Читать книгу Złoty pociąg - Joanna Lamparska - Страница 7
2
Jak ukryć pociąg?
Оглавление– Pani wie, dlaczego nie mogą znaleźć tego Złotego Pociągu? Bo go czymś przykryli, żeby nie widziały go urządzenia.
– Skąd pani to wie?
– Bo jak kiedyś przemycali z Rosji złoto, to widziałam, jak owijali je w kalkę, i potem żaden wykrywacz ich nie znalazł. Ja z córką też przemycałam, ale ja – proszę pani – miałam kalkę. Owinęłam w nią pierścionki i u wszystkich w pociągu znaleźli złoto, tylko nie u mojej córki. Pod kalką złota nie czuć.
Fragment rozmowy podczas spotkania z czytelnikami
25 sierpnia 2015
Tajny Informator znowu nadaje. W świecie szpiegów amatorów oznacza to, że przekazuje informację SMS-em.
„W Warszawie odbyła się tajna narada dotycząca składu zakopanego koło Wałbrzycha. Pociąg jest pancerny i chodzi tu o bezpieczeństwo narodowe. Jest podejrzenie, że skład może być obiektem, który Niemcy ukryli, aby nie dostał się w ręce Sowietów. To nie znaczy, że niczego tam nie ma. Jest opcja, że może to być osprzęt z fabryki z Wrocławia, gdzie naziści pracowali nad latającym spodkiem Haunebu z napędem antygrawitacyjnym. Równie dobrze może tam być kilkaset ton złota albo gazy bojowe z Brzegu Dolnego. Nie do publikacji. Tajne”.
Rozumiem, że tajne. W końcu informator jest tajny. Narada była tajna. Od pewnego czasu wszystko jest tajne łamane przez poufne. Mija dokładnie tydzień od momentu, kiedy jak grom z jasnego nieba pojawiła się wiadomość, że w trzewiach Wałbrzycha – niczym mityczny potwór – drzemie pociąg z czasów II wojny światowej. Świat oszalał.
Zaczęło się 18 sierpnia 2015. Leniwy poranek nie obiecywał niczego ponad nieznośny upał, a jednak niemal o świcie odezwał się pierwszy telefon. Dzwoniła Sylwia Jurgiel z Polskiego Radia Wrocław.
– Dwóch gości z Wałbrzycha właśnie zgłosiło, że wiedzą, gdzie jest zakopany niemiecki pociąg pełen złota. Skomentujesz?
– Sylwia, wiesz, ilu Złotych Pociągów szuka się na Dolnym Śląsku? To jakaś wakacyjna bzdura – roześmiałam się.
– OK, powtórzę w redakcji. Może rzeczywiście damy sobie z tym spokój.
Po pięciu minutach reporterka odezwała się ponownie.
– Radio Eska już to robi, Zetka też. To my też musimy. Skomentujesz?
O „zaginionym pociągu” słyszałam od dziecka. Ileż to osób było już na jego tropie? Sama nawet brałam udział w jego poszukiwaniach. Ale to przecież legenda. Niemal każdy w niego wierzy, choć nikt go nigdy nie widział. Jest jak potwór z Loch Ness, Wałbrzych bez tego składu to jak Bursztynowa Komnata bez bursztynu, co jednak nie znaczy, że można go sobie tak po prostu „zgłosić”. „Zaginiony pociąg” należy przecież do wszystkich, chyba że… Chyba że… ktoś rzeczywiście w końcu go odnalazł. Tylko jak ten cholerny farciarz to zrobił? I, przede wszystkim, kiedy?
Sylwia zaczęła tłumaczyć. Wałbrzyski portal daminfo.pl dotarł do złożonego pięć dni wcześniej w Starostwie Powiatowym w Wałbrzychu zawiadomienia o „znalezieniu (…) pociągu pancernego z czasów II wojny światowej”. Od razu powiało sensacją, tym bardziej że znalazcy domagali się nagrody. To nie była już fantastyczna pogłoska o jakimś tam skarbie, tu wszystko było czarno na białym. Pismo w imieniu dwóch anonimowych znalazców złożył radca prawny Jarosław Chmielewski, były senator Prawa i Sprawiedliwości.
Prawnik podawał intrygujące szczegóły: „Pociąg ten zawiera prawdopodobnie dodatkowe urządzenia w postaci dział samobieżnych, ustawionych na platformach. Pociąg mieści w sobie także przedmioty wartościowe, cenne materiały przemysłowe oraz kruszce szlachetne”.
Takie informacje mogą pochodzić jedynie od naocznego świadka bądź z dobrej dokumentacji. Nie powiem, poczułam ukłucie zazdrości. Poczuł je każdy, kto kiedykolwiek interesował się tajemnicami przeszłości. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie marzył o znalezieniu skarbu. I to jeszcze takiego.
– Mogę ci jedynie przekazać legendę o pociągu zaginionym koło Wałbrzycha, bo w zgłoszeniu chodzi pewnie o ten skład – powiedziałam Sylwii. Opowiedziałam więc o pociągu, który w kwietniu 1945 roku miał zapaść się pod ziemię gdzieś koło Wałbrzycha. Podobno – w takich historiach wszystko jest możliwe – został ukryty w tunelu, do którego wejście Niemcy potem zamaskowali. W wagonach znajdowało się m.in. ponad 300 ton złota. Skąd to wiem? To przecież jeden z dolnośląskich mitów, wszyscy wiedzą, że było tam 300 ton złota i że pociąg opuścił Wrocław w 1945 roku. Tak samo, jak wszyscy sugerują, że pociąg został ukryty na wysokości 61. kilometra trasy kolejowej z Wrocławia do Wałbrzycha. To okolice wielkiego folwarku, który kiedyś należał do pobliskiego zamku Książ.
W mediach i w środowisku poszukiwaczy zawrzało. Tyle bogactwa zakopanego pod ziemią! Trzysta ton złota! Gazetowe nagłówki krzyczały od pierwszego dnia: Podziemny skarbiec w Polsce!, Nazistowskie sztaby czekają na odkrywców, Złoto dla wytrwałych!
Najwięcej szczegółów podawała „Gazeta Wyborcza”, posiłkując się znanymi każdemu poszukiwaczowi skarbów opowieściami: „Według różnych źródeł w wagonach Złotego Pociągu znajdowały się złoto Wrocławia, Bursztynowa Komnata, część depozytów Centralnego Banku Rzeszy, dzieła sztuki zrabowane w Polsce i Rosji, ewentualnie tajne archiwa III Rzeszy. Chociaż brzmi to nieprawdopodobnie, to pierwsza z opcji jest całkiem możliwa.
Złoto Wrocławia to skrzynie z depozytami miejskich banków. W 1944 roku ministerstwo finansów III Rzeszy wydało zarządzenie, aby cała ludność Dolnego Śląska »zabezpieczyła« swoje oszczędności. (…)
Na liście odnotowano 56 metalowych skrzyń o wadze od 50 do 200 kilogramów, z wiekami uszczelnianymi gumą. I wiele mniejszych, drewnianych. Było ich tak dużo, że stały również na korytarzach wyższych pięter. (…) Niemcy zapakowali skarb do pociągu. Ich składy posiadały działa przeciwlotnicze, a zbombardowane tory łatwo można było naprawić. W każdym wagonie mogłoby się zmieścić nawet 20 ton kosztowności”[1].
W ciągu kilku dni dziennikarze wypełnili po brzegi wagony wałbrzyskiego pociągu wszelkimi możliwymi do wyobrażenia skarbami. Depozyty z końca II wojny światowej! Sztabki oznaczone swastyką! Może sama Bursztynowa Komnata!
– Znalazcy muszą COŚ wiedzieć – tłumaczyły media – skoro ich radca prawny wnioskuje o przyznanie dziesięciu procent wartości ewentualnego znaleziska.
W ekspresowo krótkim czasie, niemal z minuty na minutę, zaginiony pociąg stał się Złotym Pociągiem. I tak mu zostało do końca tej sprawy. Zagraniczna prasa poszła nawet o krok dalej: to „nazi gold train” – skład ze złotem nazistów. Legenda stała się medialnym faktem.
Kim są odkrywcy? Dlaczego nie chcą się ujawnić? Na tym etapie również nazwisko Jarosława Chmielewskiego, ich radcy prawnego, niewiele podpowiadało. Były senator Prawa i Sprawiedliwości, człowiek z szerokimi koneksjami, nigdy dotąd nie pojawiał się na „skarbowej giełdzie”. On właśnie za pośrednictwem portalu onet.pl poinformował, że jego klienci to dwaj mężczyźni – Polak i Niemiec.
„To nie są osoby młode, jakieś przypadkowe, ani typowi »łowcy skarbów«. Są bardzo kompetentni, wykształceni. Zaręczam, że to są poważni ludzie. Pracują w Polsce, płacą tu podatki. Dysponują dużą wiedzą historyczną, fachową (...). Mogę powiedzieć, że moi klienci są bardzo sceptyczni, że to jest właśnie ten słynny pociąg, na którym zostało zdeponowane złoto, inne cenne przedmioty. Z całą jednak pewnością informacja o odnalezieniu pancernego składu mierzącego około 120–150 metrów jest wiarygodna, to wynika z danych technicznych. (…) To może być pusty skład, pociąg pancerny mający po prostu wartość historyczną”[2].
Zaraz, o co tu chodzi? W piśmie radca prawny informuje o cennych kruszcach, teraz mówi, że pociąg może być pusty. Skąd wie, że skład ma ponad 100 metrów długości? I w końcu – do diabła! – jak można ukryć pociąg, który ma 150 metrów długości?! Schować go tak, jak dzieci chowają zabawki? Przecież pociąg to nie igła w stogu siana, to wielka maszyna, która zajmuje mnóstwo miejsca.
Po tygodniu od wybuchu tej pociągowej bomby Tajny Informator nie ustaje w przekazywaniu informacji. W podnieceniu szepcze w słuchawkę:
– Ci dwaj goście, co to zgłosili, mają przechlapane. Interesuje się nimi wywiad i kontrwywiad. Ten pociąg to tykająca bomba. Ich prawnik nie ma lepiej. Musi się strzec.
Od rana do wieczora urywają się telefony. Znajomi, przyjaciele, koledzy, których nie widziałam od podstawówki. Głównie ci, którzy nigdy, przenigdy nie uwierzyliby, że gdzieś pod ziemią może znajdować się wypełniony złotem pociąg.
Dzwoni koleżanka z Opola.
– Mój tato widział cię w telewizji. Gratulacje! Należało ci się!
– Ale co? – pytam nieco oszołomiona.
– No jak to, co?! Podobno znalazłaś Złoty Pociąg!
Powoli, niepostrzeżenie nadchodzi polska gorączka złota. Trochę niesforna, trochę niebezpieczna, a na pewno zupełnie nieprzewidywalna. Czas na atak i zainfekowanie ofiar wybrała doskonale. Na świecie nic się nie dzieje, dopiero za chwilę wybuchnie kryzys związany z uchodźcami. Do tego nadchodzą wybory parlamentarne. Przy blasku złota najłatwiej można się ogrzać.
1 Joanna Dzikowska, Złoty pociąg spod Wałbrzycha. Co w nim jest?, wyborcza.pl, Wrocław 23.08.2015.
2 Kim są „łowcy skarbów”, którzy wpadli na trop zaginionego pociągu na Dolnym Śląsku? Czy szykuje się sensacja na międzynarodową skalę?, onet.pl, 18.08.2015, wywiad udzielony Magdalenie Zagale.