Читать книгу Oko Boga - James Rollins - Страница 13

PROLOG

Оглавление

Środkowe Węgry

Lato, rok 453

Król w małżeńskim łożu umierał zbyt wolno.

Skrytobójczyni klęczała nad nim. Córka burgundzkiego księcia, związana z barbarzyńskim władcą sakramentem małżeństwa i potęgą intrygi, była jego siódmą żoną, którą poślubił poprzedniego wieczoru. Ildiko – tak miała na imię – oznaczało w jej ojczystym języku „nieposkromiona wojowniczka”, jednak truchlejąc u boku umierającego mężczyzny – krwawego tyrana, który zdobył przydomek Flagellum Dei, Bicz Boży, posługującego się mieczem, stworzonym ponoć przez samego scytyjskiego boga wojny – nie czuła w sobie nic wojowniczego.

Bano się go tak, że sam dźwięk imienia – Attyla – otwierał bramy miast i przełamywał oblężenia, teraz jednak, nagi i umierający, nie wydawał się ani trochę groźniejszy od pierwszego lepszego człowieka. Był nieco wyższy od Ildiko, ale z powodu grubych kości i masywnych mięśni, typowych dla nomadyjskiego ludu, z którego pochodził, robił wrażenie niskiego. Szeroko rozstawione i głęboko osadzone oczy, zaczerwienione od licznych kielichów wina wypitych w trakcie wesela sprawiały, że kojarzył jej się ze świnią – zwłaszcza gdy tępo się gapił, biorąc ją w nocy w sposób niezbyt odbiegający od parzenia się zwierząt.

Teraz ona się w niego wpatrywała, oceniała każde zduszone westchnienie i próbowała oszacować, kiedy śmierć wreszcie go zabierze. Tak, zbyt oszczędnie obeszła się z trucizną wręczoną jej przez biskupa Walencji – który dostał ją od arcybiskupa Wiednia za zgodą króla Burgundów, Gunderyka. Pohamowała ją obawa, że tyran wyczuje gorycz w weselnym pucharze.

Ściskała w dłoni do połowy pustą szklaną fiolkę. W spisku musiały maczać palce osoby znacznie wyżej postawione od króla Gunderyka i Ildiko przeklinała to, że na jej drobne ramiona złożono tak wielki ciężar. Jak los świata – zarówno obecnego, jak i przyszłego – mógł zależeć od niej, dziewczyny liczącej sobie zaledwie czternaście wiosen?

O konieczności dokonania tego strasznego czynu poinformował ją zamaskowany człowiek, który zjawił się u wrót domu ojca pół księżyca temu. Była wtedy obiecana barbarzyńskiemu królowi, ale zaprowadzono ją do tajemniczego obcego. Na jego lewej dłoni błysnął kardynalski złoty pierścień, lecz mężczyzna szybko go ukrył. Opowiedział, jak barbarzyńskie hordy Attyli przed niecałym rokiem ruszyły na Padwę i Mediolan, wyrzynając każdego, kto stanął im na drodze. Mężczyzn, kobiety, dzieci. Przeżyli tylko ci, którym udało się uciec w góry albo na nadmorskie bagna, i to od nich dowiedziano się o niesłychanej brutalności najeźdźców.

– Od jego pogańskiego miecza miał paść także Rzym – powiedział siedzący przy wygasłym kominku kardynał. – Świadom pewnego nieszczęścia, Jego Świątobliwość papież Leon opuścił swój ziemski tron i spotkał się z tyranem w okolicy Mantui, nieopodal jeziora Garda. Siłą kościelnej potęgi udało mu się odpędzić bezlitosnego Huna.

Ildiko wiedziała, że barbarzyńców odstraszyła nie tylko „kościelna potęga”. Bardzo pomógł zabobonny strach króla Hunów.

Przerażona nie mniej niż Attyla podczas rozmowy z papieżem, spojrzała na skrzynkę stojącą na cokole u stóp łoża, będącą zarówno darem od papieża, jak i groźbą. Przedmiot był niewielki, krótszy i mniejszy od jej dziewczęcego przedramienia, ale krył w sobie klucz do losu świata. Bała się go dotknąć i otworzyć, wiedziała jednak, że będzie musiała to zrobić, gdy świeżo poślubiony mąż umrze.

Teraz musiała się skupić na nim.

Z niepokojem popatrzyła ku zamkniętym drzwiom królewskiej komnaty weselnej. Niebo za oknem bladło na wschodzie, zapowiadając nowy dzień. Z nadejściem świtu pojawią się ludzie króla. Attyla musiał do tego czasu wyzionąć ducha.

Patrzyła, jak z każdym ciężkim oddechem z jego nozdrzy wypływa odrobina spienionej krwi. Słuchała chrapliwego bulgotu leżącego na plecach mężczyzny. Ze słabym kaszlnięciem pojawiła się krew na wargach; strużka spłynęła po uczesanej w dwa szpice brodzie i zebrała się w zagłębieniu pod jabłkiem Adama. Powierzchnia ciemnego jeziorka drżała w rytm uderzeń serca, pokazując, że każde kolejne jest słabsze od poprzedniego.

Ildiko modliła się, aby umarł. Szybko.

Spal się w płomieniach piekła, gdzie twe miejsce…

Jakby niebiosa wysłuchały prośby – z zalanego krwią gardła wydobył się ostatni szarpany oddech, z ust bluznęła kolejna porcja krwi, pierś opadła po raz ostatni i więcej się nie uniosła.

Ildiko załkała cicho z ulgi i przestała powstrzymywać łzy. Zadanie wykonane. Bicz Boży odszedł. W najbardziej odpowiednim czasie. Nie będzie więcej niszczył świata.

W domu jej ojca kardynał opowiedział Ildiko o planie Attyli, by ponownie skierować wojska przeciw Włochom. Podobne pogróżki słyszała podczas wesela – pyszałkowate zapowiedzi splądrowania Rzymu, zrównania miasta z ziemią i wyrżnięcia wszystkich co do nogi. Barbarzyńskie miecze miały na zawsze zgasić jasno świecącą latarnię cywilizacji.

Jej czyn ocalił teraźniejszość.

Nie wolno jej było jednak na tym poprzestać.

Zagrożona była przyszłość.

Odsunęła się od łoża, sunąc po podłodze na gołych kolanach, po czym wstała. Zbliżyła się do skrzynki, bała się bardziej niż wtedy, gdy sypała truciznę do kielicha.

Skrzynkę wykonano z czarnego żelaza, boki miała płaskie, górę na zawiasach. Nie była zdobiona, jedynie na wierzchu umieszczono kilka symboli. Ildiko nie znała tego pisma, kardynał powiedział jednak, czego ma się spodziewać. Przekazał, że to litery języka, jakim posługiwali się dawni przodkowie Attyli – nomadyczne plemiona z Dalekiego Wschodu.

Ildiko dotknęła pierwszego symbolu składającego się z kilku prostych linii.


– Drzewo – szepnęła, próbując znaleźć w sobie siłę. Symbol rzeczywiście mógł się kojarzyć z drzewem. Z rewerencją dotknęła niemal identycznego sąsiedniego symbolu – drugiego drzewa.

Dało jej to siłę, by dotknąć pokrywy i otworzyć skrzynkę. W środku znajdowała się druga skrzynka – z połyskującego srebra. Napis na wierzchu był dość toporny, ale na pewno nie z powodu braku umiejętności rytownika.


Składający się z niewyszukanych kresek symbol oznaczał: „rozkaz” albo: „instrukcja”.

Choć czas naglił, Ildiko uspokoiła drżące palce i uniosła wieczko srebrnej skrzynki, w której była trzecia – złota. Jej powierzchnia migotała, w świetle świec wydawała się płynna. Wyryty symbol wyglądał jak połączenie znaków na żelazie i srebrze. Jakby nałożono je na siebie, aby utworzyły nowe słowo.


Kardynał ostrzegł, co znaczy trzeci znak.

– Zakazane… – powtórzyła, wstrzymując oddech.

Z wielką ostrożnością otworzyła złotą skrzynkę. Wiedziała, co znajdzie w środku, jednak widok sprawił, że na ramionach dostała gęsiej skórki.

Żółta kość czaszki niemal się jarzyła. Brakowało dolnej szczęki, puste oczodoły gapiły się ślepo w górę, jakby chciały dostrzec niebo. Kość ozdobiono napisem. Zaczynał się na szczycie czaszki i spływał w dół ciasną spiralą. Wykonano go w innym języku niż napisy na skrzynkach. Starożytnym pismem Żydów – tak przynajmniej powiedział kardynał. Wyjaśnił także przeznaczenie relikwii.

Czaszka była niezwykle ważnym elementem starożytnej żydowskiej magii – służyła zaklinaniu Boga i błaganiu Go o łaskę i ocalenie.

Papież Leon podarował tę czaszkę Attyli, po czym poprosił o oszczędzenie Rzymu. Ostrzegł także, iż w Rzymie znajduje się wiele równie potężnych talizmanów, chronionych w tym wspaniałym mieście przez gniew Boga, i każdy, kto ośmieli się zburzyć mury miasta, skaże się na śmierć. Na dowód przypomniał o losie przywódcy Wizygotów, króla Alaryka I, który czterdzieści lat wcześniej zajął Rzym i wkrótce po wyjeździe z miasta nieoczekiwanie zmarł.

Obawiając się przekleństwa, Attyla uciekł z Włoch z cennym skarbem, najwyraźniej jednak czas złagodził jego obawy i podsycił chęć ponownego zaatakowania Rzymu – sprawdzenia, czy jego legenda oprze się gniewowi Boga.

Ildiko popatrzyła na nieruchome ciało.

Miała przed sobą dowód, że wielki wódz przegrał.

Nawet najpotężniejsi nie uciekną przed śmiercią.

Sięgnęła po czaszkę. Jej spojrzenie spoczęło na zadrapaniach znajdujących się pośrodku spirali. Inkantacja na czaszce była prośbą o ocalenie przed tym, co zapisano w tym właśnie miejscu.

„Zadrapania” określały datę końca świata.

Klucz do fatum leżał pod czaszką, ukryty pod żelazem, srebrem, złotem i kością. Jego znaczenie poznano jeden księżyc temu, po pojawieniu się u bram Rzymu nestoriańskiego kapłana przybyłego z Persji. Usłyszał on o darze dla Attyli wydobytym ze skarbców Kościoła i przekazanym kiedyś Rzymowi przez samego Nestoriusza, patriarchę Konstantynopola. Kapłan poinformował papieża Leona, co kryje się pod osłoną trzech metali i kości, w jaki sposób przedmiot dotarł z leżącej daleko na wschodzie krainy do Konstantynopola i dlaczego wysłano go do Wiecznego Miasta, gdzie miał zostać bezpiecznie schowany.

Na koniec kapłan poinformował papieża, czyja czaszka znajduje się w środku.

Palce Ildiko ponownie dotknęły relikwii i znów zadrżały. Choć oczodoły były puste, miała wrażenie, że wwierca się w nią surowe spojrzenie, a dawno zmarły człowiek ocenia jej wartość – człowiek, który jeśli nestoriański kapłan mówił prawdę, kiedyś spoglądał na jej Pana, na własne oczy oglądał żywego Jezusa Chrystusa.

Zawahała się przed podniesieniem świętej relikwii i natychmiast została ukarana – rozległo się pukanie do drzwi komnaty. Zaraz potem usłyszała gardłowy okrzyk. Nie rozumiała języka Hunów, było jednak oczywiste, że nie słysząc odpowiedzi króla, ludzie Attyli zaraz wejdą do środka.

Oby się nie okazało, że czekała zbyt długo.

Pobudzona do działania, podniosła czaszkę, aby odsłonić to, co leżało pod nią… niczego jednak nie było. Na dnie skrzynki znajdował się jedynie złoty odcisk w kształcie tego, co kiedyś się tam znajdowało: starożytny krzyż, relikwia, która rzekomo spadła z nieba.

Nie było go jednak. Został skradziony.

Ildiko popatrzyła na martwego męża. Znano go nie tylko z brutalności, ale także z umiejętności tworzenia błyskotliwych strategii. Uważano, że miał oczy i uszy szeroko otwarte. Czyżby król Hunów dowiedział się, co nestoriański kapłan ujawnił w Rzymie? Zabrał niebiański krzyż i go schował? Czy dlatego nagle ponownie uwierzył w możliwość zdobycia Rzymu?

Krzyki za drzwiami stawały się coraz głośniejsze, łomot był coraz bardziej natarczywy.

Zrozpaczona Ildiko włożyła czaszkę z powrotem do skrzynki i pozamykała wszystkie trzy wieka. Opadła na kolana i zasłoniła twarz dłońmi. Gdy drzwi zaczęły pękać z trzaskiem, wstrząsnęło nią łkanie.

Łzy zalały jej gardło jak krew gardło jej męża.

Do sali weszli mężczyźni. Na widok martwego króla pokrzykiwania się nasiliły. Po chwili rozległo się zawodzenie.

Nikt nie śmiał dotknąć Ildiko, rozpaczającej młodej żony kiwającej się na kolanach obok łoża. Sądzili, że opłakuje męża, martwego króla, jednakże się mylili.

Opłakiwała świat.

Świat skazany na to, że spłonie.

Oko Boga

Подняться наверх