Читать книгу Snajper z Harvardu - Jerzy Terpiłowski - Страница 6
Od Autora
ОглавлениеJennifer Toth, reporterka „Los Angeles Times”, jest znana jako autorka książki o mieszkańcach nowojorskiego metra (Ludzie krety w podziemiach Nowego Jorku1). Niewielu jej czytelników wie, że Jennifer odnosiła także sukcesy, poszukując zaginionych ludzi. Ślady ludzkie są jednak czasem tak zagmatwane, że nawet największe starania i umiejętności nie przynoszą pożądanych rezultatów, tak jak to zdarzyło się w przypadku mężczyzny nazwiskiem Jerome Wilson. Dziennikarka poświęciła sprawie kilka lat, przeprowadziła setki wywiadów z jego rodziną, zwierzchnikami i znajomymi. Korzystała z akt policji oraz raportów służb specjalnych USA i Zjednoczonej Europy. Posługiwała się informatorami z organizacji przestępczych i z innych ośrodków nieformalnej władzy. Kiedy trop zaprowadził ją do nowojorskich podziemi, wydawało się, że osiągnie spektakularny sukces. Niespodziewanie pisarka zrezygnowała z dalszego dochodzenia, a spostrzeżenia na temat podziemnego świata ujęła w formie książki o „ludziach kretach”.
Niektórzy uważają, że przerwała poszukiwania, ponieważ właśnie taki „człowiek kret” postanowił pozbawić ją życia. Musiało być coś na rzeczy, bo Jennifer pośpiesznie opuściła Nowy Jork, schroniła się w Los Angeles i zmieniła nazwisko oraz wygląd.
Tak czy owak, to, co ustaliła na temat Wilsona, nie pozwoliło jednoznacznie stwierdzić, co się z nim stało, ani nawet określić, kim właściwie był.
Wydawało się, że w jednym czasie żyło co najmniej trzech mężczyzn o tym samym imieniu i nazwisku: kaleka dotknięty we wczesnym dzieciństwie porażeniem mózgowym, który spędził większość dorosłego życia w podziemiach Nowego Jorku, profesjonalny morderca, za którym uganiały się antyterrorystyczne służby całego świata, wreszcie student wydziału medycznego, a później obiecujący naukowiec poszukiwany przez administrację USA w związku z jego odkryciami. Losy owych trzech Wilsonów splątały się w węzeł niemożliwy do rozsupłania mimo użycia najnowocześniejszych technik różnicowania i weryfikowania tożsamości, faktów i opinii.
– Możliwe – stwierdziła badaczka w wywiadzie dla „New Yorkera” jeszcze przed zmianą powierzchowności – że ktoś podszywał się pod wszystkie te osoby i wykorzystał przypadkową zbieżność nazwisk jako wygodny kamuflaż. Logicznie można by przypisać takie działanie Wilsonowi-mordercy, gdyby nie to, że nie mamy prawie w ogóle dowodów na jego rzeczywiste istnienie, poza licznymi ofiarami. Tak jakby ten człowiek przybywał gdzieś z kosmosu, a następnie, pozostawiając za sobą namacalny ślad w postaci działania naruszającego ład ludzkiego świata, rozpływał się w niebycie, aż do czasu popełnienia następnej zbrodni. Albo jakby policje całego świata wymyśliły kogoś takiego dla zamaskowania własnej nieudolności. Chyba że ktoś jeszcze inny, komu imponuje możliwość zabijania, złamanie tabu mordowania istot tego samego gatunku, wyobraził sobie fikcyjną osobę, na której konto działał lub tylko stwarzał pozory takiego działania. Nie wiem. Psychiatria zna przypadki, kiedy chory wciela się w kogoś innego, aby niejako za jego pośrednictwem dokonywać czegoś, czego sam zrobić nie może lub nie chce.
Tyle Jennifer Toth.
Będąc w USA, zetknąłem się z fenomenem nowojorskiego podziemnego świata. Już w Polsce poznawałem jego historię z dostępnych źródeł. W internecie znalazłem informacje o książce Jennifer Toth, a później zapoznałem się z tekstem wywiadu w „New Yorkerze”. Zainteresowały mnie w nim jak zwykle wątki dotyczące złożoności ludzkiej natury – nie ma nic ciekawszego ponad tę kwestię. Udało mi się pozyskać adres poczty elektronicznej Jennifer i jeszcze tego samego dnia wysłałem jej maila. Pytałem, czy mogłaby dostarczyć mi więcej szczegółów na temat przypadku, o którym poinformowała czytelników popularnej nowojorskiej gazety. Sugerowałem, że gdyby chciała dokończyć poszukiwania, to może byłbym w stanie jej pomóc.
Autorka Ludzi kretów grzecznie odrzuciła moją ofertę.
Drogi Jerzy – napisała. – Dziękuję ci, ale mam już dość poszukiwań. Usiłując odtworzyć ścieżki, którymi ci ludzie szli przez życie, o mało nie splątałam własnych. Jeżeli interesuje cię sprawa Jeroma Wilsona, to przy następnej poczcie dołączę ci plik moich materiałów w tej sprawie. Przeczytaj je dokładnie. Znajdziesz w nich także wątek szczególnie ci bliski, bowiem podczas przeprowadzanej w Polsce weryfikacji służb specjalnych natrafiono na ślad Polaka, który miał kontakty ze światem przestępczym i z pewnością kontaktował się z Wilsonem-mordercą. Niewykluczone, że był rządowym agentem w czasach, gdy twój kraj pozostawał uzależniony od Związku Radzieckiego. Są raporty nadsyłane od niego ze Szwajcarii na temat waszych dyplomatów, są też informacje o nim samym gromadzone przez specjalną komórkę polskiego kontrwywiadu wojskowego. Śledzono go w związku z pewnym makabrycznym wydarzeniem, które zdarzyło się w biały dzień w samym środku Warszawy. Zniknął, kiedy zamierzano go aresztować jako podejrzanego w sprawie o uprowadzenie lub morderstwo przyjaciółki światowej sławy kompozytora, obywatelki amerykańskiej, powiązanej zresztą z mafią.
Jestem jednak pewna, że Wilson ma o wiele więcej wspólnego z podziemiami Nowego Jorku niż z Polską. Ale to wszystko jest jak szukanie igły w stogu siana albo raczej bezsensowna próba zobaczenia gołym okiem strumienia neutronów przeszywających Ziemię. Błądzi się w labiryncie pełnym zakamarków, w których mieszka rozpacz.
*
Jennifer pozwoliła mi wykorzystać wszystko to, co zgromadziła w sprawie zatytułowanej „Jerome Wilson”. Spora część tego materiału dotyczy poszukiwań przeprowadzanych w podziemiach Manhattanu.
Zrekapitulowałem to, co wydało mi się ważne wśród wiadomości o Nowym Jorku. Dzięki szczodrobliwości Amerykanki mogłem zweryfikować niektóre – jak się dotychczas zdawało – niezbite fakty i opinie o tym mieście. Dołożyłem do tego wyniki własnych badań i połączyłem wszystko w całość określoną granicami, do jakich może posunąć się pisarz, wybierając między chęcią przedstawienia prawdy a względami natury ogólnospołecznej lub własnego bezpieczeństwa. Oczywiste luki pozwoliłem sobie uzupełnić intuicją lub, jak kto woli, logicznym wnioskowaniem. Myślę, że udało mi się przy tej okazji odtworzyć charakterystykę niezwykle interesującej osobowości. Nie twierdzę, że odnalazłem Jeroma Wilsona, ale jeżeli dzięki tej książce czytelnik odczuje jego bliskość, będę usatysfakcjonowany i zaszczycony.
Składam serdeczne podziękowanie Jennifer tak za inspirację, jak i za przekazane materiały.
Osobne podziękowania należą się również kilku wysokim rangą pracownikom Interpolu, a także funkcjonariuszom Federalnego Biura Śledczego USA oraz pracownikom polskiego Centralnego Biura Śledczego. Żadnego z tych szczerze zaangażowanych w swą pracę ludzi nie mogę oczywiście wymienić z nazwiska, zwłaszcza że znaczną część materiałów (między innymi nagrania kamery z pokoju zajmowanego przez rzekomego terrorystę w jednym z warszawskich hoteli oraz taśmy audio uzyskane w studiu niedawno zmarłego byłego dyrektora specjalnej jednostki Unii Europejskiej, a także informacje z przesłuchań związanych z utajnionym śledztwem w sprawie zamachu na prezesa „Giełdy-giełd”, morderstwa, które stało się bezpośrednią przyczyną światowego kryzysu finansowego) udostępnili mi z pominięciem obowiązujących ich procedur.
Dziękuję.
1 The Mole People: Life in The Tunnels Beneath New York City.