Читать книгу Śmierć i ryzyko - J.D Robb - Страница 7

2

Оглавление

Dziewczynka z podkrążonymi oczami siedziała obok matki na szerokiej sofie w duże czerwone kwiaty. Miała na sobie workowate bawełniane spodnie, grube różowe skarpety i fioletową bluzę. Siniaki na nadgarstkach pasowały kolorem do stroju.

Matka opiekuńczo otaczała ją ramieniem.

Twarz Cecily była upstrzona siniakami. Eve zauważyła opuchliznę i czarne krwiaki pod zimnym okładem na lewym oku. Nadgarstki owinięto jej bandażami. Wokół niezakrytego oka wykwitły fioletowo-żółte sińce.

Kiedy się poruszyła, skrzywiła się lekko i Eve domyśliła się, że wciąż cierpi.

– Pani Greenspan, jestem porucznik Dallas, a to detektyw Peabody. Mamy do pani kilka pytań. Możemy porozmawiać w szpitalu, bo medycy, którzy się panią zajmowali, zalecają dalsze oględziny.

– Medycy już nas opatrzyli. Chcemy zostać w domu. – Kobieta spojrzała na córkę, która jeszcze bardziej się w nią wtuliła, i pokiwała głową. – Nikt nam nie chce udzielić informacji na temat Paula, mojego męża. Odpowiem na wszystkie pytania, ale najpierw proszę odpowiedzieć na moje. Gdzie jest Paul?

Eve usiadła. Lepiej znajdować się z ofiarą twarzą w twarz, chociaż nie można powiedzieć, żeby cokolwiek tę sytuację mogło polepszyć.

– Z przykrością informuję, że pani mąż nie żyje. Moje kondolencje.

Dziewczynka patrzyła na Eve przez bardzo długą chwilę, drżąc, a potem wtuliła twarz w matkę. Wydała z siebie dźwięk niczym małe cierpiące zwierzątko.

Cecily obróciła się, by przycisnąć do siebie córkę, a ból – zarówno fizyczny, jak i emocjonalny – sprawił, że z jej twarzy odpłynęły kolory i siniaki jeszcze bardziej się wyróżniały.

– Jest pani pewna? Jest pani pewna? Czy jest pani…

– Tak. Przykro mi, ale jestem.

– Czy możemy do kogoś zadzwonić w pani imieniu? – zapytała Peabody. – Może coś pani podać? Wody, herbaty?

– Jak? Jak?

– Detektyw Peabody zabierze Melody do innego pokoju – zaczęła Eve, ale dziewczynka odsunęła się od matki i obrzuciła Eve wściekłym spojrzeniem.

– Nie zostawię mamy. Kazali mi ją zostawić, żeby skrzywdzić ją i tatusia. Nie wyjdę. Kazali tatusiowi zrobić coś okropnego. Zmusili go, bo ranili mamusię, i mówili, że mi też coś zrobią. Jeden z nich miał nóż i kazał tatusiowi mnie nim zranić. I pociągnął mnie za włosy tak mocno, że krzyknęłam. Nie chciałam krzyczeć, próbowałam, ale bolało.

– Wszystko w porządku, Melly. Już dobrze, skarbie.

– Zabili tatusia, chociaż nic nie zrobił. I bili mamusię, a ona też nic nie zrobiła.

– Ty też nie – zapewniła Eve. – Czy skrzywdzili cię jeszcze w jakiś sposób?

– Owinęli mi nadgarstki i stopy opaską zaciskową. Naprawdę mocno. To bolało. A potem jeden z nich zabrał tatusia i zjawił się ten drugi, i… poluźnił więzy, żeby tak bardzo nie bolało. Ale powiedział, że jeśli nie będę krzyczeć do tatusia przez łącze, by mi pomógł, to zabije mamusię.

– Och, Melly, och, kochanie.

– Musiałam to zrobić. Musiałam. Słyszałam, że tatuś płacze. Płakał, ale mówił, że wszystko będzie dobrze. Ale nie jest. Zabili tatusia.

– Proszę opowiedzieć, co się stało – zwróciła się Eve do Cecily. – Od początku.

– Usłyszałam krzyk Melly. Wszyscy leżeliśmy w łóżkach. Nie wiem, która była godzina, jakoś w nocy z piątku na sobotę. Musiało być po północy, bo Paul i ja nie poszliśmy wcześniej spać. Usłyszałam krzyk i pobiegłam do jej pokoju. Coś we mnie uderzyło. Ktoś mnie uderzył.

Dotknęła ręką twarzy.

– Upadłam, a on ściągnął mi ręce za plecami. Użył opaski zaciskowej. Wołałam Paula, ale mężczyzna zaciągnął mnie do łóżka, znowu uderzył i przywiązał do wezgłowia. Widziałam, że Paul wciąż śpi. Na początku wydawało mi się, że przespał całą sytuację, ale potem zauważyłam strzykawkę. Był nieprzytomny, bezradny. Ten drugi przyszedł do sypialni z Melly, przywiązał ją do krzesła. Ciągle pytałam, czego chcą. Nic nie mówili, nie odezwali się. Zaciągnęli Paula na drugie krzesło. Przywiązali go do niego, a potem znowu coś mu wstrzyknęli. To go rozbudziło. Próbował walczyć, ale…

– Znowu skrzywdzili mamę. Cały czas ją krzywdzili.

– Ale teraz już jest wszystko w porządku, Melly. Ranili mnie, grozili, że skrzywdzą Melly, w ten sposób torturowali Paula. Przeklął ich, groził, błagał, a oni tylko się śmiali. A potem jeden usiadł na brzegu łóżka i… dotknął mnie. – Cecily spojrzała Eve w oczy. Ten wzrok mówił wszystko. – Powiedział, że będzie gorzej. O wiele gorzej. Pytali Paula, czy chce ocalić żonę i dziecko. Czy chce nas chronić. Czy zrobi wszystko, by nas uratować. I Paul oczywiście potwierdził. Powiedział, że zrobi wszystko.

– I tak mnie zabrali, mimo że tata i mama błagali – dodała Melody. – Jeden z nich zaniósł mnie do pokoju i przywiązał do łóżka, żebym nie mogła wstać. Bałam się, wołałam mamę i tatę, ale ten człowiek zapewniał, że wszystko będzie dobrze. Że mam się nie bać i przestać wołać rodziców. Więc przestałam. Kazał, więc przestałam.

– Zachowałaś się mądrze i odważnie – zapewniła Peabody.

– Ale i tak zabili tatusia.

– Tatuś nas ocalił – wyszeptała Cecily i przycisnęła usta do włosów córki. – Ten, który siedział na łóżku, powiedział Paulowi, co musi zrobić, żeby uratować żonę i dziecko. Tylko jedną rzecz, a wtedy zostawią nas w spokoju. Jeśli nie zrobiłby tego, co mu kazali, to krzywdziliby mnie dalej, znowu by mnie… dotknęli, a potem zajęliby się Melody. A jeśli Paul dalej odmawiałby współpracy, zabiliby nas wszystkich, jego ostatniego, żeby patrzył na śmierć żony i córki. Ten jeden ciągle to powtarzał. Że zabije żonę i dziecko.

– Co kazali mu zrobić?

– Zabić. Odebrać życie jednym, by innych uratować. Pytali, czy żona i córka nie znaczą dla niego więcej niż inni. Paul się zgodził, ale kłamał i oni o tym wiedzieli. Ten jeden powiedział, że potrzeba więcej czasu, więcej perswazji, by się udało. A potem kazał mi przekonać męża, żeby uratował mnie i córkę. Zostawili nas samych. Nie wiem na jak długo.

– Zostawili panią i męża samych w sypialni?

– Tak. Paul próbował się uwolnić. Ja też. Ciągle pytał, czy wszystko w porządku, powtarzał, że znajdzie jakiś sposób. Wyznaliśmy sobie miłość. Przysięgał, że nie pozwoli, by cokolwiek stało się Melody.

Cecily zadrżała i próbowała uspokoić oddech, który przyśpieszył.

– Myślę, że założyli w pokoju podsłuch, bo gdy wrócili, ten jeden drwił z tego, co ja i Paul do siebie mówiliśmy. I tak to trwało i trwało. Ten jeden przychodził, bił mnie lub dotykał. A potem robił coś, przez co Melody krzyczała. Pytał Paula, czy zrobiłby wszystko, by uratować żonę i dziecko. To trwało wiele godzin. Potem wyciągnęli mnie z pokoju. Walczyłam, ale jeden z nich mnie uderzył i chyba straciłam świadomość. Zabrali mnie do piwnicy, zamknęli tam, ale ustawili kamerę. Chyba chcieli, żeby Paul mnie widział, taką uwięzioną, zmarzniętą, pobitą, przestraszoną. Tak bardzo się bałam. Więcej ich nie zobaczyłam. Paula również.

Łzy płynęły po jej twarzy, cała rzeka smutku. Kołysała córkę i gładziła ją po włosach.

– Zostałam tam sama, dopóki nie zjawiła się policja. Teraz już wiem, że Paul zrobił to, co mu kazali. Żeby nas uratować. Torturowali dobrego człowieka, dobrego ojca i męża, póki nie zrobił tego, co chcieli.

Cecily uniosła głowę córki.

– Nie zapominaj o tym. Niezależnie od tego, co tatuś zrobił i co ludzie będą o nim mówić, wiedz, że on cię kochał ponad wszystko. Zrobił, co musiał, by nas chronić, by nas uratować.

– Kazali mu włożyć bombę.

Cecily gwałtownie odchyliła głowę.

– Co? Skąd ty…

– Pani Greenspan – przerwała Eve. Skupiła się na Melody i zapytała: – Widziałaś materiały wybuchowe?

– Nie, ale słyszałam, jak o nich rozmawiają. Jeden wszedł do pokoju, a ja udałam, że śpię. Było ciemno – bo ciągle było zgaszone światło, na zewnątrz też. Ten drugi podszedł do drzwi. Rozmawiali o bombie, a ten jeden – ten, który skrzywdził mamę – powiedział, że mój tatuś ją włoży, że już jest prawie na miejscu, że zrobi to, co oni mu każą.

– Pamiętasz, co jeszcze mówili?

– Rozmawiali naprawdę cicho, ale chyba byli bardzo podekscytowani. Nie wiem, jak to określić.

– Rozumiem. Czy coś jeszcze?

– Wybierali się do Fat City.

– Fat City?

– Powiedzieli, że mają być w Fat City o dziewiątej. I ten, który częściej przychodził do mojego pokoju, mnie szturchnął. Przewróciłam się na bok i dalej udawałam, że śpię. Powiedział, że to dobrze, że odpoczywam. A ten drugi powiedział…

Popatrzyła na matkę i wtuliła głowę w jej ramię.

– Powiedział bardzo brzydkie słowo na „p”. To brzydkie słowo na „p” i „dziecko”. I wyszli. Chyba zasnęłam, bo potem zrobiło się jasno. Ten, który przychodził do mnie częściej, pozwolił mi wstać i iść siku. Wstydziłam się. Znowu mnie związał opaską zaciskową i musiałam wrócić do łóżka. Kiedy dostał wiadomość, podekscytował się, często powtarzał słowo na „k”, ale z zadowoleniem, a nie złością, i wyszedł, wciąż coś mówiąc. Zamknął za sobą drzwi.

Melody odetchnęła głęboko.

– Już nie wrócił. Potem zrobiło się cicho. Niemal zasnęłam, a może naprawdę zasnęłam. I zauważyłam, że tym razem nie związał mi stóp ani nie przywiązał do łóżka. Był podekscytowany, więc pewnie zapomniał. Próbowałam się wydostać, ale nie mogłam otworzyć drzwi. Okien też nie. Krzyczałam, ale nikt mnie nie słyszał. Zobaczyłam, że pan Benson mieszkający po drugiej stronie ulicy wychodzi z domu. Krzyknęłam i próbowałam uderzać w okna, ale nie spojrzał w moją stronę. Potem zobaczyłam policję. Podeszli do drzwi, ale nikt nie mógł ich otworzyć. Spojrzałam na mój Układ Słoneczny, kopnęłam w Jowisza. Spadł, więc go podniosłam. Najpierw go upuściłam, bo był za ciężki, ale potem rzuciłam nim tak mocno, jak tylko się dało, celując w okno. Kula wybiła okno, więc zaczęłam wołać o pomoc. I wtedy policja weszła do domu.

– To był mądry ruch – zapewniła Eve. – Bardzo mądry.

– Ale tatuś…

– Twoja mama była uwięziona w piwnicy. Ranna, zziębnięta, przerażona. Nie mogła wezwać pomocy. Ty mogłaś, więc to zrobiłaś. Jeśli zaprowadzisz teraz detektyw Peabody i pokażesz jej, jak to zrobiłaś, bardzo nam to pomoże. Naprawdę.

– Ale ja nie chcę zostawiać mamy.

– Ja zostanę z twoją mamą.

– Mój tatuś nie chciał włożyć bomby.

– Wiem. Ale myślę, że chciałby, żebyś pomogła nam teraz, jak tylko się da.

– Idź, Melly. – Cecily pocałowała ją w czubek głowy. – Bądź dzielna dla tatusia.

– Nigdzie nie zabierajcie mamusi.

– Nie zamierzam – obiecała Eve.

Poczekała, aż Peabody wyprowadzi Melody. Jeśli ktokolwiek mógł wyciągnąć coś z tego dziecka, to na pewno Peabody.

– Pani…

– Czy mogę prosić o chwilę przerwy? Chyba jednak przydałaby mi się ta herbata.

– Oczywiście.

Eve patrzyła, jak kobieta ostrożnie idzie do kuchni. Jej ruchy były sztywne, wynikające z obrażeń ciała.

– Parę razy zostałam pokiereszowana – zaczęła Eve – i nienawidzę szpitali, ale czasami trzeba się tam udać.

– Nie mogę i nie zostawię Melly. I wiem też, że nie możemy zostać tutaj. Nie będziemy w stanie żyć w tym domu. – Kobieta zaczęła szlochać. – Wiem, że to tylko budynek, ale to też nasz dom. A oni również go zabili. Mojego męża, ojca mojego dziecka, i dom, który razem stworzyliśmy. – Otarła łzy z twarzy. – Muszę porozmawiać z moją matką. Ona i mój ojczym mieszkają w New Rochelle. Będziemy mogły z nimi zostać, dopóki nie postanowimy co dalej. Kiedy zostawię Melly z moimi rodzicami, będę mogła zobaczyć się z lekarzem.

– Załatwimy transport do pani mamy.

Cecily pokiwała głową, programując herbatę.

– Muszę żyć dalej. Muszę przede wszystkim myśleć o Melly. Paul… Nie wiem, po prostu nie wiem, co bez niego zrobię, ale jeszcze nie mogę o tym myśleć. Nie mogę myśleć.

– Czy może pani opisać tych mężczyzn?

– Byli cali ubrani na czarno, mieli ciasne kaptury nachodzące na szyję. Cienkie czarne rękawiczki. I maski, tak białe, że niemal jaśniały w ciemności. Bez rysów, tylko szparki na oczy.

– A wzrost, budowa ciała, waga?

– Niezbyt wysocy, ale też nie niscy. Paul ma równo metr osiemdziesiąt, więc może coś koło tego. Wysportowani. Nie umięśnieni, ale smukli. Jeden szczuplejszy od drugiego. Ten, który mnie uderzył, miał więcej mięśni. I…

– Proszę kontynuować.

– Miałam wrażenie, że ten, który mnie uderzył, lubił to. Podobało mu się bicie i patrzenie na reakcje Paula. Temu drugiemu aż tak się to nie podobało. Uderzał mnie w twarz, ale nigdy nie bił pięścią. I miałam wrażenie, że robił to tylko dlatego, że tamten patrzył.

Filiżanka i talerzyk zabrzęczały w jej ręce w chwili, gdy do domu weszła detektyw Callendar.

– To jest detektyw Callendar, z naszego wydziału przestępstw elektronicznych – przedstawiła ją Eve. – Będziemy musieli przejrzeć pani urządzenia. Czy mąż miał w domu gabinet?

– Tak. Pierwsze piętro, dokładnie naprzeciwko głównej łazienki. Mogę panie zaprowadzić.

– Poradzimy sobie. Ale chcę prosić o pozwolenie na przejrzenie wszystkich sprzętów, systemów zabezpieczeń i urządzeń komunikacyjnych. Możliwe, że będziemy musieli je zabrać do dalszej analizy.

– Zgadzam się na wszystko.

Eve podeszła do Callendar.

– Najpierw sprawdź system alarmowy, a potem gabinet.

– Robi się.

– Pani Greenspan, czy może coś pani powiedzieć na temat ich głosów? Akcent, składnia, kolokwializmy?

– Mówili cicho, często szeptem.

– Okej. – Trzeba do tego podejść od innej strony, pomyślała Eve. – Czy mąż dogadywał się z ludźmi w pracy? Czy był zadowolony ze swojej posady?

– Uwielbiał swoją pracę i tę firmę. Ciężko pracował, ale podobało mu się tam. Zarządzał działem marketingu, traktował swój zespół jak rodzinę. – Kobieta podeszła do kanapy i usiadła na podłokietniku. – Pani porucznik, proszę powiedzieć, co się stało. Co kazali mu zrobić?

– Czy wie pani coś na temat porannego spotkania?

– Fuzja z Econo. To największa kampania, nad jaką Paul pracował od lat. Zaaprobowanie i przepchnięcie umowy zajęło wiele miesięcy. On i jego zespół pracowali nad marketingiem dotyczącym rozwoju firm. Nie rozumiem.

– Tego ranka pani mąż poszedł na spotkanie w kamizelce samobójcy.

– O Boże, o Boże. Ilu? Ilu?

– Na chwilę obecną jedenaścioro nie żyje, dziewięcioro jest rannych.

Kobieta odstawiła herbatę i zakryła twarz dłońmi. Załkała.

– Zrobili z niego zabójcę. Zrobili z mojego Paula zabójcę. Dlaczego? Dlaczego to zrobili? Po co mieliby go do tego zmuszać?

– Czy Paul miał jakichś wrogów?

– Nie, nie, nie.

– Co sądził o tej fuzji?

– Na początku… nie był do tego przekonany. Quantum oferuje luksusowe przeloty, ekskluzywne, ze wszystkimi udogodnieniami, a Econo to tanie linie. Ale Derrickowi – Derrickowi Pearsonowi – zależało na rozwoju. Podobał mu się pomysł dodania dodatkowych klas podróżowania i większej liczby maszyn. Econo ma swoje wahadłowce wszędzie. Paul wziął się do działania, spojrzał na to zadanie jak na wyzwanie. To człowiek lojalny wobec firmy, pani porucznik. Wobec Derricka i Quantum. – Kobieta wytrzeszczyła oczy. – Derrick. Czy z Derrickiem wszystko w porządku?

– Przykro mi.

– O mój Boże. Derrick był dla Paula niemal jak ojciec. – Wyciągnęła rękę do Eve i złapała ją za ramię drżącą dłonią. – Przysięgam, przysięgam na własne życie, Paul kochał Derricka. Kochał go, szanował, podziwiał. Paul nie jest brutalnym człowiekiem. O mój Boże, Boże, Boże. Rozilyn, żona Derricka. Byli małżeństwem od niemal czterdziestu lat. I co ona teraz pocznie?

– Czy zauważyła pani w okolicy kogoś, kto tu nie pasuje? Czy Paul wspominał o kimś, przez kogo czuł się niekomfortowo?

– Nie. Na pewno nie. Od kilku tygodni do późna pracował nad kampanią. Był zmęczony i rozproszony, ale podekscytowany. Wszystko zmierzało ku końcowi i dziś miał być ten dzień. W piątek, kiedy w końcu przyszedł do łóżka i się do mnie przytulił, obiecał, że gdy tylko ten projekt dobiegnie końca, całą trójką wyjedziemy gdzieś na długi weekend, gdzie tylko chcemy. Zasnął wtedy z uśmiechem na twarzy. A potem… oni się zjawili. Przyszli… i już nic nie będzie takie samo.

– Wasz system alarmowy. Kto zna kod?

– Paul, Melody i ja. I Iris. Iris Kelly, nasza gosposia. Znamy ją od dziewięciu lat. Zatrudniliśmy ją, gdy byłam w ciąży. Jest dla nas jak rodzina.

– Będę potrzebowała namiary do niej.

– Dobrze, ale Iris nigdy nie dałaby nikomu naszego kodu. Nigdy nie wzięłaby w czymś takim udziału. O Boże, muszę jej powiedzieć, co się stało. Muszę jej powiedzieć o Paulu.

– Ona nie pracuje w poniedziałki? – zapytała Eve. – Albo w weekendy?

– Przyjeżdża tylko, gdy jej potrzebujemy. Obecnie Melly chodzi normalnie do szkoły, a Iris w zeszłym roku wyszła za mąż, więc przychodzi we wtorki, środy i czwartki. Pani porucznik, powierzyłam jej swoje dziecko i ufam jej całym sercem.

– Nikt inny nie ma kodów?

– Nie, tylko… Och, przepraszam, jeszcze moja mama i ojczym. Oni mają kod. Rodzice Paula mieszkają w Sedonie, więc… O Boże, o Boże, rodzice Paula. Muszę…

– My ich powiadomimy. Jak często zmienia pani kod bezpieczeństwa?

– Może raz do roku, czy jakoś tak. Nigdy nie mieliśmy żadnych problemów. Nigdy nic złego się nie wydarzyło, aż do… teraz. Czy mogę zobaczyć Paula?

Lepiej nie patrzyć na to, co zostało, pomyślała Eve.

– Dam pani kontakt do koronera. Każę jednemu z funkcjonariuszy iść z panią na górę. Może się pani skontaktować z matką. Powinna też pani spakować to, czego pani i córka potrzebujecie. Zabierzemy was do New Rochelle. Proszę mi podać również swój numer.

– A co pani zrobi?

– To, co do mnie należy.

– Mój mąż nie jest mordercą, pani porucznik.

– Zapewniam, że pani mąż był ofiarą. Wykonam swoją pracę i postaram się złapać ludzi, którzy skrzywdzili panią, znęcali się nad pani córką i zabili pani męża.

Eve namierzyła Callendar w gabinecie.

– Na jego urządzeniach, które miały standardowe hasło, nie znalazłam niczego podejrzanego – powiedziała Callendar. – Masa gówna związanego z pracą – najwięcej z okresu ostatnich sześciu, ośmiu tygodni. Jakieś osobiste rzeczy, przypomnienia, zwyczajna korespondencja. Wygląda na to, że dla relaksu grał głównie w gry słowne. Lepiej obejrzyjmy to w laboratorium.

– A co z zabezpieczeniami domu?

– I to dopiero jest podejrzane. – Callendar wyciągnęła kwadratową gumę w papierku z licznych kieszeni wiśniowych bojówek. – Chcesz?

– Nie, dzięki.

– Dobra, a zatem. To dobry system – zaczęła, odwijając papierek i wkładając gumę do ust. – Poważnie, bardzo dobry. Nie poskąpili. Więc nie można przebić się przez taki system tak łatwo, prawda? No więc nie poszło im łatwo. Pracowali nad tym kilka miesięcy.

– Miesięcy?

– Sprawdzimy to jeszcze w siedzibie, ale patrząc na urządzenia przenośne, widzę dobrych trzydzieści prób przebicia się przez system. A zaczęło się to pod koniec grudnia. Każde pstryknięcie i pchnięcie miało miejsce między drugą a trzecią w nocy. Z czasem pstryknięcia stawały się dłuższe, pchnięcia mocniejsze. Widzisz, zaczęli od jednej warstwy, rozpracowali ją, zdjęli, wrócili, rozpracowali kolejną i tak dalej. – Callendar zrobiła imponującego różowego balona, który pękł. – Zakładam, że ofiary w tym czasie nie zmieniały kodu, więc ci faceci sukcesywnie się tu włamywali. Nie mogli się prześlizgnąć, nie mogli się przebić. Musieli zrobić rysę, a potem hakowali system warstwa po warstwie. To wymagało czasu i cierpliwości, kogoś o odpowiednich umiejętnościach, a także bardzo dobrego sprzętu.

– Zatem wybrali tych ludzi, to miejsce, pod koniec zeszłego roku – podsumowała Eve. – Nie mieli kodów, nie mieli umiejętności, by od razu włamać się do systemu. Ani nawet w kilku próbach.

– Dokładnościowo.

– A mieszkańcy domu nie zauważyli tych pstryknięć i pchnięć?

Callendar przeczesała krótkie, sterczące fioletowe włosy ręką.

– Gdyby zwracali na to uwagę, to by zauważyli. Ale większość ludzi tego nie zauważa, Dallas. Ustawiasz alarm i zapominasz o nim.

– Zbierz wszystko. Będziemy chcieli dokładniej przyjrzeć się tym urządzeniom, również tym należącym do matki i córki. Kto zajmuje się siedzibą Quantum?

– Feeney i McNab. To wielka firma. Kapitan musiał wkroczyć.

Eve pokiwała głową. Jeśli kapitan wydziału przestępstw elektronicznych zajął się sprawą, to znaczy, że geeki przeanalizują każdy bajt.

– Macie przejrzeć wszystko, Callendar. Każdą karteczkę. My będziemy w terenie.

– Jasne. Dallas, o człowieku można się wiele dowiedzieć, gdy zajrzysz do jego osobistych urządzeń. A ten facet kochał swoją pracę. Traktował ją poważnie. Ale jego rodzina i tak była dla niego numerem jeden.

Eve wyszła i zawołała techników. Chciała, żeby obejrzeli każdy centymetr tego domu. Zeszła jeszcze do piwnicy, by dać Cecily i Melody więcej czasu na spakowanie się.

Tu zastała kolejny pokój rodzinny, przestronny, urządzony w swobodnym stylu. Na ścianie wisiał ogromny ekran. Znajdowała się też strefa gier, mały aneks kuchenny, wielki domek dla lalek, na widok którego pomyślała o Belli, jakieś puzzle, zabawki, toaleta.

Pomieszczenie gospodarcze umieszczono za potężnymi drzwiami – wyważył je pierwszy funkcjonariusz, który zjawił się na miejscu zbrodni. Zobaczyła tu rury, stary metalowy zlew i bebechy domu. To tu uwięziono Cecily. Krew pokrywała rury, bo kobieta próbowała się uwolnić. Nie było za to żadnego okna, więc ani promyk nie wpadał do środka. Ciężkie cegły pochłaniały każdy dźwięk.

Eve wyobraziła sobie, jak to jest być uwięzionym w takim ciemnym miejscu – człowiekowi jest zimno, boi się, nie wie, co się stało albo co może się dziać z mężem lub córką.

Rozejrzała się po pomieszczeniu, znalazła ślady startego kurzu w miejscu, gdzie porywacze umieścili kamerę. Jedna została nakierowana tak, by pokazywać Paulowi Roganowi jego posiniaczoną, pobitą i bezradną żonę.

Obróciła się, gdy Peabody stanęła w przejściu.

– Funkcjonariusze zabrali żonę i dziecko do rodziców kobiety. Są załamane, Dallas. Zdrowie psychiczne Greenspan wisi na włosku, i to tylko ze względu na dziecko. – Peabody, tak jak Eve, rozejrzała się po pokoju. – Jezu – wymamrotała. – Nie mam pojęcia, jakim cudem ta kobieta jeszcze się trzyma.

– Obrali sobie tych ludzi za cel – oznajmiła Eve. – To oznacza, że musieli wiedzieć wystarczająco, by wierzyć, by nawet mieć pewność, że Paul Rogan naciśnie ten przycisk, by uratować swoją rodzinę. Szpiegowali ich, a według Callendar przez dwa miesiące pracowali nad tym, by przebić się przez zabezpieczenia.

Pokręciła głową, wycofała się i okrążyła pomieszczenie.

– Gdyby celem był Derrick Pearson, to poświęciliby czas jemu. I to wszystko po to, by wysadzić spotkanie i kilkoro ludzi, którzy byli na nim obecni. Czy to dlatego, że nie chcieli dopuścić do fuzji?

Znowu pokręciła głową i ruszyła schodami na górę.

– Na pewno są lepsze sposoby na to, by nie dopuścić do fuzji. Łatwiejsze. Dowiedziałaś się czegoś więcej od młodej?

– Myśli, że w jej pokoju mogli zamontować kamerę. I powiedziała, że ten, który zostawał z nią częściej, parę razy kazał jej się rozpłakać do łącza. Zmusił ją, by powiedziała: „Proszę, tatusiu, pomóż mi”.

– Tak, do łącza. Żeby to nagrać. Kazali temu biedakowi włożyć słuchawkę do ucha, żeby słyszał w głowie płacz dziecka. Pewnie żonę też nagrali. I idę o zakład, że jego również nagrywali, żeby mogli patrzeć. Więc gdyby skontaktował się z policją, gdyby się zawahał, jego niesamowite dziewczyny krzyczałyby mu w głowie.

– Po rozmowie z Melody skłaniam się ku temu, że akcją kierował ten, który spędzał więcej czasu z jej ojcem, a nie ten, który pilnował dziewczynki.

Eve weszła na piętro, na którym znajdowała się sypialnia.

– Ale dlaczego zostawili je przy życiu? Dlaczego nie zabili żony i dziecka po tym, gdy Rogan zrobił to, czego od niego wymagali? Wtedy nie byłoby świadków. Nikt nie mógłby udzielić nam informacji.

Weszła do głównej sypialni. Na podłodze leżała zakrwawiona, pognieciona pościel i plastikowe opaski zaciskowe. Więcej krwi zauważyła na krześle, gdzie najpewniej siedział Rogan.

– Jak dobrze znali dom, zanim doszło do sobotnich wydarzeń? – zastanawiała się. – Czy jeden z nich, albo obaj, był tu wcześniej, jako gość albo złota rączka? Może jako kurier? Niekoniecznie – kontynuowała, krążąc po pokoju. – Spędzili z tą rodziną całe dwa dni. Mieli czas, by wybrać odpowiednie miejsca, by znaleźć główną sypialnię i pokój dziecka. Niczego nie zniszczyli – dodała. – Nie wzięli niczego cennego, nie wyczyścili ani nie zabrali sprzętu. Cecily wciąż miała na palcu pierścionek zaręczynowy i obrączkę. Pierścionek nie miał błyszczącego diamentu, ale zestaw wyglądał na wart przynajmniej kilka tysięcy, a mimo to go nie zabrali.

Weszła do garderoby – ogromnej, należącej do męża i żony – i znalazła to, czego się spodziewała: mały sejf w ścianie.

– Sejf zamknięty. Idę o zakład, że zawartość jest nietknięta.

Postukała dwoma palcami w wyświetlacz.

– Wow, robisz się niezła w te klocki.

Eve zerknęła na Peabody.

– Wcale nie. – Nie tak dobra, jak Roarke, pomyślała. – Dostałam kod od Cecily. Jest tu trochę gotówki, trochę niezłej biżuterii, kilka ekskluzywnych zegarków, paszporty i tak dalej. – Zamknęła sejf. – Nie zależało im na kilku tysiącach, które mogliby z łatwością zebrać to tu, to tam. Ani na obrazach czy elektronice. Byli skupieni, mieli jeden cel. Byli cierpliwi.

Weszła do głównej łazienki i po chwili z niej wyszła.

– Cierpliwi, skupieni, mieli cel – mówiąc, kierowała się do pokoju Melody, który okazał się dziewczyński, ale nie przesadnie. Schludny – poza wybitym oknem i zniszczonym Układem Słonecznym nic nie zostało nawet przewrócone.

– Czy zapomniał przywiązać jej nogi, czy chciał, żeby wstała? Zostawił związane ręce – zastanawiała się.

– To tylko dziecko. Według mnie pewnie nawet się nią nie martwił. Gdy już zdobyli to, co chcieli, ten, który nie kontrolował sytuacji, przestał przejmować się dzieckiem.

Eve pokiwała głową i obróciła się do Peabody.

– Zgadzam się, że ten, który zajmował się dziewczynką, nie był i nie jest przywódcą. Nie dopilnował wszystkiego. Poluzował jej więzy – może nawet ma słabość do dzieci. Bo to tylko dziecko, ale Melody nie jest głupia, jest silna i mądra, i wiedziała, jak zwrócić na siebie uwagę. Może nie przeszkadzało im to, że tak szybko je odnajdziemy. I tak prędzej czy później by nam się to udało. Ale mogło nam to zająć kolejną godzinę. A wygląda na to, że to nie miało znaczenia. – Podeszła do rozbitego okna. – Naprawdę nie miało znaczenia. Bo wiedzieli, że do tego czasu już ich tu nie będzie. Udadzą się do Fat City.

– Które nie jest przeludnionym obszarem miejskim – wtrąciła Peabody.

– Jakim cudem wysadzenie dyrektora marketingu, spotkania, fuzji i głowy Quantum ma prowadzić do Fat City?

– Brzmi jak pytanie do Roarke’a.

– Zgadza się. Przyjechali technicy – powiedziała Eve, widząc dwa podjeżdżające vany. – Niech zaczynają.

Śmierć i ryzyko

Подняться наверх