Читать книгу P.S. Wciąż cię kocham. Chłopcy. Tom 2 - Jenny Han - Страница 6

1

Оглавление

Kitty marudziła przez cały ranek, a zarówno Margot, jak i tatę podejrzewam o noworocznego kaca. A ja? Mam różowe okulary i list, który wypala dziurę w kieszeni mojej kurtki.

Jeszcze kiedy wkładamy buty, Kitty usiłuje się wykręcić od włożenia hanboka do cioci Carrie i wujka Victora.

– Popatrz na rękawy! Sięgają mi ledwie poniżej łokcia!

– Takie mają być – mówi tata bez przekonania.

Kitty wskazuje na mnie i Margot.

– To czemu ich są odpowiedniej długości? – chce wiedzieć.

Babcia kupiła nam hanboki, kiedy ostatnim razem była w Korei. Hanbok Margot ma żółte bolerko i soczyście zieloną spódnicę. Mój jest intensywnie różowy z bolerkiem w kolorze kości słoniowej i długą jaskraworóżową wstążką w haftowane kwiaty. Spódnica jest obszerna, szeroka jak dzwonek i sięga samej podłogi. W odróżnieniu od stroju Kitty, który kończy się na wysokości kostek.

– Nie nasza wina, że rośniesz jak na drożdżach – mówię, poprawiając kokardę.

Kokardę najtrudniej właściwie przypiąć. Musiałam wiele razy obejrzeć filmik na YouTubie, żeby zrozumieć, jak to zrobić, a mimo to wygląda koślawo i smętnie.

– Spódnica też jest za krótka – burczy, unosząc ją do góry.

Prawda jest taka, że Kitty nienawidzi nosić hanboka, bo trzeba się w nim delikatnie poruszać i przytrzymywać jedną ręką poły spódnicy – w przeciwnym razie się rozejdą.

– Wszyscy kuzyni będą tak ubrani i babcia będzie zadowolona – mówi tata, pocierając skronie. – Koniec tematu.

W samochodzie Kitty powtarza w kółko: „Nie cierpię Nowego Roku”, co wprawia wszystkich oprócz mnie w nie najlepszy nastrój. Margot już i tak była na wpół struta, bo musiała wstać bladym świtem, żeby dotrzeć z górskiej chatki przyjaciół na czas do domu. Pozostaje też kwestia prawdopodobnego kaca. Mojego nastroju nic nie jest jednak w stanie popsuć, bo właściwie nawet nie ma mnie w tym aucie. Jestem zupełnie gdzie indziej, rozmyślam o liście do Petera i zastanawiam się, czy widać, że płynie z głębi serca, i kiedy mu go wręczę, i co Peter powie, i co to będzie oznaczało. Czy powinnam wrzucić mu go do skrzynki? Zostawić w szkolnej szafce? Kiedy go znów zobaczę, czy się do mnie uśmiechnie, zażartuje dla rozładowania atmosfery? Czy będzie udawał, że go nie przeczytał, żeby obojgu nam oszczędzić przykrości? To byłoby chyba najgorsze. Muszę sobie przypominać, że Peter jest mimo wszystko życzliwy i otwarty i niezależnie od sytuacji nie będzie okrutny. Przynajmniej tego mogę być pewna.

– Nad czym się tak głęboko zastanawiasz? – pyta mnie Kitty.

Ledwo ją słyszę.

– Halo?

Zamykam oczy i udaję, że śpię, ale w wyobraźni widzę wyłącznie twarz Petera. Nie wiem, czego dokładnie od niego chcę, na co jestem gotowa – czy damsko-męskiej poważnej miłości dużego kalibru, czy tylko tego, co było między nami wcześniej, zabawy i całowania się, czy czegoś w połowie drogi – ale wiem, że nie mogę wymazać z myśli jego twarzy Przystojnego Chłopca. Jego uśmieszku, który pojawia się, kiedy wymawia moje imię. Tego, że kiedy jest blisko, zapominam czasem o oddychaniu.

U cioci Carrie i wujka Victora oczywiście żadna z naszych kuzynek nie ma na sobie hanboka, a Kitty robi się fioletowa z wysiłku, by nie nawrzeszczeć na tatę. Margot i ja też krzywo na niego patrzymy. Niezbyt wygodnie jest siedzieć cały dzień w hanboku. Ale babcia posyła mi pełen aprobaty uśmiech, co wszystko wynagradza.

Kiedy w przedpokoju zdejmujemy buty i kurtki, szepczę do Kitty:

– Może dorośli dadzą nam więcej kasy za to, że się przebrałyśmy.

– Dziewczynki, wyglądacie uroczo – mówi, ściskając nas, ciocia Carrie. – Haven odmówiła włożenia swojego stroju!

Haven przewraca na te słowa oczami.

– Świetna fryzura – mówi do Margot.

Między mną a Haven jest zaledwie kilka miesięcy różnicy, ale czuje się ode mnie o wiele starsza. Zawsze próbuje się trzymać z Margot.

Najpierw odbębniamy ukłony. W kulturze koreańskiej należy w Nowy Rok ukłonić się starszym i życzyć im szczęścia, a w zamian dostaje się pieniądze. O kolejności decyduje wiek, więc kiedy najstarsza dorosła osoba, czyli babcia, siada jako pierwsza na kanapie, kłaniają jej się najpierw ciocia Carrie i wujek Victor, potem tata, a potem wszyscy aż do Kitty, która jest najmłodsza. Kiedy nadchodzi kolej taty, by usiąść na kanapie i otrzymać swoje pokłony, koło niego leży pusta poduszka, jak w każdy Nowy Rok od śmierci mamy. Czuję ucisk w piersi na widok taty siedzącego samotnie, uśmiechającego się dzielnie i rozdającego dziesięciodolarowe banknoty. Babcia zagląda mi znacząco w oczy i chyba myśli o tym samym co ja. Kiedy przychodzi moja kolej, klękam z rękami złożonymi przed czołem i przysięgam sobie, że w przyszłym roku nie zobaczę już taty samotnie siedzącego na kanapie.

Dostajemy dziesięć dolarów od cioci Carrie i wujka Victora, dziesięć od taty, dziesięć od cioci Min i wujka Sama, którzy nie są prawdziwymi ciocią i wujkiem, tylko dalszymi kuzynami (a może są wujostwem? tak czy inaczej są kuzynami mamy), a od babci dwadzieścia! Nie zgarnęłyśmy więcej za włożenie hanboków, ale i tak wyszła niezła sumka. W zeszłym roku ciocie i wujkowie dawali tylko po piątce na łebka.

Następnie jemy zupę z ciastkami ryżowymi na szczęście. Ciocia Carry przygotowała też ciastka z fasolą czarne oczko i nalega, żebyśmy spróbowali przynajmniej po jednym, choć nikt nie ma ochoty. Harry i Leon – kuzyni trzeciego stopnia? kuzyni w drugiej linii? – odmawiają i zupy, i ciastek z fasoli i jedzą przed telewizorem nuggetsy z kurczaka. Nie ma wystarczająco dużo miejsca przy stole w jadalni, więc Kitty i ja siedzimy na taboretach przy kuchennej wyspie. Słyszymy dobiegające z jadalni śmiechy.

Zabierając się do zupy, myślę życzenie. Proszę, niech sprawy między mną i Peterem się ułożą.

– Czemu dostałam mniejszą miskę niż wszyscy? – pyta mnie szeptem Kitty.

– Bo jesteś najmniejsza.

– Czemu nie dostałyśmy osobnej miski z kimchi?

– Ciocia Carry sądzi, że go nie lubimy, bo nie jesteśmy w stu procentach Koreankami.

– Idź i poproś o trochę – szepcze Kitty.

Tak też robię, ale głównie dlatego, że sama mam na nie ochotę.

Podczas gdy dorośli piją kawę, Margot, Haven i ja idziemy do pokoju Haven, a Kitty przyłącza się do nas na doczepkę. Zazwyczaj bawi się z bliźniakami, ale tym razem bierze yorka cioci Carrie, Smitty’ego, i rusza za nami po schodach jako jedna z dziewczyn.

Na ścianach u Haven wiszą plakaty zespołów indie--rockowych. O większości w życiu nie słyszałam. Ciągle je wymienia. Jest jeden nowy, wypukły poster grupy Belle and Sebastian. Przypomina dżinsowy materiał.

– Ale fajny – mówię.

– Właśnie miałam go na coś podmienić – rzuca Haven. – Jeśli chcesz, możesz go sobie wziąć.

– Nie, dzięki – mówię.

Wiem, że proponuje mi go wyłącznie po to, żeby poczuć wyższość, taka już jest.

– Ja go wezmę – mówi Kitty, a Haven ściąga na moment brwi, ale Kitty już zdejmuje plakat ze ściany. – Dzięki, Haven.

Patrzymy po sobie z Margot i próbujemy zachować powagę. Haven nigdy nie miała wiele cierpliwości do Kitty, ale mała z całą pewnością odwzajemnia to uczucie.

– Margot, byłaś na jakichś koncertach, odkąd wyjechałaś do Szkocji? – pyta Haven.

Opada na łóżko i otwiera laptop.

– Nie bardzo – odpowiada Margot. – Byłam zajęta nauką.

Margot i tak nie jest szczególną fanką muzyki na żywo. Patrzy w ekran swojego telefonu. Spódnicę hanboka rozłożyła wokół siebie. Jest jedyną siostrą Song wciąż w kompletnym stroju. Ja zdjęłam bolerko, więc zostałam z halce i spódnicy, a Kitty zdjęła bolerko i spódnicę i została w samym podkoszulku i pantalonach.

Siadam na łóżku koło Haven, żeby mogła mi pokazać na Instagramie zdjęcia z wakacji na Bermudach. W trakcie przewijania postów pojawia się zdjęcie z wycieczki narciarskiej. Haven należy do Młodzieżowej Orkiestry Charlottesville, więc zna wiele osób z różnych szkół, w tym z mojej.

Nie mogę powstrzymać cichego westchnienia, gdy ono się pojawia – zdjęcie naszej grupki w autobusie w drodze powrotnej. Peter obejmuje mnie ramieniem i szepcze mi coś do ucha. Szkoda, że nie pamiętam co.

Haven podnosi zdziwione spojrzenie i mówi:

– O, patrz, to ty, Laro Jean. Skąd to?

– Ze szkolnej wycieczki.

– Czy to twój chłopak? – pyta mnie Haven, a ja widzę, że jest pod wrażeniem i próbuje tego nie okazywać.

Chciałabym móc powiedzieć, że tak. Ale…

Kitty podbiega do nas i zagląda nam przez ramię.

– Tak, to najseksowniejszy chłopak, jakiego w życiu widziałaś, Haven.

Rzuca to jak wyzwanie. Margot, która przeglądała swój telefon, patrzy na nas i chichocze.

– No, to nie do końca prawda – mówię wymijająco.

Jest najseksowniejszym chłopakiem, jakiego ja widziałam w swoim życiu, ale nie wiem, z kim Haven chodzi do szkoły.

– Nie, Kitty ma rację, ciacho z niego – przyznaje Haven. – Jak go zdobyłaś? Bez urazy. Po prostu sądziłam, że należysz do nierandkującego gatunku.

Marszczę brwi. Nierandkujący gatunek? A jaki to niby gatunek? Mały grzybek, który siedzi w domu w półmroku i porasta mchem?

– Lara Jean często chodzi na randki – mówi lojalnie Margot.

Czerwienię się.

Nigdy nie chodzę na randki, Peter ledwo się liczy, ale jestem wdzięczna za to kłamstwo.

– Jak ma na imię? – pyta Haven.

– Peter. Peter Kavinsky.

Samo wymówienie jego imienia sprawia mi znajomą przyjemność, którą się delektuję, jak kawałkiem czekolady rozpływającym się na języku.

– O – mówi. – Sądziłam, że spotyka się z tą ładną blondynką. Jak ona się nazywa? Jenna? Nie przyjaźniłyście się czasem w dzieciństwie?

Czuję ucisk w sercu.

– Ma na imię Genevieve. Byłyśmy przyjaciółkami, już nie jesteśmy. A ona i Peter zerwali jakiś czas temu.

– To od jak dawna jesteś z Peterem? – pyta Haven.

W jej oczach czai się powątpiewanie, jakby wierzyła mi w dziewięćdziesięciu procentach, ale wciąż istniało w niej to dręczące dziesięć procent wątpliwości.

– Zaczęliśmy się spotykać we wrześniu. – To przynajmniej prawda. – W tej chwili nie jesteśmy razem, mamy coś w rodzaju przerwy… Ale jestem… dobrej myśli.

Kitty robi mi małym palcem dołeczek w policzku.

– Uśmiechasz się – mówi i też się uśmiecha.

Przytula się do mnie mocniej.

– Pogódź się z nim dzisiaj, okej? Chcę, żeby Peter wrócił.

– To nie takie proste – mówię. Chociaż może mogłoby być proste?

– A właśnie że to łatwizna. Wciąż bardzo cię lubi, po prostu powiedz mu, że ty też go nadal lubisz. I już! Jesteście z powrotem razem, tak jakbyś go nigdy nie wykopała z domu.

Oczy Haven robią się wielkie.

– Laro Jean, to ty zerwałaś z nim?

– Boszsz, czy tak trudno w to uwierzyć? – mrużę oczy, a Haven otwiera usta, a następnie je zamyka, i słusznie.

Znów rzuca okiem na zdjęcie Petera. A potem wstaje i idzie do łazienki. Zamykając drzwi, mówi:

– Mogę powiedzieć tylko tyle, że gdyby ten chłopak był mój, nigdy nie pozwoliłabym mu odejść.

Na te słowa całe ciało zaczyna mnie mrowić.

Przyszła mi kiedyś do głowy dokładnie taka sama myśl na temat Josha, a teraz proszę – wydaje się, jakby to było setki lat temu, a on pozostał jedynie wspomnieniem. Nie chcę, żeby Peter podzielił jego los. Nie chcę tego dystansu minionych uczuć, kiedy mimo największych wysiłków, zamknąwszy oczy, z trudem przypominasz sobie rysy byłego. Cokolwiek by się działo, chcę zawsze pamiętać jego twarz.

Kiedy pora już wracać, wkładam kurtkę i z kieszeni wypada mój list do Petera. Margot go podnosi.

– Kolejny list?

Rumienię się. Rzucam pospiesznie:

– Nie wiem, kiedy powinnam mu go dać. Czy zostawić go w skrzynce na listy, czy naprawdę go nadać? A może twarzą w twarz? Gogo, jak myślisz?

– Powinnaś z nim po prostu porozmawiać – mówi Margot. – Jedź teraz. Tata cię podrzuci. Pójdziesz do niego, dasz mu list i wtedy zobaczysz, co powie.

Na tę myśl moje serce wpada w galop. Teraz? Po prostu tam iść, bez uprzedzenia, bez planu?

– No nie wiem – mruczę wymijająco. – Chyba powinnam to lepiej przemyśleć.

Margot otwiera usta, żeby coś odpowiedzieć, ale wtedy zza naszych pleców wyłania się Kitty i mówi:

– Dość już tych listów. Po prostu idź go odzyskać.

– Nie pozwól, żeby było za późno – mówi Margot i wiem, że nie chodzi jej tylko o mnie i Petera.

Przez to wszystko, co się między nami wydarzyło, omijam na palcach temat Josha. To znaczy, Margot mi wybaczyła, a nie ma po co rozdrapywać starych ran. Dlatego przez ostatnie parę dni staram się dawać jej milczące wsparcie i mam nadzieję, że to wystarczy. Ale za niespełna tydzień Margot wraca do Szkocji. Myśl, że wyjedzie, nawet nie porozmawiawszy z Joshem, wcale mi się nie podoba. Od tak dawna wszyscy byliśmy przyjaciółmi. Wiem, że ja i Josh poukładamy sprawy między sobą, bo jesteśmy sąsiadami i tak to już jest z ludźmi, których się często widuje. Sprawy układają się niemal same z siebie. Ale nie ułożą się między Margot i Joshem, kiedy ona jest tak daleko. Jeśli teraz nie porozmawiają, blizna z czasem tylko zgrubieje, utrwali się, a potem staną się dla siebie obcymi ludźmi, którzy nigdy się nie kochali, a to najsmutniejsza myśl ze wszystkich.

Gdy Kitty wkłada swoje botki, szepczę do Margot:

– Jeśli ja pogadam z Peterem, ty porozmawiaj z Joshem. Nie zostawiaj tego tak.

– Zobaczymy – mówi, ale widzę, jak w jej oczach zapala się iskierka nadziei, co mnie też napawa nadzieją.

P.S. Wciąż cię kocham. Chłopcy. Tom 2

Подняться наверх