Stachury, co pozostanie dla mnie największą wartością.
Pragnę podziękować wydawnictwu Bellona za podjęcie tematu i przychylność, która sprawiła, że książka wpisała się w rocznicowe upamiętnienie poety. Serdecznie dziękuję redaktor tomu, pani Aleksandrze Janiszewskiej, za wszelkie cenne uwagi i sugestie, a także za ciekawe rozmowy „wokół Stachury”.
Książkę zapowiadały jej fragmenty, które wydrukowano na łamach „Charakterów”, „Kuriera Podlaskiego”, „Twórczości” i „Tygodnika Płockiego”, co spotkało się z zainteresowaniem czytelników.
Gorąco dziękuję wszystkim, którzy swoim zaangażowaniem przyczynili się do powstania tej publikacji i wsparli ją dobrą myślą.
Jakub Beczek
1 Pierwszą Stachuriadę (pisaną wielką literą), od której nazwę wzięły wszystkie kolejne tego rodzaju wydarzenia, przygotował w stołecznym Teatrze Stara Prochownia Wojciech Siemion jesienią 1979 roku. Najsłynniejsze takie spotkania to organizowana w latach 80. toruńska „Scheda Steda” i istniejąca od 1983 roku do dziś Stachuriada w Grochowicach. Cykliczne stachuriady odbywają się od kilku lat m.in. w Tomaszowie Lubelskim. W Łazieńcu imprezy te przyjęły tytuł „Biała Lokomotywa”.
2 Zob. Edward Stachura (1992), real. Włodzimierz Czwartosz, Dorota Latour; Niedokończona opowieść. Edward Stachura (1996), scen. i real. Ewa Wanat; Stachury miasto przeklęte (1999), scen. i reż. Natasza Ziółkowska-Kurczuk. W 1992 roku ukazała się pionierska książka Mariana Buchowskiego pt. Edward Stachura. Biografia i legenda.
3 Zob. Edward Stachura: Listy do pisarzy, oprac. Dariusz Pachocki (2006); Listy do Danuty Pawłowskiej. Listy równoległe [aut. Danuta Pawłowska-Skibińska], wstępem opatrzył i oprac. Dariusz Pachocki (2007); Moje wielkie świętowanie, zebrał Janusz Kukliński, oprac., posł. i przyp. opatrzył Dariusz Pachocki (2007); Dzienniki – zeszyty podróżne. 1 i 2; wybór, przygot. z rękopisu do druku, przypisy i posł. Dariusz Pachocki (2010–2011); Przekłady, oprac. krytyczne i posłowie Artur Truszkowski (2019).
4 Zob. np. Waldemar Szyngwelski, Sted. Kalendarium życia i twórczości Edwarda Stachury (2003); Marian Buchowski, Buty Ikara. Biografia Edwarda Stachury (2014).
5 Zob. Anna Małczyńska, Z padłych wstawanie. O melancholii w pisarstwie Edwarda Stachury (2014); Edward Stachura: formy pamięci, znaki czasu (zbior., pokłosie konferencji na UMK w Toruniu, 2016), Taśmy Stachury, oprac. Dariusz Pachocki (2018).
6 Zob. Edward Stachura z tego świata, scen. i reż. Teresa Kudyba (2014), Biała Lokomotywa, scen. i reż. Daria Kazuła (2014).
7 Pierwodruk: Tadeusz Różewicz, biedny poeta Stachura, „Kwartalnik Artystyczny” 2004, nr 1.
8 Zob. „Twórczość” 1978, nr 6.