Читать книгу Cristiano i Leo. Historia rywalizacji Ronaldo i Messiego - Jimmy Burns - Страница 9
2. Rosario (część pierwsza)
ОглавлениеJeśli Bilbo Baggins istniałby w prawdziwym świecie, być może wykazywałby uderzające podobieństwo do młodego Lionela Messiego. W powieści J.R.R. Tolkiena Bilbo jest bowiem najbardziej bohaterskim z hobbitów, drobnej, nieśmiałej rasy istot, zdolnej wszak, gdy zachodzi konieczność, do wielkiej odwagi oraz niezwykłych wyczynów. Rytuał przejścia Bilbo również miał miejsce na wygnaniu, po opuszczeniu jednego mitycznego królestwa i przybyciu do innego w poszukiwaniu swojego przeznaczenia.
Legenda Messiego miała niezbyt obiecujący początek. W odróżnieniu od innego przysadzistego Argentyńczyka, którego postać odciśnie piętno na dużej części jego kariery zawodowej, narodzinom Lionela Andrésa Messiego 24 czerwca 1987 roku, kilka minut przed szóstą rano, nie towarzyszyły żadne mityczne okoliczności. Na półkuli południowej nie zaświeciła żadna nowa gwiazda, której blask rzekomo towarzyszył przyjściu na świat Maradony. Messi nie wydostał się też z brzucha swojej rodzicielki, kopiąc jak Diego, który zmusił swoją matkę do krzyku powielanego potem przez komentatorów sportowych z całego świata. GOOOOOOOL!
W dniu narodzin Messiego wielu Argentyńczyków obchodziło trzy rocznice związane z narodowymi ikonami: urodziny kierowcy rajdowego Juana Manuela Fangio i giganta literatury Ernesto Sábato oraz śmierć Carlosa Gardela, legendarnego śpiewaka tang. Wbrew tym jakże istotnym precedensom narodziny Lionela były przyziemnym wydarzeniem, bez szczególnie ekscytujących zwrotów. Lekarze orzekli w pewnym momencie, że płód może być zagrożony, i planowali przeprowadzenie porodu kleszczowego. Okazało się to niepotrzebne. Trzeci syn Celii Cuccittini i jej męża Jorge urodził się bez komplikacji w Hospital Garibaldi w Rosario. Mały Lionel był drobnej budowy – ważył 3,6 kilograma i mierzył 47 centymetrów, a jego przodkowie wywodzili się gdzieś ze Śródziemia pomiędzy Italią a Hiszpanią. Miał starszych braci: Rodriga i Matíasa. Później miała do nich dołączyć siostra, María.
Choć kolonizacji Argentyny dokonali Hiszpanie, naród zamieszkujący współcześnie ten kraj tworzyli głównie europejscy imigranci różnych nacji, pod przewodnictwem Włochów. Pod koniec lat 20. XX wieku przybysze z Italii stanowili 42 procent ludności napływowej zamieszkałej w Argentynie. Imigrancka populacja Rosario, nadrzecznego miasta położonego pośród żyznych prerii o umiarkowanym klimacie oraz pamp, gdzie osiedliła się rodzina Messich, rosła jak grzyby po deszczu od połowy XIX wieku, dzięki płodności otaczających to miejsce ziem i handlowi regulowanemu przez tutejszy port, a także za sprawą rozrastającej się sieci kolejowej, której brytyjscy inżynierzy i budowniczowie zakładali pierwsze w kraju kluby piłkarskie.
Mieszkańcy Rosario mówili po hiszpańsku z włoskim akcentem i stworzyli polityczną, społeczną oraz religijną kulturę, która w swojej skłonności do intryg, korupcji i przesądów była równie włoska, co hiszpańska. Najpopularniejszy sport w tej okolicy miał jednak korzenie wyraźnie brytyjskie. Dwa najważniejsze kluby piłkarskie w mieście, Rosario Central oraz Newell’s Old Boys, zostały założone odpowiednio w 1889 i 1903 roku – pierwszy przez angielskich pracowników kolei, a drugi przez nauczyciela pochodzącego z hrabstwa Kent, Isaaca Newella.
Drzewo genealogiczne Messiego ma natomiast swoje korzenie zarówno we Włoszech, jak i w Katalonii. Jego prababka ze strony ojca urodziła się w Tragó de Noguera, małej miejscowości, która w czasach Franco została celowo zatopiona w ramach planu wprowadzenia elektrowni wodnych. Przodków Messiego od dawna już tam jednak nie było – Rosa Gese wyemigrowała do Argentyny w latach 20. XX wieku. Przetrwały też inne ślady antenatów Messiego w Katalonii. Pokazała mi je emerytowana nauczycielka i skrzętna badaczka lokalnej historii, Ana Miralles, z którą spotkałem się w oddalonej o jakąś godzinę jazdy od zrujnowanej Noguery wiosce Bellcaire d’Urgell. Tam właśnie urodził się w XIX wieku kolejny z pradziadków piłkarza od strony ojca, José Pérez Solé.
Bellcaire to nieco podupadła wioska – większość młodych ludzi po osiągnięciu dojrzałości wyjeżdża z niej do północnej Europy w poszukiwaniu pracy. W dniu mojego przyjazdu okoliczny bar okupowali stali, bezrobotni bywalcy oraz emeryci grający w karty bądź powaleni winem. Niezbyt romantycznie jak na więź łączącą Messiego z krajem przodków. To w ukrytym archiwum tutejszego zabytkowego kościoła Ana Miralles odnalazła kluczowy akt urodzenia, który pozwolił jej podążyć śladami przodków Messiego przez różne pokolenia, aż dwie linie przodków połączyły się na pokładzie transatlantyku nazwanego, stosownie do okoliczności, El Catala – Katalończyk. To tam Rosa Mateu I Gesé poznała José Péreza de Solé. Osiedlili się w Rosario i mieli troje dzieci, w tym córkę Rosę Maríę Pérez, która poślubiła włoskiego imigranta Eusébio Messiego, dziadka Lionela.
Katalońskie i włoskie korzenie splotły się jeszcze bardziej, gdy ojciec Lionela, Jorge, ożenił się z Celią Cuccittini, córką kolejnych włoskich imigrantów. Celia otrzymała imię po swojej matce, ukochanej babci Messiego, której piłkarz składa hołd za każdym razem, gdy strzela gola i wskazuje palcem niebo (kobieta zmarła w 1998 roku).
To babcia Celia wspierała Messiego, gdy ledwo odrósł od ziemi i bawił się swoją pierwszą piłką, zachęcając go, by nie przejmował się swoją drobną figurą i dalej marzył o zostaniu najlepszym piłkarzem na świecie – tak dobrym, jak Diego Maradona, który rok przed narodzinami Messiego olśnił cały świat na mundialu w Meksyku.
Wspomnienia kolegów z dzieciństwa i ziarniste filmy wideo nie pozostawiają wątpliwości, że od pierwszych lat życia Lionela Messiego cechowała niespotykana witalność i wrodzony talent do piłki. Był też, oczywiście, bardzo mały.
Właściwie odkąd tylko nauczył się chodzić i biegać, Lionel był zainteresowany improwizowanymi gierkami i meczami, które odbywały się na ulicach i placu w pobliżu rodzinnego domu pod adresem Estado de Israel 525 – nierzucającego się w oczy, średniej wielkości betonowego budynku w dzielnicy zamieszkanej głównie przez niższą klasę średnią. Okolica, w której urodził się Messi, odróżniała się od tych najobskurniejszych rejonów Zona Sur na południu miasta, ale większość Rosario – miasta wszechobecnych skrajności – przypomina patchwork składający się z osiedli powstałych w czasach boomu mieszkaniowego i zachodzących na siebie dzielnic, w których podziały społeczne nie zawsze są odzwierciedlane przez granice geograficzne.
Lionel wchodził w skład zamkniętej grupy tworzonej przez jego braci Rodriga (siedem lat starszy) i Matíasa (pięć lat starszy) oraz kuzynów Maxiego (trzy lata starszy) i Emanuela (rok młodszy) Biancucchich, z których obaj zostali później zawodowymi piłkarzami. Lionel i reszta wykorzystywali patio Messich jako przestrzeń treningową, a ściany sąsiednich domów służyły im do ćwiczenia podań i uderzeń na bramkę. Zamknięte grono braci i kuzynów zapewniało Messiemu ochronę; choć Lionel od zawsze miał świadomość, że jest mniejszy od innych, pozostali chłopcy dostrzegli w nim odwagę i umiejętności, które nie opierały się na wrodzonej, fizycznej przewadze, tylko na determinacji, by okazać twardość niezależnie od niskiego wzrostu i braku mięśni.
Ojciec braci Messich, Jorge, przyglądał się ich grze, gdy tylko pozwalała mu na to praca, i chodził na wszystkie występy swoich synów w zorganizowanych rozgrywkach, od początku zwracając szczególnie baczną uwagę na Lionela, trenującego w lokalnym zespole młodzików. Bardzo szybko okazało się bowiem, że chłopak przejawia szczególny talent do piłki.
Między piątym a siódmym rokiem życia Messi grał w Grandoli Football Club, położonym niemal u brzegu rzeki Paraná, w niespokojnej dzielnicy zamieszkanej przez klasę robotniczą na obrzeżach Rosario. Wspierany finansowo przez rodziców klub powstał z inicjatywy Salvadora Aparicio, emerytowanego pracownika kolei, który uznał, że zorganizowane zajęcia piłkarskie – treningi, mecze i udział w lokalnym pucharze ligowym – mogą się okazać dobrym sposobem na uchronienie okolicznych dzieciaków przed kłopotami.
Grandoli znajdowało się w odległości spaceru od rodzinnego domu Messiego. Piłka nożna przyczyniała się tam do niwelowania nierówności społecznych – Lionel poznał dzieci z uboższych dzielnic, które często nie dojadały i mieszkały w prowizorycznych chatach ze złomu, luźnych cegieł i kartonów – domach podobnych do tego, w którym wychował się Maradona w Villa Fiorito, na przedmieściach Buenos Aires.
Wiele bramek padło w czasach, gdy Messi trenował w Grandoli, a potem w Newell’s Old Boys, do których dołączył jeszcze jako sześciolatek. Wczesne materiały wideo ukazują chłopca w trakcie pierwszego roku w Newell’s, dryblującego pośród graczy w jego wieku, ale dwukrotnie od niego większych. W ciągu sześciu lat występów w tym klubie Messi strzelił niemal 500 goli jako zawodnik składu, który przeszedł do legendy jako La Máquina (Maszyna).
Zdawało się, że od samego urodzenia Messiemu przysługuje prawo bycia niezwyciężonym. La Máquina miażdżyła wszystkich na swojej drodze, przez trzy lata nie przegrywając żadnego meczu w rozgrywkach siedmiu na siedmiu, a gdy w wieku 11 lat jej zawodnicy rozpoczęli rywalizację w pełnych składach, wygrywali turnieje zarówno w Argentynie, jak i w Peru. Koledzy pamiętają, że powściągliwy na ogół Messi tracił cierpliwość, gdy nie wykorzystał okazji do zdobycia bramki albo gdy ktoś nie podał mu piłki. Ale nawet jeśli chłopak wydawał się nienasycony w swoim pragnieniu strzelania goli, jego waleczność i umiejętności same w sobie nie wystarczały, by mógł spełnić swoje ambicje i – jak życzyła mu ukochana babcia – stać się piłkarzem tak dobrym, jak Maradona.
Wojna o Falklandy w 1982 roku przyniosła mieszkańcom Rosario silne poczucie zbiorowego upokorzenia, bo ich związki z tą operacją nie należały do szczególnie bohaterskich. Generał Leopoldo Galtieri, prezydent Argentyny, który wywołał wspomnianą wojnę, przygotowując inwazję na wyspy i stając na jej czele, kierował wcześniej niesławnym oddziałem wojskowym, znanym jako 121 Batalion, z siedzibą właśnie w Rosario. Była to jedna z grup militarnych, które po zamachu stanu w 1976 roku stosowały tortury i przyczyniły się do zaginięcia tysięcy obywateli.
Ojciec Lionela Jorge Messi odbył służbę wojskową jako nastolatek, w czasach krwawych rządów junty. Następnie wystarał się o posadę w hali produkcyjnej Acindar, huty stali założonej w trakcie drugiej wojny światowej, która w latach powojennych stała się jednym z czołowych przedsiębiorstw państwowych, zarządzanych przez argentyńską armię oraz zależnych od niej cywilów.
Po zakończeniu wojny o Falklandy i upadku reżimu wojskowego generał Galtieri znalazł się wśród kilku dowódców skazanych na wieloletni pobyt w więzieniu za łamanie praw człowieka. Zebrane przez oskarżycieli publicznych dowody wskazywały między innymi na represje wobec działaczy związkowych w części fabryk należących do Acindar, a także na nielegalne przetrzymywanie, tortury i egzekucje bez procesów licznych dysydentów, przeprowadzane przez jednostki takie jak 121 Batalion z Rosario.
Weterani służący w czasach represji twierdzili, że rekruci odbywający służbę wojskową słuchali po prostu rozkazów, a tortury i zbiorowe egzekucje były domeną o wiele mniejszej liczby specjalnie wyszkolonych żołnierzy. Nic nie wskazuje na to, że należał do nich Messi.
Najważniejsze fabryki wojskowego kompleksu przemysłowego, łącznie z tymi należącymi do przedsiębiorstwa Acindar, zostały odebrane argentyńskiej armii i sprywatyzowane po przywróceniu demokracji w 1984 roku. Do tego czasu Jorge Messi awansował w firmowej hierarchii i z hali produkcyjnej przeniósł się na nieźle płatną posadę kierownika. Okolica, w której żył wraz ze swoją rodziną, przez lata rozwijała się w cieniu 121 Batalionu – budynki i boiska terenu wojskowego przyćmiewały swoim ogromem szkołę podstawową, do której uczęszczały dzieci Messich.
Podobnie jak dzisiaj, Rosario było wówczas miastem, gdzie należało zachować ostrożność, i to nie tylko na nierównych boiskach piłkarskich. W czasach współczesnych rozrastający się port nadrzeczny zyskał opinię miejsca niebezpiecznego do życia. Określany jako „Chicago Południa”, stał się centrum współczesnego handlu ludźmi i międzynarodowego przemytu narkotyków, w określonych momentach historii bywał też scenerią protestów politycznych i brutalnych państwowych represji.
Było to zarazem miasto mimo wszystko dumne ze swojego kulturowego dziedzictwa oraz ogromnej pasji do futbolu. Stąd wywodzą się trzej sławni śpiewacy argentyńscy: Fito Páez, Litto Nebbia oraz Juan Carlos Baglietto, a także jeden z najbardziej utalentowanych literatów w kraju, rysownik i pisarz Roberto Fontanarrosa, który stworzył postać szlachetnego, lecz pechowego gaucza Inodoro Pereyry, a także w liryczny sposób pisał o futbolu.
W gronie piłkarzy, którzy rozpoczynali swoją karierę w Rosario, znajduje się mistrz świata i późniejszy dyrektor sportowy Realu Madryt Jorge Valdano. Z tego miasta pochodzą również dwaj spośród najsłynniejszych trenerów w historii argentyńskiej piłki: César Menotti i Marcelo Bielsa. „Istnieją miejsca o bogatszej kulturze – zauważył raz Menotti – ale to w Rosario futbol znaczy więcej niż cokolwiek innego. Rosario kocha futbol”.
Zarówno Menotti, jak i Bielsa, każdy na swój sposób, wynieśli piłkę nożną do rangi wyrafinowanej sztuki – za sprawą licznych wypowiedzi o tej dyscyplinie, a także dzięki starannie opracowanej myśli taktycznej i wsparciu, jakie okazywali kreatywnemu indywidualizmowi. Swoim intelektualnym podejściem do piłki, a także skłonnością do ekscentryzmu Bielsa zasłużył sobie na przydomek El Profesor. Do jego uczniów należał Pep Guardiola, który chwilę przed objęciem FC Barcelony udał się z Bielsą na słynny trzydniowy „urlop” w Argentynie, spędzony w całości na piciu, jedzeniu i nieprzerwanych rozmowach o futbolu.
W Rosario pasja do futbolu stworzyła idealne warunki do rozwinięcia się jednej z najbardziej zażartych lokalnych rywalizacji klubowych na świecie – między Rosario Central a Newell’s Old Boys. W okresie dojrzewania Messiego, który dorastał w rodzinie jednogłośnie deklarującej poparcie dla Newell’s, piłka nożna zawdzięczała swoją reputację w równej mierze temu, co działo się na boisku, jak i poza nim – współczesne dzieje tej dyscypliny były splamione korupcją i przemocą, tymi samymi, które niszczyły gospodarkę oraz politykę lokalną i krajową.
Historyczna rywalizacja między Newell’s i Rosario Central często zamieniała się w brutalną walkę między kibicami obu drużyn, zwanymi odpowiednio Leprosos (Trędowaci) oraz Canallas (Kanalie). Przydomki mają swoje źródło w zdarzeniu z lat 20., gdy Newell’s Old Boys zaprosili Rosario Central do udziału w meczu charytatywnym, z którego zyski miały zostać przeznaczone na walkę z trądem – chorobą wciąż pojawiającą się wówczas w północnych rejonach Argentyny i innych państwach Ameryki Południowej. Rosario Central odrzucili zaproszenie, spodziewając się, że zebrane środki ulegną defraudacji. Newell’s uznali jednak decyzję przeciwników za przejaw czystej perfidii.
Od tego czasu kibice Newell’s nazywają rywali „kanaliami”, a fani Central odwdzięczają się, określając swoich przeciwników mianem „trędowatych”. Przezwiska te zaczęły zapełniać mury miasta, wyznaczając przy okazji sympatie klubowe poszczególnych dzielnic. Wrogie grupy kibiców agresywnie broniły swoich nierzadko przecinających się terytoriów, angażując się w nieprzerwaną oddolną wojnę domową. Obie drużyny prześcigały się natomiast w braku przejrzystości i rozliczalności swoich operacji finansowych, niezrozumiałym pozbywaniu się cennych nabytków, wątpliwych inwestycjach w zawodników i nieruchomości – a wszystko to ściśle wiązało się z rozwojem handlu narkotykami i praniem brudnych pieniędzy w latach 80. i 90.
W czasach dzieciństwa Messiego stosunki w lokalnym futbolu były tak złe, że kluby spierały się nawet o dziedzictwo najsławniejszego polityka pochodzącego z Rosario – Ernesto Guevary de la Serny, bardziej znanego jako Che Guevara. Rewolucjonista urodził się w tym mieście w rodzinie z klasy średniej, która niedługo później przeprowadziła się jednak do Córdoby, gdzie Ernesto uczęszczał do szkoły, a potem studiował medycynę.
W swojej biografii Guevary lewicowy argentyński autor Hugo Gambini – skądinąd również były członek partyzantki – twierdzi, że młody Guevara stał się kibicem Rosario Central tylko dlatego, że w nazwie klubu pojawiało się miejsce jego urodzenia i że chciał się odróżniać od swoich kolegów z klasy, którzy w znakomitej większości kibicowali jednej z dwóch potęg z Buenos Aires: Boca Juniors bądź River Plate. Relacjonuje, jak El Che na każde pytanie o swoje pochodzenie odpowiadał z zachwytem: „Jestem rosarino”, chociaż nie wiedział prawie nic o samym mieście i z pewnością nigdy nie widział meczu Central.
W 1952 roku Guevara, 24-letni student medycyny podróżujący motocyklem Norton 500 ze swoim przyjacielem Alberto Granado, miał okazję poznać przyszłą gwiazdę Realu Madryt, Argentyńczyka Alfredo Di Stéfano, który występował wówczas w kolumbijskim klubie Millonarios. Nieogoleni i brudni po wielu dniach spędzonych w drodze, Granado i Guevara poprosili Di Stéfano o bilety na mecz w stolicy kraju, Bogocie, a piłkarz zgodził się chętnie tylko dlatego, że pożałował dwóch młodzieńców, których wziął za doświadczonych przez los rodaków. Był to jedyny raz, kiedy przyszły najsłynniejszy partyzant na świecie i jeden z najlepszych piłkarzy w historii znaleźli się na tym samym stadionie.
Wczesne domowe nagrania wideo, na których Jorge Messi uwiecznił najmłodszego syna rozgrywającego swoje pierwsze mecze, ukazują chłopca znacznie drobniejszego od pozostałych rówieśników, lecz hardego, zdeterminowanego i – zdawałoby się – próbującego naśladować Maradonę, gdy dobiega do piłki i drybluje przez całe boisko z futbolówką przyklejoną do nogi.
Kibicując synowi, gdy tylko nadarzała się okazja, Jorge bardzo często filmował go w akcji, po części dlatego, że młodego Lionela nie interesowało praktycznie nic więcej. Zarazem jednak mężczyzna świadomie gromadził dowody geniuszu najmłodszego syna jako argument w przyszłych negocjacjach – inwestycję w przyszłość chłopca i całej jego rodziny.
Jako członek La Máquiny z młodzieżowej sekcji Newell’s, Lionel został pewnego razu wpuszczony na boisko w trakcie przerwy ligowego meczu seniorów. Na oczach oszołomionego tłumu dał pokaz swoich umiejętności, żonglując piłką przy użyciu obu nóg z niebywałą zręcznością, która od razu przekonała jednego z pierwszych trenerów chłopca, Quique Domingueza, że ma do czynienia z kimś niezwykłym. Działo się to w 1996 roku, a Lionel Messi miał dziewięć lat. Cudowne dziecko zaczynało zwracać na siebie uwagę.
Wielu osobom przychodził na myśl inny geniusz, gdy patrzyli na sztuczki, które Messi potrafił wykonywać z piłką. Gdy przedstawił swój popisowy numer, odbijając piłkę niczym żongler podczas zwycięskiej parady pierwszej drużyny Newell’s, stadion zaczął krzyczeć: „Maradó, Maradó!”.
Tak oto od swojego najwcześniejszego etapu historia Messiego zdawała się w nieunikniony sposób nawiązywać do dziejów poprzedniej legendy. W 1971 roku dziesięcioletni Maradona został wpuszczony na boisko podczas przerwy w pierwszoligowym meczu między Argentinos Juniors i Independiente – również po to, by zachwycić kibiców swoimi sztuczkami.
W 2016 roku spotkałem się z Quique Dominguezem w Rosario. Na emeryturze ten syn syryjskiego imigranta zachował równie korpulentną figurę, co w trakcie kariery trenerskiej (mimo charakterystycznej nadwagi szkoleniowca Messi postrzegał go jako znaczący autorytet. Nazywał go „Świętym Mikołajem”). Quique zachował ujmującą bezpośredniość arabskiego handlarza ulicznego, całkowicie pozbawionego próżności, choć przecież odegrał nie najmniejszą rolę w drodze do sławy ikony futbolu.
„Pierwszy raz zobaczyłem Leo Messiego na żywo w przerwie meczu, gdy ten malutki chłopiec zaczął prezentować sztuczki z większą od swojej głowy piłką, nad którą nigdy nie tracił kontroli. Pomyślałem: »Ten gość jest magikiem, a nie zwykłym piłkarzem«. W ciągu dwóch lat stałem się jego trenerem i zacząłem prowadzić doskonały zespół zwany Klasą ’87. Wszyscy mówili o tym, jak wspaniała to drużyna, w dużej mierze dlatego, że grał w niej jeden szczególny zawodnik, dosłownie z innej planety. Mnie jednak uderzało, jak mały wciąż był w porównaniu z resztą rówieśników. W szatni zawsze zakładał koszulkę tyłem do nas. Później zrozumiałem, że chciał w ten sposób ukryć przed nami, jak bardzo jest drobny, zobaczyłem bowiem jego klatkę piersiową. Była bardzo zapadnięta”.
Wizualnie Messi nie przypominał w tym wieku Maradony – brudnego łobuza, który uciekł z ugoru. Miał jaśniejszą skórę i bardziej zadbane włosy, bynajmniej nie wyglądał jak dziecko ze slumsów, lecz jak chłopiec, który urwał się ze szkoły, by wdziać za duży strój Newell’s, wiszący na nim jak przemoczony płaszcz.
Jeden z filmików ukazuje Messiego w hali sportowej, gdzie juniorzy Newell’s grali siedmiu na siedmiu. Chłopiec porusza się z pewnością siebie i gracją dorosłego zawodnika, nawet jeśli jego koszulka i spodenki są wyraźnie za duże. Widząc miłość młodego Messiego do piłki, Quique i inni obserwatorzy zobaczyli przyszłość – poczuli, że argentyński futbol wciąż ma siłę, by się rozwijać, karmić swoim talentem i wymyślać się na nowo.
Patrząc z perspektywy czasu, Messi będzie się upierał, że jako dziecko nie miał żadnych idoli, ale śledził poczynania Pablo Aimara. Wypowiedź sprawiała wrażenie świadomej próby uniknięcia porównań do Maradony, boga, któremu niewielu Argentyńczyków przepowiadało strącenie z mitologicznego panteonu (i niewielu mu go życzyło). Aimar był dobrym piłkarzem, choć oczywiście pozbawionym wspaniałych umiejętności Maradony. Posiadał jednak cechę, która czyniła go bardziej odpowiednim wzorem do naśladowania dla nieśmiałego, małomównego, opętanego na punkcie futbolu Messiego – był modelowym profesjonalistą, niekojarzącym się ze światem sławy i narkotyków, w którym zanurzył się Maradona po Meksyku 1986.
Podobnie jak młody Cristiano Ronaldo, a wcześniej młody Maradona, Messi nie znosił przegrywać albo gdy sprawy działy się nie po jego myśli. Zdarzało mu się wpadać w szał podczas gry w karty albo gdy nie miał ochoty iść do szkoły, albo kiedy zmarnował okazję na boisku. Jedna ze słynnych rodzinnych historii Messich dotyczy dnia, gdy chłopiec przez nieuwagę dorosłych został sam w zamkniętym domu chwilę przed meczem, w którym zamierzał zagrać. Wolał zbić szybę w oknie dachowym w łazience, przedostać się przez otwór i zejść na ulicę, niż opuścić zaplanowane spotkanie. Dotarł na mecz kilka minut przed końcem meczu, by dowiedzieć się, że Newell’s przegrywają różnicą dwóch bramek. Błyskawicznie wszedł na boisko i w krótkim czasie pomógł zespołowi odrobić straty, strzelając dwa gole, w tym jednego na wagę zwycięstwa.
Jak wspominał w wywiadzie dla gazety „Perfil” jeden z jego kolegów z tamtych czasów, Gerardo Grighini: „Messi był prawdziwym sukinsynem, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Chodzi o to, że kiedy grał, budził grozę – dopadał do piłki i mijał każdego, kogo tylko chciał. W jednym z młodzieżowych Clásicos przeciwko Rosario Central przerzucił piłkę nad tym samym rywalem – robiąc klasyczne sombrero – pięć razy i za każdym razem się przy niej utrzymał. Słyszeliśmy wściekłe krzyki ojca tego obrońcy: »Zabij go, zabij go!«. Ale syn oczywiście tego nie zrobił. Nie udałoby mu się, nawet gdyby chciał”.
Nie tylko na boisku młody Lionel musiał wykazać się hartem ducha. Kiedy zaczął trenować w Grandoli, jego matka często zostawała w domu, by wypełnić codzienne obowiązki w przerwach między zmianami w zakładzie produkującym magnesy. Również Jorge dużo pracował, w rezultacie to ukochana babcia Celia zaprowadzała Messiego do oddalonego o 15 przecznic boiska i z powrotem. I nigdy nie zapominała o wsparciu i słowach zachęty dla drobnego dziecka. Lionel miał zaledwie dziesięć lat, gdy u Celii zdiagnozowano alzheimera. Degeneracyjny charakter choroby wyniszczył ją psychicznie i fizycznie – zmarła krótko przed 11. urodzinami wnuka. Lionel był tak załamany, że w trakcie jej pogrzebu przywarł do trumny, nie mogąc powstrzymać płaczu. „Leo przeżył to tak, jakby stracił część samego siebie” – napisał jeden z wczesnych biografów Messiego, kataloński dziennikarz Toni Frieros.
Jeszcze jedna opowieść z tego okresu wydaje się znacząca. Dziesięcioletni Messi często odwiedzał swojego kolegę, by zagrać w Nintendo z grupą innych chłopców. Przed rozpoczęciem rywalizacji gospodarz wyciągał koszulki różnych klubów piłkarskich i każdy z obecnych mógł sobie wybrać tę, którą danego dnia chciał założyć. Messi zawsze wybierał strój FC Barcelony.