Читать книгу Snajper z Harvardu - Jerzy Terpiłowski - Страница 9

Wiedeń,

Оглавление

wczesny ranek 5 czerwca 2007 roku, na chodniku przed stylową XIX-wieczną kamienicą, a także wewnątrz niej panuje niezwykły ruch. Umundurowani policjanci i detektywi w cywilnych ubraniach wchodzą i schodzą marmurowymi, szerokimi schodami bez wyraźnego celu. Bóg wie, o co rozpytują mieszkańców, stróża i sprzedawców w okolicznych trafikach. Starszawe panie spoglądają ciekawie zza półprzymkniętych drzwi, dzieci, odganiane, zlatują się od nowa jak muchy do padliny pod otwarte na oścież mieszkanie numer 25, na drugim piętrze. Wieść o wydarzeniu niesie się przez okoliczne kafejki.

– Zamordowano tę Szwerg? Jak to się stało? Widzieliśmy ją jeszcze wczoraj. To wdowa po architekcie, którego przodek postawił ten dom... Piękna kobieta, podobno była modelką... Chyba malarką? Modelką i malarką... Wychowywała samotnie dziecko. Kto mógł źle jej życzyć? Coś jednak musiało z nią być nie tak. Nigdy nic takiego się tu nie zdarzało.

Następnego dnia w „Viener Zeitung” ukazuje się niewielka notatka: „Wczoraj nad ranem w mieszkaniu na Ringstrasse znaleziono ciało trzydziestoletniej kobiety. Przyczyny jej zgonu bada policja”.

Nie przekazano do publicznej wiadomości szczegółów, które jednak skrupulatnie odnotowali na wideo policyjni technicy. Na przykład tego, że przy zwłokach leżała koperta, a w niej sto tysięcy euro w nowiutkich banknotach. Dla pani Szwerg, utrzymującej się z renty po mężu, taka suma musiała być majątkiem.

Prokurator federalny Ernest Voigst, o którym wszyscy mający cokolwiek wspólnego z organami ścigania wiedzieli, że wkrótce obejmie w rządzie Republiki Austrii tekę ministra spraw wewnętrznych, przyjechał nieoczekiwanie na miejsce zbrodni. Dlaczego? Policjanci zachodzili w głowę: Najzwy-klejsze morderstwo!

W saloniku naprzeciw sztalug, w których tkwił nie całkiem skończony olejny portret mężczyzny, siedziała denatka „jak żywa”, wygodnie rozparta w fotelu. Na fakt zbrodniczej ingerencji w jej los wskazywało tylko lekkie zasinienie w okolicy tętnicy szyjnej.

Kiedy pokazano prokuratorowi kopertę z pokaźnym plikiem banknotów, patrzył nań chwilę w milczeniu, jakby szukał odpowiedniego komentarza. Nikt z obecnych nie śmiał go przynaglać i dłuższą chwilę panowała kompletna cisza.

– Kimkolwiek był zabójca, nie dokonał swego ohydnego czynu z powodów materialnych – stwierdził wreszcie.

– Chyba że dla dogodzenia obrzydliwym instynktom zapłacił tej kobitce, żeby pozwoliła się zabić – zakpił bezczelnie komisarz rejonowy nadzorujący pracę ekipy.

– Jak to? – Przyszły minister zmarszczył czoło z wysiłku zrozumienia pointy tej wypowiedzi.

– Tak to. Z rączki do rączki, a potem buee! – Policjant złapał się za szyję, naśladując duszenie.

Przyszły dostojnik państwowy skrzywił usta:

– Pan powinien pracować w cyrku albo tępić narkomanów w podziemnym przejściu Karlsplatz. Znałem już kiedyś komisarza, który miał skłonność do wygłupów.

– I co się z nim stało, panie nadprokuratorze, co się stało? – pytał, jak grzeczne dziecko, jego asystent.

– Przeniesiono go na wcześniejszą emeryturę – warknął prokurator i wyszedł. „Fraternizacja z glinami nie ma szans powodzenia”.

– Forsa, forsa! Ważniejsze, że ten, kto pieścił tętnice pani Szwerg, nie pozostawił po sobie żadnych śladów – bąknął komisarz. – Ma nie byle jaką szkołę. Czy wiadomo, kto ostatnio odwiedzał tę kobietę?

– Dozorca i sąsiedzi nikogo nie zauważyli. Sa-motna, zajęta wychowywaniem dziecka – stwierdził inny policjant.

– Niemożliwe, żeby nie miała jakiegoś chłopa! Trzeba to sprawdzić. Sfotografujcie ten portret szczególnie dokładnie. Odbitki chcę mieć za godzinę. Może to jego podobizna?

Snajper z Harvardu

Подняться наверх