Читать книгу Między nami miłość Tom 3 Nierozłączni - Katarzyna Mak - Страница 7
Ona
ОглавлениеZa oknem już świtało, więc teraz to ja przyglądałam się śpiącemu obok mnie Antkowi. Od kilku dni mój świeżo upieczony mąż nie sypiał najlepiej, choć pytany przeze mnie, co jest tego powodem, oczywiście wszystkiemu stanowczo zaprzeczał. Wyraźnie unikał tematu, zupełnie jakby czegoś się obawiał. Czasem też zwodził mnie, że nie może spać, bo wciąż ma na mnie ochotę, co nieustannie mi udowadniał i doprawdy szalenie mi tym schlebiał, ale wiedziałam, że nie był ze mną do końca szczery. Wyraźnie widziałam, że coś go trapiło. Nie chciałabym pisać czarnych scenariuszy i czegoś sobie roić w głowie, ale podejrzewałam, że to coś poważnego, skoro Antek zachowywał się tak dziwnie. Zaczęłam się też niepokoić o jego stan zdrowia, choć w zasadzie chyba nie powinnam, bo mój ukochany wyglądał na zupełnie zdrowego i funkcjonował całkiem normalnie, oczywiście nie uwzględniając tej bezsenności. No i może jeszcze był czasem lekko podenerwowany… rzucał ukradkowe spojrzenia, ilekroć boy zapukał do naszych drzwi bądź kiedy zza okna dobiegł warkot sportowego samochodu któregoś z gości. Może dramatyzowałam, przesadnie analizując każdy jego gest, ale tak bardzo boję się znów go stracić…
Zsunęłam z siebie rękę męża, którą ciasno obejmował mnie niemal przez całą noc, próbując się wymknąć. Nie chciałam go budzić, ale byłam bardzo głodna, a w dodatku pilnie potrzebowałam skorzystać z łazienki. Jednak Antek momentalnie otworzył oczy i przez moment sprawiając wrażenie zdezorientowanego, nadal mnie przytrzymywał.
– Muszę siku – skwitowałam więc, na co z jego oczu natychmiast zniknął cały ten niepokój, który przez ułamek sekundy obnażał stan jego ducha. – Nie obawiaj się, nie zamierzam uciekać – dodałam, cmokając go.
– I tak znalazłbym cię wszędzie, nawet na krańcu świata – odparł, już bardziej przytomnie.
Zaśmiałam się cicho. To było naprawdę miłe i szalenie urocze słyszeć to z ust świeżo upieczonego małżonka.
Po wyjściu z toalety, w której z niewiadomych powodów ostatnio spędzam znacznie więcej czasu niż dotychczas, zastałam go obok wózka, którym obsługa przywiozła nam śniadanie. Antek nie był zupełnie nagi, bo miał na sobie bokserki, a jednak na widok jego skąpo odzianego ciała poczułam te znajome dreszcze w podbrzuszu.
– Nawet o tym nie myśl! – Pogroził mi palcem, prawdopodobnie dostrzegając moje wygłodniałe spojrzenie. – Najpierw śniadanie – nakazał, a następnie podszedł do mnie tak szybko, że zakręciło mi się w głowie. – Wszystko w porządku? – zapytał, obejmując mnie w talii.
Kiwnęłam tylko głową, bo jego bliskość wciąż mnie rozpraszała. Głośno przełknęłam ślinę, gdyż moja wyobraźnia natychmiast poszybowała w rejony odległe od spokojnego spożywania posiłku, choć od biedy można był to podciągnąć pod konsumpcję… Po raz kolejny nie umknęło to jego uwagi.
– Najpierw śniadanie – upierał się. – Zmizerniałaś ostatnio. Chyba rzeczywiście głupim pomysłem było cię zabierać zimą w góry – dodał z przejęciem w głosie.
– Nic mi nie jest – odpowiedziałam, siląc się na uśmiech.
W zasadzie naprawdę nie czułam się najgorzej. Czasem tylko miewałam takie stany apatii, jakby nasilonej senności, ale uznałam, że to normalne. Przecież od dziecka wychowywałam się w słonecznej Hiszpanii, a tymczasem ten utrzymujący się siarczysty mróz czy nazbyt rześkie powietrze mogły we mnie wywoływać reakcję podobną do snu zimowego u niedźwiedzia. Słyszałam o tym ostatnio od jednego z baców, kiedy przechadzaliśmy się po Gubałówce i muszę przyznać, że projekt przespania całej zimy bardzo mi się spodobał. Kiedyś z tatą często wyjeżdżaliśmy w grudniu czy w styczniu do Costa del Sol, gdzie mogłam się wówczas przechadzać w letnich sukienkach. W Barcelonie potrafiło być w zimie kilkanaście stopni, ale na plusie, a nie jak tutaj, w Polsce, dużo poniżej zera.
– Śniadanie! – Antek dał mi lekkiego klapsa w nagi pośladek, kiedy po raz kolejny próbowałam postawić na swoim.
– Jesteś gorszym uparciuchem ode mnie! – Udawałam nadąsaną.
– Dla twojego dobra – odparł, a następnie niemal siłą wcisnął mnie w puszysty szlafrok i posadził na łóżku, obok małego stoliczka po brzegi zastawionego jedzeniem.
Już chciałam protestować, używając trochę głupiego argumentu, że w tym „miśku” będzie mi za gorąco, ale pewnie nie dałby się nabrać raz jeszcze na ten sam numer, bo przecież ostatnio stale słyszał ode mnie, jak tu zimno i jak bardzo brakuje mi palącego hiszpańskiego słońca. Postanowiłam więc dać mu tę satysfakcję i pozwolić mu wierzyć, że się poddaję. Prawda jednak była taka, że musiałam się zmusić, żeby cokolwiek przełknąć, bo nagle straciłam apetyt. Coś dziwnego ostatnio działo się ze mną, ale szybko uznałam, że za taki stan rzeczy odpowiedzialne są zima i mróz za oknem, do którego nadal nie umiałam przywyknąć.
Tymczasem potulnie jadłam wszystko, co nałożył mi na talerz, choć w istocie najadłyby się tym co najmniej dwie osoby, ku ścisłości – dwóch rosłych mężczyzn. Jajka na bekonie, chrupiące rogaliki z masłem i wędzone oscypki z konfiturą żurawinową. Do tego wypiłam niemal dwa kubki kakao i czułam, że za chwilę pęknę. A jeszcze kilka minut wcześniej zdawało mi się, że nie jestem głodna. Moje zmienne, dość nietypowe zachowanie w tej właśnie chwili mogłam przyrównać do pociągu towarowego, który ociężale rusza ze stacji, by raptem nabrać niewiarygodnego pędu. Zupełnie nie pojmowałam własnych reakcji…
– No widzisz, a upierałaś się, że nie jesteś głodna – odezwał się nagle mój mąż, który już od jakiegoś czasu przyglądał mi się z szelmowskim błyskiem w oku.
– Wcale nie upierałam się, że nie jestem głodna – powiedziałam, przeżuwając przyjemnie skrzypiący pod zębami owczy ser. – Po prostu miałam ochotę na deser jeszcze przed śniadaniem – droczyłam się z nim, oblizując ociekające dżemem palce.
– Czy to oznacza, że już przeszła ci na niego ochota?
– Całkiem możliwe – mruknęłam, udając, że jest mi gorąco, więc lekko rozchyliłam poły szlafroka, wachlując się przy tym nieznacznie dla podsycenia atmosfery.
Teraz to on głośno przełykał ślinę, co cholernie mnie kręciło.
– A może pozwolisz, że sam sprawdzę to dokładniej?
– To bardzo niegrzeczne przeszkadzać komuś podczas posiłku. – Zaśmiałam się lekko, a dżem kapnął mi na dekolt.
Tyle wystarczyło, by Antek natychmiast znalazł się obok. Szybko oblizał mi palce z resztek słodkiego musu, po czym, nie czekając na moje przyzwolenie, rozwiązał pasek szlafroka i niezwłocznie zsunął go z moich ramion. Moje serce natychmiast przyspieszyło, oddech stał się płytki, a powieki nieznacznie się przymknęły. Wtedy jego wargi znalazły się w miejscu, gdzie jeszcze sekundę temu kapnęła mi kropelka dżemu. Z moich ust natychmiast wydobył się cichy jęk, który działał na mego męża jak żaden inny dźwięk. Natychmiast pozbył się szlafroka, który wcześniej sam na mnie siłą wpakował, i nie przestając całować piersi, zaczął mnie pieścić w miejscu, które już tylko pod wpływem jego pożądliwego spojrzenia stało się wilgotne. Następnie zjechał ustami pomiędzy moje uda, drżące w oczekiwaniu na ekstazę, której zwyczajnie już nie mogłam się doczekać. Całował mnie, dotykał, stymulował palcami, a ja wiłam się pod nim, chcąc już całego go poczuć w sobie.
– Proszę… – jęknęłam zmienionym głosem, który zdawał się nie należeć do mnie.
Uśmiechnął się wówczas, a następnie z impetem wszedł we mnie i zastygł na moment bardzo głęboko. Czułam rozchodzące się po moim ciele przyjemne dreszcze, mrowienie we wszystkich kończynach, przyjemny prąd rozchodzący się wzdłuż mojego kręgosłupa, a po chwili rozpadłam się na milion małych kawałków…