Читать книгу Śmierć i mrok - J.D Robb - Страница 5
1
ОглавлениеNa wielkim ekranie, przed oczami widowni składającej się ze stu siedmiu osób rozegrało się krwawe morderstwo w odcieniach klasycznej czerni i bieli. Wraz z ostrym piskiem skrzypiec, altówki i wiolonczeli ta liczba zmniejszyła się o jeden.
W przeciwieństwie do aktorki grającej Marion Crane Chanel Rylan nie krzyczała ani nie broniła się przed szokująco brutalną śmiercią. W dwudziestym siódmym rzędzie sali kinowej numer trzy kina Vid Galaxy na nowojorskim Times Square, w chwili gdy szpikulec do lodu wbił się w jej kark, wydała z siebie jedynie dźwięk przypominający pisk myszy.
Jej ciałem szarpnęło, zatrzepotała dłońmi w powietrzu i strąciła z kolan małe pudełko popcornu. Jej ostatni oddech był jak długie, głębokie westchnienie.
Umarła w mroku, gdy na ekranie ciemna krew ściekała do odpływu.
Nikt tego nie zauważył. Oczy wszystkich wpatrzone były w ekran i to na nim koncentrowała się uwaga. Ani jedna osoba nie widziała, jak morderca wyślizgnął się z rzędu foteli i zniknął, pozostawiwszy za sobą mroczny uczynek.
Lola Kawaski wróciła pośpiesznie na swoje miejsce i opadła na fotel przy przejściu.
– Cholera – zaklęła szeptem. – Nie wierzę, że przegapiłam tę wielką scenę. I oczywiście będę musiała odpuścić całą resztę. Jestem wściekła, że zgodziłam się dzisiaj dyżurować, ale mamy sytuację awaryjną, więc…
W ramach przeprosin poklepała Chanel po ramieniu, co sprawiło, że martwe ciało jej przyjaciółki przechyliło się wprost na nią. Rozbawienie Loli – wina aktora, który zanadto dramatyzował – zmieniło się w przerażenie.
A potem rozległ się krzyk.
Porucznik Eve Dallas stała nad ciałem ofiary. Ktoś podobno przeciągnął je do przejścia w bezcelowej próbie udzielenia pierwszej lub właściwie – co bardziej odpowiednie w tym przypadku – ostatniej pomocy. I teraz miejsce zbrodni było totalnie spierdolone.
Tak jak jej wieczór. Właśnie wróciła z pracy, choć raz o przyzwoitej porze. Wyrywając się ze szponów lutowego wiatru, weszła do ciepłego pustego domu – i to domu bez Summerseta, bo majordomus Roarke’a był na zimowych wakacjach.
Roarke’a jeszcze nie było i Eve doświadczyła tego dziwnego i rzadkiego wrażenia, że ma tę wielką, wypasioną rezydencję tylko dla siebie. I dla kota.
Zastanawiała się nad treningiem, mając na myśli zwyczajne bieganie od pokoju do pokoju. Jeśli zdołałaby zajrzeć do wszystkich, zaliczyłaby całkiem niezłą zaprawę.
Zdecydowała się jednak na inną opcję: poszła do dużego salonu pełnego dzieł sztuki, antyków i nasyconych kolorów. Uznała, że zasłużyła na to, by w kalendarzu na rok 2061 zaznaczyć ten dzień dużym czerwonym kółkiem. Rozpaliła ogień, nalała sobie lampkę wina i usiadła w jednym z tych przyjemnych dla tyłka foteli.
Kot usiadł u jej stóp i patrzył na nią podejrzliwie.
– No wiem, dziwne, prawda? Tak po prostu sobie siedzę. – Rozprostowała nogi, a potem skrzyżowała stopy. – Może nawet mogłabym się do tego przyzwyczaić – powiedziała, podnosząc kieliszek, by wziąć pierwszy łyk wina.
Odezwał się jej komunikator.
– Albo i nie.
Dwie minuty później chwyciła płaszcz, który zostawiła na słupku poręczy schodów. I wtedy do domu wszedł Roarke.
Wiatr, który wdarł się za nim, przeczesywał czarne jak noc włosy, otaczające niezwykłą twarz wojownika-poety. Kąciki jego idealnie wykrojonych ust uniosły się, a dzikie niebieskie oczy uśmiechnęły się do niej.
I wtedy zauważył, że Eve wkłada płaszcz, zamiast go zdejmować.
– Ooo… – powiedział.
– Przepraszam. Pięć pieprzonych minut w domu i już mam co robić. Trup w kinie na Times Square.
– Nie doczekał się happy endu. – W jego głosie pobrzmiewał irlandzki akcent. Gdy owijała szalik wokół szyi, pozostawił otwarte drzwi, przez które wdzierał się chłód. – A oto scena początkowa dla mojej policjantki.
Ujął jej twarz w dłonie, pocałował ją nieśpiesznie, mimo zimnego wiatru i faktu, że Eve wzywały obowiązki.
– Zobaczymy się później – powiedziała. – A może nawet wcześniej. W salonie jest lampka wina. Właśnie nalałam.
Dał jej kolejnego, krótszego całusa.
– Wypiję, myśląc o tobie.
Nie więcej niż dziesięć minut po tym, jak weszła do domu, musiała z niego wyjść.
– Nie zapomnij nakarmić kota – powiedziała na pożegnanie.
– O ile mi na to pozwoli.
Teraz wyobrażała sobie Galahada z pełnym brzuchem i Roarke’a rozkoszującego się jej winem, podczas gdy ona bada ciało kobiety zidentyfikowanej przez koleżankę, z którą była w kinie, jako Chanel Rylan.
Eve stała samotnie w sali kinowej, przyjąwszy już raport od funkcjonariusza, który był na miejscu zbrodni pierwszy. Zbadała krew na oparciu fotela – pierwszym od przejścia – i rozmazane krople, które pełni nadziei obywatele rozdeptali, przenosząc ciało.
Otworzyła swoją torbę. Zabezpieczyła dłonie i buty, a potem ukucnęła, by zabrać się do pracy.
Przycisnęła prawy kciuk zamordowanej do Identi-pada.
– Ofiara zidentyfikowana jako Chanel Rylan, kobieta rasy mieszanej, wiek: trzydzieści dwa lata. Niezamężna, bezdzietna, obecnie bez partnera.
Wyjęła wskaźnik mierzący czas zgonu.
– Czas zgonu: osiemnasta trzydzieści jeden. Brak widocznych śladów walki. Do potwierdzenia u lekarza medycyny sądowej.
Przygotowując się do obrócenia ciała, Eve podniosła wzrok na dźwięk znajomych kroków i zobaczyła swoją partnerkę idącą pochyłym przejściem. Różowe, puchato wykończone buty, różowy magiczny płaszcz i szalik wyglądający jak długi wąż w różnych odcieniach niebieskiego, dopasowana do stroju czapka z daszkiem, nonszalancko zatknięta na ciemnych włosach.
– To by było na tyle, jeśli chodzi o wolny wieczór. – Peabody przyjrzała się ciału ofiary. – Inna sprawa, że ta tutaj od teraz ma same wolne wieczory.
– Przygotuj się. Chcę ją obrócić. Pierwszy na miejscu zdarzenia zgłaszał, że ma ranę na szyi.
Peabody zdjęła wierzchnie okrycie i zabezpieczyła dłonie oraz buty.
– Właśnie zdążyłam zamówić miseczkę minestrone. McNab zaproponował, że przyjdzie ze mną, ale kazałam mu zjeść i wziąć moją porcję na wynos. Pomyślałam, że jeśli będziesz potrzebowała kogoś z wydziału przestępstw elektronicznych, to po prostu go wezwiemy.
Eve uważała chudego, krzykliwie modnego najlepszego kumpla Peabody za świetnego eksperta, więc gdyby go potrzebowała, już by się z nim skontaktowała.
Razem obróciły ciało. Eve odgarnęła brudne od krwi blond włosy ofiary.
– Pojedyncze ukłucie u nasady czaszki. Nie użyto płaskiego ostrza. Sztylet, a może szpikulec do lodu. Podaj mi mikrookulary.
Eve założyła je. Jej oczy w kolorze whiskey wydawały się za soczewkami ogromne. Pochyliła się.
– Gładkie, małe i głębokie na jakieś siedem i pół centymetra. Żadnych śladów wahania.
Zakołysała się na obcasach, nadal kucając na długich nogach, i przyjrzała się fotelowi.
– Morderca musiał siedzieć dokładnie za nią. Rana nie została raczej zadana pod kątem. W kinie jest ciemno, ludzie wpatrują się w ekran. Wystarczy, że morderca lekko się pochyli i wbije narzędzie. Wbije i wyciągnie. Wystarczy kilka sekund. Jeśli ostrze sięgnęło pnia mózgu, nie zdążyła nawet jęknąć.
Wstała – wysoka i szczupła – i zahaczyła kciuki o kieszenie z przodu spodni. Potem pochyliła się i wyjęła z torby latarkę w kształcie długopisu, by obejrzeć przejście i fotel stojący dokładnie za tym, w którym siedziała ofiara.
– Możesz dzwonić po techników. Szansa, że morderca zostawił na siedzeniu jakiś ślad – albo że będziemy w stanie wydzielić coś spośród tego, co pozostawiły setki tyłków, które siedziały tu przed nim – jest mała, ale może będziemy mieć szczęście.
Rozejrzała się, przeczesując palcami krótko ścięte brązowe włosy.
– Nie ma tu żadnych kamer. Poprosiłam kogoś o nagrania z holu, korytarza i z każdego pomieszczenia, gdzie one są. Tak duże miejsce…
– Dziesięć sal kinowych, dwa piętra, na górze dwa ogromne ekrany – podsunęła Peabody. – Ta sala jest jedną z mniejszych, zazwyczaj puszczają tu stare filmy. Mieści może z trzysta osób.
– Dwieście siedemdziesiąt pięć. – Eve już to sprawdziła. – W sali obok gliniarze przetrzymują mniej więcej setkę ludzi. Przyjaciółka ofiary i trzej potencjalni świadkowie są w jeszcze innej. Sprowadź transport do ciała, Peabody. I niech ktoś od nas popilnuje jej, póki nie zostanie zapakowana do torby i opisana.
– Była naprawdę ładna.
– Tak, to na pewno ją teraz pocieszy.
Eve sięgnęła po płaszcz i założyła go, nie przestając przyglądać się, myśleć i analizować.
– Zabójstwo z zimną krwią. Spokojnie i precyzyjnie. I tchórzliwie. Cios w plecy w ciemności. Nie musiał widzieć jej twarzy ani tego, jak umiera, więc to nie było morderstwo w afekcie.
Po raz ostatni zerknęła na ciało – obiektywnie, ale nie zimno. Chanel Rylan należała teraz do niej i Eve nie było to obojętne.
– Zacznijcie od dużej grupy – powiedziała do Peabody, gdy wyszły. – Zatrzymajcie każdego, kto siedział w tym samym sektorze, co ofiara, lub po drugiej stronie przejścia. I każdego, kto dotknął ciała.
– Morderca może być wśród nich. Może nadal tam być.
– Może – zgodziła się Eve. – Ale to by oznaczało, że ma jaja. A zadany w ciemności cios w plecy świadczy o czymś przeciwnym. Z drugiej strony morderstwo w miejscu publicznym, nawet jeśli popełnione po ciemku, wymaga odwagi. Musimy odnaleźć narzędzie zbrodni. Trzeba przeszukać wszystkie kosze i maszyny do recyklingu, wszędzie. Jeśli morderca został, musiał pozbyć się broni.
Eve zatrzymała się na chwilę w szerokim, słabo oświetlonym korytarzu, który prowadził do kilku sal.
– Gdybym to ja ją dźgnęła, wepchnęłabym broń z powrotem do kieszeni i szybko się wymknęła.
Położyła ręce na biodrach i rozejrzała się.
– Kto miałby to zauważyć? Ktoś musi skoczyć na siku, ktoś chce więcej popcornu. Morderca nie musiałby nawet opuszczać budynku. Mógłby po prostu wejść do innej sali i zająć miejsce gdzieś z tyłu.
– Musimy sprawdzić, o której godzinie wypuszczano widzów z seansów, które skończyły się, zanim odkryto ciało. Jeśli znajdziemy choć jeden taki, morderca mógł stąd wyjść razem z resztą widzów.
Eve przywołała skinieniem policjanta.
– Niech nikt nie dotyka ani nie używa żadnego kubła na śmieci. Ani maszyn do recyklingu. Chcę, żeby ekipa techników wszystko dokładnie sprawdziła. Dotyczy to także łazienek. Gdzie są teraz ludzie z sali, w której popełniono morderstwo?
– W jedynce, pani porucznik. A co do wcześniejszych seansów: owszem, jeden był. Pies i jego dzień. Puszczany dość wcześnie film dla dzieci. Zaczął się o osiemnastej trzydzieści pięć, a to oznacza, że pierwszy policjant zabezpieczający miejsce zdarzenia zjawił się już po nim.
– Pasuje – mruknęła Eve. – Peabody, zacznij od sali numer jeden. Gdzie jest przyjaciółka ofiary?
– Zatrzymaliśmy ją i troje innych świadków osobno, w sali numer pięć. Ta trójka rzuciła się, by pomóc zabezpieczyć ciało i miejsce zdarzenia. Każde z nich siedziało blisko ofiary.
– W porządku. Peabody, wezwij McNaba. I tak będziemy potrzebowali więcej rąk do pracy, a on prawdopodobnie dotrze tu i sprawdzi materiały z nagrań, zanim skończymy ze świadkami.
– Robi się. Dallas, niektórzy świadkowie prawdopodobnie będą chcieli skorzystać z toalety, zanim skończymy.
– Cholera, masz rację. Funkcjonariuszu, proszę zebrać zespół do sprawdzenia toalety typu unisex na drugim piętrze. Są niewielkie szanse, że morderca poszedł tam, by pozbyć się narzędzia zbrodni, o ile w ogóle się go pozbył. Ale najpierw tam ogarnijcie – w rękawiczkach i wszystko spisując. Każdy, kto musi iść za potrzebą, niech idzie z policjantem. Jedna osoba na raz. I miejsce ma być potem znów sprawdzone, zanim pójdzie następna. Zrozumiano?
– Tak, pani porucznik.
– Czy pracownicy mają własną toaletę, kantorek, pokój do odpoczynku?
– Eee…
– Dowiedz się i zamknij to miejsce. Zaczynamy, Peabody.
Eve ruszyła długim, wijącym się korytarzem w kierunku dwuskrzydłowych drzwi sali numer pięć.
Zobaczyła kobietę siedzącą z policjantką w rzędzie z tyłu, w odległej prawej części sali. Na końcu rzędu, po lewej stronie pomieszczenia, była para – kobieta i mężczyzna – oraz samotny facet. Towarzyszyła im para policjantów.
Nikt nie wyglądał na szczególnie szczęśliwego.
Eve podeszła najpierw do samotnej kobiety, skinęła głową policjantce i przedstawiła się.
– Porucznik Dallas.
– Chanel… Nie rozumiem.
Eve usiadła. Fotele były szersze i głębsze niż te na miejscu zbrodni.
– Bardzo mi przykro, pani…
– Kawaski. Lola Kawaski.
– Bardzo mi przykro, pani Kawaski. Pani i pani Rylan byłyście przyjaciółkami.
– Najlepszymi przyjaciółkami, współlokatorkami. Potrzebowałam współlokatorki, gdy rozstałam się z moim chłopakiem, jakieś – Boże – dziesięć lat temu. Chanel właśnie się tu przeprowadziła i była jedną z kandydatek. Od razu się polubiłyśmy. To była przyjaźń na dobre i na złe. A teraz…
Lola przycisnęła palce do zaczerwienionych od płaczu oczu.
– Moje kondolencje. Wiem, że jest pani ciężko, ale mam kilka pytań i muszę je zadać. Być może jest pani w stanie pomóc nam dowiedzieć się, kto to zrobił. I z jakiego powodu.
– Ale nie ma żadnego powodu – zaszlochała Lola, kryjąc twarz w dłoniach. – Żadnego.
Zawsze jest jakiś powód, pomyślała Eve.
– Czy Chanel z kimś się spotykała? A może miała za sobą kiepskie rozstanie?
Lola pokręciła głową i zaczęła owijać długi brązowy koński ogon wokół palców.
– Nie spotykała się teraz z nikim na poważnie, w zeszłym roku też nie. Była w poważniejszym związku cztery czy pięć lat temu, ale zerwali ze sobą. Ale nie w złości czy coś. Po prostu to zakończyli. On dostał rolę w serialu. Nagrywali go w Kanadzie, w zachodniej Kanadzie. Więc się rozstali. Chanel cieszyła się jego szczęściem, rozumie pani, ale ona była z Nowego Jorku. Z Broadwayu. Grywała też sporo w podmianach.
– W podmianach?
– To coś takiego, jak bycie dublerem w sztuce. Trzeba się nauczyć masy tekstu, bo można grać więcej niż jedną postać. Pracowała też w Broadway Babies. To knajpa w dzielnicy teatralnej, gdzie obsługa śpiewa i robi show w trakcie obsługiwania gości. Naprawdę ciężko pracowała.
– Czy wygryzła kogoś z roli, przez co ta osoba mogła czuć do niej urazę?
– Zdarza się. Ludzie z branży wiedzą, że to się zdarza. Wielu z nich znam dzięki Chanel. Fakt, wściekają się, wpadają w depresję. Ale nie zabijają się nawzajem. Chanel miała mnóstwo przyjaciół. Umawiała się z ludźmi, ale to nie było nic poważnego. Była biseksualna. Ale my nie… Jestem hetero i byłyśmy jak siostry. Po zerwaniu z Damienem wchodziła tylko w luźne relacje. Cieszyła się z jego szczęścia. On nadal tam jest – w Kanadzie i w Nowym L.A., bo teraz gra w innym serialu. Ale po tym zerwaniu trochę pękło jej serce.
– Więc umawiała się z wieloma osobami i walczyła o wiele ról.
– Tak, to było, wie pani, jej życie. Nie twierdzę, że wszyscy ją kochali, ale na pewno wielu, a sporo osób ją lubiło lub szanowało. Nie wiem, kto mógłby jej to zrobić. Kto tak po prostu… To się wydaje niemożliwe.
– Proszę opowiedzieć, co się dzisiaj wydarzyło. Pani i Chanel chciałyście obejrzeć ten film. Dlaczego akurat ten, w tym kinie, o tej godzinie?
– To proste. Psychoza to klasyka, a obie jesteśmy fankami kina klasycznego. Staramy się tu przychodzić dość często. Jeśli Chanel gra, umawiamy się pomiędzy próbami, warsztatami i występami. Dzisiaj brała udział w przesłuchaniu, w drugim etapie, więc przyszłyśmy na osiemnastą, bo miała wolny wieczór. Chciałyśmy potem iść na kolację, a po niej do klubu na wieczór open mic. Ona uwielbia takie przedstawienia. Dzięki temu ma okazję poćwiczyć przed wielkimi przesłuchaniami. To był po prostu babski wieczór na mieście.
– Więc często tu przychodziłyście.
– Przynajmniej kilka razy w miesiącu. W poniedziałki – jeśli nie miała zmiany w knajpie – bo teatry są wtedy zamknięte. W środy, jeśli nie była w trakcie występów. Czasami wpadałyśmy na popołudniowy seans, gdy miałam wolny dzień, a ona nie miała prób.
– A więc wizyty tutaj były dla was rutyną. I przychodziłyście tu tylko we dwie?
– Zazwyczaj. Kilka razy byłyśmy tu na podwójnych randkach, ale większość ludzi nie lubi klasyki tak jak my. To było, wie pani, coś, co nas łączyło.
– Proszę mi opowiedzieć o tym wieczorze, od początku do końca.
– W porządku. – Lola wzięła głęboki oddech i potarła twarz dłońmi. – Chanel była zachwycona, bo wydawało jej się, że poszło jej świetnie na pierwszym etapie przesłuchań. Spotkałyśmy się, gdy skończyłam pracę.
– Gdzie?
– W Toodles, na Siódmej. Pracuję raptem kilka przecznic dalej. Trafiłyśmy na happy hour, podzieliłyśmy się połową karafki wina i zjadłyśmy talerz minipierogów. Gadałyśmy o głupotach, jak zawsze. O jej przesłuchaniu i… Och, o Carmine, słodkim pudlu, którego dziś sterylizowałam. Jestem weterynarzem. Potem poszłyśmy do kina, rozmawiając o tym, jak po raz pierwszy widziałyśmy Psychozę, o tym, że przeraziło mnie to tak bardzo, że przez kilka miesięcy nie brałam prysznica, i o tym, że ona oglądała to w kółko, analizując rolę Janet Leigh.
– Czy zauważyła pani kogoś, kto przysłuchiwałby się waszej rozmowie? Zwracał na was zbyt dużą uwagę?
– Nie.
– Dobrze, proszę mówić dalej.
– No więc przyszłyśmy tu wystarczająco wcześnie, by wziąć popcorn i napoje, a potem zająć dobre miejsca. Sala podczas seansów kina klasycznego nigdy nie jest pełna, zwłaszcza w tygodniu, ale ja naprawdę lubię siedzieć przy przejściu. A dzisiaj zależało mi na tym szczególnie, ponieważ miałam być cały czas dostępna. Nienawidzę, jak ludzie przeciskają się przez cały rząd w trakcie filmu. Usiadłyśmy i pogadałyśmy chwilę, a potem zaczął się film.
– Czy któraś z was z kimś rozmawiała? Przy wejściu, w kinie? Czy zauważyła pani kogoś, kto sprawił, że poczuła się pani niekomfortowo?
– Nie, rozmawiałyśmy tylko ze sobą. To znaczy facet przy bufecie zapytał, czy chcemy skorzystać z oferty specjalnej, ale nie chciałyśmy.
– Dobrze. W pierwszych zeznaniach powiedziała pani, że wróciła pani na miejsce i znalazła Chanel. Dlaczego opuściła pani salę?
– Miałam być dostępna, a moje łącze zawibrowało. To było chwilę po tym, jak Marion zjadła kolację i ucięła sobie pogawędkę z Normanem Batesem. Musiałam wyjść na korytarz, żeby odebrać. Pracuję w Pet Care, prowadzimy całodobową klinikę, pogotowie. Cały czas jest tam asystentka i kilku techników weterynaryjnych, ale jeden z lekarzy zawsze musi być gotowy do przyjazdu w razie nagłego przypadku. Gloria, asystentka na stażu, powiedziała, że taki nagły przypadek właśnie się zdarzył.
– O co chodziło?
– O psa potrąconego przez samochód. Właściciel miał go przynieść. Musiałam jechać, bo gdyby pies musiał być operowany lub uśpiony, potrzebny jest weterynarz. Gloria coś tam mi opowiedziała, ale nie miała zbyt wielu informacji, bo właściciel był spanikowany i biegł z psem na rękach. Udzieliłam jej paru instrukcji, bo prawdopodobnie dotarłby na miejsce przede mną, i wróciłam, by powiedzieć… By powiedzieć o tym Chanel. Usiadłam na chwilę i powiedziałam, że nie wierzę, że przegapiłam wielką scenę. No wie pani, tę pod prysznicem. Przeprosiłam ją, że będę musiała jechać do pracy. I… – Lola zakryła twarz, zadrżała. – Położyłam dłoń na jej ramieniu, tak mi się wydaje. Chyba tak. A ona po prostu na mnie opadła. Chyba zaczęłam się śmiać, bo ona zawsze lubiła dramatyzować. A potem… Wszędzie była krew. Czułam tę wilgoć, czułam jej zapach, a Chanel się nie poruszała. Jestem nieco… Och, nie jestem pewna, co było potem.
Jej dłonie drżały, gdy je opuszczała. Zmrużyła oczy, próbując skupić wzrok na Eve.
– Chyba zaczęłam krzyczeć. Możliwe, że próbowałam ją podnieść. Wołałam o pomoc. Niektórzy chyba kazali mi się zamknąć i siadać. Ale kilka osób podeszło i chyba ktoś pobiegł po biletera czy ochronę, nie wiem. Zapalono światła i zatrzymano film, a Chanel tam leżała.
– Lola, czy widziałaś, by ktoś wychodził, gdy byłaś w holu z łączem? Minęłaś kogoś, wychodząc lub wchodząc na salę?
– Nie wydaje mi się. Byłam trochę wkurzona, że muszę jechać, no ale biedny pies cierpiał, więc skupiłam się na przegadaniu tego z Glorią.
– Jak długo nie było cię na sali?
– Nie jestem pewna. Cztery minuty, może pięć. Nie wydaje mi się, by zajęło to więcej czasu. Cóż. – Zamknęła oczy. – Chwila. Zobaczyłam, że to sygnał dziewięćset jedenaście, którego używamy do nagłych wezwań. Wstałam, wyszłam. Poszłam aż do holu, bo nawet przy dźwiękoszczelnych salach można słyszeć film, słabo, ale to wystarczy, by człowieka rozproszyć. Nadal miałam swój napój, więc przeszłam do tej części, gdzie można usiąść i zjeść. Chyba było tam kilka osób, które czekały na kolejny pokaz. Wybrałam Glorię, porozmawiałam z nią – trwało to kilka minut, może trzy, bo nadal jest trochę zielona i chciałam mieć pewność, że wie, co robić. A potem ruszyłam z powrotem. Więc mniej więcej tyle to trwało.
– Czy widziałaś, kto siedział w rzędzie za wami?
– Nie zwróciłam uwagi. Zazwyczaj zauważa się ludzi przed sobą, gdy zasłaniają ekran. A tych z tyłu i obok tylko wtedy, gdy gadają albo hałasują, rozumie pani. Ale w trakcie filmu było spokojnie i cicho. Ludzie, którzy chodzą na stare filmy, są zazwyczaj bardzo kulturalni.
– Co z psem?
– Z psem? Och, Boże, pies. Musiałam oddzwonić do Glorii. Policjant nie pozwolił mi powiedzieć, dlaczego nie mogę przyjechać, mogłam przekazać tylko tyle, że coś mi wypadło i żeby zadzwoniła do Cartera lub Lori.
– Mniej więcej po jakim czasie od wykonania pierwszego połączenia zadzwoniłaś do nich, by wezwali innego weterynarza?
– Nie jestem pewna. Myślę, że minęło piętnaście, dwadzieścia minut. Może nawet więcej. Po prostu zapomniałam o tym biednym psie.
– To w pełni zrozumiałe. Ale dziwne, że klinika nie zadzwoniła jeszcze raz, gdy właściciel już go przyniósł.
– Gloria powiedziała, że tam nie dotarł.
Eve tylko pokiwała głową.
– Musiał biec kawał drogi. Czy jest ktoś, do kogo powinniśmy zadzwonić w twoim imieniu, Lola? Ktoś, kogo chciałabyś mieć teraz przy sobie?
– Nie wydaje mi się, bym mogła teraz wrócić do mieszkania. Po prostu chyba tego nie zniosę, dopóki… Spotykam się z takim jednym facetem. Może pomieszkam u niego przez jakiś czas. Może.
– Czy chcesz, żeby po ciebie przyjechał?
Oczy Loli znów zaszły łzami. Pokiwała głową.
– Podaj mi jego dane. Zajmiemy się tym. Poproszę policjanta, by wyszedł z tobą do holu i tam z tobą posiedział.
– Czy później się ze mną skontaktujecie? Gdy… Da mi pani znać?
– Tak. A jeśli przypomnisz sobie coś jeszcze, ty dasz znać mnie. – Eve sięgnęła do kieszeni, niemal zaskoczona, że ma wizytówki. Podała jedną Loli.
Przywołała policjantkę i przekazała jej namiary na chłopaka, a potem skupiła uwagę na trzech osobach po drugiej stronie sali.
Losowo wybrała samotnego mężczyznę i usiadła obok niego.
– Jestem porucznik Dallas.
– Eee… Mark Snyder.
– Przyszedł pan na seans sam, panie Snyder?
– Tak. Chciałem to obejrzeć bez żadnych zakłóceń. Jestem studentem reżyserii. Ja, no… – Klasnął, patrząc na czarny ekran. – Piszę pracę magisterską na Uniwersytecie Nowojorskim. O matko, to się dzieje naprawdę.
Eve zamierzała sprawdzić go później, ale już teraz oceniła, że ten czarnoskóry chłopak z nieprawdopodobnie rudymi dredami i kolczykiem w lewej brwi ma niewiele ponad dwadzieścia lat.
– Dlaczego akurat ten film?
– Piszę pracę o Hitchcocku i ten film jest jej ważnym elementem. Ale, ale… Przepraszam. – Przycisnął dłoń do brzucha i oddychał głęboko przez kilka sekund. – Uwielbiam Psychozę. Chcę być reżyserem. Stare filmy to dla mnie niesamowite źródło inspiracji. Często tu przychodzę. Na klasyki przynajmniej dwa lub trzy razy w miesiącu i na inne filmy pewnie też ze dwa razy na miesiąc. To zupełnie inne doświadczenie – obejrzeć film w kinie, a nie w domu na telewizorze czy łączu.
– Gdzie pan siedział?
– W tym samym rzędzie, co… W tym samym rzędzie. Na środkowym miejscu. Tylko my tam byliśmy. Lubię siedzieć sam, o ile się da, ale w pewnym sensie je znałem – te kobiety. To znaczy widywałem je tu od czasu do czasu i wiedziałem, że będą cicho. Nie gadały w trakcie filmów, nie przeszkadzały, więc usiadłem niedaleko nich.
– Proszę mi opowiedzieć, co się stało.
– To było… To było zaraz po tym, jak Bates czyści łazienkę, zaraz po scenie pod prysznicem. Zamierza zawinąć ciało Marion w zasłonę prysznicową, wsadzić ją, jej bagaż i pieniądze, które ukradła i zapakowała w gazetę, do jej samochodu i zepchnąć wszystko do bagna. Perkins jest genialny, jest doskonały. Wierzysz mu. Wierzysz, że jest przerażony, spanikowany, że chroni swoją szaloną matkę. Właśnie analizowałem jego grę, jego mimikę, język ciała, gdy ona zaczęła krzyczeć. – Przerwał na chwilę, by przełknąć ślinę. – To znaczy ta kobieta w przejściu. Otrząsnąłem się, przestałem się skupiać na historii. Przez chwilę byłem wkurzony, ale potem zdałem sobie sprawę, że to jedna z tych dziewczyn, które niby znałem. Wiedziałem, że coś jest bardzo nie w porządku, bo one są kulturalne. I ten sposób, w jaki ona krzyczała… Przepraszam, nie znam jej imienia. Ta z ciemniejszymi włosami. Wstałem. Zauważyłem, że coś jest nie tak z tą drugą kobietą. Tą blondynką. Myślałem, że się pochorowała czy coś. Ruszyłem w ich stronę, tak jak tamta para.
Gestem wskazał mężczyznę i kobietę siedzących w innej części sali.
– Siedzieli razem po drugiej stronie. Dotarliśmy tam i… Wszędzie była krew, słyszałem krzyk. Ci ludzie kazali mi wezwać pomoc, zapalić światła, podczas gdy oni położyli tę zakrwawioną dziewczynę w przejściu. Wybiegłem i część mnie, ta, która jest w mojej głowie, biegła dalej. Jakbym widział tam film. Zaczepiłem jednak jakiegoś człowieka w holu i powiedziałem mu, że komuś na sali numer trzy stała się poważna krzywda. Że potrzebujemy karetki. Że mają włączyć światła. Że ona naprawdę krwawi. Nie wiem, dlaczego wróciłem, bo w głowie biegłem dalej. Kobieta z tej pary – nie ta od tej… Nie ta, od tej… zamordowanej, ale ta z pary, która próbowała pomóc. Ona… Boże, nie mogę znaleźć słów. Jest asystentką lekarza. Tak powiedziała. I miała krew na rękach. Kazała ludziom trzymać się z daleka. Usiadłem, po prostu usiadłem, bo nie byłem w stanie utrzymać się na nogach. A potem przyjechała policja.
– Czy zauważył pan kogoś, kto siedział w rzędzie za wami?
– Za mną nie, tylko za nimi. Na końcu rzędu. Naprawdę nie chciałem nikogo na swoim terytorium, jeśli wie pani, co mam na myśli. Wokół mnie. Przede mną, obok, za mną. I wokół było mnóstwo wolnych miejsc. Zauważyłem, jak ktoś się wślizgnął do rzędu z tyłu dokładnie w momencie, gdy światła zgasły. I zmieniłbym miejsce, gdyby wszedł głębiej. Jednak on usiadł za nimi.
– Więc to był mężczyzna?
– Eee… Nie wiem. Nie przyglądałem się za bardzo. Światła zgasły i zaczęły się pojawiać pierwsze napisy. Nienawidzę ludzi, którzy przychodzą spóźnieni, więc gdy wyczułem ruch, pomyślałem, że będę się musiał przesunąć, jeśli on usiądzie na środku, ale tego nie zrobił. Lub nie zrobiła. Szczerze mówiąc, było ciemno i nie liczyło się dla mnie, czy to był mężczyzna, czy kobieta. To było po prostu coś, co zauważyłem kątem oka.
– Czy on lub ona byli tutaj, gdy usłyszał pan krzyki i zareagował na nie?
– Nie wiem.
– Wstał pan i ruszył wzdłuż rzędu. Czy za kobietami ktoś był?
– Proszę mi dać chwilę, dobrze? – Zamknął oczy. – Spróbuję to sobie zwizualizować. Nie chcę, ale to zrobię. Oglądam Anthony’ego Perkinsa zmieniającego się w Normana Batesa, bo dokładnie to robił. Staje się nim i widownia mu wierzy. I ona krzyczy. Po mojej prawej. Ta naprawdę ładna blondynka z przymkniętymi oczami osuwa się na brunetkę. Brunetka krzyczy, próbuje podnieść koleżankę. Wiem, że stało się coś złego. Bardzo złego, więc się podnoszę. Niektórzy krzyczą do niej, by się zamknęła, ale ja wiem, że coś jest nie tak, więc ruszam i widzę, że mężczyzna i kobieta kierują się tu z drugiej strony sali. I… Nie. – Otworzył oczy. – Nikt za nimi nie siedział, gdy się podniosłem. Cały rząd za nimi był pusty.
– Dobrze, Mark, to było bardzo pomocne. – Eve poszperała w kieszeni, by dać mu wizytówkę. – Jeśli przypomnisz sobie coś jeszcze, jakiś większy szczegół dotyczący osoby siedzącej za nimi, zadzwoń do mnie. Potrzebujesz podwózki do domu?
– Chyba się przejdę. Myślę, że tego potrzebuję. – Wstał, Eve również. – Sądzi pani, że zabiła ją osoba, która siedziała za nimi?
– Tego chcę się dowiedzieć.
– Żałuję, że nie spojrzałem. Żałuję, że nie obróciłem głowy o kilka centymetrów w prawo i nie spojrzałem. Mam bardzo dobry wzrok. Gdybym spojrzał, mógłbym wam powiedzieć, jak ta osoba wyglądała. Ale nie spojrzałem. Po prostu pomyślałem: „Super, nie zamierza wchodzić na moje terytorium i właśnie zaczyna się film”. A potem skupiłem się na Psychozie, do czasu aż rozległy się krzyki. Czterdzieści pięć sekund.
– Co z tymi sekundami?
– Przepraszam, chodzi o scenę pod prysznicem. Trwa ona zachwycające i przerażające czterdzieści pięć sekund. Zastanawiam się po prostu, czy ostatnią, którą ona widziała przed… Czy ostatnią, którą widziała, była scena morderstwa.
Czterdzieści pięć sekund, pomyślała Eve, gdy odchodził.
Więcej niż trzeba, by zabić.