Читать книгу Świat według Clarksona. Jeśli mógłbym dokończyć… - Jeremy Clarkson - Страница 6
Jedyne rozwiązanie kryzysu uchodźczego: rozłóżcie swoją sofę
ОглавлениеŻycie w tych krajach jest wyjątkowo ciężkie. Jednego dnia spokojnie pasiecie swoje kozy na górskim zboczu, a nazajutrz pojawiacie się w internecie, płonąc jak żywa pochodnia. Mieszkańcy tych krajów z trudem wytrzymywali pod rządami Muammara Kaddafiego, Saddama Husajna i innych. Ale życie pod rządami ich następców stało się nie do zniesienia. Dlatego rzesze ludzi oddają oszczędności całego życia Bóg wie komu i wsiadają na łodzie, z których większość wkrótce potem idzie na dno.
Te, które nie zatoną, docierają do Europy, gdzie nieszczęsnych pasażerów wita Nigel Farage i oznajmia im, że muszą wrócić tam, skąd przybyli, i dać się ściąć. Bo mamy przepełnione podstawówki.
Ostatnio coraz więcej zachodnioeuropejskich polityków twierdzi, że gangi zajmujące się przemytem ludzi dopuszczają się „ludobójstwa”. Włoskie władze ogłosiły nawet, że są „w stanie wojny” z przemytnikami. To niepokojące, bo Włochy wypowiedziały już kiedyś wojnę przemytnikom i nie skończyło się to dobrze.
Działo się to w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. W Albanii panował chaos. Rządy szalonego tyrana dobiegły wprawdzie końca, ale warunki życia były tak trudne, że tysiące Albańczyków postanowiło przedostać się na południe Włoch przez cieśninę Otranto.
Przekazywali swoje ciężko zarobione pieniądze przemytnikom, którzy przygotowali dla nich atrakcyjną ofertę „dwa w cenie jednego”. Jeśli podczas pierwszej próby pokonania cieśniny zostaliście złapani i odesłani z powrotem do Albanii, to w drugi rejs do Włoch wyruszaliście za darmo. Przemytnicy mogli sobie pozwolić na taki szczodry gest, bo liczba nielegalnych imigrantów wyłapywanych przez włoskich pograniczników była bliska zeru.
W rezultacie do Albanii zaczęli masowo napływać uchodźcy z Bliskiego Wschodu i z Afryki, którzy wykupywali dwa rejsy wyścigową motorówką przez cieśninę w cenie jednego. W końcu Unia Europejska uznała, że miarka się przebrała. „Miarka się przebrała” – zakomunikowano Włochom. „Musicie coś z tym zrobić”.
Włoska straż graniczna zareagowała błyskawicznie i kupiła swoim funkcjonariuszom nowe okulary przeciwsłoneczne. Zamówiła też u Fabia Buzziego, znakomitego projektanta motorówek, całą gamę szybkich i szykownych łodzi patrolowych.
Włoscy pogranicznicy z nowymi okularami przeciwsłonecznymi na nosach zacumowali swoje nowe motorówki w śródziemnomorskich portach i zajęli się podrywaniem miejscowych dziewczyn. Wywołało to zrozumiałe oburzenie pozostałych włoskich służb porządkowych. Karabinierzy oświadczyli, że to nie w porządku, że straż graniczna dostała nowe Ray-Bany i flotyllę szybkich łodzi patrolowych, podczas gdy oni muszą zadowalać się tandetnymi okularami Foster Grant i Fiatami Uno.
Kiedy karabinierzy sprawili sobie własne łodzie motorowe, takiego samego sprzętu zaczęła domagać się włoska policja celna, a nawet straż leśna. Przedstawiciele tych służb marudzili tak długo, aż w końcu ich także wyposażono w dwudziestometrowe motorówki napędzane turbodoładowanymi dieslami o mocy kilku tysięcy koni mechanicznych.
W 2001 roku odwiedziłem leżące na południu Włoch nadmorskie miasto Brindisi. Przystań portowa wyglądała tak, jakby odbywała się tam ekstrawagancka sesja zdjęciowa dla magazynu „GQ” połączona z pokazem futurystycznych łodzi dla oligarchów. Włosi mieli zatem dość ludzi i sprzętu, by rozprawić się z przemytnikami. Z pewnością mieli też dość okularów przeciwsłonecznych. Na przeszkodzie stanął jednak pewien problem…
Wyobraźcie sobie, że patrolujecie cieśninę Otranto w rozwijającej prędkość pięćdziesięciu węzłów łodzi motorowej i dostrzegacie wypełnioną nielegalnymi imigrantami łajbę, która zmierza w kierunku Włoch. Doganiacie ją i nakazujecie się zatrzymać, ale załoga łajby ignoruje wasze wezwanie. Wtedy wy… no właśnie, co wtedy robicie? Otwieracie ogień? Nie możecie tego zrobić. Nie możecie ostrzelać łodzi, na której pokładzie znajdują się w większości niewinni ludzie.
Problem ten unaoczniło tragiczne wydarzenie, do jakiego doszło w 1997 roku. Okręt Sibilla należący do włoskiej marynarki wojennej staranował wówczas albański statek z uchodźcami, przewracając go i posyłając na dno razem z osiemdziesięcioma trzema pasażerami.
Jest jeszcze jeden szkopuł. Włoska elektronika. Pewnego wieczora wypłynąłem z włoskimi pogranicznikami na nocny patrol. Kiedy dotarliśmy na wyznaczoną pozycję w połowie odległości między wybrzeżem Włoch i Albanii, nawalił nasz radar. Gdy mechanik pokładowy próbował usunąć awarię za pomocą sreberka z paczki papierosów, słyszeliśmy przemykające w ciemnościach motorówki typu RIB (pneumatyczne łodzie ze sztywnym dnem).
Nawet gdybyśmy byli w stanie namierzyć którąś z nich, moglibyśmy jedynie podążać za nią aż do włoskiego wybrzeża, gdzie przemytnicy wbiliby się motorówką prosto na plażę, po czym wraz z pasażerami natychmiast daliby drapaka. Co prawda straciliby przy tym swoją łódź, ale to dla nich żaden kłopot. Po prostu ukradliby inną. Albo kupiliby nową za pieniądze zarobione na swoim intratnym procederze.
Gdyby przemytnicy zorientowali się, że nie zdołają dotrzeć do brzegu, bez wahania pozbyliby się zbędnego balastu, wyrzucając uchodźców za burtę, po czym czmychnęliby z powrotem do Albanii. „Takie rzeczy zdarzają się nagminnie” – poinformował mnie kapitan łodzi patrolowej.
Zachodni politycy mogą więc do woli zwoływać spotkania na szczycie i wysyłać w morze okręty wojenne, ale problem przemytu ludzi pozostanie nierozwiązany, dopóki ktoś nie wymyśli nieśmiercionośnego sposobu na zatrzymywanie łodzi, które nie chcą się zatrzymać. Można by spróbować wrzucać do wody sieci rybackie, żeby unieruchomić nimi śrubę napędową. Tak, to mogłoby się udać, ale po zatrzymaniu łodzi trzeba przejąć jej pasażerów – i co dalej? Odstawić ich z powrotem do piekła, z którego dopiero co udało im się wyrwać? Czy może do Europy, do której próbowali się dostać?
A gdyby tak zmienić nasze podejście do kwestii uchodźców? Przyjmijmy do wiadomości, że uciekinierzy z Libii i innych krajów, w których szaleje ISIS, są istotami ludzkimi i przybywają do Europy nie po to, by czerpać korzyści z naszego systemu opieki społecznej i zdrowotnej. Przybywają, bo nie chcą, by obcięto im głowę zardzewiałym kuchennym nożem. I jeśli my także jesteśmy istotami ludzkimi, to powinniśmy ich przyjąć.
Spójrzcie na to w ten sposób. Jeśli spłonie dom waszego sąsiada, nie powiecie pogorzelcowi, że w waszym domu brakuje miejsca. Nawet jeśli nie przepadacie za gościem lub nie darzycie go zaufaniem, rozłożycie sofę i zaprosicie go, by spędził noc pod waszym dachem. A może tylko tak mi się wydaje?
26 kwietnia 2015