Читать книгу Powstanie Warszawskie - Jan M. Ciechanowski - Страница 5

Оглавление

PARĘ SŁÓW I UWAG O TEJ KSIĄŻCE

Do tej pory książka ta miała pięć wydań polskich, jedno „londyńskie” z roku 1971, wydane przez „Odnowę” i cztery „warszawskie”, wydane przez Państwowy Instytut Wydawniczy w Warszawie w latach 1984–85. Na wydanie tej pracy w kraju czekałem trzynaście lat, gdyż nie zgadzałem się na żadne w nim zmiany sugerowane mi przez krajowych recenzentów i wydawców, na co mam liczne dowody. W sumie PIW wydał 180 000 egzemplarzy mej pracy o Powstaniu Warszawskim, które bardzo szybko się rozeszły i stały się zarzewiem i zachętą do nowej szerokiej, żywej i głośnej debaty zarówno w kraju, jak i zagranicą na temat przyczyn, przebiegu i skutków tej naszej wielkiej i ostatniej insurekcji narodowej.

Co więcej, ukazanie się tej pracy w Warszawie pozwoliło jej wielu czytelnikom w kraju na zapoznanie się po raz pierwszy w nieskrępowany niczym sposób, z pracą nieocenzurowaną nie tylko na temat historii Powstania i stosunku Wielkiej Trójki do Polski w latach 1943–1944, ale również przebiegu oraz tragicznym końcu operacji „Burza” na wschodnich kresach Rzeczypospolitej – na Wołyniu, Wilnie i Lwowie – gdzie biorące w niej udział oddziały Armii Krajowej były rozbrajane przez Armię Czerwoną i specjalne wojska NKWD, a ich żołnierze i oficerowie internowani lub wcielani do armii gen. Zygmunta Berlinga.

W związku z tym zarówno do wydawców tej pracy, jak i polskich cenzorów, którzy do tego dopuścili, mieli pretensje „towarzysze radzieccy”, a ściślej mówiąc ambasada ZSRR w Warszawie, czego najlepszym dowodem jest wypowiedź Michała Kabaty, ówczesnego dyrektora PIW-u, udzielona prasie pod znamiennym tytułem – „Dość kalekich książek” – w marcu 1989 roku na temat tego jakie prace udało mu się przepchać przez cenzurę, a jakie nie.

– A udało się z rzeczy trudnych – mówił Michał Kabata – nie tylko dla cenzury lecz i dla osób, które stały ponad cenzurą – wydać „Powstanie Warszawskie” Jana Ciechanowskiego i to w wersji integralnej, dwutomowe wydanie pism Piłsudskiego i o Piłsudskim. Było to związane z szeregiem nieprzyjemności, których doznało nie tylko wydawnictwo, ale także cenzura. [Dość kalekich książek: O cenzurze popularnie i nie popularnie – mówi dyrektor PIW – Michał Kabata, „Kurier Polski”, nr 53, 15 marzec 1989 – wszystkie podkreślenia moje – JMC].

Wypowiedź ta mówi za siebie i nie wymaga zbytnich komentarzy. Poza tym, że sprawczynią tego „szeregu nieprzyjemności” jakie doznał PIW i cenzura, w związku z wydaniem tych dwóch tytułów, na które tak długo musiał czekać czytelnik w kraju, jak mi to wyjaśnił dyrektor Michał Kabata, była „radziecka dyplomacja”.

Co dla mnie, jako jednego z autorów tych dwóch nie do przyjęcia prac, dla oficjalnego przedstawicielstwa ZSRR w Polsce, jak i tych wszystkich osób, które doprowadziły, pomimo wszystko, do ich wydania w kraju w „nie okaleczonej” formie może być tylko powodem do dobrze uzasadnionej satysfakcji a nawet dumy.

A fakt, że dyplomaci radzieccy wiązali moje nazwisko i moją książkę o Powstaniu Warszawskim z nazwiskiem Józefa Piłsudskiego, z rąk którego ojciec mój, ówczesny por. Bolesław Ciechanowski otrzymał „Virtuti Militari” za męstwo okazane w 1920 roku, był, jest i będzie dla mnie największym zaszczytem jaki tylko mógł mnie spotkać jako Polaka. Co jest najlepszym dowodem, że nie tylko walczyłem w Powstaniu z Niemcami z bronią w ręku, a następnie badałem i opisywałem przez długie lata jego tragiczne dzieje, zarówno po polsku, jak i angielsku, ale wreszcie przez lat trzynaście ścierałem się z cenzurą o wydanie mej pracy o nim w kraju w nieocenzurowanej postaci. Walnie mnie w tym wspierał pierwszy wydawca mojego Powstania inż. Jerzy Kulczycki, z którym wspólnie złamaliśmy cenzurę i doczekaliśmy się opublikowania go przez PIW i „to w integralnej wersji”, co może być dla nas obu dodatkowym powodem do dumy i wielkiego zadowolenia.

Książka moja stała się w Polsce od razu „bestsellerem” i wielką sensacją, czego gratulował mi Jerzy Giedroyć, legendarny redaktor paryskiej „Kultury”. Doczekała się też szeregu nagród: „Kultury” (paryskiej) i „Zeszytów Historycznych” (1979), Pietrzaka (1984) oraz Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich (1985). Czwartej ofiarowanej mi nagrody Ministra Obrony Narodowej pierwszej klasy w 1985 roku nie przyjąłem, gdyż uważałem to w tym czasie za niestosowne. Nagrody tej przyjąć nie mogłem, gdyż Wojsko Polskie brało udział we wprowadzaniu w Polsce „stanu wojennego” w grudniu 1981 roku, chociaż może ratując przez to kraj od wkroczenia do niego wojsk radzieckich z „braterską, kompleksową pomocą”, ale gdybym ją przyjął, to moje Powstanie Warszawskie byłoby jedną i jedyną książką polską posiadającą nagrodę zarówno Jerzego Giedroycia, czyli paryskiej „Kultury” i „Zeszytów Historycznych”, jak i ministra obrony narodowej PRL. Nie zachwyciłoby to jednak, jak sądzę „towarzyszy radzieckich” i naszych własnych „twardogłowych”, dla których paryska „Kultura” i „Zeszyty Historyczne” były organem CIA. Co więcej, głównie za napisanie tej pracy otrzymałem po 1989 roku szereg wysokich odznaczeń: Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski (1994), Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski (2000) oraz Medal Komisji Edukacji Narodowej (1993).

Moja praca o Powstaniu Warszawskim zarówno w wersji polskiej – londyńskiej i krajowej – jak i angielskiej oraz japońskiej doczekała się setek recenzji i omówień zarówno niezmiernie pochlebnych, jak i krytycznych, w przenajróżniejszych pismach jak i wielu językach. Ma ona swych gorących zwolenników, ale i zagorzałych przeciwników tak wśród Polaków, jak i obcokrajowców zajmujących się najnowszą historią Polski i okresem drugiej wojny światowej.

W 1974 roku praca ta została wydana po angielsku pod tytułem The Warsaw Rising of 1944 przez Cambridge University Press a następnie była wznawiana w latach 1975 i 2002. W 1989 roku ukazało się w Japonii jej tłumaczenie na język japoński staraniem Tuttle-Mori Agency w Tokio. Doczekała się też plagiatu popełnionego przez George Bruce’a w jego książce pt. The Warsaw Uprising wydanej w Londynie w roku 1972 przez Grenada Publishing. Autor tej pracy musiał w końcu przyznać, że rozdziały od 2 do 8 były oparte głównie – „primarily” – na mojej dysertacji doktorskiej Habent sna fata libelli. Książki mają swoje własne dzieje i losy. Ma je też moja praca o Powstaniu Warszawskim. Doczekała się też wielu omówień zarówno po polsku, jak i w innych językach, w tym po japońsku oraz weszła na stałe do polskiej i międzynarodowej literatury przedmiotu.

Jedynym z najbardziej zagorzałych zwolenników i najpochlebniejszych recenzentów angielskiej wersji mej pracy o Powstaniu [The Warsaw Rising of 1944, Cambridge University Press 1974, 1975, 2002] był nie kto inny a Norman Davies, wówczas początkujący wykładowca polskiej historii na londyńskim uniwersytecie, z którym wtedy jak najściślej współpracowałem i pomagałem mu pisać jego God’s Playground, czyli Boże Igrzysko. Świadczy o tym niezbicie fakt, że wszystkie jego główne wywody i opinie na temat Powstania w jego God’s Playground (Bożym Igrzysku) opierały się, jak sam przyznawał, na mojej „autorytatywnej pracy o genezie Powstania Warszawskiego” („the authoritative study of the genesis of the Warsaw Rising”). [God’s Playground, Oxford University Press, 1981, tom II, str. 669, przypis 36 – dalej God’s Playground].

Davies pisał wówczas, że Powstanie było największym i najbardziej tragicznym błędem jaki popełnili Polacy w swych najnowszych dziejach, że z oczywistych względów nie miało ono najmniejszych nawet szans powodzenia i że wybuchło nie w porę, a założenia taktyczne, na których się opierało były całkowicie błędne, a nawet wręcz żałosne („woefully misguided”). „A cele polityczne [powstania – JMC] pozbawione nawet krzty realizmu”(„fundamentaly misguided”) [podkreślenia moje – JMC].

Co więcej, Davies twierdził, że „gdy Bór-Komorowski wydawał swój rozkaz do Powstania ... to chwytał się kołyszącej się na wietrze słomki” („he was grasping at a straw in the wind”) [tamże, str. 474–475]. Co należałoby właściwie przetłumaczyć, że Bór-Komorowski rzucając Warszawę do boju „jak tonący chwytał się brzytwy”, aby oddać pełny sens i znaczenie tego angielskiego idiomu.

Norman Davies dodawał przy tym, że Bór-Komorowski wiedział już w pół godziny po wydaniu swego rozkazu do walki, że jego decyzja była błędna, a powstanie było skazane na nieuniknioną zagładę („doomed”), gdy doniesiono mu, że czołgi jakie zauważono na Pradze, nie były częścią głównych sił Rokossowskiego, a tylko odizolowanego patrolu („the isolated patrol’). Nie było już jednak czasu na ponowne przemyślenie całej sprawy i zmianę rozkazów („But it was too late to think again”) [God’s Playground, str. 475].

„Scena, na której miała się rozegrać tragedia”, podkreślał autor Bożego Igrzyska, „była już gotowa” („The stage for tragedy was set”.) [tamże, str. 475].

Davies obarczał gen. Bora-Komorowskiego winą za przedwczesne wywołanie Powstania i jego klęskę, chociaż uważał go za człowieka niezwykle odważnego i oddanego sprawie [tamże, str. 175].

Tymczasem Norman Davies twierdzi obecnie w swej nowo wydanej książce o Powstaniu Warszawskim, że pisząc o nim w God’s Playground „nie wygłaszał o nim żadnych skrajnych opinii” („did not express any strong opinions”) [Norman Davies, Rising’ 44: The Battle for Warsaw, London 2003, str. 601 – dalej Rising’ 44.] Niestety, wypowiedź ta nie odpowiada całkowicie prawdzie, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę opinie wygłaszane o Powstaniu w jego niezmiernie pochlebnych dla mnie recenzjach mojej książki o Powstaniu Warszawskim w 1974 roku [The Warsaw Rising of 1944, Cambridge University Press 1974, 1975 i 2002]. Davies pisał wtedy, że moja praca jest przykładem „mistrzowskiej krytycznej analizy” przyczyn i okoliczności, które doprowadziły do wybuchu Powstania Warszawskiego oraz „znakomitym wprowadzeniem [do dziejów – JMC] jednego z najbardziej wstrząsających wydarzeń dwudziestego wieku” [School of Slavonic and East European Studies, London 1974].

Wreszcie Davies pisząc niezwykle pochlebnie o angielskiej wersji mej pracy w londyńskim „The Observer” mówiąc o autorach Powstania Warszawskiego z Borem-Komorowskim na czele, podkreślał, że „wszczęli oni Powstanie jako desperacki i nie w porę podjęty akt prywatnej realpolityki” (... launched the Rising as a desperate and ill-timed exercise in private realpolitik) [Norman Davies, The Heroic Self-destruction, „The Observer”, 24 luty 1974 – dalej „Heroic Self-destruction” ].

„Zamierzali oni”, stwierdzał kategorycznie Davies, „wyrzucić Niemców i uprzedzić Rosjan [w zajęciu miasta – JMC], a udało się im jedynie zniszczyć sam kwiat Ruchu Oporu oraz stolicę ich własnego kraju”.

Co więcej, Davies twierdził, podobnie zresztą jak gen. Władysław Anders, legendarny zdobywca Monte Cassino, że „Powstanie było wyraźną zbrodnią.”

Norman Davies był, jeszcze do niedawna, krytykiem Powstania Warszawskiego, które uważał za bezsensowny „akt prywatnej realpolitik”, za „wyraźną zbrodnię”, a za jego przedwczesny wybuch i nieuniknioną z tego powodu klęskę obarczał dowódcę Armii Krajowej, gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego i jego ścisły sztab.

Często krytykowałem decyzję podjęcia walki o Warszawę 1 sierpnia 1944 roku oraz jej głównych autorów – generałów Tadeusza Bora-Komorowskiego, Tadeusza Pełczyńskiego („Grzegorza”), Leopolda Okulickiego („Kobrę”, „Niedźwiadka”) – gdyż była ona przedwczesna i całkowicie nieprzygotowana pod względem politycznym, dyplomatycznym, militarnym, strategicznym, a nawet taktycznym i stąd musiała doprowadzić w końcu do wielkich strat oraz do nieuchronnej klęski, oraz ponieważ uważałem i nadal uważam, że klęska Powstania Warszawskiego wynikła w dużej mierze z koncepcji jego autorów, którzy chcieli się bić z Niemcami, a polityczny opór stawiać Rosjanom, a zarazem współpracować z nimi militarnie i liczyć na ich pomoc w zdobyciu i ostatecznym opanowaniu Warszawy, co było niemożliwe do przeprowadzenia. Co więcej, autorzy Powstania jednocześnie organizowali tajną, konspiracyjną organizację „Niepodległość” – „Nie”, która miała działać na terenach zajętych przez Armię Czerwoną, prowadzącą zaciętą walkę z nie pobitymi jeszcze i groźnymi Niemcami, co nieuchronnie musiało doprowadzić do polsko-rosyjskich starć.

Autorzy Powstania nie mogli też liczyć na pełną pomoc i wsparcie naszych zachodnich aliantów, gdyż nigdy się oni nie zgadzali na wspieranie naszych działań powstańczych i pragnęli jak najściślej współpracować z Moskwą i Armią Czerwoną, która nadal, pomimo anglo-amerykańskiej inwazji kontynentu, niosła na swych barkach główny ciężar walki z Niemcami na lądzie – w Waszyngtonie panowało głębokie i wszechmożne przekonanie, że bez udziału ZSRR w wojnie z Niemcami nie uda się sprzymierzonym pokonać sił nazistowskich w Europie i z tego względu stosunki z Moskwą – „rozstrzygającą potęgą w tej wojnie” – powinny być przynajmniej z tego względu jak najlepsze. Zdaniem Roosevelta, Rosja mogła wystawić do wojny na lądzie siły dwa razy większe niż Stany Zjednoczone i Wielka Brytania razem wzięte. Zgadzał się też, że nasza granica z Rosją winna przebiegać wzdłuż tzw. „linii Curzona”. Chciał też i zabiegał o to, żeby Rosja weszła do wojny z Japonią a sprawy polskie traktował jako drugorzędne [Lloyd C. Gardner, Spheres of Influence Europe, London 1993, str. 166 i dalsze – dalej Spheres of Influence].

Churchill myślał podobnie. Piętnastego kwietnia 1943 roku z ubolewaniem stwierdził, rozmawiając z gen. Władysławem Sikorskim o Katyniu, że „Sowiety wykazują mało bardzo respektu dla brytyjskiej armii i brytyjskich osiągnięć. Faktem jest, że siły angielsko-amerykańskie wiążą dotychczas tylko 12 dywizji niemieckich, Rosja zaś 190” [sprawozdanie z rozmowy gen. Władysława Sikorskiego i ministra Edwarda Raczyńskiego z premierem Winstonem Churchillem i Alexandrem Cadoganem stałym podsekretarzem w Foreign Office odbytej 15 kwietnia 1943 roku – IPMS, 17.12.49/141 – dalej Sikorski–Churchill, 15 kwiecień 1943].

Stąd też premier brytyjski zalecał jak największą powściągliwość ze strony polskiej w sprawie Katynia. Stwierdzał przy tym, że: „Niestety rewelacje niemieckie są więc może prawdziwe. Wiem do czego bolszewicy są zdolni i jak umieją być okrutni, wszystko to znam i liczne wasze trudności rozumiem. Często, bardzo podzielam wasze stanowisko. Inna atoli polityka jest niemożliwa. Obowiązkiem naszym bowiem jest tak postępować, by uratować postawione przez nas cele zasadnicze i najskuteczniej im służyć”. Wszystko więc było podporządkowane jednej sprawie: wygraniu wojny z Niemcami, a następnie z Japonią. Należy podkreślić, że nawet po inwazji kontynentu alianci zachodni wiązali 58 niemieckich dywizji we Francji i 27 we Włoszech. Churchill zgadzał się też z Rooseveltem, że przyszła polsko-rosyjska granica miała biec wzdłuż „linii Curzona”, a w rzeczywistości wzdłuż linii Mołotow–Ribbentrop, o czym Stalin dowiedział się od brytyjskiego przywódcy w Teheranie, który mu sam to zaproponował. Stalin wiedział też, że zgodnie z teherańskimi ustaleniami Polska leżała w sowieckiej strefie operacyjnej, która z grubsza miała obejmować wszystkie tereny niemieckie i przez III Rzeszę okupowane położone na wschód od linii Brema – Triest. Stalin wiedział więc, że Polska będzie się znajdować w jego strefie i że będzie on w niej niepodzielnym panem sytuacji. Wiedział również, że w łonie Wielkiej Trójki nie dojdzie do zasadniczych rozłamów z powodu polsko-rosyjskich zatargów, tak długo jak będzie trwała druga wojna światowa, a Roosevelt i Churchill mieli nadzieję, że uda się im Stalina ugłaskać i współpracować z nim również po jej zakończeniu. Churchill sam nie wiedział, nawet po upadku Powstania Warszawskiego, pod koniec października 1944 roku, jak ma się ustosunkować ostatecznie do Stalina. Momentami, według Lorda Morana przybocznego lekarza brytyjskiego premiera, upraszał Prezydenta [Roosevelta – JMC] o utworzenie wspólnego antykomunistycznego frontu, a momentami zabiegał o przyjaźń Stalina. Czasami zaś zmieniał te dwa różne polityczne podejścia z zaskakującą szybkością [Lord Morgan, Winston Churchill: The Struggle for Survival 1940–1965, London 1966, str. 206].

Stąd było jasnym, że w tym rozstrzygającym dla Polski i Polaków momencie wojny – drugiej połowie 1944 roku – gdy ważyły i rozgrywały się losy Powstania Warszawskiego i polskiej stolicy, nie mogliśmy już liczyć na pełne poparcie i pomoc Prezydenta Roosevelta i Premiera Churchilla, którzy współpracując ze Stalinem wygrywali wojnę, ale przegrywali pokój, nie zdając sobie z tego w pełni sprawy.

Niestety, główni autorzy Powstania Warszawskiego nie zdawali sobie lub też nie chcieli zdawać sobie sprawy, że dla Roosevelta i Churchilla Rosja była ważniejsza od Polski, chociażby ze względu na toczącą się wojnę z Niemcami.

Powstanie Warszawskie było błędem i wielką narodową tragedią i klęską, a jego autorzy nie byli zbrodniarzami czy kryminalistami, jak utrzymywał Stalin, lecz żołnierzami i dowódcami, którzy przekroczyli swe kompetencje i podjęli niezwykle błędną i bolesną w skutkach decyzję wojskową i polityczną rzucając Warszawę do nierównego boju z Niemcami 1 sierpnia 1944 roku, który w istniejącej sytuacji międzynarodowej i militarnej musiał, siłą rzeczy, doprowadzić do katastrofy. W związku z tym rodziło się niezmiernie ważne pytanie: jak, kiedy i dlaczego do tej katastrofy doszło i kto do niej doprowadził, a o czym powinna wiedzieć jak największa liczba Polaków żyjących nie tylko za granicą, ale i w kraju idącym wówczas małymi, ale stanowczymi krokami do niepodległości od 1956 roku. To też było głównym przedmiotem moich prac o Powstaniu Warszawskim przed 1989 rokiem.

Stąd też zależało mi, ale zresztą nie tylko mnie, na wydaniu tej pracy w kraju, ale w „wersji integralnej” i nieocenzurowanej do czego wreszcie doszło, jak już wspomniałem, w lipcu 1984 roku dzięki memu uporowi i pomocy ludzi dobrej woli zarówno w kraju, jak i zagranicą, a głównie mego londyńskiego wydawcy inż. Jerzego Kulczyckiego. W związku z czym zarówno mnie jak i tym wszystkim osobom, które dopomogły w ukazaniu się mej pracy w Warszawie w trzynaście lat po jej wyjściu po polsku w Londynie, należą się słowa raczej uznania niż niewybrednej dezaprobaty.

Powstanie Warszawskie nie było dla mnie nigdy żadną „zbrodnią”, gdyż wtedy sam musiałbym się uznać za „zbrodniarza” jako jeden z jego uczestników, lecz wielkim narodowym dramatem i tragedią, której przyczyny oraz okoliczności w jakich do niej doszło badam już prawie od samego upadku tej niefortunnej insurekcji, której konsekwencje dalej ciążą i wpływają na nasze polityczne i społeczne życie. Uważałem to bowiem za swój obowiązek wobec tych wszystkich, z którymi poszedłem do pierwszego powstańczego szturmu, prawie bez broni, po południu 1 sierpnia 1944 roku. Szturmu, który z powodu braku broni w żaden sposób nie mógł zakończyć się sukceem i powodzeniem.

Powstanie Warszawskie

Подняться наверх