Читать книгу Echo milczenia - Kasia Magiera - Страница 8

Lubomierz, niedziela, 19 kwietnia 2015

Оглавление

Agnieszka z salonu obserwowała Mateusza, który w kuchni walczył ze spływającą po nim farbą. Była dopiero godzina czternasta, a ona już miała dość tego przedstawienia. Malowanie ewidentnie nie było najmocniejszą stroną jej męża, a nie pozwolił sobie pomóc.

Tłumaczyła mu, że razem zrobią to szybko i sprawnie, ale upierał się, że na tak małej przestrzeni niepotrzebne są aż dwie osoby do takiej czynności.

Mieszkali w starej kamienicy, w niewielkim mieszkaniu, które otrzymali w spadku po babci Mateusza. Składało się ono z większego pokoju, który pełnił funkcję salonu, malutkiej, ale ustawnej kuchni oraz dwóch małych pokoi. W jednym urządzili sypialnię, a w drugim Mateusz zorganizował sobie biuro. Birkutowie planowali, że w przyszłości stanie się on pokojem dziecka. Na razie czasem nocowała tu Sabina. Agnieszka była szczęśliwa, że posiadali własne mieszkanie, gdyż dzięki temu ich wydatki były dużo mniejsze niż innych osób, które wynajmowały lokale albo miały własne domy, jak choćby Sabina.

Z rozmyślań wyrwał Agnieszkę dzwonek do drzwi. Wstała z kanapy i podeszła je otworzyć. Na progu stała radosna Sabina. Trzymała w rękach dwie butelki wina i szeroko się uśmiechała.

– Przyszłam, bo nie chciałam, aby mnie ominęło kino na żywo – wyjaśniła swoją obecność. – A że pewnych rzeczy nie można oglądać całkowicie na trzeźwo, to mam wsparcie. – Pokazała butelki.

– Wejdź, seans trwa od trzech godzin i nie zapowiada się, że dziś dobiegnie końca – odpowiedziała zrezygnowana Agnieszka.

– Cześć, widzę, że masz też inne talenty, nie tylko informatyczne – Sabina przywitała się z Mateuszem. – To dobrze, bo jak wypełni się rynek pracy w twojej branży, wróżę ci wspaniałą przyszłość w malarstwie abstrakcyjnym.

– Usiądź i napij się wina, kobieto, a oceniać będziesz po skończonej robocie – odpowiedział z uśmiechem, nie przerywając pracy.

Sabina zajrzała do kuchni.

– O kurczę! Nie wzięłam ze sobą szczoteczki do zębów. Widzę, że szykuje mi się tu nocka w oczekiwaniu na to, co obiecujesz. – Wybuchła śmiechem, widząc kuchnię i Mateusza. Ten chlapnął w jej stronę farbą z pędzla.

Rozbawiona przeszła do salonu.

– Będzie dobrze, nie martw się. Zawsze możesz mówić, że te smugi i zacieki to zamierzony efekt twórczy – pocieszała przyjaciółkę z uśmiechem.

Agnieszka przewróciła oczami.

– Lepiej opowiadaj, jak się udał wczoraj w kinie bankiet dla sponsorów. Wybacz, że nie dotarliśmy, ale po zakupach w Jeleniej Górze byliśmy skonani – tłumaczyła się Agnieszka, otwierając butelkę wina.

Sabina usiadła w starym fotelu.

– Niby wszystko było dobrze. Panowała miła atmosfera do momentu, aż pojawiła się Marta z Ryśkiem. Wystroiła się jak na rozdanie Oscarów. Autentycznie była zrobiona w całości – począwszy od włosów, poprzez makijaż, ubranie, paznokcie i dodatki. Aż nie pasowało do okazji i do innych osób – opowiadała szczegółowo Sabina. – Jak to Marta, szybko zaczęła wodzić prym. Opowiadała o zakupach w Paryżu, na których ponoć była w poprzednim tygodniu. Oczywiście musiała co chwilę na głos strofować Kaśkę, że jak na kosmetyczkę i fryzjerkę to słabo wygląda. Miała też uwagi do ubrania Wandy, a Beacie wytknęła wystrój sali. W pewnym momencie Ryszard nie wytrzymał, złapał ją ostentacyjnie za łokieć i wyprowadził z sali. Po chwili Marta wróciła już sama. – Sabina wzięła od Agnieszki jeden z pełnych kieliszków.

– Nie rozumiem tego. Dlaczego te dziewczyny się z nią przyjaźnią? Ona jest zawsze dla nich taka okropna, a one nic się nie odzywają, spuszczają głowy i milczą – zastanawiała się Agnieszka, upijając wina. – Ty z nimi chodziłaś do klasy. Znasz je lepiej niż ja, może to rozumiesz?

– Owszem, chodziłyśmy razem do klasy, a nawet do czasu matury się lubiłyśmy. Stanowiłyśmy paczkę dziewczyn, która dobrze się rozumiała. Każda była inna, dlatego bywało fajnie. Jednak po maturze nasze drogi się rozeszły. Ja wyjechałam do Wrocławia, Wanda i Kaśka wybrały Jelenią Górę, a Beata życie w Holandii. Każda zdecydowała o innym rodzaju kształcenia. Tylko Marta została tu i wyszła za mąż za Ryśka, bo była z nim w ciąży – relacjonowała Sabina, ciągle trzymając kieliszek. – A tak naprawdę, wszystko między nami zmieniło się po wypadku Róży. Dla nas był to szok. A teraz, po piętnastu latach, każda z dziewczyn, prócz mnie, jest uzależniona od Rychlińskiej. Kaśka otworzyła zakład, bo Marta dała jej forsę na rozkręcenie interesu i jest jej cichym wspólnikiem. Choć należałoby raczej powiedzieć, że to Rysiek jest wspólnikiem, to jego pieniądze, a nie Rychlińskiej dały Kaśce możliwość otworzenia biznesu. Wanda pożycza od niej ciągle forsę na leczenie syna, a Beata dzięki Marcie ma duże zlecenia na kwiaty do firm z Jeleniej Góry, a nawet z Wrocławia. Wszystko funkcjonuje wedle zasady „kto ma kasę, ten rządzi” – podsumowała Jankowska.

Nastąpiła chwila milczenia. A po chwili Sabina ponownie się odezwała:

– W pewnym momencie wczorajszego wieczoru zrobiło się dziwnie. Dyrektor Solecka zaczęła pytać mnie o Różę, jak się czuje, jak sobie radzi, kiedy jedzie na leczenie. Każdego to ciekawi, ponieważ to niezwykłe, że mieszkaniec naszego miasteczka budzi się po piętnastu latach śpiączki. – Sabina umoczyła palec w winie i go oblizała. – Zaczęłam jej odpowiadać na te pytania i wspomniałam o szczodrym geście ze strony Króla, na co Marta zbladła i prawie straciła równowagę. Aż burmistrz musiał jej podstawić krzesło, a Wanda pobiegła po wodę. Nie miałam pojęcia, że Król jej tego nie powiedział. Choć z drugiej strony, co w tym takiego dziwnego?

– Myślisz, że chodzi jej o pieniądze? Przecież sama się zaangażowała w zbiórkę funduszy w gminie na rzecz Róży, jak się Róża wybudziła ze śpiączki – stwierdziła Agnieszka, wzruszając ramieniem.

– No tak, ale zawsze lepiej rozdaje się cudze niż własne pieniądze – zauważyła Sabina. – A i jeszcze jeden incydent mnie wczoraj zaskoczył. Po tym, jak Marta doszła do siebie, nagle zniknęła wraz z Beatą, Wandą i Kasią. Gdy wyjrzałam przez okno, bo doszły do mnie jakieś krzyki, zobaczyłam, że wszystkie stoją przed wejściem do kina i o coś się kłócą. I to nie Rychlińska krzyczała na koleżanki, a wręcz przeciwnie, one przekrzykiwały się, kierując jakieś pretensje w jej stronę. Nie słyszałam słów, okna były zamknięte, ale coś musiało je mocno zdenerwować, ponieważ Wanda nawet powstrzymała Beatę, bo ta chciała uderzyć w twarz Martę – opowiadała Sabina.

– O kurczę! To faktycznie zaskakujące. One nie są agresywne, i to jeszcze względem naszej lokalnej matrony. Choć z tego, co twierdzisz, to w swoim towarzystwie nie są takimi potulnymi myszkami. Może ich potulność to tylko publiczna postawa, a tak poza tym, to się umieją bronić i walczyć o swoją godność – zauważyła Agnieszka.

– Zdecydowanie. W dawnych czasach Marta była liderką, ale jak przesadzała, to żadna nie pozostawała jej dłużna, nikt się jej nie bał. Godność każda miała – wyjaśniła Jankowska.

Po chwili milczenia Sabina odezwała się do Mateusza, ale udając, że mówi do Agnieszki.

– A jak mowa o godności, to ciekawe, jak z nią radzi sobie twój mąż? – Wypowiedziała to specjalnie głośniej i z rozbawieniem. Jednak mężczyzna nie zareagował na zaczepkę, naciągnął ostentacyjnie papierową czapeczkę na pomazane farbą włosy i dalej malował.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Echo milczenia

Подняться наверх