Читать книгу Moja europejska rodzina - Karin Bojs - Страница 5

WSTĘP

Оглавление

Pogrzeb

Moja matka Anita Bojs zmarła, zanim ukończyłam niniejszą książkę. Na nabożeństwo żałobne przyszło wiele osób, znacznie więcej, niż sobie wyobrażałam w najśmielszych marzeniach. Jednakże w głównej mierze byli to przyjaciele i znajomi, członków rodziny pojawiło się tylko paru. Wszyscy krewni zmieścili się w jednej kościelnej ławce na przedzie: mój brat i ja, nasi partnerzy i troje odświętnie ubranych wnucząt.

Był akurat początek lata, w parku obok kościoła położonego w göteborskiej dzielnicy Vasastaden kwitły fioletowe lilaki. Odśpiewaliśmy wszyscy psalm „Den blomstertid nu kommer”*, a po nim „Härlig är jorden”**. Ten drugi wybrałam, ponieważ zawiera dwa wersy, które moim zdaniem działają szczególnie kojąco: „Wieki przychodzą i mijają, po pokoleniu nastaje pokolenie”.

Gdy nadeszła pora na mowę pogrzebową, zwróciłam się bezpośrednio do wnucząt Anity. Pragnęłam, aby z dumą wspominały swoją babkę i jej korzenie – wbrew okolicznościom.

Poznały babkę, kiedy była już starszą i doświadczoną przez życie kobietą. Pożegnała się z dobrze zapowiadającą się karierą w wieku pięćdziesięciu kilku lat, po tym jak wcześniej spadły na nią kłopoty, takie jak choroba, rozwód i uzależnienie, o rozmaitych konfliktach nie wspominając.

Właśnie dlatego postanowiłam opowiedzieć wnuczętom Anity, jak i pozostałym osobom zgromadzonym w kościele, o pierwszej połowie jej życia. Mówiłam zatem o uczennicy, która zbierała same dobre oceny, i o studentce, która dostała się na Karolinska Institutet*** pomimo swojej płci i ubogiego pochodzenia. Mówiłam o skromnych warunkach, w jakich się wychowywała, mieszkając w lokalu nad niewielką wiejską szkołą, w której uczyła jej matka, a moja babka Berta. Choć w ich domu się nie przelewało, zawsze był pełen ludzi, muzyki, sztuki i literatury, a jedyny głód, który Anita odczuwała, był głodem wiedzy.

Pozwoliłam sobie zacytować jej słowa z pamiętnika, który znalazłam podczas porządków. ŚCIŚLE TAJNE – taki napis widniał na okładce, nakreślony dziecięcą ręką. W pamiętniku tym zawarła wspomnienia z letnich wakacji spędzonych w regionie Värmland w domu swojej babki, a mojej prababki Karoliny Turesson. Znajdował się on czterdzieści kilometrów od granicy z Norwegią. Choć w owym czasie szalała druga wojna światowa, nie sposób się tego domyślić z opisów wspólnych zabaw z kuzynami na pomoście krystalicznie czystego jeziora Värmeln.

Ja sama nigdy nie spotkałam ani mojej babki, ani prababki po kądzieli. Z powodu licznych napięć panujących w rodzinie w ogóle bardzo rzadko widywałam się z krewnymi. Być może dlatego tyle czasu poświęcałam na rozmyślanie, kim byli i skąd się wywodzili moi przodkowie. Pragnęłam dowiedzieć się o nich jak najwięcej, odkąd skończyłam dziesięć lat.

Na szczęście miałam okazję zobaczyć kilka razy moich dziadków po mieczu: Hildę i Erica. Wizyty u nich wspominam miło po dziś dzień. Wciąż mam w pamięci przyjemny zapach, jaki unosił się w ich domu w Kalmarze. Na wszystkich ścianach, drzwiach i nawet meblach wisiały obrazy – niektóre namalowane przez Erica. Oboje moi dziadkowie uwielbiali opowiadać historie ze swojego dzieciństwa, jednakże prawie nigdy nie cofali się dalej w przeszłość.

Dopiero jako osoba dorosła zdołałam przy pomocy genealogów ustalić przodków Berty, Hildy i Erica. W młodości uważałam, że nie wypada się interesować historią własnej rodziny, że coś takiego przystoi tylko nudziarzom i kujonom. Z czasem nabrałam większego szacunku dla poszukiwań genealogicznych. I rozumiem już, czemu wiele kultur na całym świecie obraca się tak ściśle wokół antenatów. Tam gdzie nie ma tradycji pisanej, członkowie wspólnoty są w stanie wyrecytować swoich przodków nawet do dziesiątego pokolenia wstecz, to znaczy mniej więcej tyle samo, ile podają wyjątkowo skuteczni szwedzcy genealodzy. Biblia także jest źródłem zawiłych genealogii, z których najstarsze spisano przed ponad trzema tysiącami lat, przy czym wcześniej były długo przekazywane ustnie.

Dziś znacznie łatwiej jest prześledzić swoje pochodzenie niż w czasach biblijnych. Powiedziałabym nawet, że najnowsze odkrycia naukowe uczyniły poważny przełom w tej mierze. Pół wieku temu pierwsi badacze zaczęli porównywać grupy krwi i określone markery genetyczne, aby móc ustalić pokrewieństwo między ludźmi oraz zakres migracji w czasach historycznych. W owym czasie cząsteczka DNA była znana od zaledwie kilku lat, a wystarczająco rozległą wiedzę na jej temat miała bardzo wąska grupa badaczy. Dopiero w 1995 roku poznano cały genom jednej małej bakterii[1]. Wszakże od tamtej pory postęp w genetyce znacząco przyśpieszył. W gruncie rzeczy biotechnologia rozwija się dziś nawet szybciej niż informatyka, aczkolwiek nowinki dotyczące komputerów, telefonów i internetu są w oczach opinii publicznej bardziej widoczne. Informatycy znają prawo Moore’a, według którego – mówiąc w uproszczeniu – wydajność jednostki centralnej podwaja się co dwa lata. Tymczasem zdolność mapowania sekwencji DNA zwiększa się jeszcze szybciej!

Od paru lat można zanalizować cały materiał genetyczny człowieka w ciągu kilku godzin. Naukowcy są nawet w stanie poddać analizie DNA ludzi, którzy nie żyją od dziesiątków, a w jednym czy dwóch przypadkach także od stu tysięcy lat[2]. Badanie, które przed dekadą czy dwiema kosztowałoby miliony, obecnie można przeprowadzić w cenie poniżej stu dolarów[3]. Dzięki niższym kosztom technologia przestała być zarezerwowana wyłącznie dla środowisk naukowych. Od niedawna DNA stało się narzędziem wykorzystywanym również przez osoby fizyczne pragnące ustalić swoją genealogię. Drobne różnice w genomie umożliwiają zidentyfikowanie nieznanych wcześniej dalekich kuzynów, a także krewnych, którzy żyli bardzo dawno temu – w ostatniej epoce lodowcowej, a nawet przed nią.

Na przestrzeni minionych osiemnastu lat pilnie śledziłam przemiany zachodzące w genetyce, głównie jako dziennikarka naukowa najpopularniejszego chyba dziennika w Szwecji, noszącego tytuł „Dagens Nyheter” (Wieści Codzienne). Byłam świadkiem rewolucji, do której doszło w tej dziedzinie nauki, a także początków jej stosowania w kryminologii, w badaniach medycznych i biologicznych, ostatnio zaś także w archeologii i historii.

Niniejsza książka próbuje połączyć dwa odmienne wątki: najnowsze odkrycia dotyczące prehistorii Europy oraz dzieje mojej rodziny. Zbierając materiały, odwiedziłam dziesięć krajów, przeczytałam kilkaset opracowań naukowych i przeprowadziłam rozmowy z około siedemdziesięcioma badaczami.

Obecnie potrafię już wypatrzyć nici łączące moją prababkę po kądzieli Karolinę, moją babkę po mieczu Hildę i mego dziadka po mieczu Erica z wydarzeniami, które rozegrały się w czasach prehistorycznych. Większość z tych nici jest wspólna dla mnie i znacznej części europejskiej populacji.

Zacznijmy od tego, co zdarzyło się nad Jeziorem Tyberiadzkim pięćdziesiąt cztery tysiące lat temu.

* Den blomstertid nu kommer (Nadchodzi kwiecia czas) – popularny XVII-wieczny szwedzki psalm. (Wszystkie przypisy oznaczone gwiazdkami pochodzą od tłumacza).

** Härlig är jorden (Ziemia chwały) – inny szwedzki psalm (297), pochodzący z XIX wieku.

*** Karolinska Institutet – uniwersytet medyczny pod Sztokholmem.

[1] Za pierwszy zsekwencjonowany w pełni genom uznaje się RNA bakteriofaga MS2 z 1976 roku. Jeżeli jednak zawęzimy rozważania tylko do genomów DNA, to i tak odbyło się to 18 lat wcześniej, czyli w 1977 roku (bakteriofag Φ-X174).

(Wszystkie przypisy oznaczone w tekście numerami pochodzą od redaktora naukowego).

[2] Kilka lat temu pojawiła się publikacja pokazująca, że po upływie niecałych 6 tysięcy lat w szczątkach pozostaje tylko 1% wyjściowej ilości materiału genetycznego (zakładając, że warunki, w których przebywały szczątki, były korzystne i zakonserwowały DNA).

[3] Badania w tej cenie nie dotyczą z pewnością całego genomu. W Polsce koszt kompleksowego badania DNA wynosi ok. 10–12 tysięcy złotych.

Moja europejska rodzina

Подняться наверх