Читать книгу Oko Boga - James Rollins - Страница 16

1

Оглавление

Los Angeles Air Force Base

Baza Wojskowa Sił Powietrznych w Los Angeles

oraz El Segundo w Kalifornii

17 listopada, godz. 7.45 czasu miejscowego

Pojawiły się oznaki paniki.

Dla Paintera Crowe’a stojącego na platformie obserwacyjnej nad centralą dowodzenia pierwszym sygnałem niepokoju było to, że nagle ucichła paplanina między technikami. Nerwowe spojrzenia pomknęły w górę łańcucha dowodzenia oraz zaczęły omiatać wnętrze SMC, Ośrodka Systemów Kosmicznych i Pocisków Rakietowych. O tak wczesnej porze obecni byli jedynie najwyżsi rangą członkowie personelu bazy oraz kilku szefów wydziałów badawczych Departamentu Obrony.

Pomieszczenie w dole wyglądało jak zminiaturyzowana wersja Centrum Kontroli Misji NASA. Od wiszących na tylnej ścianie trzech gigantycznych monitorów LCD odchodziły szeregi konsol komputerów i pulpitów sterowania satelitami. Środkowy ekran ukazywał mapę świata, na której świeciły się trzy linie odwzorowujące trajektorie dwóch wojskowych satelitów i komety.

Ekrany po bokach ukazywały obraz na żywo z kamer satelitów. Na lewym widać było krzywiznę kuli ziemskiej, lekko drgającej na tle kosmosu. Prawy ekran wypełniał blask ogona komety, rzucający jarzącą się poświatę na gwiazdy za nim.

– Coś jest nie tak – szepnął Painter Crowe.

– A konkretnie? – spytał jego szef, stojący tuż obok.

Gregory Metcalf był dowódcą DARPA, działu badawczo-rozwojowego Departamentu Obrony. Niedawno skończył pięćdziesiąt pięć lat; był Afroamerykaninem i absolwentem West Point. Przyszedł w mundurze.

Jakby dla kontrastu, Painter Crowe był w czarnym garniturze i butach kowbojkach, dzięki którym wyglądał bardziej na luzie. Jako pół-Indianin powinien się raczej wzdragać przed noszeniem tego rodzaju butów, podobały mu się jednak, zwłaszcza że przypominały o narzeczonej, której nie widział już cały miesiąc.

– Coś zaniepokoiło wice – wyjaśnił Painter, wskazując na zastępcę szefa dowodzenia operacją, który siedział w drugim rzędzie konsolet.

Do jego stanowiska podchodził właśnie główny specjalista operacji.

Metcalf machnął ręką.

– Poradzą sobie. Taka ich praca. Wiedzą, co robią.

Generał powrócił do konwersacji z dowódcą 50. Skrzydła Wojsk Kosmicznych stacjonującego niedaleko Colorado Springs.

Zaniepokojony Painter uważnie przyglądał się kumulacji niepokoju. Zaproszono go, żeby obserwował operację wojskową o kodzie czarnym nie tylko dlatego, że był dyrektorem Sigmy, operującej pod egidą DARPA, ale głównie jako twórcę pewnego elementu wyposażenia, znajdującego się na pokładach obu wojskowych satelitów.

Obiekty, które otrzymały kodowe symbole IoG-1 i IoG-2, wysłano w przestrzeń przed czterema miesiącami. Skrót IoG pochodził od nazwy Interpolation of the Geodetic Effect – interpolacja efektu geodetycznego, a wymyślili go wojskowi fizycy, którzy stworzyli ten właśnie projekt badań nad grawitacją. Jego celem było wykonanie pełnej analizy zakrzywiania się czasoprzestrzeni wokół Ziemi, co miało służyć udoskonaleniu algorytmów korygowania trajektorii satelitów i pocisków rakietowych.

Już samo to było przedsięwzięciem bardzo ambitnym, ale odkrycie przed dwoma laty przez dwóch astronomów amatorów zbliżającej się do Ziemi komety spowodowało błyskawiczną zmianę głównego celu projektu – zwłaszcza po odkryciu w pobliżu komety anomalii energetycznej.

Painter spojrzał w bok, na sąsiada po lewej – energiczną badaczkę z Obserwatorium Astronomicznego Instytutu Smithsona.

Jada Shaw, licząca sobie dopiero dwadzieścia trzy lata doktor astrofizyki, była wysoka i miała szczupłą sylwetkę biegaczki. Jej idealnie gładka skóra wyglądała jak ciemna mokka, a fryzura – ostrzyżone na zapałkę kruczoczarne włosy – podkreślała długą linię szyi. Spod białego kitla laboratoryjnego wystawały dżinsy; pani doktor nerwowo gryzła paznokieć kciuka.

Przed siedemnastoma miesiącami znaleziono ją na Harvardzie i zaangażowano do supertajnego projektu wojskowego. Choć robiła, co mogła, by to ukryć, wiele aspektów pracy jeszcze ją przytłaczało.

Niedobrze, nie miała bowiem powodu aż tak się denerwować. Zdobyła już międzynarodowe uznanie za swoją pracę: za pomocą równań kwantowych – metod obliczeniowych, o których Painter nie miał zielonego pojęcia – stworzyła niezwykłą teorię dotyczącą ciemnej energii, tajemniczej siły wypełniającej trzy czwarte wszechświata i odpowiedzialnej za jego coraz szybsze rozszerzanie się.

Kolejnym dowodem jej przenikliwości był fakt, że jako jedyny fizyk dostrzegła drobne anomalie podczas zbliżania się jaśniejącego na nocnym niebie kosmicznego gościa: komety nazwanej IKON.

Półtora roku temu doktor Shaw podłączyła się do strumienia informacji zbieranych przez niedawno skonstruowaną w amerykańskim Fermilabie kamerę ciemnej energii – urządzenia z matrycą o rozdzielczości 570 megapikseli, które zamontowano w obserwatorium na szczycie jednej z chilijskich gór. Analizując obserwowany przez kamerę lot komety, doktor Shaw odkryła anomalie mogące, jej zdaniem, dowodzić, że emituje ona albo zakłóca znajdującą się na trasie przelotu ciemną energię.

Pod pretekstem konieczności dbania o bezpieczeństwo narodowe jej praca natychmiast została utajniona. Tego rodzaju nowe źródło energii mogło mieć ogromny potencjał – zarówno z gospodarczego, jak i wojskowego punktu widzenia.

Od tej chwili supertajny projekt IoG służył tylko jednemu celowi: badaniu potencjalnej ciemnej energii komety. Powstał plan, aby satelita IoG-2 przeleciał przez jej ogon, spróbował wchłonąć odkrytą przez doktor Shaw energię i przekazał ją do orbitującego wokół Ziemi bliźniaczego satelity.

Na szczęście realizacja zadania wymagała jedynie nieznacznej modyfikacji konstrukcji satelity. Pierwotny projekt przewidywał umieszczenie w jego wnętrzu idealnie gładkiej kuli kwarcu – po wejściu satelity na orbitę miała ona zostać wprawiona w ruch obrotowy, tak by doprowadzić do efektu żyroskopowego, który zamierzano wykorzystać do mapowania otaczającej kulę ziemską krzywej czasoprzestrzeni. Gdyby założenie, że wokół komety istnieje czarna energia, okazało się słuszne, przesłanie jej z jednego satelity do drugiego powinno spowodować drobne zakłócenie krzywej czasoprzestrzeni.

Założenie eksperymentu było zuchwałe. Nawet skrót IoG zaczęto żartobliwie rozwijać w określenie „Eye of God” – „Oko Boga”. Painterowi podobało się ono i z przyjemnością wyobrażał sobie wirującą idealną kulę, czekającą na odpowiedni moment, by zajrzeć za kulisy tajemnic wszechświata.

– Satelita wejdzie w ogon za dziesięć minut! – zawołał główny specjalista.

Rozpoczęło się odliczanie. Oczy doktor Shaw wpatrywały się nieruchomo w strumień danych na gigantycznym ekranie.

– Mam nadzieję, że się pan pomylił, dyrektorze – powiedziała. – Z tym, że coś jest nie tak. Nie czas na pomyłki, teraz, gdy włączamy się w strumień energii, mającej związek z narodzinami wszechświata.

Tak czy owak, pomyślał Painter, nie ma już odwrotu.

Godz. 7.55

Przez sześć skrupulatnie śledzonych minut IoG-2 powoli wnikał coraz głębiej w strumień zjonizowanych gazów i pyłów. Ekran z prawej strony – pokazujący na żywo obraz z kamery satelity – w końcu zasnuła biel. Satelita leciał teraz na ślepo, wyłącznie opierając się na danych telemetrycznych.

Painter starał się chłonąć wszystko równocześnie, wychwytywać panujące w centrali dowodzenia podniecenie, poczuć historyczne znaczenie chwili.

– Rejestruję nagły skok energii w IoG-2! – zawołał technik systemów elektrycznych, środowiskowych i komunikacyjnych.

Rozległy się podniecone głosy, waga chwili szybko jednak sprawiła, że ucichły. Odczyt mógł być błędny.

Wszystkie oczy obróciły się w kierunku innej konsolety – obsługiwanej przez inżyniera lotnictwa i kosmonautyki nadzorującego IoG-1. Pokręcił głową, co oznaczało, że pochłaniana przez pierwszego satelitę energia nie została przekazana do jej orbitującego wokół Ziemi bliźniaka…

Inżynier nagle skoczył na równe nogi.

– Mam coś! – wrzasnął.

Podbiegł do niego oficer dowodzący operacją.

Gdy wszyscy czekali na potwierdzenie, doktor Shaw wskazała palcem na mapę świata, przez którą przepływał strumień danych telemetrycznych.

– Jak na razie, wygląda to obiecująco.

Jeśli tak uważasz…

Painter nie ogarniał strumienia danych. A płynęły coraz szybciej. Po kolejnej pełnej napięcia minucie cyfry sunęły tak szybko, że zaczęły się rozmywać.

Technik systemów elektrycznych i komunikacyjnych skoczył na równe nogi. Próbował nadzorować przejście IoG-2 przez ogon komety, ale na jego ekranach głównie zapalały się i gasły ostrzeżenia i komunikaty o błędach.

– Majorze, parametry energii przekroczyły skalę, wszystkie są w czerwonych strefach! Co mam robić?

– Wyłącz go! – polecił oficer dowodzący.

Technik na stojąco zaczął szybko pisać coś na klawiaturze.

– Nie mogę, majorze! Nawigacja i sterowanie satelity nie reagują!

Prawy ekran nagle pociemniał.

– Straciliśmy też przekaz z kamery – powiedział technik.

Painter próbował wyobrazić sobie IoG-2 odlatującego w nieznaną przestrzeń – zimny i ciemny kawał kosmicznego śmiecia.

– Majorze! – zawołał inżynier monitorujący IoG-1. – Mam nowe odczyty. Powinien pan na nie spojrzeć.

Doktor Shaw przysunęła się do poręczy na platformie obserwacyjnej, próbując dostrzec, co się dzieje. Painter zrobił tak samo, podobnie jak większość zgromadzonych oficerów.

– Efekt geodetyczny się zmienia – wyjaśnił inżynier, wskazując na ekran. – Odchylenie zero koma dwa procent.

– To jest możliwe – mruknęła doktor Shaw. – Chyba że czasoprzestrzeń wokół Ziemi się marszczy.

– Proszę spojrzeć tutaj! – mówił inżynier. – Żyroskopowy pęd Oka rośnie, znacznie przekroczył szacunki przedstartowe. Mam nawet sygnaturę ciągu napędowego!

Doktor Shaw mocniej ścisnęła poręcz. Sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała skoczyć w dół.

– To niemożliwe, jeżeli Oka nie zasila zewnętrzne źródło energii.

Painter był pewien, że chciała powiedzieć „ciemnej energii”, ale oparła się chęci wyciągnięcia przedwczesnych wniosków.

Rozległ się kolejny głos – tym razem ze stanowiska oznakowanego jako NADZÓR.

– Tracimy orbitalną stabilność IoG-1!

Painter odwrócił się w kierunku ekranu ukazującego mapę świata oraz trajektorie satelitów. Sinusoida trajektorii IoG-1 wyraźnie się spłaszczała.

– Siły żyroskopowe wewnątrz satelity prawdopodobnie muszą go spychać z orbity – wyjaśniła doktor Shaw głosem, w którym słyszało się zarówno przerażenie, jak i ekscytację.

Krzywizna kuli ziemskiej na lewym ekranie rosła, wypełniała coraz bardziej obraz, zasłaniała ciemną otchłań kosmosu. Satelita wypadał z orbity – powoli rozpoczynał się jego katastrofalny powrót do studni grawitacji, z której przybył.

Gdy wkroczył w górne warstwy atmosfery, przekazywany obraz szybko stracił ostrość, pojawiły się smugi artefaktowych danych i… „duchy”. Obraz się podwajał i potrajał jak widziany oczami pijanego.

Przemykały kontynenty, kłębowiska chmur, turkusowe połacie oceanów.

Chwilę później ekran poczerniał.

W centrali zapadła ciężka cisza.

Biegnąca przez mapę świata linia przelotu satelity podzieliła się na kilka strzępków – komputer próbował ekstrapolować różne trajektorie spadania, uwzględniając liczne zmienne: ruch górnych warstw atmosfery ziemskiej, kąt wejścia w nie, szybkość dezintegracji satelity.

– Wygląda na to, że odłamki spadną wzdłuż wschodniej granicy Mongolii – powiedział specjalista do spraw telemetrii. – Część może nawet w Chinach.

– Możecie się założyć, że Pekin szybko je pozbiera – mruknął pod nosem dowódca 50. Skrzydła Wojsk Kosmicznych.

Painter podzielał jego zdanie. Chiny wyśledzą każdy kawałeczek płonącego kosmicznego śmiecia lecący w ich kierunku.

Generał Metcalf popatrzył ostro na Paintera, a ten dobrze wiedział, o co chodzi. Zaawansowana technologia wojskowa znajdująca się na pokładzie satelity była ściśle tajna. Nie mogła się dostać w obce ręce.

Lewy ekran na ułamek sekundy zamigotał, po czym ponownie zgasł – umierający satelita czknął po raz ostatni.

– Ptak się skończył! – oznajmił oficer dowodzący. – Wszystkie przekazy zostały przerwane. Jest teraz spadającym głazem.

Strumień danych telemetrycznych sunął po mapie świata coraz wolniej, a w końcu znieruchomiał.

Doktor Shaw chwyciła Paintera za ramię.

– Muszą wyświetlić ostatni obraz! – powiedziała. – Zanim satelita zniknął.

Musiała dostrzec coś niezwykłego w danych, coś, co ją przeraziło.

Metcalf usłyszał jej słowa.

Painter popatrzył na szefa.

– Zróbcie to – powiedział generał. – Odtwórzcie obraz.

Rozkaz przeszedł przez kolejne stopnie hierarchii dowodzenia i inżynierowie oraz technicy rozpoczęli swoje czary. Po kilku długich minutach, potrzebnych na wyostrzenie i oczyszczenie krótkiego mignięcia, pojawiło się ono na wielkim ekranie – w końcowej wersji.

Przez centralę przepłynęła fala westchnień.

Metcalf przysunął usta do ucha Paintera.

– Jeśli zachował się choć mały kawałeczek tego satelity, musi zostać odnaleziony. Nie może wpaść w ręce wroga.

Doskonale rozumiejąc logikę generała, Painter nie oponował.

– Mam w regionie kilku agentów.

Metcalf popatrzył na niego ze zdziwieniem, nie rozumiejąc, jak to możliwe.

Zwykłe szczęście.

Painter powinien jak najszybciej wykorzystać okazję i natychmiast zmobilizować oddział ratunkowy, ale w tym momencie gapił się w ekran, niezdolny odwrócić wzrok.

Zdjęcie Wschodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych zostało wykonane, w chwili gdy satelita leciał po niebie, ciągnąc za sobą ognistą smugę. Było wystarczająco szczegółowe, aby rozróżnić główne nadmorskie miasta.

Boston, Nowy Jork, Waszyngton.

Wszystkie zamieniły się w dymiące ruiny.

Oko Boga

Подняться наверх