Читать книгу UKRYTY PŁOMIEŃ - Janette Oke - Страница 7
ROZDZIAŁ
DRUGI
ОглавлениеCezarea, dwadzieścia pięć miesięcy później…
Gdy Linuks znów postawił stopę na judejskiej ziemi, powitał go widok bawiących się dzieci. Dwaj chłopcy ścigali się po kamiennym murze portu. Linuks od razu przypomniał sobie dom swojego brata. Dwie dziewczynki, które zostały w Umbrii, były blondynkami. Bawiący się opodal chłopcy mieli ciemne włosy, jednak i te i tamte dzieci łączył łobuzerski śmiech oraz umiejętność czerpania radości z pogoni za motylem lub psem w unoszącej się w świetle słonecznym kurzawie. Odkąd Linuks opuścił ojczystą Umbrię i wyjechał do Rzymu, a następnie do Judei, prawie każdej nocy śnił o swoich bratanicach–bliźniaczkach. Każdy inny zdeklarowany kawaler mógłby to uznać za nawracający koszmar, lecz po tym, co Linuks odkrył w Rzymie, czuł, że owe sny zawierają maleńki płomyk nadziei.
– Linuksie! Jakże się cieszę, że cię widzę! – Horus, kapitan portu, był niegdyś dowódcą statku. Pochodził z Tyru. Lubił opowiadać, jak to kiedyś dowodził fenickim statkiem pirackim, lecz Linuks wiedział, że człowiek ten już od dawna dobrze służy Rzymowi zarówno na lądzie, jak i na morzu. Wiele lat temu spadła na niego podczas sztormu belka masztowa i przygwoździła go do pokładu. Gdy szedł w kierunku Linuksa z wyciągniętą dłonią, jego krok był chwiejny niczym statek na wzburzonym morzu.
– Jakie wieści z Rzymu?
– Kobiety są piękne, jak zawsze – Linuks zdobył się na ironiczny uśmiech, jakiego kapitan portu by po nim oczekiwał. – I teraz jest znacznie smutniej, bo mnie już tam nie ma.
– A mężowie mogą odetchnąć z ulgą, jak mniemam – Horus klepnął Linuksa po plecach i skierował w stronę kamiennego domku, w którym prowadził ewidencję statków przypływających i wypływających z portu. – Napijemy się czegoś.
– Moje rzeczy…
– Idź i przynieś je – Horus skinął na swego pomocnika, po czym dodał: – Chodź, Linuksie, chcę usłyszeć opowieści o tych wszystkich płaczących za tobą damach.
Gdy już znaleźli się w zacienionym pomieszczeniu, dobry humor kapitana zniknął jak poranna mgła na Morzu Śródziemnym.
– Wina?
– Poproszę herbatę. Mam dużo do załatwienia przed zachodem słońca.
– Domyślam się – Horus wystawił głowę za drzwi i wrzasnął: – Gdzie się podział ten parszywy pies?!
– Tu, panie!
– Przynieś herbatę! I dobre jedzenie!
– Tylko herbatę – sprostował go Linuks.
Kapitan portu spojrzał na niego z ukosa.
– Druhu, byłeś na morzu ładnych kilka tygodni!
– Prawie dwa miesiące – przytaknął Linuks. – Ostatni raz cumowaliśmy statek dwa tygodnie temu.
– Ledwie dwie godziny temu dostaliśmy świeży chleb…
– Wystarczy herbata. Bardzo dziękuję – Linuks zignorował burczenie w brzuchu. Horus wydał służącemu odpowiednie polecenie i opadł na krzesło.
Linuks zauważył, że na stole pod oknem leży pełno map i zwojów. Odznaka urzędowa mężczyzny i pieczęć cesarza przytrzymywały rozwinięty dokument z wykazem ładunków, oczekujący zapewne na obliczenie należnego cła.
Horus zapytał ponownie, tym razem spokojniej:
– Jakie wieści z Rzymu?
– Na pewno chcesz je usłyszeć, stary przyjacielu?
– Wszyscy w Cezarei żerują na pogłoskach, wszystkie są niepomyślne. Prawda nie może być gorsza.
– Nie zakładałbym się o to.
– Więc to prawda. Sejan1 ma kłopoty.
Linuks westchnął i spojrzał przez okno. Odkąd cesarz Tyberiusz wycofał się z życia politycznego i osiadł w swym pałacu na Capri, Rzymem władał jego zastępca, Sejan, którego jedynym oficjalnym tytułem było stanowisko prefekta gwardii pretoriańskiej. Nominalnie Tyberiusz pozostał władcą imperium, lecz był w coraz większym stopniu zainteresowany jedynie własnymi przyjemnościami. Najbardziej martwiło Linuksa to, że wielu bogatych i wpływowych obywateli Rzymu idzie za przykładem cesarza pozwalając, by każda rozrywka, jaka im się spodoba, doprowadzała ich do coraz większej rozpusty i deprawacji.
– Sejan ciągle walczy z senatem – powiedział w końcu Linuks. – I przegrywa.
Kapitan portu się skrzywił.
– To nie wróży dobrze dla takich jak ja czy ty.
W drzwiach pojawił się służący.
– Herbata, panie.
Linuks wziął kubek i kiwnął w podziękowaniu, po czym powiedział:
– Przejdźmy się.
– Słońce pali niemiłosiernie.
– Siedzenie w ukryciu stanowi dla nas obu niebezpieczeństwo – wymamrotał.
Horus wyszedł za nim na popołudniowy skwar.
– Tak bardzo boisz się szpiegów?
– Nie jestem jeszcze pewien, z czym mamy do czynienia – wyrzekł przyciszonym głosem Linuks. – Mogę ci tylko powiedzieć, czego się dowiedziałem przybywszy do Rzymu.
– W takim razie mów.
Horus był długoletnim przyjacielem Linuksa i jednym z jego najbardziej zaufanych sojuszników. Linuks wiedział, że cokolwiek mu powie, zostanie powtórzone ku przestrodze żołnierzy z miejscowego garnizonu. W stolicy prowincji wieści szybko się rozchodziły, a podawane dalej informacje dawały teraz jedyną nadzieję na przeżycie.
Czternaście miesięcy wcześniej Linuks wrócił do rodzinnego domu w północnej Italii. Umarła pierwsza żona jego brata i Kastor właśnie żenił się powtórnie. W związku z tym Linuks otrzymał od niego oficjalne wezwanie – starszy brat skorzystał z okazji, by poddać próbie jego lojalność. Jedyny fakt, który Linuks ominął w opowieści, to zabawy z bratanicami, córkami Kastora z pierwszego małżeństwa. Małe dziewczynki okropnie tęskniły za matką, a na dodatek ojciec zaczął potem poświęcać więcej uwagi swojej nowej, młodej żonie, więc czuły się zupełnie zagubione i odrzucone.
Przebywając w Umbrii, Linuks słyszał o wydarzeniach mających miejsce w stolicy. Stary cesarz, Tyberiusz, wydawał się niezdolny do skupienia się na czymkolwiek poza swoimi ogrodami na Capri. Jego zastępca, Sejan, wciąż popadał w konflikty z senatem. Ten zaś, wbrew Sejanowi i Tyberiuszowi, zarządził pełen niesławy powrót Poncjusza Piłata z Judei. Na miejsce Piłata mianowany został zaufany sojusznik senatu, niejaki Marcellus.
Na szczęście Linuks nie znalazł się w samym środku owego politycznego zamieszania. Nie musiał też towarzyszyć Piłatowi, który otrzymał rozkaz stawienia się przed senatem. Piłat mógł zostać wygnany lub nawet stracony, a wraz z nim cała kadra starszych oficerów, więc fakt, że Linuksa to nie dotknęło, był rzeczą nad wyraz korzystną.
Lecz to, co zastał w Rzymie, tak go wytrąciło z równowagi, że nawet teraz, gdy przebywał wiele setek mil od stolicy, jego żołądek wciąż się nieprzyjemnie zaciskał.
Horus w milczeniu wpatrywał się w zatłoczony port w Cezarei, choć Linuks wątpił, by jego przyjaciel cokolwiek w tej chwili zauważał. W końcu rzekł:
– Jak prosty żołnierz służący na morzu ma to wszystko przetrwać?
Linuks powtórzył zdanie, które usłyszał od przyjaciela w Rzymie:
– Trzeba być niezwykle ostrożnym we wszystkim, co się mówi, co się robi – może nawet w tym, co się myśli.
– Kiedy przyjeżdża nowy gubernator? – Horus oparł się o kamienny mur okalający port.
– Miał wyruszyć tydzień po moim wyjeździe. Ja dostałem rozkaz przybycia przed nim i… – Linuks machnął ręką. Dalsza rozmowa o sprawach imperium z kapitanem portu byłaby niewłaściwa. Zamiast tego powiedział: – Spotkały nas dwa sztormy. Nie umiem powiedzieć, kiedy ani do którego portu przypłynie jego okręt.
Dwaj chłopcy akurat przebiegali obok nich po kamiennym murze, a ich uśmiechnięte twarze znalazły się na tej samej wysokości co oblicza obu mężczyzn.
– Wujku, pobaw się z nami – zagadnął jeden z nich.
– Nie widzicie, że jestem zajęty? – w szorstkiej odpowiedzi Horusa słychać było sympatię. Gdy chłopcy ze śmiechem pobiegli dalej, Horus wymruczał pod nosem z ledwo ukrywaną dumą:
– Małe nicponie.
– Jesteś ich wujkiem?
– Tak jakby. Ich ojciec był moim przyjacielem. Trzy zimy temu jego statek wypłynął i już nigdy nie wrócił. Zostali przeze mnie zaadoptowani. Tak samo zresztą, jak przez połowę ludzi, którzy dla mnie pracują. Ci dwaj raz są uroczy, a za chwilę łobuzują.
Linuks wychylił się, żeby popatrzeć, jak chłopcy dobiegają do miejsca, gdzie stary marynarz naprawiał sieć. Niższy wziął jedno z czółenek w kształcie strzały. Stary żeglarz ujął rączkę chłopca w swoją dłoń i pomógł mu przeciągać szorstki sznurek, podczas gdy starszy chłopiec w milczeniu przyglądał się tej scenie. Jakby na jakiś niewidzialny znak, chłopcy zaczęli śpiewać piosenkę o łowieniu ryb letnim świtem i o kobietach czekających w domu. Najwyraźniej nauczyli się tej piosenki od mężczyzn wypływających z portu. Marynarz, odchyliwszy głowę do tyłu, zaśmiał się głośno i ochryple.
Nagle Linuks zapytał:
– Myślałeś kiedyś o tym, żeby się ożenić?
Horus skierował się w stronę kamiennego domku.
– Kobiety i morze są jak oliwa i woda. Nie mieszają się ze sobą.
Linuks podążył za nim.
– Słyszałem to samo o żołnierzach i żonach.
Oczy Horusa rozszerzyły się z wyraźnym zaniepokojeniem.
– Nie mów, że jakaś panna z Rzymu skradła ci serce.
– Z Umbrii – przyznał Linuks. – I nie jedna, lecz dwie. Córeczki mojego brata. Śmieją się tak samo, jak ci dwaj chłopcy.
– A potrafią tak samo rozrabiać?
– Bez wątpienia.
Linuks znów spojrzał na chłopców i poczuł ukłucie w sercu na wspomnienie ostatniego dnia spędzonego z bratanicami. Gdy wszedł do ich pokoju, kłóciły się o małą, wyrzeźbioną w drewnie lalkę. Delikatnie się z nimi podroczył sprawiając, że się pogodziły, a w ich oczach pojawił się uśmiech. Lecz nie trwało to długo. Kiedy powiedział im, że wyjeżdża do Rzymu, zalały się łzami i nie dały się pocieszyć.
Linuks kopnął zdartym sandałem kamyk na drodze próbując ukryć emocje, po czym ośmielił się szepnąć, kierując słowa ku słońcu i gorącemu letniemu wiatrowi:
– Naprawdę za nimi tęsknię…
***
Dwa dni później Linuks wyruszył z Cezarei do Jerozolimy w towarzystwie oddziału konnego. Nie planował z nimi podróżować, jednak taki rozkaz wydał Bruno Aetius, trybun garnizonu w Jerozolimie. Pod nieobecność gubernatora, trybun dowodził wszystkimi siłami rzymskimi w Judei i polecił stanowczo, by żołnierze nie poruszali się po kraju w pojedynkę. Z tej właśnie przyczyny Linuks dołączył do jednego z oddziałów.
Nie żałował, że opuszcza Cezareę, co mogło dziwić, gdyż było to jedyne prawdziwie rzymskie miasto w całej prowincji. Nie żywił też absolutnie żadnych ciepłych uczuć do Jerozolimy, jednak w tym momencie chyba już ją wolał. Cezarea, rzymska stolica Judei, była teraz jak gotujący się kocioł. Wrzało od pogłosek, a ludzie się bali. A wieści z Rzymu… Linuks potrząsnął głową.
Pierwszą noc spędzili w opuszczonej wiosce – tej samej, w której dwa lata wcześniej schronił się przed wiosenną ulewą w towarzystwie nowo poznanego człowieka. Ów człowiek stał się potem jego przyjacielem.
Tego wieczora przy ognisku Linuks zapytał dowódcę oddziału:
– Znałeś setnika Albana?
– Słyszałem o nim – odpowiedział żołnierz. Doświadczony w boju, w średnim wieku, nosił imię Cyrus, które sugerowało, że pochodzi z odległej prowincji, trzymającej się wciąż greckiej kultury. – Był twoim przyjacielem?
– Być może najlepszym, jakiego miałem szczęście poznać.
Cyrus nie odpoczywał przy ogniu. Nie siedział na krzesełku, ale raczej przycupnął na jego brzegu. Oczy dowódcy nieustannie obiegały okolicę, przynajmniej na tyle, na ile oświetlały ją trzy ogniska w rozbitym przez żołnierzy obozie.
– To prawda, co mówią, że ten setnik stał się Judejczykiem?
– Poślubił judejską kobietę i zrezygnował ze służby. To prawda.
– Nie chciałem cię urazić, panie.
– Nie czuję się urażony. A póki jesteśmy w drodze, mów mi po imieniu – Linuks przyjrzał się żołnierzowi siedzącemu po drugiej stronie ogniska. Po porządnym posiłku, przy zabezpieczeniu podwójnymi strażami, spodziewał się z jego strony większego rozluźnienia. – Spodziewasz się jakichś kłopotów?
– Na tych drogach – zawsze. Wiele się zmieniło, odkąd wyjechałeś.
– Myślałem, że jak wyjeżdżałem, to już było źle.
– Wtedy było źle, teraz jest jeszcze gorzej.
Linuks pokiwał głową.
– Nie mówię o zmianach na górze – powiedział Cyrus. – Gubernatorzy przychodzą, rządzą jakiś czas, potem odchodzą. Mnie obchodzą ludzie pod moim dowództwem.
– Mój przyjaciel Alban mógłby powiedzieć to samo.
Ponieważ Cyrus nadal wpatrywał się w mrok, Linuks kontynuował: – Piłat planował go wygnać za uchybienie w służbie, choć tak naprawdę Alban nikogo nie zawiódł. Po prostu zdał raport, którego treści Piłat nie chciał słuchać. Ale zanim Alban miał odjechać do nowego miejsca przydziału… – przerwał w pół słowa, gdy Cyrus skoczył na równe nogi.
Linuks również wstał i chwycił miecz, nasłuchując uważnie, lecz nic nie usłyszał. Noc była cicha, bezwietrzna. Ich ognisko strzelało, a iskry wznosiły się ku rozgwieżdżonemu niebu.
– Co się stało?
– Być może nic – Cyrus schował miecz, nie wiadomo kiedy dobyty, po czym stopniowo opadł na siedzenie. – A jakie wieści twój przyjaciel przyniósł gubernatorowi?
– Powiedział mu, że judejski Prorok znany jako Jezus z Nazaretu, ten, który został ukrzyżowany… że On żyje.
Cyrus skupił całą uwagę na Linuksie.
– Słyszałem tę plotkę. Jego wyznawców przybywa w błyskawicznym tempie.
– Alban jest jednym z nich.
Naraz ciemności przeszył przenikliwy krzyk, po czym żołnierz stojący przy skraju najbliższego ogniska padł na ziemię. Cyrus podskoczył wrzeszcząc:
– Do broni!
Noc w jednej chwili napełniła się dźwiękami. Linuks przekoziołkował i doskoczył do swojej drewnianej tarczy, podczas gdy obozowisko zostało zalane strzałami. Dwie z nich wbiły się w jego tarczę. Linuks przesuwał się na kuckach, schylając głowę tak nisko, że znajdowała się niemal na jego kolanach. Dostrzegł, że nawet legioniści, którzy jeszcze przed chwilą mocno spali, teraz siedzą skuleni pod swoimi tarczami.
Znów w jego tarczę uderzyły groty strzał; jedna o mały włos trafiłaby w goleń. Któryś z żołnierzy wrzasnął z bólu.
– Kryją się za kamieniami, od zachodu! Do ataku! – dał rozkaz Cyrus.
Linuks, tak jak inni, wydał z siebie okrzyk bojowy. Dobył miecza i popędził w stronę skał. Wskoczył na nie, mając Cyrusa po prawej stronie, lecz zastali tam tylko piach lśniący srebrem w świetle gwiazd.
– Trójkami! Rozdzielić się! Przeszukać każdy kąt!
Cyrus schował miecz i skinął ręką na Linuksa, by razem z nim wrócił do obozu. Gdy Linuks pomógł opatrzyć dwóch rannych, spytał:
– Mam iść na zwiady z twoimi ludźmi?
– Nic nie znajdą, ale dałem rozkaz na wszelki wypadek. Te ataki są zawsze takie same: przychodzą w nocy, uderzają podstępnie i cicho, po czym wycofują się i znikają.
Cyrus poklepał jednego z żołnierzy.
– Rany są powierzchowne. Obmyjemy je i opatrzymy. Jutro będziecie mogli dosiąść koni. Chirurdzy zostawią wam kilka blizn, którymi będziecie się mogli chwalić przed kobietami.
Cyrus podniósł głowę i przywołał z powrotem swoich ludzi. Wrócili z twarzami zwróconymi w stronę wroga, co było taktyką wpojoną na tyle, że dowódca nie musiał im tego nakazywać. Linuks wiedział, że tej nocy żaden z nich nie zaśnie.
– Kim byli atakujący?
– Nie mamy żadnej pewności.
– Jak to, nie złapaliście ani jednego?
– Żadnego, a ataki trwają od ośmiu miesięcy.
Linuks pomyślał o bandytach, z którymi miał do czynienia wraz z Albanem.
– Partowie?
– Nie docierają tak daleko na zachód. Choć słyszeliśmy, że są coraz śmielsi na drodze do Damaszku. Nie, to jest problem powstały tu, w Judei.
– A mają jakąś nazwę?
Cyrus ogarnął wzrokiem ciemności.
– Nazywają siebie zelotami.
1 W rzeczywistości Lucius Aelius Seianus został zgładzony na rozkaz Tyberiusza w 31 r. n.e. Przypis tłumacza.