Читать книгу Modernizm polski - Kazimierz Wyka - Страница 14

Modernizm polski – struktura i rozwój
Wstępne objawy uczuciowości modernistycznej
5. Formy uczuciowości modernistycznej: rozpaczliwy hedonizm

Оглавление

Wśród opisanych sprzeczności nie można było trwać, jeżeli rzeczywiście miały być one odczuwane jako stany bolesne i drażniące. Należało przedsiębrać próby wyzwolenia. Zajmiemy się obecnie tymi próbami, które nie były zwrotem ku pewnym stałym ośrodkom wartości (np. religia, przyroda), ale mieściły się w obrębie specyficznej uczuciowości modernistycznej i w układzie, jaki niżej podamy, są dla tej uczuciowości niezmiernie znamienne.

Parę było furt z kraju modernistycznego cierpienia. Najpierw pragnienie użycia, rozpaczliwy hedonizm, po drugie pragnienie nicości w postaci nirwany lub śmierci, po trzecie eschatologia rozpaczy, po czwarte programowy spirytualizm, wreszcie walczący, dynamiczny estetyzm. Furta najważniejsza.

Pragnienie gwałtownego użycia jest u modernistów hedonizmem ostatecznej rozpaczy. Gra rolę narkotyku budzącego krótkotrwałe zapomnienie. Poeci modernistyczni narkotykiem, jako środkiem odurzenia boleści, w poezji nieraz się posługiwali.

„Przyszło się z »chorą« duszą na świat, szuka się ukojenia, a to już obojętne, jakim środkiem człowiek przed cierpieniem uciec pragnie223”.

Było w tym wyrafinowanie, które pozwalało niezwykle skandalizować filistra, zwłaszcza gdy pod postacią wódki przenoszono je w życie. „Po pijanemu trzeba wszystko robić. Trzeźwy mózg odstąpić filistrom, kramarzom, wolnomyślnym politykom” – powiada Ostap w Dzieciach szatana224. Naturalnie w dotychczasowej powieści polskiej nieraz można się było spotkać ze studium pijaństwa, ale bywał to zawsze obraz niszczącego nałogu, studium ostrzegawcze, żeby tak rzec (por. Poeta i świat Kraszewskiego, Jamioł Sienkiewicza, a zwłaszcza Gorzałka i Von Molken Dygasińskiego, Wysadzony z siodła Sygietyńskiego), podczas gdy w powieściach Przybyszewskiego czy w Próchnie piją wszyscy, co nie powinno ostatecznie dziwić ze względu na środowisko cyganerii artystycznej, w jakim toczy się przeważnie akcja, ale co najważniejsze, piją świadomi obowiązujących w pokoleniu celów nałogu. „Ja pić muszę i piję ciągle od jakiegoś czasu”. – „Ja muszę pić – mnie nie wolno na trzeźwo myśleć – ja bym oszalał”. – „Nie bierz mi pani za złe, że tak dużo piję, ale teraz koniecznie pić muszę225” – i tak ciągle. Żaden z bohaterów Przybyszewskiego nie znajduje uspokojenia w wódce i każdy z nich wie o tym dobrze. Uspokojenie jest pozorne, podniecenie ponure. Najlepiej ilustrują to słowa Szarskiego:

„piliśmy dużo… zalewaliśmy robaka – no, i byliśmy szczęśliwi. Była prawie rozpacznie wesoła, bo nie ma takiej szalonej wesołości, jak rozpaczna wesołość226”.

Ta sprawa widocznie leżała Przybyszewskiemu na sercu tak z osobistych, jak zasadniczych powodów, skoro poświęcił jej szereg stron w Moich współczesnych. Wprowadzone tu rozróżnienie między alkoholem wesołym (vin gai) a alkoholem smutnym (vin triste), to rozróżnienie między normalną (zasadniczo) rolą narkotyków i używek a tą rolą, jaką przypisywali im moderniści227.

Inne narkotyki rzadziej się spotyka. Systematyczny Lange poświęcił im Ballady pijackie, głoszące pochwałę… absyntu, kawy, ponczu, szampana i haszyszu. Najbardziej wśród nich charakterystyczna jest pochwała opium, mającego dawać to zapomnienie o walkach życia, jakiego inni poeci poszukiwali w nirwanie:

Znużony suszą walk nieurodzajną,

Na próżno ciągle pytasz: Czemu, czemu?

I tylko opium ma tę życiodajną

Moc, która ulgę niesie znękanemu.

Narghile, wina, rozkosze haremu

I pieśń – i modły przed jakim fetyszem

To tylko opium różnego systemu,

Lecz śmierć najwyższym jest snem i haszyszem!

—–

Dobrym jest życie. Lecz lepiej takiemu,

Co precz odchodzi. Lepiej śmiertelnemu

Psem być umarłym, niż żywym Jowiszem.

Opium – jedyny to przedsmak edenu,

Lecz śmierć najwyższym jest snem i haszyszem228!


Przy całej miernocie artystycznej tych wierszy sens podobnej pochwały narkotyku jest ten sam, co sens marzeń o śmierci darzącej ukojeniem, które poniżej wskażemy. Tak to sposoby lecznicze, wybiegając z rozmaitych wątków tematycznych, spajają się w tych samych, jednolitych formach uczuciowych. Lekarstwa nie leczą, lecz świadczą.

Narkomanem jest wreszcie Hertenstein i pierwszą część opowieści dla Müllera wygłasza odurzony opium, aplikując je również słuchaczowi:

„To cię prędzej uspokoi, zwróci wyobraźnię w kierunku konkretności, i ani się spostrzeżesz, jak w barwnych obrazach roztopi się twój lęk229”.

Typowy epigon Jan Wroczyński nie obawia się natłoku pochwalnych marzeń narkotycznych, które rozsnuwa suchotnik Kuźma przed „zbawioną” dzięki opium prostytutką Hanką. Czego tam nie ma w zapowiedziach Kuźmy, nim przystąpi do palenia:

„Widzisz, Hanka, ja ci toruję drogę do najsubtelniejszych tajników człowieka… Widzisz, hiperestezja jest oceanem większym od życia obecnego, oceanem, nad którym na białych strunach miesiąca tęsknica gra przedziwne melodie, łabędzie śpiewy, cichą harmonię tęczy, wielkie, głośne pienia kwiatowej woni… a w jasnej wodzie igrają – jak zielone rybki o rubinowych oczach – pogrzebne pieśni zmarłych kwiatów230”.

Takie wydania rozpaczliwego hedonizmu były dość rzadkie, ponieważ zbyt oczywiście świadczyły o niemocy tego pierwszego ze środków leczniczych. Mimo pozornego wyrafinowania teatralny puchar wina wznoszony w górę i okrzyk o dziewczynie dającej swe usta przeważnie wystarczył poetom jako wyraz pełnego hedonizmu w poezji. Złośliwiec mógłby rzec, że wcale ci lirycy nie byli tak wyczerpani i wyrafinowani, jak głosili. Że poezja dość zdrowe natury zdradzała pod maską wyczerpania…

Wśród rozlicznych poetów prym w pragnieniu użycia wiedzie Tetmajer. Jak Przybyszewski urodzony w każdej epoce byłby na pewno pisarzem bólu i tragizmu, choć inne warunki zmusiłyby go do innego wyrazu, tak Tetmajer byłby zawsze poetą miłości. Dlatego w jego poezji argumentacje, które z uczuciowością pokolenia wiążą przyrodzoną jego talentowi wrażliwość erotyczną, są słabsze i nie tyle poetę, ile wspólne odczucia modernistów charakteryzują, natomiast przejmujący wyraz hedonizmu miłosnego wyrasta ponad te odczucia i jest własnością samego Tetmajera. Najpiękniejsze są u niego te wiersze, gdzie w jednolitym kształcie udaje się poecie stopić obydwie strony uczuciowości, z zatarciem jednakże argumentacji łączącej, wiersze, jak ten na przykład:

W tę cichą, senną, wonną noc majową

Czuję twe ręce ponad moją głową —

Słonią mi świat…

O! Gdyby więcej pod rękami twemi

Nie pomnieć życia i siebie, i ziemi,

I złud, i strat…231


Te związki użycia z rozpaczą wypowiadało bardzo wielu liryków232. Uczucie to przybierało u nich szaty bardzo starych motywów, jak horacjańskie „carpe diem”, jak transpozycje Pieśni nad pieśniami czy marzenia o bachicznym szale greckim. Lecz w jakiej bądź byłoby to formie, lirycy modernistyczni nie wykraczają poza postawę zaznaczoną w takich strofach jednego z pomniejszych poetów:

Kiedy otoczysz białymi ramiony

Głowę stroskaną i zmęczoną płaczem,

I zamkniesz skronie w taki węzeł święty,

Zda mi się wtedy, że świat jest zamknięty

W twoim objęciu; że w życiu tułaczem

Szczęśliw zostanę – bo wiecznie natchniony. —

Lecz kiedy zdejmiesz marmurowe ramię,

Bóle i rozpacz wracają na nowo,

Budząc wspomnienia w rozszalałej piersi…

I myślę wtedy, że ci są najszczersi,

Co śmiechem grzebią swą pieśń pogrzebową,

Niosąc na czole ludzkiej hańby znamię233!


Wśród takiego chóru znajdujemy u kilku poetów oryginalną odmianę erotyzmu. Miłość, mająca być lekiem na rozpacz, zawodziła niekiedy w sposób, który jeszcze bardziej pogłębiał smutek modernistów, tym razem nadając mu wyraz nieuleczalnej samotności. To poczucie samotności duchowej opisał Rene Canat w pięknej książce234, ono wreszcie było dla kilku poetów i dla Przybyszewskiego ostatnim etapem upojenia miłosnego. Znali to uczucie Wincenty Brzozowski, Słoński, Dębicki, Tetmajer235, przede wszystkim zaś Stanisław Brzozowski w przedziwnym, pełnym modernistycznej skłonności do niezwykłego dreszczu Ukrzyżowaniu cielesnym:

Dusza ma cierniem uwieńczona,

Na białym krzyżu twego ciała

Przybita pragnień mych gwoździami,

Schyliwszy głowę, z wolna kona.

     Ja sam, jak Judasz Iskariota,

     Za twój namiętny pocałunek,

     Na dreszcz wydałem ją konania…

     Ach, mnie przeraża ta Golgota!236


Ta niemożność całkowitego zjednoczenia z drugą istotą stanowi w Tetmajera „fantazji psychologicznej” pt. Otchłań przeżycie główne, które na próżno pragnie zatłumić bohater. Ujrzawszy, że jego żona poczyna kochać kogo innego, walczy o jej miłość, ale po to jedynie, by dojść do przekonania:

„Czy ja nie rozbijam się o kobietę jak woda o skałę, które się nigdy nie zleją w jedno, nie zharmonizują, nie zdźwięczą w wspólną jedność, a kobieta o mnie jak wiatr o wodę, którą może porwać, zamącić, wzburzyć, ale której nigdy nie może zniweczyć w swej istocie237”.

Przede wszystkim jednak ta niemożność całkowitego posiadania drugiej istoty stwarza najboleśniejsze cierpienie miłości u Przybyszewskiego. Jest to dla niego najważniejszy bodaj powód, dlaczego „miłość tylko peryferycznie może być szczęściem”, jak pisał Brzozowski. U Przybyszewskiego nie ma ani śladu hedonizmu miłosnego w formach uprawianych przez poetów pokolenia, ale za to opisywaną postawę wyraża on z niezwykłą siłą. Fatalizm miłości w dramatach Przybyszewskiego powstaje wprawdzie z innych pobudek niż ta obcość mężczyzny i kobiety, ale w prozie, w manifestach i poematach wizja miłości dlatego jest tragiczna, ponieważ miłość tylko w nader krótkotrwałych chwilach albo też zgoła nigdy nie osiąga swojego celu zatarcia granic pomiędzy dwiema jaźniami. Nie ma komunii dusz, jest tylko wieczne ich rozdarcie.

U Przybyszewskiego to stanowisko tłumaczy się czerpanym z Schopenhauera pojęciem miłości jako metafizyki utrzymania gatunku, w której mężczyzna liczy się jedynie jako samiec, podczas gdy pragnąłby bezskutecznie liczyć się jako indywidualność równorzędna. „Kobieta rodzi, a mężczyzna kocha. Kobieta nie kocha nigdy, nigdy; jej wystarcza rodzenie238”. Kobieta przewyższa mężczyznę, ponieważ w niej gatunek przechowuje swoje trwanie. Mężczyźnie wydaje się, że uda mu się osiągnąć całkowite stopienie dusz i indywidualności. Im bardziej zanurza się w tym pragnieniu, tym więcej poprzez jego namiętności rządzi nim wola gatunku. Chwila najwyższej ekstazy jest chwilą zupełnej, choć nieświadomej zgody z prawami gatunku. Dopiero moment odpływu namiętności ukazuje mężczyźnie, że był jedynie narzędziem poruszanym prawami gatunku. Odpływ taki budzi gorycz przeciw kobiecie za to, że zwiodła właściwie mężczyznę. Gorycz przetwarza się u Przybyszewskiego w inwektywy przeciw drugiej płci, w powtarzania słów ojców Kościoła, że miłość i kobieta są grzechem, podnietą popędów najniższych, służebnicami szatana etc. Nauka Kościoła o grzechu cielesnym spaja się w jedno przekonanie z zawodem czytelnika Schopenhauera, pouczonego o tym, że niewiasta bliższa zamiarom gatunku i bardziej samicza wywiodła mężczyznę w pole, poprzez upojenie spełniła ślepą wolę gatunku. Stąd tyle u Przybyszewskiego bolesnego przekonania o nieprzenikliwości duszy kobiety w miłości, tyle znamion nieuniknionego, choć niezawinionego losu, ku któremu poprzez wszelkie ekstazy zdąża miłość: istoty, które walczą o siebie i wywalczają wiarę, że kresem miłości jest samotność.

Stąd wreszcie ten pozornie dziwaczny ideał Androgyny, Dwój-Jedni, mężczyzno-kobiety, w której przestaną istnieć granice płci. Androgyne na tle tego sporu miłości tłumaczy się jako idealna transpozycja, rozwiązanie walki płci, niemożliwe do dokonania w zwykłym świecie.

„Dla artysty-wybrańca miłość to bolesna, pełna trwogi świadomość nieznanej strasznej siły, która dwie dusze rzuca na siebie i pragnie je zlać w jedno, to intensywne cierpienie, w którym dusza się łamie, bo czynu Nowego Testamentu, czynu tego stopienia się w jedno, czynu absolutnego androgynizmu dokonać nie może239”.

Jeśli nie Androgyne, o której marzy się w poemacie pod tym tytułem, w Wigiliach i w Homo sapiens, to przynajmniej powrót do chuci pierwotnej, mimo że to chuć, rozszczepiona na dwa pierwiastki płciowe, jest sprawcą bólu miłosnego.

„Gdy nie wiem, czy istnieję, i stracę panowanie nad zmysłami – gdy tysiące lat powrotną falą przez mózg się przelewają, a ja na chwilę odczuwam się w całej przemożnej nagości mego bytu i z powrotem odzyskuję moją siłę rozrodczą, tak że staję się atomem, co sam siebie zapłodnić pragnie, kiedy krew wszechświata pieniącą się strugą leje się w żyły moje – wtedy odczuwam nieskończone bezgraniczne szczęście, szerokie i głębokie jak atmosfera, co nad światem zaległa240”.

Spór i samotność płci tylko w kosmicznych rozmiarach mogą się uciszyć, dlatego tyle ekstatycznego krzyku, wielkich, ostatecznych słów być musiało w twórczości Przybyszewskiego.

W warstwie hedonizmu modernistycznego mieszczą się więc składniki rozmaitego pochodzenia: jest tu i wiecznie aktualne pragnienie miłości, tyle że w postaci nasyconej znużeniem, w którym odczytać można elementy uczuciowości romantycznej, i nowsze pouczenia naturalizmu. Elementy pierwsze to tęsknota za miłością absolutną, za spotkaniem się dusz wybranych, tęsknota unicestwiona naturalistycznym widzeniem w miłości jedynie zgody cielesnej. Są w tej warstwie dalej oszołomienia sztuczne, przyniesione przez urbanistyczną kulturę wieku, odświeżają się wreszcie i służą pokoleniu dawne schematy literackie. Zespół więc dosyć niejednolity, ale zwarty: i domagający się wspólnego traktowania, kiedy go umieścić w całej strukturze modernizmu. Prąd literacki, jak prąd rzek prawdziwych, niesie odłamy rozmaitych brzegów, ale niesie w kierunku sobie tylko właściwym.

223

Przyszło się z „chorą” duszą na świat (…) uciec pragnie – S. Przybyszewski, Moi współcześni, II, s. 57 (Wśród swoich). [przypis autorski]

224

Po pijanemu trzeba wszystko robić (…) powiada Ostap – S. Przybyszewski, Dzieci szatana, Warszawa 1927 (wyd. Lektora), s. 125. Por. ponadto toasty Hertensteina w Próchnie (Berent Pisma, II, s. 145, 148). [przypis autorski]

225

Ja pić muszę i piję ciągle od jakiegoś czasu (…) teraz koniecznie pić muszę – pochodzenie cytatów: Ostap w Dzieciach szatana, s. 125; Szarski w Synach ziemi, wyd. „Tygodnika Ilustrowanego” (b.m. i b.r.), III, s. 77; Falk w Homo sapiens, Warszawa 1923, II, s. 8. Nos w Weselu, będący jak wiadomo portretem przybyszewszczyka, takie same podaje powody swego pijaństwa, jak Falk, Szarski i Ostap:

Piję, piję, bo pić muszę,

bo jak piję, to mnie kłuje;

wtedy w piersi serce czuję,

strasznie wiele odgaduję.


(S. Wyspiański, Dzieła, Warszawa 1927, IV, s. 170).

[przypis autorski]

226

piliśmy dużo (…) rozpaczna wesołość – S. Przybyszewski, Synowie ziemi, I, s. 77. [przypis autorski]

227

Wprowadzone tu [w Moich współczesnych] rozróżnienie między alkoholem wesołym (vin gai) a alkoholem smutnym (vin triste), to rozróżnienie między normalną (zasadniczo) rolą narkotyków i używek a tą rolą, jaką przypisywali im moderniści – alkohol smutny to „alkohol ludzi, którzy przychodzą na świat obarczeni jakimś przekleństwem, ludzi niezdolnych do życia bez tej fatalnej protezy, jaką jakiśkolwiek środek narkotyczny stanowi… Dla tych ludzi jedynie, ludzi urodzonych pod znakiem straszliwego Saturna i trucicielskiego Księżyca, których dusze szatan pławi w ciemnym morzu melancholii, szarpiącej tęsknoty i bezustannego, dławiącego smutku, alkohol staje się – nałogiem… Omamem i złudzeniem chwilowa ulga w cierpieniu – szalbierczy środek, który na chwilę łagodzi ból, by go jeszcze więcej spotęgować” (Moi współcześni. Wśród swoich, s. 53–54, 56). [przypis autorski]

228

Znużony suszą walk nieurodzajną (…) Lecz śmierć najwyższym jest snem i haszyszem! – A. Lange, Poezje, II, s. 29–30. [przypis autorski]

229

To cię prędzej uspokoi (…) roztopi się twój lęk – W. Berent, Próchno [w:] Pisma, III, s. 117. [przypis autorski]

230

Widzisz, Hanka, ja ci toruję drogę do najsubtelniejszych tajników człowieka (…) pogrzebne pieśni zmarłych kwiatów – J. Wroczyński, Gawoty gwiezdne, Lwów 1905, s. 103 (opowieść Zwyciężyła; Jesiennej, strzaskanej harfy zgrzyt). [przypis autorski]

231

W tę cichą, senną, wonną noc majową (…) I złud, i strat… – K. Tetmajer, Poezje, S. I, s. 143. [przypis autorski]

232

związki użycia z rozpaczą wypowiadało bardzo wielu liryków – por. A. Lange, Poezje, I, s. 27; A. Lange, Rozmyślania, Kraków 1906, s. 116; Z. Dębicki Ekstaza, Lwów 1898, s. 22–25, 122, 127; E. Słoński Wybór poezji, Warszawa 1911, s. 69–79 (Pieśń nad pieśniami); E. Leszczyński, Radość samotna, Warszawa 1923, s. 9; W. Perzyński, Poezje, wyd. II, Warszawa 1923, s. 37; W. Wolski Nieznanym, Warszawa 1902, s. 189–197 (Bachanalia); F. Mirandola, Liber tristium, Kraków 1898, cykl Carpe diem; J. Wroczyński Gawoty gwiezdne, Lwów 1905, s. 47–48. Nawet Staff zna to upojenie, por. Sny o potędze, Pisma, Warszawa 1931, I, s. 86. [przypis autorski]

233

Kiedy otoczysz białymi ramiony (…) Niosąc na czole ludzkiej hańby znamię – K. Sterling, Nastroje, Warszawa 1900, s. 22–23. [przypis autorski]

234

To poczucie samotności duchowej opisał Rene Canat (…) – R. Canat, Du sentiment de la solitude morale chez les romantiques et les parnassiens, Paris 1904. [przypis autorski]

235

poczucie samotności duchowej (…) było dla kilku poetów i dla Przybyszewskiego ostatnim etapem upojenia miłosnego. Znali to uczucie Wincenty Brzozowski, Słoński, Dębicki, Tetmajer – W. Korab-Brzozowski Dusza mówiąca, Warszawa 1910, s. 40, 44; E. Słoński Wybór poezji, Warszawa 1911, s. 100–101; Z. Dębicki, Noce bezsenne, s. 110–111; K. Tetmajer, Poezje, III, s. 74. Wiecznie samotni. Trzecia strofa wiersza pod tym tytułem brzmi:

Wiecznie samotni!… nawet w takiej/ chwili, gdyśmy spleceni razem ramionami

z kobietą dusze i ciała złączyli,

gdy z nią przeniknąć pragniemy się wzajem,

jej serce bierzem i jej serce dajem:

jesteśmy sami.


[przypis autorski]

236

Dusza ma cierniem uwieńczona (…) Ach, mnie przeraża ta Golgota – S. Brzozowski, Nim serce ucichło, Warszawa 1910, s. 3. [przypis autorski]

237

Czy ja nie rozbijam się o kobietę jak woda o skałę (…) zniweczyć w swej istocie – K. Tetmajer, Otchłań, s. 6. [przypis autorski]

238

Kobieta rodzi, a mężczyzna kocha. (…) jej wystarcza rodzenie – S. Przybyszewski, Homo sapiens, I, s. 154 (słowa Mikity). [przypis autorski]

239

Dla artysty-wybrańca (…) czynu absolutnego androgynizmu dokonać nie może – S. Przybyszewski, Na drogach duszy, Kraków 1902, wyd. II, s. 49. Omawiany problem podobnie ujmuje M. Herman, Un sataniste polonais Stanislas Przybyszewski, Paris 1939, s. 208. Nie wykazując znajomości książki Hermana, o satanizmie Przybyszewskiego pisał Stanisław Kolbuszewski Stanisław Przybyszewski: Problem satanizmu, w tomie Romantyzm i modernizm, Katowice 1939, s. 307–315. [przypis autorski]

240

Gdy nie wiem, czy istnieję (…) co nad światem zaległa – S. Przybyszewski, Requiem aeternam, Lwów 1904, s. 16. Falk cierpi, ponieważ nie może stać się wyłącznie chucią, jak prostacki Iltis: „Twoja chuć jest całkiem niezależna od mózgu, jesteś jak hydromeduza, która nagle odrzuca ssawki, opatrzone narzędziami płciowymi, i śle je, by szukały samicy… Boże, jakiś ty szczęśliwy… ale ja nie zazdroszczę ci tego szczęścia… Cierpię z mojej własnej winy, cierpię, bo mój umysł stara się objawić swe głębie, wytworzyć łączne ogniwa, które by mnie sprzęgły z wszechświatem, z całą naturą… Cierpię, bo nie mogę się stać naturą, bo nie mogę zlać, stopić w sobie tego, co jest moją drugą połową kobiety” (Homo sapiens, I, s. 135). [przypis autorski]

Modernizm polski

Подняться наверх