Читать книгу Krótka książka o miłości - Karolina Korwin Piotrowska - Страница 12
ОглавлениеSiedemnasty lutego 2003 roku. Gabinet prawnika. Chłodny i bezduszny. Pomieszczenie, w którym zmęczeni ludzie zamykają za pomocą prawa i smętnych paragrafów pewien etap swojego życia. Adwokat spokojnym, jednostajnym głosem czyta warunki rozwodu między Marion i Gillesem. Odczytuje ustalenia w kwestii nazwiska, wspólnego majątku i mieszkania, małżonkowie odwołują też wzajemne pełnomocnictwa do polis na życie, na koniec omawiają kwestię opieki nad ich jedynym synem, Nicholasem. Koszty rozwodu dzielą na pół, podobnie jak koszty honorariów prawników. To wszystko. Tak to się kończy.
Potem oboje, z papierami rozwodowymi w kieszeni, pójdą do obskurnego hotelu, do pokoju z wielkim łóżkiem, które gościło niejedną kochającą się na pożegnanie parę. Nie ma mowy o romantycznym nastroju, jest smutno i lepko, brudnawo, ale on rozbiera się pospiesznie, ona zaś po dłuższej chwili wychodzi z łazienki owinięta ręcznikiem. Jakby się wstydziła. On wtedy zapyta, czy przytyła. Tak, tej miłości już nie ma. „Nie powinnam była tu przychodzić. Bezsens”, powie Marion. Chce wyjść, ale Gilles napiera. Dochodzi do brutalnej sceny seksu wbrew woli Marion, choć pozwala w końcu Gillesowi zrobić to, po co tutaj oboje dobrowolnie przyszli. Ona potem popłacze w łazience, szybko się ubierze, a przed rozstaniem on jeszcze zapyta: „Nie brakuje ci tego?”. Gilles chce wiedzieć, czy Marion kogoś ma, czy to coś poważnego, a ona zapyta tylko o Christine. Gilles jest wyraźnie zmieszany. Czyli to on ma coś „za uszami”. To on zdradził? „Cieszę się, że to załatwione”, mówi Marion, kiedy nerwowo szykuje się do wyjścia, jakby nie mogła wytrzymać w tym pokoju ani chwili dłużej, Gilles powie jej, że dała się po prostu „wydmuchać”, że wygrała, ale też nagle ku jej zaskoczeniu zapyta, czy mogą do siebie wrócić. Nie, nie mogą. Jej twarz mówi wszystko. Mężczyźni podczas rozstania tak rzadko zachowują się z klasą…
Tak kończy się miłość dwojga ludzi. Tak bywa, nie tylko we francuskich filmach, ale i w życiu.
Ale paradoksalnie, na brudnym i obskurnym hotelowym korytarzu, którym idzie samotna, świeżo rozwiedziona i niemal zgwałcona przez byłego męża młoda kobieta, ten film dopiero się zaczyna.
Cofamy się w czasie. Znamy finał, a teraz przekonamy się, jak do tego doszło, dlaczego oni tak się od siebie oddalili. A może nigdy nie byli blisko?
Widzimy scenę z ich ładnego, typowego mieszczańskiego domu w Paryżu, jakiś rok wcześniej, kiedy między Marion i Gillesem już się psuje. Jest pewien nerw, są niedopowiedzenia, jakby coś wisiało w powietrzu; ona pracuje, a on siedzi w domu i opiekuje się synem. Kiedy przychodzą do nich znajomi geje, Gilles ostentacyjnie, po winie i blancie, opowiada przy stole o tym, jak z Marion poszli na orgię seksualną i tam, kiedy ona patrzyła, uprawiał seks z mężczyznami i kobietami. Potem on patrzył, jak ona zmysłowo tańczy ubrana w obcisłą czarną sukienkę z dekoltem. W łóżku zasypiają od razu. Zero bliskości.
Kolejny krok w przeszłość. Marion rodzi, poród jest przedwczesny, jej i synkowi grozi niebezpieczeństwo. Gilles w tym czasie bardzo skutecznie udaje, że go nie ma. Ma wyłączony telefon, nie odpowiada na wiadomości, nie jedzie do szpitala. Zwyczajnie stchórzył. Pod koniec dnia dociera w końcu do szpitala, gdzie rozmawia jedynie z teściami – też skłóconymi i niemogącymi na siebie patrzeć. Nie odwiedza żony. Marion jest sama z potwornym bólem po cesarskim cięciu, ze strachem o przyszłość, z ględzącą matką, nerwowym i stanowczo w tych okolicznościach przesadzającym z ironią ojcem, i dzieckiem zbyt małym, by ośmieliła się je dotknąć. A mąż zadzwoni do niej dopiero w nocy, po nerwowym wypaleniu w samochodzie papierosa. Gadka szmatka, jakby rozmawiali o tym, co ugotować na obiad, a nie o tym, że zostali rodzicami…
Potem ich ślub, z pewnym ciekawym dla Marion incydentem nad jeziorem, i wakacje, podczas których się poznali. To wszystko podzielone włoskimi, ckliwymi piosenkami o miłości, przy akompaniamencie których niejedna miłość się zaczęła, a tutaj, paradoksalnie, oglądamy podzieloną na etapy historię jej końca. Te piosenki są jak smutny kontrapunkt do rzeczywistości na ekranie. Fajne formalne zagranie, które sprawia, że 5x2 nie jest kolejną łzawą opowieścią o tym, jak dwoje ludzi się poznało, pokochało (albo tak im się tylko wydawało), mieli dziecko, mieszkanie, wspólne kolacje i pełnomocnictwa do polisy na życie, ale potem – w następstwie szeregu wydarzeń i obopólnych błędów – wylądowali w gabinecie prawnika od rozwodów.
Francuskie kino obyczajowe ma tę zaletę, że umie opowiadać o relacjach międzyludzkich w sposób prosty (ale nie prostacki), ciekawy (bez ostentacji) i odważny (czasem nawet na granicy szarży, szczególnie w kwestii erotyki). Tak jest tutaj, bo reżyser, François Ozon, słynie z odwagi w podejmowaniu decyzji formalnych i obsadowych. Kluczem do niewątpliwego sukcesu filmu (obok ciekawej formy) jest bowiem obsada.
W roli Marion – Valeria Bruni Tedeschi, jedna z lepszych aktorek francuskich, obdarzona niepokojącą i oryginalną urodą, coś jakby Gillian Anderson, Kate Winslet i Cate Blanchett w jednym. Piękne połączenie. No i z jakim wdziękiem, jak zmysłowo pali papierosy, wręcz szkoda, że ostatnio tak mało na ekranie się pali. Wiem, że to niezdrowe, ale za to naprawdę fotogeniczne… Jako Marion jest wspaniała, ma się wrażenie, że tę postać grają dwie aktorki o innym ładunku emocjonalnym – szczególnie kiedy porówna się sceny porozwodowe z początkiem związku – ogromny, mistrzowski skok emocjonalny, wyraz oczu, twarzy, dosłownie inna kobieta, na początku rozkwitająca, seksowna, zmysłowa, a na koniec przegrana, zmęczona, pozbawiona refleksji. Znakomita, autentyczna rola, wybornie plastycznej i inteligentnej aktorki. Bruni Tedeschi regularnie gra w filmach, jej biografia robi wrażenie, grała między innymi w Czasie, który pozostał François Ozona, Monachium Stevena Spielberga czy Kapitale ludzkim Paola Virzì.
Gillesa zagrał Stéphane Freiss, przystojny, uwodzicielski, seksowny. Wyraźnie w cieniu swojej filmowej żony, choć w epizodzie związanym z narodzinami syna naprawdę dobry. To wielka rzecz tak autentycznie zagrać paraliżujący strach mężczyzny, niepewność przed nowym etapem życia, którego nie da się cofnąć. Na świat przychodzi dziecko, wszystko dzieje się nagle i nieodwracalnie. Oto człowiek, którego powoli zaczyna przerastać scenariusz napisany przez życie, i ta prawda sączy się do jego głowy minuta po minucie. Nie ma odwrotu.
Tę subtelną historię, narysowaną delikatną i intymną kreską powinien zobaczyć każdy, kto myśli, że związek jest „na zawsze”. 5x2 z bezpretensjonalną lekkością i w prosty sposób, ale bez kadzenia pokazuje, jak ulotna jest ta pewność. I jak niewiele potrzeba, aby wszystko skutecznie zepsuć i skończyć z papierami rozwodowymi w kieszeni. Można ten film oglądać wiele razy, bez znużenia i bolesnej przewidywalności, zawsze znajdując dla siebie coś nowego.
Kiedy niedawno go oglądałam, najbardziej polubiłam epizod ze ślubu. Przekonajcie się sami, o czym mówię.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI